niedziela, 20 maja 2018

Rozdział 5


Kolejną już godzinę, staram się ułożyć jakiś sensowny i rozsądny plan przygotowań tego nieszczęsnego ślubu i wesela, który nie wykończy mnie do reszty nerwowo. Wystarczy już, że ostatnio chodziłam nieustannie rozdrażniona i lepiej było schodzić mi z drogi. Inaczej można było się narazić na moje bardzo niemiłe zachowanie. Starałam się, aby moje osobiste zaszłości z siostrą i złość, że dałam się wplątać w tą całą pomoc, nie odbijały się na niczemu winnych osobach. Ale odnosiło to marny skutek.








Wszystko to, było spowodowane tym, że powoli traciłam już pomysły, co zrobić aby zdążyć ze wszystkim na czas. Wydawało się to właściwie niewykonalne. W dodatku, byłam prawie pewna, że będę musiała przedłużyć swój urlop i pobyt w rodzinnym mieście, co wcale nie nastrajało mnie optymistycznie. 

Nie dość, że cała ta sytuacja w jakiej się znalazłam, była dla mnie wystarczająco niekomfortowa. To dodatkowo z każdym następnym dniem, lista rzeczy do zrobienia zamiast się zmniejszać, wyłącznie zwiększała swoją objętość.
Ilekroć coś zostało pozytywnie rozwiązane, na to miejsce pojawiały się kolejne sprawy nie cierpiące zwłoki. 
Wszystko było na mojej głowie. Wieczorami kładłam się spać, bardziej zmęczona niż po najcięższych dniach pracy w redakcji. W dodatku od głównej zainteresowanej, nie usłyszałam nawet jednego słowa dziękuję. Nie dość, że poświęcałam jej sprawom, cały swój wolny czas, to jeszcze praktycznie ze wszystkiego chodziła niezadowolona, uważając że można było zrobić coś lepiej.











Wybrałam sobie po prostu, świetny sposób na spędzenie urlopu. Byłam święcie przekonana, że wrócę z niego w gorszej kondycji i mniej wypoczęta niż było to przed jego rozpoczęciem. Ale to wyłącznie wina braku mojej asertywności, której nie udało mi się do tej pory nauczyć, co niektórzy, bardzo chętnie wykorzystywali.





Byłam wściekła na Melanie, że wyznaczyła tak bliski termin uroczystości, nie mając nic wcześniej zaplanowane.
Jakby tego było mało, sama nie kiwnęła nawet palcem w jakiejkolwiek kwestii. Potrafiła wyłącznie wydawać rozkazy i nakazy innym. Zwłaszcza mojej osobie. Nieustannie zmieniała zdanie, co do poszczególnych kwestii. Przez co już trzy razy, odwoływałam i zamawiałam inną kompozycję bukietu, z jaką miała pojawić się przed ołtarzem. 
Czasami byłam na granicy wybuchu. Powstrzymywałam się wyłącznie ze względu na jej ciążę i świadomość, że nie powinna się teraz denerwować, bo szkodzi to jej i dziecku. Starałam się tłumaczyć sobie jej zachowanie, szalejącymi hormonami, czy zwyczajnym stresem przed ślubnym. Ale czasami jej wredność, przechodziła wszelkie granice.








Nadal nie docierała do mnie w pełni świadomość, że wkrótce zostanę ciocią, a ojcem tej małej istotki będzie mężczyzna, którego wbrew samej sobie i jakiejkolwiek racjonalności nadal kochałam. Co było największą pomyłką i błędem mojego życia. Nie dość, że od dawna nie miała do tego prawa, to w dodatku po tym, co się między nami wydarzyło. Powinnam go nienawidzić, ale głupie uczucia od kiedy tylko przejęły kontrolę nad rozsądkiem. Nie ustępowały i nie pozwalały mi w pełni uwolnić się od przeszłości. Choć stawała się ona, coraz bardziej odległa. 





Dopisując kolejne zadania do wykonania na mojej liście. Nie mogłam uwierzyć, że ślub wymaga załatwienie, aż tak wielu spraw. Obecne przygotowania, skutecznie zniechęciły mnie do zawierania małżeństwa w następnych, kilkunastu latach. Nie wyobrażałam sobie, że znowu będę musiała przechodzić przez to szaleństwo. Na szczęście na razie mi to nie groziło. Nie widziałam w pobliżu, żadnego zainteresowanego kandydata i nie zanosiło się, że wkrótce takiego spotkam. Nie miałam na to ochoty, a dodatkowo nigdy nie mogłam narzekać na tłum wielbicieli. W przeciwieństwie do mojej siostry, mną praktycznie nikt się nigdy nie interesował.
Samej było mi dobrze i mimo że czasami czułam się samotna, nie miałam zamiaru niczego zmieniać. Nie chciałam po raz kolejny, boleśnie się rozczarować. 





Gdy kolejna rzecz, którą muszę zająć się jutro. Jaką jest, zamówienie tortu weselnego, ląduje w moim notatniku i planach na jutrzejszy dzień. Mam ochotę zwyczajnie rzucić to wszystko w diabły i wrócić do siebie do Londynu. Nie przejmując się niczym.
Powoli miałam tego dość. Mimo że mama i Stephan, próbowali mi pomóc najbardziej, jak się tylko dało. Na niewiele się to zdawało.








Moja rodzicielka była ograniczona wyłącznie do udzielania drobnych wskazówek i porad, wciąż nie mogąc opuszczać naszego domu. Telefonicznie nie dało się załatwić, zbyt wiele. Co wykluczało ją z większości przygotowań. Ku jej ogromnemu niezadowoleniu. Nie mogła się pogodzić z tym, że nie zorganizuje ślubu swojej kochanej córce. 

A przyszły pan młody, niestety nie był najlepszym doradcą, podczas wyboru dekoracji, czy nie wielkich pamiątek dla zaproszonych gości.








Poza tym, starałam się jak najmniej korzystać z pomocy Stephana. Nie czułam się dobrze w jego towarzystwie, nie potrafiąc oddzielić naszych nie do końca wyjaśnionych spraw z przeszłości od współpracy, do której zostaliśmy właściwie zmuszeni.

Każde nasze spotkanie, wyglądało koszmarnie. Upływało w głównej mierze na milczeniu, albo moich nieprzyjemnych odpowiedziach na jakiekolwiek jego pytanie. Byłam nieuprzejma i często bardzo niemiła. Ale inaczej nie potrafiłam. Gdy tylko patrzyłam na niego, wszystko do mnie wracało. Jego obietnice, wyznania, czy chociażby nasze wspólne chwile. Często pogrążałam się we wspomnieniach, zapominając że osoba odgrywająca w nich główną rolę nie należała do mnie, a mojej siostry. I nie powinnam, choćby przez ułamek sekundy o tym zapominać. Nie byłam, jak ona. Dlatego nie potrafiłabym odebrać jej kogoś, kto miał dla niej jakiekolwiek znaczenie. 




Moje rozmyślania nad fatalnym położeniem w jakim się znalazłam. Zostają przerwane, gdy drzwi od mojego pokoju się otwierają, ukazując w nich postać Melanie. Zaskakuje mnie jej obecność, ponieważ przy kolacji słyszałam, jak podobno była strasznie zmęczona i miała zamiar od razu iść spać. Poza tym, ostatnio nie miałyśmy tematów do wspólnych, wieczornych pogawędek. Czasy, gdy coś takiego miało miejsce. Dawno się skończyły. Dlatego tym bardziej, byłam zdziwiona jej obecnością. 





- Rose, jeszcze nie śpisz? - pyta z dziwnym zdenerwowaniem. Spoglądam na zegarek, ale godzina nie była jakoś wybitnie późna. Dochodziła z ledwością dwudziesta druga. Nie rozumiałam dlatego jej zdziwienia. 
- Nie, chcę to skończyć. Dopiero wtedy się położę - odpowiadam jej spokojnie, nie mając pojęcia, dlaczego wygląda jakby była z tego powodu niezadowolona. Co ją to obchodziło, o której chodzę spać?
- Daj spokój, skończysz to jutro. Nie powinnaś się tak przemęczać. To źle wpływa na twoje samopoczucie. Połóż się i spróbuj odpocząć. Jeśli chcesz, mogę ci przynieść ciepłego mleka. Zawsze ci to pomagało w zaśnięciu - proponuje z uśmiechem skierowanym w moją stronę, którego nie widziałam u niej od niepamiętnych czasów. Nie wiedziałam, skąd u Melanie ta dziwna i niespodziewana troska o mnie. Coś mi w jej zachowaniu, wyraźnie nie pasowało. Była niecierpliwa, przesadnie miła i za wszelką cenę, próbowała mnie przekonać do pójścia spać. Dlatego miałam zamiar sprawdzić, co się za tym kryje. Ona wyraźnie coś kombinowała. Zbyt dobrze ją znałam. Nawet, jeśli ona myślała inaczej. 




- Chyba masz rację. Tak, zrobię. Dzisiejszy dzień, był wyjątkowo męczący - dla niepoznaki, odkładam swoje rzeczy na biurko i kładę się do łóżka.
- Śpij dobrze. Dobranoc - siostra żegna się ze mną pośpiesznie. Zadowolona z takiego obrotu sprawy. 
- Dobranoc, Melanie – odpowiadam z udawaną grzecznością, gasząc większość świateł w pokoju. 





Przez następne półgodziny nasłuchuję, każdego najmniejszego szmeru w domu. Nic się jednak nie dzieje. Gdy powoli zaczynam przekonywać samą siebie, że moja siostra miała tym razem dobre intencje i naprawdę się o mnie martwi. Słyszę, jak drzwi od jej pokoju się otwierają. Zamykam w pośpiechu oczy, kiedy ponownie uchyla drzwi prowadzące do mnie, aby zapewne sprawdzić, czy rzeczywiście śpię. Następnie zmierza cichym krokiem na dół, jakąś minutę później opuszczając dom.
W pośpiechu podchodzę do okna, patrząc jak Mel szybkim krokiem i w całkiem eleganckiej sukience, udaje się tylko w sobie znane miejsce. 









Nie rozumiałam tego. Gdzie ona mogła o tej porze pójść? W dodatku robiła wszystko, aby nikt się o tym nie dowiedział. Martwiłam się o nią. Nie dość, że nie powinna sama chodzić po nocach, to była jeszcze w ciąży. Zamiast dbać o siebie, urządzała sobie tajemnicze, nocne wyjścia. Przez chwilę podejrzewam, że moja siostra spotyka się z kimś w tajemnicy. Ale staram się nie wyciągać pochopnych wniosków. Takie oskarżenia, nie powinny być rzucane bezpodstawnie, a ja nie miałam żadnych dowodów. Na dodatek nie mieściło mi się głowie, że mogłaby romansować z kimś na boku. Przecież miała zaraz wyjść za Stephana w dodatku spodziewała się jego dziecka. Nawet ona nie mogłaby być, aż tak wyrachowana i podła.




Dość wczesnym rankiem, schodzę w pośpiechu po schodach. Chcąc, jak najszybciej napić się kawy i wyjść z domu. Czekał mnie pracowity dzień, ale na nieszczęście zaspałam przez czekanie na to, kiedy wróci Melanie. Po drugiej zmęczenie mnie pokonało i usnęłam, dlatego nie miałam pojęcia, o której wróciła i czy w ogóle to zrobiła. Ponieważ przed chwilą, nie było jej w pokoju należącym do niej.









Wchodzę do kuchni, zastając przy stole wyłącznie mamę. Która, jak zawsze ma obojętną minę i nie wykazuje przesadnej radości na mój widok. 

- Rose, usiądź. Powinnaś coś zjeść - patrzy na mnie z niezadowoleniem, gdy nalewam sobie tylko kawy. Pijąc ją na stojąco przy blacie kuchennym.
- Nie mam na to czasu. Muszę zamówić tort w tej ulubionej cukierni Mel. Gdzie są kluczyki od twojego samochodu? Będzie mi potrzebny - pytam, rozglądając się po kuchni. Wiedząc, że najczęściej tutaj, mają one swoje miejsce.






- Skarbie, Mel go wzięła. Musiała wcześniej wyjechać do Berlina. Dziś z samego rana, dostała pilny telefon. Podobno coś tam przyśpieszyli. Ma wrócić na weekend za tydzień - w sekundę ogarnia mnie złość. Co ona sobie w ogóle myślała? Byłam pewna, że kłamała i wcale nie wybrała się do żadnej pracy. Tym bardziej, że wczoraj gdzieś zniknęła. Byłam pewna, że to wszystko jest ze sobą związane. Oczywiście mama, ślepo jej we wszystko wierzyła. W przeciwieństwie do mnie.







- W takim razie, jak ja mam cokolwiek załatwić? Doskonale obie wiedziałyście, że potrzebny będzie mi samochód. Mel mogła, pojechać pociągiem. To w końcu jej ślub i powinno jej bardziej zależeć, aby wszystko było zorganizowane, jak należy - mówię nieprzyjemnie. Podniesionym głosem. Przestając nad sobą, znowu panować. 

- Przecież Stephan może cię wszędzie zawieść. Ma ci w końcu pomagać - patrzę na nią z niedowierzaniem. Nie wierząc, że naprawdę to powiedziała.

- Mamo, kiedy ty w końcu zrozumiesz, że nie mam ochoty spędzać z nim czasu. Zwracam się do niego o pomoc, dopiero w ostatecznej konieczności. A teraz mówisz mi, że mam spędzać z nim całe dnie? Jak ty sobie to wyobrażasz? Czy to tak trudno zrozumieć, że chcę mieć z nim, jak najmniej wspólnego? - dlaczego w tym domu, wszyscy próbowali decydować za mnie? Uważając, że wiedzą wszystko najlepiej. 
- Myślałam, że skoro zgodziłaś się z nim współpracować, to nie masz już żadnego problemu z jego towarzystwem. Przepraszam, mogłam się nad tym zastanowić - mama wydawała mi się autentycznie skruszona. Przez co, część mojej złości na nią zniknęła.
- W porządku. Ja też przepraszam. Może nie powinnam się tak unosić. Teraz i tak, nic już nie zmienimy. Zaraz pójdę do Stephana i poproszę go o pomoc. Widzimy się popołudniu - żegnam się z nią i wychodzę z lekkim zawahaniem na zewnątrz. Zapowiadał się kolejny, okropny dzień.









Wolnym krokiem, udaję się do świetnie znanego mi domu, położonego obok. 
Stoję przed jego drzwiami, nie potrafiąc zebrać się na odwagę i zapukać. W przeszłości robiłam to tysiące razy, ale teraz nie miałam na to najmniejszej ochoty. Rozważam nawet pójście na pieszo do tej cukierni, gdy ktoś wyręcza mnie w podjęciu decyzji. 







Słyszę bardzo dobrze znany mi głos, osoby stojącej za mną. Odwracam się więc z delikatnym uśmiechem. Ciesząc się, że mam okazję się z nią spotkać. 

- Dzień dobry - witam się z mamą Stephana. Która jest wyraźnie zaskoczona moją obecnością w tym miejscu. Była jedną z niewielu osób, we wszystko wtajemniczonych. 

- Rose, jak dobrze cię w końcu widzieć. Minęło tyle czasu od naszego ostatniego spotkania. Wejdź, porozmawiamy przez chwilę. Pewnie dużo się u ciebie zmieniło - zaprasza mnie do środka, a ja z chęcią przyjmuję zaproszenie. Rozglądam się po znajomych wnętrzach. Pomagając zanieść kobiecie, zakupy do kuchni. 




- Przyszłaś do nas w jakiejś konkretnej sprawie? Pewnie coś związanego ze ślubem. Jestem dla ciebie pełna podziwu, że w ogóle się zgodziłaś. W końcu mój syn, tak okropnie cię zawiódł. Chciałabym cię za niego przeprosić, mam w końcu do tego okazję. Zupełnie nie wiem, co on sobie myślał i jak mógł zrobić coś takiego - ewidentnie jest wściekła na niego. Miło było mieć świadomość, że przynajmniej jedna osoba jest po mojej stronie.
- Naprawdę nie musi pani za nic przepraszać. W końcu, to nie pani wina. Było, minęło. Wszyscy musimy pójść naprzód i zapomnieć o tym, co się wydarzyło. Stephan i Melanie za chwilę zostaną małżeństwem, a mnie już nic do tego. Teraz muszę skupić się na przyziemnych rzeczach i zająć własnym życiem - uśmiecham się smutno. Nie potrafiąc do końca ukryć swojego żalu. 
- Rozumiem. Miałam jednak nadzieję, że to wszystko inaczej się potoczy. Stephan jest na górze. Pewnie, jeszcze śpi. Możesz do niego iść i spróbować go dobudzić. Wiesz, że to graniczy z cudem. Ja muszę niestety wyjść - proponuje. Niechętnie, ale zgadzam się na to. Wiedząc, że inaczej mogłabym czekać, przynajmniej do południa. Mając świadomość, że mam do czynienia z okropnym śpiochem, który gdy nie był zmuszony wcześnie wstawać, potrafił przesypiać pół dnia. 

- Do widzenia, pani – żegnam się z nią. Patrząc, jak opuszcza dom.

 - Do widzenia, Rose. Liczę, że jeszcze się spotkamy. 






Pukam niepewnie do pokoju Stephana. Czekając, aż zaprosi mnie do środka. Kiedyś nie musiałam tego robić, wchodziłam tutaj właściwie, jak do siebie. Teraz za nic bym się nie ośmieliła, zrobić czegoś takiego. Ponawiam więc swoją poprzednią czynność, tylko tym razem głośniej. Słysząc w końcu, jakieś poruszenie za zamkniętymi drzwiami.







Sekundę później, staję na przeciwko zaspanego i nie do końca jeszcze obudzonego Stephana. Który wpatruje się we mnie z niezrozumieniem.

- Rosie, co ty tutaj robisz? Coś się stało? - pyta, przecierając swoje oczy. Nie mogłam zaprzeczyć, że wyglądał w tej chwili okropnie uroczo. Szybko, jednak pozbywam się tej myśli ze swojej głowy. 
- Właściwie, to tak. Potrzebuję twojej pomocy. Muszę dostać się do cukierni, a Melanie zabrała samochód. Wiesz, że wyjechała wcześniej? - pytam, będąc ciekawa. Czy powiadomiła go o tym.
- Nic mi o tym nie wiadomo. Melanie rzadko kiedy, tłumaczy mi się z tego, co robi. Zresztą, nie wymagam tego od niej - słyszę zrezygnowanie w jego głosie. Widziałam po nim, że nie był szczęśliwy w tym związku. Ale było już stanowczo za późno na odwrót.
- To już wasza sprawa. Ja się nie wtrącam. To co, pomożesz mi? - zmieniam szybko temat, aby nie wdrażać się w szczegóły jego związku z moją siostrą. Sam dokonał wyboru i związał się z nią. Choć od kiedy się tylko poznali, nie potrafili się ze sobą porozumieć.
- Jasne, daj mi pięć minut. Poczekasz na mnie na dole? - kiwam głową na znak zgody. 




Droga do cukierni, upływa nam w ciszy. Ja nie byłam chętna do rozmowy, a Stephan wyraźnie nie chciał na mnie naciskać. Byłam z tego zadowolona. Wystarczyło, że musiałam przebywać w jego towarzystwie, przez następne kilka dni. Rozmyślam nad tym, co może ukrywać Mel i jak się tego dowiedzieć. Natura dziennikarki daje w tym wypadku o sobie znać. Zawsze chciałam o wszystkim wiedzieć i odkrywać nie do końca przyjemną prawdą, którą ktoś próbował ukryć.








Gdy dojeżdżamy na miejsce, bez słowa wysiadam i podążam szybkim krokiem w stronę właściwego budynku. Wiedziałam, że byłam już spóźniona, a wyznaczony czas na spotkanie z jej właścicielką. Która odpowiadała za przyjmowanie takich zamówień, dawno minął. Liczyłam jednak, że nie będzie miało to większego znaczenia. 





Kilka minut później, wychodzę stamtąd okropnie zdenerwowana. Okazało się, że będę musiała czekać ponad godzinę na powrót właścicielki, gdyż musiała pilnie wyjść. Miałam dość tego dnia i pecha, jaki mnie prześladował.
Przez złośliwość losu i egoizm mojej siostry. Kolejne plany zostały zniweczone i wywoływały następne opóźnienia. 
- Tak szybko, wszystko załatwiłaś? - Stephan patrzy na mnie ze zdziwieniem.
- Problem w tym, że nic nie załatwiłam. Musimy poczekać, co najmniej godzinę. Za chwilę po prostu oszaleję. Wszystko robi mi na złość - informuję go z bezradnością w głosie.
- Uspokój się. Przecież to nie koniec świata, że coś przeciągnie się trochę w czasie. Na pewno, uda się nam ze wszystkim zdążyć. Naprawdę mogę ci pomóc, musisz tylko tego chcieć. A teraz możemy przez ten czas na przykład iść na krótki spacer. Nie musimy rozmawiać, jeśli nie chcesz. Po prostu, chodź - zgadzam się w końcu na jego pomysł. Zaczynając iść za nim, niedługo potem zrównując swój krok z jego.




Spacerujemy w milczeniu, pomiędzy jedną uliczką, a drugą. Po jakimś czasie, zaczyna mi jednak ciążyć, panująca między nami cisza i pierwsza postanawiam ją przerwać.
- Nic się tutaj nie zmieniło, odkąd byliśmy dziećmi. Miło od czasu do czasu, powrócić do takiej stabilności. Szczególnie, że w Londynie nieustannie się coś dzieje. Czasami już za tym nie nadążam - odzywam się, zaskakując tym mojego towarzysza.
- Jak ci się tam w ogóle wiedzie? Jesteś szczęśliwa? - pyta z nieukrywaną ciekawością.
- Jest w porządku. Mam dobrą pracę, na mieszkanie też nie mogę narzekać. Chyba na dobre się tam zadomowiłam - odpowiadam zgodnie z prawdą.
- Twoja kariera dziennikarki, też nabiera tempa. Coraz częściej publikowane są artykuły twojego autorstwa, ale nie ma się czemu dziwić. Każdy był świetny - zupełnie mnie zaskakuje tym, że śledził mój rozwój zawodowy.
- Naprawdę je wszystkie przeczytałeś? - nie dowierzam. Przecież nawet moi rodzice, nie zadali sobie tego trudu.
- Oczywiście. Nie mógłbym sobie tego odpuścić. Od zawsze wiedziałem, że ci się uda. Może niekoniecznie w Anglii, ale nie wszystko możemy przewidzieć - z łatwością, wyczuwam w jego głosie żal i tęsknotę za przeszłością.
- Ty też nie możesz, narzekać na swoją karierę. Może nie odnosisz, jeszcze zwycięstw. Ale robisz, znaczne postępy. Jeśli pójdzie tak dalej, to wkrótce doczekasz się wielkich sukcesów - mimowolnie przyznaję się, że ja także śledziłam jego dokonania To zwyczajnie, było silniejsze ode mnie.




- Szkoda tylko, że na gruncie prywatnym. Nic nie jest tak, jak być powinno - mówi tak cicho, że ledwo go słyszę.
- Wiesz, chyba nie jestem odpowiednią osobą do rozmowy na ten temat - staram się unikać wszystkiego, co związane jest z jego związkiem z Mel. A także naszą przeszłością.
- Rose, przepraszam cię za wszystko, co ci zrobiłem. Za wszystkie krzywdy i cierpienia. Nigdy nie powinienem był, zrobić ci czegoś takiego. Ale byłem tak zraniony i zły, że chyba chciałem się zwyczajnie odegrać. W dodatku Melanie była wtedy przy mnie i starała się mnie pocieszać. Aż w końcu jej uległem i się stało. Potem wszystko, potoczyło się już samo. Z biegiem czasu, naprawdę bardzo tego żałuję. Popełniłem okropny błąd - niewiele rozumiałam z jego słów. Choć wydawały się one szczere. Wynikało z nich jednak, że w którymś momencie zaszło jakieś ogromne i do tej pory, niewyjaśnione nieporozumienie.
- Stephan, o czym ty mówisz? Za co chciałeś się odegrać? Nic z tego nie rozumiem - proszę o jakieś, obszerniejsze wyjaśnienia. Niestety w momencie, gdy mam je otrzymać. Zaczyna dzwonić mój telefon. Odbieram go, otrzymując informację o powrocie osoby, na którą tutaj czekałam.






- Muszę iść i załatwić w końcu ten tort. Jest jeszcze masa innych rzeczy, które na nas dzisiaj czekają - mówię z niechęcią, że przerwano nam rozmowę, która mogła w końcu odpowiedzieć na męczące mnie od lat pytania.

- Dobrze. Ale dokończymy tą rozmowę? Może wieczorem? - nie ustępuje. Widocznie jemu, także zależy na wyjaśnieniu sobie wszystkiego.
- Chyba nie mamy wyjścia. Najwyższy czas, zamknąć za sobą pewne sprawy - odpowiadam nie pozostawiając mu złudzeń. W końcu, tak naprawdę nie ważny był już powody tamtych wydarzeń. One i tak nic nie zmienią w kontekście obecnej rzeczywistości. Zbliżający się wieczór, nic między nami nie zmieni. Pewnych rzeczy, nie da się zwyczajnie naprawić, czy wybaczyć.

5 komentarzy:

  1. Ale mnie denerwują te przygotowania do tego ślubu. To jest jakieś jedno wielkie nieporozumienie. Rose ma przerąbane. Nawet ciężko wczuć się w jej sytuacje bo to jest dla mnie jakieś nierealne. Ja w życiu nie zgodzilabym się na takie coś, a ona biedna brnie w to i co gorsza to wszystko się na niej odbija. Malanie i mama mają niezły tupet że to na nią zrzuciły. W ogóle ta mama to jakaś niemyslaca...w ogóle wszyscy oprócz Rose i czasem Stephana mnie wkurzaja. 😂
    Podejrzewam że Malanie ma romans. Stroi się w jakieś sukienki i wychodzi po nocach, a podobno jest w ciąży. Ciekawe jakie ciąży. Chyba urojonej!
    Stephan no nawet tym razem mnie do siebie przekonał. Tylko denerwuje mnie ta jego bierność. Skoro żałuje tego wszystkiego to niech pokaże to Rose, a nie on tylko o tym gada, gada, gada. Rozmowa nic nie wskora! Znaczy może leciutko, bo wyszły już nieporozumienia za którymi na bank stoi Mel 😑 no ale wkurzaj mnie ta jego bierność, niech on działa!
    Zobaczymy co się wydarzy, bo szykuje się rozmowa. Ciekawe o co w tym wszystkim chodzi.
    N

    OdpowiedzUsuń
  2. Z jednej strony cieszę się że Mel wyjechała przynajmniej Stephan pobedzie trochę z Rose .Z drugiej ta dziewczyna po prostu ma tupet. Ślub za niedługo A ona sobie wyjeżdża jak gdyby nigdy nic. No ale w końcu ma przy sobie naiwna Rose która robi wszystko co każe.Tak , mnie irytuje nawet Rose. Nie wiem czy nie najbardziej z całego tego towarzystwa. Tą swoją uległością i spełnianie wszystkiego czego sobie Mel zażyczy. To jakiś obłęd.
    Rozmowa Rose o Stephana zmierzala w dobrym kierunku. Czy ten telefon musiał zadzwonić? 😉 Mam nadzieję ze skończą ją wieczorem. Oni muszą sobie wszystko wyjaśnić. I razem niech poślą Mel do diabła. Jestem pewna że ona ma romans. Nie ma innej możliwości.I albo dziecko jest kochanka ,albo w ogóle to nie ma. Bardziej skłaniam się tu opcji nr. 2.
    Proszę pisz szybciutko bo ja bardzo chcę już tą rozmowę 😊 Bardzo, bardzo 😉 Pozdrawiam i czekam 😊

    OdpowiedzUsuń
  3. Rose wciąż kocha Stephana, a na jej barkach spoczywa organizacja jego ślubu z jej siostrą, która w wersji oficjalnej spodziewa się jego dziecka... Ja się pytam, skąd Rose ma na to siłę? :( Ta sytuacja jest tak przykra i bolesna, że w żadnym stopniu nie wyobrażam sobie tego, co ona musi czuć... Straszne to jest :( W dodatku z organizacją tego pseudo ślubu zmaga się sama, bo Mel ma to wszystko gdzieś, mama za bardzo nie da rady pomóc, a Stephan to wiadomo... Nie rozumiem Mel oraz rodzicielki dziewczyn, naprawdę. Mel jest zepsutą dziewczyną, która nie zwraca uwagi na nic oprócz siebie i sądzi, że tylko ona jest najważniejsza, a rodzicielka zachowuje się tak, jakby miała tylko jedną córkę. No przecież to jest okropne. Za każdym razem, gdy czytam o Mel to same niecenzuralne słowa mi się cisną na usta... No serio, jak można być tak podłą, zimną i wyrachowaną osobą?? I co ona znów knuje? Jakieś podejrzane spotkania w środku nocy, nagły tygodniowy wyjazd? Ani trochę mi się to nie podoba, niestety... Szkoda, że Rose usnęła, może by ją przyłapała na jakimś gorącym uczynku :D
    Z niecierpliwością czekam na szczerą rozmowę Rose ze Stephanem. Oni muszą sobie w końcu to wszystko wyjaśnić, bo Leyhe ma nieuzasadniony żal, a Rose nie ma pojęcia, o co chodzi i co się stało. Znaczy Mel się stała, tego jestem pewna. Jakie to wszystko jest trudne :(
    Nie mogę się doczekać nowego rozdziału!
    Pozdrawiam i weny ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Rose nadal kocha Stephana. To widać, słychać i czuć. Oczywiście próbuje sobie wmówić, że go nienawidzi, że nie chce mieć z nim nic wspólnego, ale prawda jest taka, że to uczucie nadal jest żywe. Mam nadzieję, że kiedy wszystko w końcu się wyjaśni, to Rose nie będzie uciekała przed Stephanem, tylko da mu szansę.
    Zresztą on też wydaje się nadal ją kochać i chyba strasznie żałuje tego, co zaszło między nim i Melanie, tego co zrobił. Myślę, że kierowały nim wtedy zazdrość i tęsknota, próbował sobie jakoś to wynagrodzić. Tylko pytanie dlaczego? Co takiego zrobiła Rose, że chłopak chciał się oderwać? Strasznie ciekawi mnie, jak przebiegnie ich rozmowa.
    Bardzo tajemniczo zachowuje się też Melanie. Nie dość, że jest skrajnie irytująca ( jak zawsze) to jeszcze coś ukrywa. Mam wrażenie, że to ma jakiś związek z ciążą. Czyżby Stephane nie był ojcem dziecka? Ale przecież wszystkim wydawało się, że jej na nim zależy. Czuję jakiś większy przekręt. Strasznie ciekawi mnie, kiedy wszystko się wyjaśni i co się tak naprawdę dzieje.
    Bardzo polubiłam mamę Stephana. Fajnie, że Rose ma kogoś po swojej stronie w tym bałaganie. Może mogłaby pomóc dziewczynie w organizacji ślubu? Choć biorąc pod uwagę to, że niespecjalnie lubi Melanie, to pewnie wolałaby żeby do ślubu w ogóle nie doszło.
    Ogólnie, to mam nadzieję, że teraz z pomocą Stephana, Rose będzie miała łatwiej i szybko wszystko ogarną. I że Melanie w końcu się ogarnie jeśli chodzi o wymagania.
    Dużo weny życzę i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam
    Violin

    OdpowiedzUsuń
  5. Co raz więcej pytań, tajemnic i dziwnego zachowania Melanie. Dziewczyna coś ewidentnie kombinuje. Jestem wręcz pewna że zaszła w ciążę, o ile na prawdę w niej jest, żeby Stephan do niej wrócił. Bo to ewidentny powód tego ślubu i ich męczenia się ze sobą. Zadaje sobie jednak jedno pytanie ... po co? Dlaczego ona to robi i co jej to daje, skoro go nie kocha. Bo to jest przecież pewne! Jest aż tak zepsuta i samolubna, że robi to na złość siostrze? Stephanowi? Nie rozumiem tego kompletnie. A może jest jeszcze coś? Ugh, znów wprowadzasz mnie w stan detektywistyczny xD O ile coś takiego istnieje.
    Cieszę się że Rosie spotkała starą znajomą. Nareszcie ktoś "normalny" :D Słowa Katy rzucają nowe światło na tą sytuację. A raczej pojawiają się nowe pytania haha.
    Matka dziewczyn oczywiście nadal mnie irytuje. Miałam nadzieję, że po ich rozmowie i po tym jak Rosie wywaliła jej wszystko co leży na jej sercu, kobieta coś zrozumie. A tu jak grochem o ścianę! Zmusza wszystkich do tworzenia iluzji idealnego życia i szczęścia, zamiast pomyśleć o dobrze swoich dzieci, ugh. Matka Stephana traktuje i rozumie ją lepiej.
    Podziwiam ją. Na prawdę. Ja na pewno w takiej sytuacji nie zgodziłabym się na ten cyrk. Musi przygotować ślub mężczyźnie, którego nadal kocha. Co za ironia losu! Kompletnie nie potrafię sobie tego wyobrazić, ale z drugiej strony tak wyglądało jej całe jej życie.
    Czekam na ich szczerą rozmowę!
    <333

    OdpowiedzUsuń