wtorek, 29 maja 2018

Rozdział 7



Gdy za oknami, zaczyna świtać. A słońce powoli wschodzi, zapowiadając jeden z kolejnych, dosyć przyjemnych wiosennych dni.
Wpatruję się w sufit własnego pokoju bez większego celu. Leżąc na swoim łóżku, mam ogromną ochotę, schować się gdzieś przed całym światem. Zniknąć stąd na dobre i rozpocząć swoje życie na nowo. Oddzielając całą swoją dotychczasową przeszłość, grubą kreską. Dużo trudniej było jednak, zamienić słowa na czyny. W końcu nadal znajdowali się tutaj ludzie, którzy byli dla mnie ogromnie ważni. Pomimo, że praktycznie wszyscy bez wyjątku, zadali mi ogrom cierpienia. Z przeróżnych powodów. 




Czuję kolejną falę łez, spływających po moich policzkach, kończących swoją drogę na doszczętnie przemoczonej już poduszce. Dziwiłam się samej sobie, że potrafiłam jeszcze w ogóle płakać. Skoro przez ostatnie kilka godzin, nie robiłam nic innego. Myślałam, że zdążyłam wypłakać już wcześniej wszystkie łzy. Jak widać, znowu się pomyliłam.
Jednak nawet płacz, nie potrafił przynieść mi ukojenia. Czułam się bezsilna i pozbawiona jakiejkolwiek nadziei, że cokolwiek można, choćby spróbować naprawić. To był koniec. Kochałam ze wzajemnością człowieka, z którym nie mogłam być. Którego okrutny i podstępny los, odebrał mi w wyjątkowo banalny sposób. Przez manipulację i intrygę, jakich dopuściła się Melanie. 
Najgorsze było w tym wszystkim, że nie straciłam tylko Stephana.
Wczorajszego wieczoru, także moja siostra stała się dla mnie, praktycznie obcą osobą. Byłam pewna, że nigdy nie wybaczę Melanie, tego co mi zrobiła. Nie chciałam mieć z nią, już nic wspólnego. Wyzbyłam się resztek złudzeń, że może kiedyś uda się nam odbudować siostrzaną więź, a ona zrozumie swoje błędy i przeprosi za wszystkie wyrządzone krzywdy. Do tej pory, chyba zbytnio ją przeceniałam w swojej ocenie. Uważając, że musi posiadać jakieś skrupuły i uczucia. 




Ubiegłą, kompletnie nieprzespaną przeze mnie noc. Spędziłam na rozmyślaniu i pogrążaniu się w coraz większej nienawiści i rozpaczy. Przeklinałam wszystko i wszystkich dookoła. Żałując, że ponownie postawiłam, choćby krok w tym mieście. Od samego początku, wiedziałam że nie powinnam tu wracać pod żadnym pozorem. Niosło to za sobą, zbyt wiele cierpienia i przykrych wspomnień. Ale jak zawsze, próbowałam się oszukać i udowodnić samej sobie, że wszystko będzie dobrze i poradzę sobie z ponownym powrotem do przeszłości. Miałam więc za swoje. Byłam, jeszcze bardziej rozbita niż przed dwoma laty, kiedy związek Mel i Stephana wyszedł na jaw.




Teraz, gdy znałam już całą prawdę, dotyczącą tamtych wydarzeń, które sprawiły że jakaś część mnie, bezpowrotnie odeszła. Czułam się fatalnie. Chciałam cofnąć czas i nigdy nie dowiedzieć się, jak było naprawdę.
Zwyczajnie łatwiej było mi żyć, gdy myślałam że Stephan, nigdy tak naprawdę mnie nie kochał i z premedytacją okłamywał. Romansując z Mel za moimi plecami. Lepiej czułam się bez świadomości, że moja siostra była podstępną manipulantką, która zniszczyła mi życie.
Nie rozumiałam motywacji Melanie. Czym się kierowała, niszcząc naszą relację ze Stephanem. Nie miałam nawet pewności, czy ona rzeczywiście kiedyś go kochała, miałam co do tego coraz więcej wątpliwości. Być może był wyłącznie jej kolejnym celem, który chciała osiągnąć. Tylko coś w jej planie zawiodło i nieplanowanie zaszła w ciążę, co wszystko skomplikowało. Nie potrafiłam wyobrazić sobie ich wspólnego życia, jakie będą musieli podjąć ze względu na dziecko. Wiedziałam tylko, że na pewno nie chcę być tego świadkiem. Nie zniosłabym tego widoku i myśli, że mogłam być na miejscu mojej siostry. 




Wczesnym rankiem, biorę się w końcu w garść. Otwieram swojego laptopa, próbując zarezerwować pierwszy najbliższy bilet do Londynu. Nie mogłam zostać tutaj, ani dnia dłużej. Musiałam się odciąć raz na zawsze od wszystkiego, co było związane z moją siostrą. Zbieram więc w pośpiechu, wszystkie moje rzeczy do walizki, wrzucając je tam na oślep. W ostatnim czasie, stałam się mistrzynią w ucieczce przed problemami. Nie potrafiłam już inaczej. Nie byłam zwyczajnie w stanie, zmierzyć się z bolesną rzeczywistością i ją zaakceptować.





Schodzę na dół z zamiarem pożegnania się z rodzicami. Obawiałam się, że znowu nie zobaczymy się przez długi czas. Chyba, że sami postanowią mnie w końcu odwiedzić. 
Zastaję ich w kuchni, gdzie spożywają w ciszy śniadanie. Ostatnio panowała między nimi napięta atmosfera, co zaczynało mnie niepokoić. Nie chciałam, aby ich dotychczas bardzo zgrane i udane małżeństwo, zostało wystawione na próbę przeze mnie i Melanie.






- Chciałam się z wami pożegnać. Wracam dziś do siebie. Przepraszam, ale nie mogę dłużej zajmować się ślubem Mel. Nie po tym, czego się dowiedziałam. Możecie jej przekazać, gdy wróci że w życiu nie spodziewałabym się po niej takiej podłości - rodzice wpatrują się we mnie z nieukrywanym szokiem, zupełnie zaskoczeni moją, tak niespodziewaną decyzją.
- Rose, o czym ty mówisz? Dlaczego chcesz wyjechać? Proszę cię, uspokój się. Porozmawiajmy na spokojnie - jako pierwsza odzywa się mama, która odzyskuje zdolność mowy.
- Tu nie ma już o czym rozmawiać. Wszystko jest jasne. Melanie zniszczyła parę lat mojego życia, a ja głupia mimo wszystko, chciałam jej jeszcze pomóc. W ogóle nie powinnam tutaj przyjeżdżać. To od początku był fatalny pomysł. Każdy doskonale o tym wiedział. Chcę wiedzieć, jeszcze tylko jedno. Wiedziałaś o jej podłych kłamstwach, za pomocą których odebrała mi Stephana? - próbuję zachować spokój, ale na niewiele się to zdaje. Patrzę na swoją rodzicielkę,ale znowu przez dłuższy czas milczy. Próbując uniknąć spojrzenia mi w oczy. Domyślam się więc, że zna całą prawdę. Nie mogłam uwierzyć, że tak łatwo to zaakceptowała i nadal sprzyjała Mel. Po tym wszystkim, co mi zrobiła. Jak ona mogła tak postąpić i zachować się gorzej niż moja siostra. 
- Nie musisz odpowiadać. Twoje milczenie jest wystarczającą odpowiedzią. Chyba już wiem po kim Melanie odziedziczyła swój charakter. Jest taka sama, jak ty. Myśląca tylko o sobie. Nie chcę znać, ani jej, ani ciebie - wypowiadając te słowa, czuję że łzy znowu zbierają się w moich oczach.
- Czy ktoś może mi wytłumaczyć, o co w tym wszystkim chodzi? - tata pyta zupełnie zdezorientowany. Patrząc to mnie, to na swoją żonę.
Chyba jako jedyny, nie orientował się w tych wszystkich tajemnicach i kłamstwach. Ja jednak, nie miałam zamiaru mu tego tłumaczyć. Ktoś inny powinien to zrobić.
- Zapytaj swojej młodszej córki. To ona zniszczyła, całą naszą rodzinę. Która właściwie od kilku już lat, opiera się na pozorach i fikcji - odpowiadam mu z drżącym głosem. Coraz trudniej było mi prowadzić z nimi rozmowę. Bojąc się, że powiem o kilka słów za dużo, których nie będę mogła nigdy cofnąć. 




Chcę już opuścić dom. Nie widząc dalszego sensu, przebywania w nim. Gdy jestem już prawie przy samym wyjściu z kuchni, mama wstaje z trudem od stołu, próbując mnie zatrzymać.
- To nie tak, pozwól mi to wszystko wytłumaczyć. Córeczko, proszę - łapie mnie za rękę, którą od razu wyrywam.
- Z tego, co mi wiadomo to masz już tylko jedną córkę. Zresztą tak było od kiedy Melanie się pojawiła. Zupełnie o mnie wtedy zapomniałaś, traktując jako zło konieczne. Dłużej już nie będziesz musiała. Możesz teraz w pełni skupić swoją uwagę na niej. Na pewno będzie zachwycona, a ja poradzę sobie sama. Do czego byłam zmuszona, niemal od zawsze - wypowiadam te słowa, prosto w jej oczy. Wyraźnie raniąc ją nimi. W tej samej chwili, dostrzegam że coś się z nią dzieje. Oddychanie przychodzi jej z trudem, a sekundę później prawie upada.






- Mamo, co się dzieje? - pytam przestraszona, kiedy razem z tatą, prowadzimy ją do ich sypialni. Zaczynałam żałować swoich ostrych słów. Nie chciałam, aby stało się jej coś poważnego przeze mnie. Nigdy bym sobie tego nie wybaczyła. 
- Zaraz mi przejdzie. To przez zdenerwowanie, ostatnio miewam drobne kłopoty z sercem. Położę się i niedługo mi przejdzie - przypatruję się jej ze strachem. Nie rozumiejąc, dlaczego nikt nie powiedział mi o tym wcześniej. Przez co, naraziłam ją na niepotrzebne niebezpieczeństwo. Może i popełniła ogrom błędów i miała liczne wady, ale nadal była moją mamą i ją kochałam.

- Rose, błagam cię nie wyjeżdżaj. Nie chcę cię stracić. Pozwól mi przynajmniej spróbować, odbudować twoje zaufanie. Naprawdę chcę ci wszystko wytłumaczyć. To wcale nie tak, że kocham Melanie mocniej od ciebie. - słyszę cichy głos mojej rodzicielki, gdy kładzie się do łóżka. Wydawała się autentycznie skruszona i szczera. Ale ja już nie wiedziałam, czy mogę jej zaufać. W końcu tysiące razy, obiecywała mi podobne rzeczy. 
- Nie myśl teraz o tym i odpocznij - odpowiadam jej zastanawiając się, jak powinnam postąpić. Czy byłam gotowa, zostać tutaj przez następne kilka dni i nie zwariować? 
- Ale zostaniesz? - dopytuje, patrząc na mnie z wyczekiwaniem, gdy chcę opuścić pokój. 
- Zastanowię się, ale niczego nie obiecuję - wychodzę, zamykając za sobą drzwi.






Wracam do kuchni, gdzie tata stoi przy oknie. Wpatrując się w widok za nim, wyraźnie pogrążony we własnych myślach. Byłam pewna, że atmosfera panująca w tym domu, zaczęła go za mocno przytłaczać. 
- Chciałbym cię prosić, abyś została do powrotu Melanie. Nadszedł najwyższy czas, abyśmy sobie we czwórkę wszystko wyjaśnili. Jesteśmy rodziną i to nie może tak wyglądać, że nie będziemy ze sobą rozmawiać i zerwiemy ze sobą kontakty. Nigdy się na to nie zgodzę. Rose, uwierz mi że naprawdę, nie miałem o niczym pojęcia. Myślałem, że Stephan po prostu wybrał ją. W życiu nie pomyślałbym, że moja córka może być zdolna do czegoś takiego. Nie powinienem był pozwolić twojej mamie, aż tak jej rozpieszczać. Przez to stała się taką egoistką, myślącą że wszystko się jej należy. A ty ponosisz tego bolesne konsekwencję - odwraca się w moim kierunku z poczuciem winy. 
- Nie obwiniaj się. Melanie jest dorosła. Sama doskonale wie, co robi. Nie masz wpływu na dokonane przez nią wybory - staram się go pocieszyć. Nie miałam do niego żalu. Jako jedyny z mojej rodziny, nigdy nie faworyzował, aż nazbyt Mel. 
- Nie, Rose. To także moja wina. Gdybym nie był wiecznie zapracowany i bardziej angażował się w życie rodzinne. Być może, nigdy nie doszłoby do czegoś takiego. Ale ślub się jeszcze nie odbył, może jest szansa, aby coś się dało naprawić w twojej relacji ze Stephanem? On pewnie, także by tego chciał. Mam wrażenie, że nigdy nie był szczęśliwy z Melanie - kręcę przecząco głową. Uśmiechając się ze smutkiem.
- Niestety, tato. Na pewne rzeczy jest zdecydowanie za późno. Melanie jest z nim w ciąży. To dlatego postanowili się pobrać, a przeszłość nie ma na to wpływu. Dziecko magicznie nie zniknie. Będą musieli się nim zająć i wspólnie wychować - postanawiam wyznać mu w końcu sekret mojej siostry. Tata jest kompletnie zszokowany. Zapewne czegoś takiego się nie spodziewał.
- Mel jest w ciąży? Dlaczego ja nic o tym nie wiem? Nie mieści mi się w głowie to wszystko, co się tutaj dzieje - siada bezsilny na krześle. Nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Wyglądał, jakby miał wszystkiego dość. 
- To jest nas dwoje - siadam obok niego. Ze świadomością, że nie mogę zostawić teraz rodziców. Tata był kompletnie rozbity. W dodatku, ktoś musiał przypilnować mamy i jej zdrowia. Musiałam ten ostatni raz, odrzucić na bok zaszłości z siostrą i skupić się na dobru innych. 





- Spóźnisz się do pracy. Powinieneś być dawno w drodze - odzywam się po dłuższej chwili milczenia. Mimowolnie spoglądając na zegarek.
- Nie mogę zostawić twojej mamy samej. Kto wie, czy znowu się źle nie poczuje - widziałam, że jest na nią zły z powodu jej wspólnych sekretów z Mel. Ale równocześnie, bardzo się o nią martwił. W końcu była jego ukochaną żoną, z którą spędził już kilkanaście długich lat. Czekała ich zapewne nie łatwa rozmowa w najbliższym czasie, ale miałam nadzieję, że nic się między nimi nie zepsuje. 
- Ja z nią zostanę. Możesz spokojnie iść. Nie wyjadę do powrotu Melanie. Chyba naprawdę ostatecznie, powinnam sobie z nią wszystko wyjaśnić - zapewniam go.
- Jesteś pewna? - chce się upewnić. Kiwam więc głową na potwierdzenie moich wcześniejszych słów. Wywołując tym samym, delikatny uśmiech na ustach mojego taty.




Popołudniu, gdy uspokoiłam swoje emocje na tyle, że mogłam znów racjonalnie myśleć. Zepchnęłam swoją rozpacz i smutek na boczny tor. Wiedząc, że przyjdzie na nie, jeszcze odpowiednia pora. Teraz musiałam się skupić na czymś innym. Spędzam wolny czas w ogrodzie, czytając książkę. Po kilkukrotnym sprawdzeniu, jak czuje się mama. Odetchnęłam z ulgą, że wszystko jest już w porządku i nic jej nie zagraża. Dlatego ze spokojem, mogłam w końcu trochę odpocząć. Była to miła odmiana po ostatnich, wyjątkowo zabieganych dniach. Kiedy do reszty pochłaniały mnie przygotowania tego okropnego ślubu. Od dzisiejszego dnia, nie miałam zamiaru choćby kiwnąć palcem w jakiejkolwiek sprawie, która będzie go dotyczyła. Czytając, starałam się wyłączyć myślenie i skupiać wyłącznie na losach bohaterów zawartych na kartkach papieru. Co jakimś cudem mi się udało i ani się obejrzałam, a dzień przeistoczył się w późny wieczór. 




Znudzona całodniowym pobytem w domu. Postanawiam wybrać się na krótki spacer. Przemierzam wolnym krokiem, świetnie znane mi ulice. Mijając te bardziej, jak i mniej ulubione miejsca. Naprawdę tęskniłam za Willingen. Londyn, choć był cudownym i wyjątkowym miastem, nie niósł za sobą tylu pięknych wspomnień. To nie w nim się wychowałam i nadal nie traktowałam go, jak swojego domu. 




Pogrążona w odtwarzaniu dawno minionych i nie do powtórzenia chwil. Przypadkiem zderzam się z kimś ramieniem. Wracając tym samym do obecnych, niezbyt przyjemnych czasów.
- Rose Wincler? Proszę, proszę wróciłaś na stare śmieci? Pobyt w Londynie okazał się zmarnowanym czasem? - ironiczny uśmiech, jak zawsze gości na twarzy Erica. Był niezmienny od pierwszego dnia szkoły podstawowej, w którym to naśmiewał się z mojego ubrania. Przyprawiając mnie o płacz. Gdyby nie obecność Stephana, nie wiem jak przeżyłabym tamten dzień. Od samego początku nie znosiłam osoby stojącej naprzeciwko mnie. Na złość jednak, do ostatniej klasy szkoły średniej. Zawsze byliśmy w tej samej grupie i mieliśmy w dodatku wspólnych znajomych. Siłą rzeczy, spędzaliśmy więc ze sobą sporo czasu w przeszłości. 
- Masz złe informacje, bo jak na razie bardzo dobrze powodzi mi się w Anglii i ani myślę wracać. Za to, jak spełnianie twoich planów? Gdzie ta wielka firma i miliony na koncie? - pytam wrednie. Wiedząc, że nawet nie podjął się realizacji swoich założeń. O których w minionych latach, powtarzał nieustannie. 
- Wszystko w swoim czasie. Wszyscy się, jeszcze zdziwicie. Za to tobie, chyba nie jest do śmiechu. Stephan wolał Mel od ciebie. Pogodziłaś się już z kolejną porażką, jaką odniosłaś w starciu ze swoją siostrą? - mój rozmówca doskonale wiedział, jak trafić w mój czuły punkt.
- Eric, bądź tak miły i zajmij się swoim życiem. Nie masz o niczym pojęcia. Dlatego teraz mnie przepuść, bo nie chce mi się z tobą gadać - próbuję zakończyć naszą bezsensowną rozmowę. 
- Rose, daj spokój. Chyba się nie obraziłaś? Nie miałem nic złego na myśli, naprawdę. Możemy normalnie porozmawiać? Cieszę się, że mamy w ogóle okazję się spotkać. Stęskniłem się za tobą i naszymi sprzeczkami - chłopak w mig zmienia swoje nastawienie do mojej osoby.
- Czyżby? Jakoś trudno mi w to uwierzyć. Nigdy nie pałaliśmy do siebie sympatią - patrzę na niego z podejrzliwością. 
- Ale zawsze można to zmienić. Masz może jutro, trochę wolnego czasu. Moglibyśmy się spotkać i powspominać dawne czasy? Co ty na to? - zupełnie zaskakuje mnie tym zaproszeniem. Przez co, nie mam pojęcia, co mu odpowiedzieć. 
- Nie wiem. Muszę się nad tym zastanowić - odpowiadam wymijająco.
- Nie daj się dłużej prosić i zwyczajnie powiedz tak. Nie przecież nie tracisz. Zawsze możesz wyjść, kiedy tylko będziesz chciała - nie ustępuje, próbując mnie przekonać.
- Dobrze, niech będzie - zgadzam się w końcu. Następnie ustalamy szczegóły naszego jutrzejszego spotkania. Miałam wrażenie, że to kompletne szaleństwo. Ale w końcu wszystko było wywrócone do góry nogami w ostatnim czasie.





Eric będąc uradowanym, przyjęciem przeze mnie zaproszenia. Postanowił towarzyszyć mi w drodze powrotnej do domu. Podczas niej, pogrążamy się w miłej rozmowie, ku mojemu dużemu zaskoczeniu. W życiu bym się tego nie spodziewała. Okazało się, że mój towarzysz, kiedy chce potrafi normalnie i sensownie rozmawiać.



- W takim razie do zobaczenia jutro. Dobrej nocy, Rose - chłopak żegna się ze mną. Z pełnym zadowolenia uśmiechem.
- Dobranoc - odpowiadam mu, patrząc jak odchodzi w stronę swojego domu. Może on naprawdę się zmienił i warto było dać szansę tej niczym niezobowiązującej znajomości.




- Czy ja dobrze widziałem, że to był Eric? Rose, co ty najlepszego wyprawiasz? - zza moich placów, dobiega mnie zdenerwowany głos Stephana. Dlaczego znowu musiałam go spotkać? Wiedziałam, że najlepszym rozwiązaniem będzie, gdy nie będziemy się widywać. Ale los znowu postanowił inaczej. 
- Tak, to był on. Ale to chyba nie twoja sprawa z kim się spotykam. Mogę robić, co chcę - odwracam się w jego stronę z niezadowoleniem wypisanym na twarzy.
- Zapomniałaś już, ile przykrości wyrządził ci ten idiota? Ile razy byłaś przez niego smutna i płakałaś? Tak po prostu to wszystko puściłaś w niepamięć? - pyta ze złością. Nie potrafiąc zrozumieć mojego postępowania. 
- Nie zapomniałam. Ale może on się zmienił i warto dać mu szansę? To zresztą tylko, zwykłe spotkanie dwójki znajomych. Nie wiem, dlaczego ja ci się w ogóle tłumaczę. Przecież my już nawet, nie jesteśmy przyjaciółmi - robię krok w stronę swojego domu, nie chcąc z nim dłużej rozmawiać. Kiedy nieoczekiwanie Stephan łapie mnie za rękę i przyciąga do siebie.
- Nie pozwolę ci się z nim spotykać pod żadnym pozorem. To nie jest odpowiednie towarzystwo dla ciebie - patrzy wprost w moje oczy, nie wypuszczając ze swojego delikatnego uścisku.
- Nie będziesz mi niczego zabraniał. Bo nie masz do tego prawa. Zajmij się lepiej znajomymi Melanie, twojej przyszłej żony. A mi daj raz na zawsze święty spokój - doskonale zdawałam sobie sprawę, że zadałam mu ból tymi słowami. Ale nie mogłam dopuścić do głosu naszych uczuć. To było po prostu niemożliwe.
- Nie potrafię i nie chcę dać ci spokoju. Rosie, proszę cię. Nie mogę cię znowu stracić. Potrzebuję twojej obecności w moim życiu - patrzy na mnie błagalnie. Ale ja nie mam zamiaru, tym razem ulec.
- Jak ty to sobie niby wyobrażasz? Mamy żyć w trójkącie. Ty, Melanie i ja? Przykro mi, ale ja nie piszę się na coś takiego. Nie potrafiłabym być świadkiem waszego wspólnego życia. To bolałoby, zbyt mocno. Dlatego lepiej będzie, jak nie będziemy się spotykać. Stephan, nie da się naprawić tego, co się stało. To naprawdę koniec i lepiej się z tym pogódź - wypowiadam te słowa, właściwie wbrew sobie. Ale nie mogłam postąpić inaczej. Nie zabiorę normalnego dzieciństwa ich dziecku. Poza tym, chyba nie potrafiłabym żyć z nim, wiedząc że moja rodzona siostra jest matką jego dziecka. To byłby jakiś chory układ, który nie miał prawa się zwyczajnie udać.




Odchodzę od niego, nie chcąc dłużej przedłużać tej rozmowy. Po czym zamykam się w domu. Opierając o drzwi. To wszystkie było takie cholernie trudne i skomplikowane. Moje relacje z rodzicami, siostrą, Stephanem. Coraz mocniej wątpiłam, że znajdę jakieś wyjście z tej sytuacji. Które ostatecznie, nie rozbije naszej rodziny nieodwracalnie. 




Przed snem, próbuję dodzwonić się do Melanie. Aby uświadomić ją, że nastąpił koniec mojej pomocy jej osobie. Ale nie odnoszę żadnego skutku. Tak, jak poprzedniego wieczoru nie odbiera. Wyraźnie będąc zajęta czymś innym. Nie rozumiałam tego. W końcu wieczory, powinna spędzać samotnie w swoim pokoju hotelowym. Nie mając żadnego problemu z chwilą rozmową ze mną. Zaczynałam się poważnie zastanawiać, czy moja siostra naprawdę jest w tym miejscu, o którym wszystkich poinformowała. Jej postępowanie i zachowanie, stawało się coraz dziwniejsze. A ja chwilami, nie miałam już siły, zastanawiać się, co jest prawdą, a co kłamstwem. Wszyscy w moim otoczeniu, notorycznie kłamali. Ukrywając mniejsze, bądź większe tajemnice. Zaczynałam się obawiać, czego jeszcze się dowiem w ciągu najbliższych dni.

____________
Rozdział nudny, krótki, właściwie beznadziejny. Nie trafił do kosza, chyba tylko dlatego, że napisanie czegoś innego, zajęłoby mi wieki. :(
Ostatnio cierpię na brak czasu i trochę weny. 
W dodatku, zbliża się bardzo nie lubiany przeze mnie czas sesji, a że mam do zaliczenia przedmiot, który wyjątkowo mi nie idzie. Będę musiała poświęcić mu, zdecydowanie więcej czasu. 
Dlatego kolejne rozdziały, będą pojawiać się rzadziej niż dotychczas. Dopóki czas tego szaleństwa się nie skończy. Ale na pewno będą! 
Potem wszystko wróci do normy. :) 

środa, 23 maja 2018

Rozdział 6



Pół godziny przed ustaloną godziną spotkania ze Stephanem. Wychodzę z domu, ku niezadowoleniu mojej mamy. Wdychając świeże, wieczorne powietrze. Wyglądała tak, jakby miała mi za złe, że w ogóle odważyłam się, zgodzić spotkać z narzeczonym mojej siostry. Kiedy ona, nic o tym nie wie. Nie rozumiałam jej nielogicznego postępowania. Najpierw sama, przydzieliła mi go do pomocy, a teraz robiła mi wyrzuty, że spędzam z nim czas. Chwilami miałam wrażenie, że ona zwyczajnie się bała, iż mogłabym zagrozić Mel i odegrać się na niej. Sprawiając, aby Stephan odwołał dla mnie swój ślub. Nie miałam jednak, ani przez chwilę takiego zamiaru. Chciałam zwyczajnie raz na zawsze, wszystko wyjaśnić i zakończyć tą sprawę, która ciągnęła się za mną przez tyle już czasu. Nie dając możliwości na zapomnienie i próbę wybaczenia tamtych wydarzeń z równoczesnym pogodzeniem się z istniejącym stanem rzeczy.



Udaję się wolnym krokiem w miejsce, gdzie byliśmy umówieni. Rozglądając się po doskonale znajomym mi wnętrzu. Mała restauracja, która właściwie była też barem, kawiarnią i wszystkim innym. Prowadzona przez Gretę. Była jednym z moich ulubionych miejsc, do których lubiłam zawsze wracać. Po serdecznym przywitaniu z właścicielką, która była dla mnie, często jak babcia. W końcu nie raz, miałam okazję w przeszłości, spędzić z nią miło czas. Słuchając historii z lat jej młodości. Zajmuję jeden z wolnych stolików. Czekając na przyjście Stephana. Chciałam naszą rozmowę, mieć już za sobą.





Kolejną ironią losu było, że znów wróciliśmy do miejsca, gdzie tak naprawdę tamtego, nadal magicznego dla mnie wieczoru się wszystko zaczęło. Wygląda na to, że właśnie to miejsce. Stanie się początkiem i końcem wszystkiego, co wydawać by się mogło, trwać będzie zawsze.
Mimowolnie wszystko, znajdujące się w tym lokalu przypomina mi o tamtych wydarzeniach, a przed oczami stają, urywki przeżytych chwil. Wyglądając przez okno, ten ostatni raz. Pozwalam sobie na powrót do tego teraz już słodko - gorzkiego wspomnienia, chcąc raz na zawsze pożegnać się z niespełnionymi marzeniami.




Gdy wszystkie pozostałe rzeczy, będące mi niezbędne zostają spakowane na moją jutrzejszą podróż do Londynu. Spoglądam na zegarek, dostrzegając że nie zostało mi, zbyt wiele czasu do spotkania z przyjacielem. To właśnie ze Stephanem, chciałam spędzić ten ostatni wieczór, zanim przyjdzie się nam rozstać na nadchodzące dwanaście miesięcy.
Bałam się tego i nie miałam pojęcia, czy nasza przyjaźń przetrwa tak długą rozłąkę. Skoro już teraz, zaczynałam odczuwać tęsknotę za jego osobą. Nie wiedziałam, jak poradzę sobie bez jego wsparcia i świadomości, że zawsze jest blisko mnie. Nikt w końcu nie wierzył we mnie, tak jak on. Nieustannie zapewniając, żę na pewno sobie ze wszystkim poradzę i odniosę wielki sukces. 




Przeglądam się ostatni raz w lustrze, poprawiając swoją fioletową sukienkę. Miałam w końcu ubrać się w coś innego niż na co dzień. Nie rozumiałam tylko, po co. Miało to być przecież, tylko jedno z naszych spotkań, takich samych jak tysiące innych. 




Głośny dzwonek do drzwi, powoduje na mojej twarzy szeroki uśmiech. Podążam w stronę wyjścia, uprzednio informując rodziców, że wychodzę. Przy okazji, dostrzegając wyraźnie obrażoną minę Melanie. W ostatnich dniach, była wyjątkowo nieznośna. Wyglądała, jakby nie mogła się doczekać mojego wyjazdu. Nie rozumiałam, dziwnego zachowania mojej siostry. Ale postanowiłam się nim nie przejmować. 




- Jesteś w końcu. Myślałam już, że postanowiłeś jednak, odpuścić sobie spotkanie ze mną - witam się całusem w policzek z moim towarzyszem na ten wieczór.
- Żartujesz? Jakbym mógł się z tobą nie pożegnać? Ślicznie dziś wyglądasz - patrzy na mnie z niespotykanym często u niego, spojrzeniem pełnym zachwytu.





Choć starałam się, nie dać tego po sobie poznać, podobała mi się jego reakcja na mój widok. Od dłuższego już czasu, moje uczucia w stosunku do Stephana wykraczały poza granicę przyjaźni, ale skrzętnie to ukrywałam, zwłaszcza przed nim. Będąc pewna, że dla niego jestem wyłącznie przyjaciółką i to się nigdy nie zmieni. Przecież od zawsze, kształt naszej relacji był bardzo jasno określony. Bałam się więc, cokolwiek zmieniać. Aby przypadkiem nie stracić tego, co mam teraz.




- To dokąd idziemy? Zdradzisz mi w końcu, co zaplanowałeś? - pytam, kiedy idziemy wolno chodnikiem, tylko w jemu znanym kierunku.
- Zobaczysz, gdy będziemy na miejscu. Trochę cierpliwości. Niespodzianka to w końcu niespodzianka. Zaufaj mi, na pewno będziesz się świetnie bawić - mówi, śmiejąc się z mojej niezadowolonej miny. Nie miałam pojęcia w jaki sposób spędzimy ten wieczór. Zaczynałam się więc niecierpliwić. 



Nieoczekiwanie zatrzymujemy się przed położoną w okolicy, świetnie znaną mi knajpką. Należącej od kilkunastu już lat do miłej właścicielki. Zawsze służącą dobrą radą, o czym mogłam się nie raz przekonać.
W jej lokalu zazwyczaj można było spotkać, samych znajomych i okolicznych mieszkańców, którzy spędzali tu miło swój wolny czas. Poświęcając je na spotkania towarzyskie, czy inne rozrywki. W końcu poza dobrym jedzeniem, panowała tam świetna i rodzinna atmosfera. Dająca się szczególnie odczuć, podczas jakiś większych wydarzeń sportowych, gdy zbierał się tam całkiem pokaźny tłum osób. W przeszłości, już nie raz byłam tego świadkiem. Sama dając się porwać, świetnej zabawie.
Choć miejsce nie było, ani przesadnie duże, ani nadzwyczaj luksusowe. Miało w sobie to coś, co przyciągało sporo klientów.




Dlatego z wielką chęcią, przekraczam próg będąc ogromnie zaskoczona, gdy w środku zastaję samych swoich znajomych ze szkoły i studiów.
- Chcieliśmy jakoś uczcić, twój wielki sukces i się z tobą pożegnać. Mam nadzieję, że nie masz nam tego za złe. To był w sumie mój pomysł - słyszę Stephana, który stara się przekrzyczeć dość głośną muzykę. Wyglądało na to, że dzisiejszego wieczoru. Cała przestrzeń należała do nas i stanowiła miejsce, naszego zamkniętego dla postronnych spotkania.
- Oczywiście, że nie. Ogromnie się cieszę, że mogę się z wami wszystkimi zobaczyć. Dziękuję - przytulam się mocno do niego w ramach podziękowań. Stephan niemal od razu, odwzajemnia mój uścisk. Trwamy tak przez jakiś czas, aż w końcu niechętnie się odsuwam. Mogłabym spędzić cały wieczór w jego ramionach, ale było to zwyczajnie niemożliwe. Nie tutaj i nie w takich okolicznościach.




Witam się po kolei ze wszystkimi znajomymi, od każdego niemal słysząc gratulacje i wydające się szczere życzenia sukcesów i powodzenia. Dopiero słuchając tych słów, zaczynała do mnie dochodzić świadomość, że już jutro znajdę się w całkiem nowym miejscu, z dala od rodziny i przyjaciół. Zdana wyłącznie na siebie i swoje umiejętności. Szybko jednak, odsuwam od siebie te pesymistyczne myśli, mając zamiar martwić się tym dopiero od jutra. Dziś chciałam, zwyczajnie spędzić miło czas z przyjaciółmi.




Gdy zabawa na dobre się rozkręciła. A wszyscy dobrze się bawią, łącząc ze sobą w mniejsze, bądź większe grupki. Przyglądam się temu z boku. Wiedząc, że będzie mi bardzo brakowało, większości z tych osób. Choć cieszyłam się na pobyt w Londynie, to miał on też niewątpliwie dużo wad. Miedzy innymi odległość, jaka będzie mnie dzielić od wszystkich bliskich mi osób. 




Rozmawiam z Katy na niezbyt poważne tematy. Najczęściej wspominając dawne, szkolne czasy. Albo omawiamy, niedawno usłyszane plotki, próbując sprawdzić ich wiarygodność. Umilamy sobie ten czas, kilkoma kieliszkami całkiem smacznego wina. Które sprawia, że zaczyna mi całkiem przyjemnie szumieć w głowie.
Nieoczekiwanie do naszej dwójki, dołącza Stephan. Którego nie widziałam od dłuższego już czasu.
- Wybacz, Katy. Ale porywam Rosie - słyszę jego przepełniony dziwną radością i ekscytacją głos. Wyraźnie świetnie się bawił, podczas tego wieczoru. 
- Jasne, rozumiem. Idźcie - Katy rzuca ze śmiechem. Patrząc na nas sugestywnie. Dziewczyna od dawna, uważała że łączy nas zdecydowanie więcej niż przyjaźń. Mimo że wielokrotnie, zaprzeczałam jej teorią.




Wychodzimy ze Stephanem na zewnątrz. Zajmując miejsce na jednej z wolnych ławek, wystawionej przed budynkiem. Kładę głowę na kolanach Stephana, przyglądając się rozgwieżdżonemu niebu. Zachwycając wyjątkowością tej czerwcowej nocy.
- Mam nadzieję, że napijesz się ze mną za twój pomyślny staż. Czas znieść za to toast - w mojej ręce ląduje, kolejna już dzisiaj butelka z alkoholem. Tym razem, to wyglądający na całkiem drogi szampan.
- Już rozumiem. Chcesz mnie upić i w ten sposób nie dopuścić do mojego jutrzejszego wyjazdu? Całkiem sprytnie pomyślane - żartuję, zaczynając się głośno śmiać.
- Widzisz, jak ty dobrze mnie znasz - również zaczyna się śmiać. Nalewając szampana do kieliszków stojących obok.




Przez następne minuty, rozmawiamy ze sobą na najróżniejsze tematy. Ciesząc się zwyczajnie swoją obecnością. Od zawsze mogliśmy rozmawiać ze sobą godzinami, przez ani chwilę nie czując, że jesteśmy znudzeni swoim towarzystwem. 
- Naprawdę, wciąż do mnie nie dociera, że jutro cię już tutaj nie będzie. Nie wiem, jak ja to wytrzymam - widzę, jak trudno jest mu się z tym pogodzić. Mnie również nie było łatwo, ale to była dla mnie ogromna szansa. 
- Normalnie. Przecież będziemy w stałym kontakcie. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz - ściskam jego dłoń, starając się go pocieszyć i przekonać, że jakoś to przetrwamy.
- Obiecujesz? - pyta, patrząc mi prosto w oczy. 
- Obiecuję - zapewniam go. Przytulając się do niego.




Wypatrujemy się w milczeniu przed siebie. Pogrążeni we własnych myślach.
- Patrz. Spadająca gwiazda. Szybko, pomyśl jakieś życzenie - wskazuję mu właściwy punkt na niebie. Ciesząc się, jak małe dziecko z tego widoku. 
- Już dawno to zrobiłem, bo właściwie mam tylko jedno - praktycznie szepcze mi te słowa do ucha.
- To prawie tak samo, jak ja - mówię równie cichym tonem, co on przed chwilą. Wstydząc się sama przed sobą, swojej ostatniej prośby, jaką była jego osoba.




Gdy nasze spojrzenia się spotykają, a twarze znajdują w zadziwiająco bliskiej odległości. Mam ogromną ochotę go pocałować. Pragnienie przekonania się, jak by to mogło między nami wyglądać, chyba nigdy nie było tak duże.
W ostatniej chwili się jednak powstrzymuję, widocznie nie wypiłam na tyle, aby do końca stracić zdrowy rozsądek. 
- Powinniśmy wracać. Zrobiło się późno - wstaję ochoczo ze swojego miejsca. Czekając, aż Stephan do mnie dołączy. Przerywając tym samym, tą dziwną atmosferę, jaka między nami zapanowała. 




- Chyba czas się rozstać. Do zobaczenia jutro, pamiętaj że najpóźniej przed dziewiątą musimy wyjechać, inaczej się spóźnię. Dobranoc - mówię. Kiedy stoimy przed wejściem do mojego domu. Wiedząc, że to jeszcze nie pora naszego pożegnania. W końcu obiecał mi, że odwiezie mnie na lotnisko. 
- Dobranoc, Rosie. Śpij dobrze - słysząc te słowa, uśmiecha się sama do siebie. Chcę już wejść do domu. Ale zostaje mi to uniemożliwione.




Stephan odwraca mnie w swoją stronę i przyciąga do siebie. Patrzy na mnie z wyraźnym zawahaniem, jakby nie do końca wiedząc, co powinien zrobić. Wyglądał, jakby walczył sam ze sobą.
Pochyla się jednak nade mną, a jego usta odnajdują moje. Muskając je ledwie wyczuwalnie, zapewne był tak niepewny w swoich poczynaniach, ponieważ bał się mojej reakcji.
Na początku jestem tak zszokowana, że właściwie nie wiem, co się dzieje. Choć układałam w głowie tysiące scenariuszy, jak mogłoby coś takiego między nami wyglądać. Teraz zupełnie nie wiedziałam, co mam robić. Dopiero po chwili, odwzajemniam jego pocałunek. Przysuwając się bliżej do niego. W naszych poczynaniach od razu daje się wyczuć ogromną niepewność i zdenerwowanie. Z powodu nie znajomości myśli, ani uczuć tej drugiej osoby.
Jednak z każdą kolejną sekundą, zaczynają na szczęście znikać, ustępując miejsca zupełnie innym odczuciom.
Czując dłonie Stephana na swojej talii. Przyjemny dreszcz, przepływa przez całe moje ciało. Przez co nabieram, zdecydowanie ochoty na więcej. Pogłębiam nasz pocałunek, ani myśląc go przerywać. Swoimi rękami, oplatam jego szyję, muskając delikatnie dłońmi jego plecy. W tamtej chwili czułam się nieziemsko, a to co się między nami działo. Przeszło moje najśmielsze wyobrażenia. Nareszcie spełniało się to, o czym od dawna marzyłam.




Po jakimś czasie, odsuwamy się od siebie. Wpatrując się w siebie nawzajem. Żadne z nas chyba, po raz pierwszy w życiu nie wiedziało, co ma powiedzieć i jak wytłumaczyć to, co przed chwilą miało miejsce.
- Rosie, ja nawet nie mam pojęcia od czego zacząć. Od dłuższego czasu się do tego zbierałem, ale za każdym razem tchórzyłem - nie pozwalam mu dokończyć. Ponownie go całując. Bałam się usłyszeć jego wyznania, domyślają się już, czego miało ono dotyczyć. Chciałam szaleć ze szczęścia, ale równocześnie bałam się, że nie potrafiłabym go, po prostu zostawić po czymś takim na okrągły rok.
- Nic nie mów. Nie teraz. Słowa nie są nam potrzebne. Dajmy się zwyczajnie, ten jeden raz ponieść chwili - proszę go, gładząc jego policzek. Nie mając najmniejszego zamiaru się z nim rozstawać, podczas tej nocy. Czego od razu się domyślił, patrząc na moją twarz. Znał mnie w końcu lepiej niż ktokolwiek inny.
- W takim razie, chodźmy do mnie. Moich rodziców nie ma, mamy więc cały dom dla siebie - bierze mnie za rękę, a następnie, udajemy się w stronę jego domu. Z narastającym wyczekiwaniem na to, co miało za chwilę nastąpić.




Kiedy tylko drzwi się za nami zamykają. Na powrót, zaczynamy się całować. Tym razem, jednak dużo bardziej namiętniej niż za pierwszym razem. Będąc już pewnymi, że obydwoje tego chcemy. 
W momencie, gdy Stephan schodzi ze swoimi pocałunkami na moją szyję. Pożądanie przeze mnie jego osoby, staje się nie do opanowania. To było silniejsze ode mnie.
Więc bez większego zastanowienia, zaczynam odpinać guziki jego koszuli. Próbując, jak najszybciej się jej pozbyć.




- Jesteś pewna, że tego chcesz? - słyszę ciche pytanie, mieszające się z naszymi westchnieniami przyjemności i przyśpieszonymi oddechami. Wiedziałam, że wszystko zależało ode mnie i gdybym miała w sobie tylko cień zawahania w sekundę by wszystko przerwał.
- Chcę tego, jak jeszcze niczego innego - odpowiadam z pewnością. Pragnąc go do szaleństwa. Zbyt długo czekałam na taką okazję, aby teraz się wycofać.




Stephan wyraźnie zadowolony z mojej odpowiedzi, bierze mnie na ręce i zaczyna wchodzić po schodach, kierując się do swojego pokoju. Równocześnie nie zaprzestaje swoich odurzających mnie pocałunków i coraz śmielszego błądzenia dłońmi po moim ciele.
Znajdując się w uprawnionym przez nas pomieszczeniu. Niecierpliwie i w pośpiechu, zrzucamy z siebie. Niepotrzebne nam ubrania. Upadamy na łóżko, oddając się sobie bez żadnych granic. To było dla mnie, coś oszałamiającego i niezwykle intensywnego. Coś, co nie mogło się równać z niczym innym. Nigdy wcześniej, nie było mi tak dobrze. Zapewne dlatego, że tym razem do gry weszły uczucia, których nie czułam do nikogo innego. Byłam prawie pewna, że to właśnie on jest tym, z którym chciałabym przeżyć swoje życie.






Stephan podczas naszego zbliżenia, był równocześnie delikatny i stanowczy. Czuły, ale i doskonale wiedzący, co sprawia mi przyjemność. Zachowywaliśmy się tak, jakby to wcale nie był nasz pierwszy wspólny raz, a któryś z kolei. Rozumieliśmy się idealnie, co stanowiło niewątpliwy atut. 




- Co teraz będzie? - zastanawiam się głośno po wszystkim, gdy leżymy wtuleni w siebie. Starając się zrozumieć, jakim cudem w ogóle do tego wszystkiego doszło.
- To zależy wyłącznie od ciebie. Ja zaakceptuję, każdą twoją decyzję - zostawia mi prawo wyboru, który wcale nie jest taki łatwy, jakby się mogło wydawać.
- Zapewne domyślasz się już, że od dawna nie jesteś dla mnie tylko przyjacielem. Równocześnie wiesz przecież, że za kilka godzin wyjeżdżam i to nie na kilka dni. A rozpoczynanie czegoś poważnego między nami od związku na odległość, chyba nie jest dobrym pomysłem. Chciałabym, żeby się nam udało, a to wymaga bycia ze sobą, a nie setki kilometrów od siebie. Nie widzę dobrego rozwiązania tej sytuacji. Dlaczego to musi być takie skomplikowane? - wzdycham z niezadowoleniem, mocniej się w niego wtulając. Mając w głowie, zupełny mętlik.
- Trochę w tym naszej winy, gdybyśmy wcześniej ze sobą szczerze porozmawiali, mogłoby to teraz inaczej wyglądać. Być może od dawna bylibyśmy parą, która bez problemu poradziłaby sobie z odległością - całuje mnie w czubek głowy, gładząc po plecach.
- Więc po prostu, poczekajmy. Dajmy sobie trochę czasu. Przez okres mojego pobytu w Londynie, aby upewnić się, że rzeczywiście chcemy ze sobą być. Jeśli po moim powrocie nadal tak będzie, wtedy zostaniemy oficjalnie parą. A do tego czasu, zostawmy wszystko tak, jak jest. Zgoda? - proponuję, nie widząc innego wyjścia. I tak przez to, co się między nami dzisiaj wydarzyło, ryzykowaliśmy już utratą naszej przyjaźni.
- Ale pod jednym warunkiem. Mamy się na wyłączność. Żadnych więc spotkań z innymi osobami. Nie chcę się tobą z nikim dzielić - uśmiecham się w jego stronę.
- Już jesteś zazdrosny? Ale oczywiście się z tobą zgadzam. Żadnych randek, czy innych bliższych kontaktów z postronnymi osobami. Wiesz, że ogromnie sobie ufamy i mam nadzieję, że to się nigdy nie zmieni - wierność, to coś co od zawsze miało dla mnie ogromne znaczenie. Ale nie martwiłam się o to. Byłam pewna, że Stephan nigdy mnie nie zawiedzie.




- Dobranoc, Rosie - słyszę, gdy na zegarku wybija godzina trzecia nad ranem, a ja prawie zasypiam. Pokonana przez zmęczenie i inne, niespodziewane wydarzenia tego dnia.
- Dobranoc - odpowiadam będąc na granicy jawy i snu. Ufnie wtulając się w ramiona Stephana. Wciąż nie dowierzając, że to wszystko dzieje się naprawdę.




- Ziemia do Rose. Stoję tutaj od ponad minuty i próbuję zwrócić na siebie twoją uwagę - do rzeczywistości przywraca mnie, główny bohater moich wspomnień. Którego pojawienia się, nawet nie zauważyłam.
- Przepraszam, trochę się zamyśliłam - mówię, gdy zajmuje miejsce na przeciw mojego.
- Musiałaś myśleć o bardzo miłych rzeczach. Skoro uśmiechałaś się sama do siebie w sposób, jaki nie wiedziałem u ciebie od lat. Zapewne to coś związanego z twoim obecnym partnerem. Pewnie świetnie się wam układa. Dziwne, że nie przyjechał razem z tobą. W końcu, chyba powinien poznać twoich rodziców i rodzinne strony. - mimo że stara się to ukryć. Świetnie wyczuwam ironię i wyrzut w tonie jego głosu. Nie rozumiejąc, skąd posiada on tak błędne i absurdalne informacje. Czegoś takiego, za nic bym się nie spodziewała.







- O czym ty do cholery mówisz? Nie jestem z nikim w związku i od bardzo dawna nie byłam. W przeciwieństwie do ciebie, potrafiłam dotrzymać naszej obietnicy - mrużę swoje oczy, czując jak zaczyna ogarniać mnie złość. 
- Czyżby? W takim razie, kto niby zauroczył, a potem zakochał się w swoim koledze z redakcji? Kto nie potrafił mi się do tego przyznać i ukrywał to, zapewniając o swoich nieistniejących uczuciach do mnie? Kto zaczął wiązać swoją przyszłość z Londynem i nie miał zamiaru wracać? Szukając rady u swojej siostry, która miała o tym nikomu nie mówić, abym przypadkiem się nie dowiedział? Naprawdę tak mało dla ciebie znaczyła nasza przyjaźń i ja, że nie potrafiłaś mi tego wszystkiego powiedzieć wprost? Postarałbym się zrozumieć i zaakceptować. Może udałoby się nam, zostać ponownie przyjaciółmi - nie mogę uwierzyć w usłyszane słowa. Skąd on to wszystko wziął? Przecież ja nigdy, nie zwierzałam się z czegoś takiego Melanie, bo to zwyczajnie nie miało miejsca. Zaczyna dochodzić do mnie straszna świadomość, że to moja siostra stoi za okropną manipulacją, która doprowadziła do zerwania naszych relacji z osobą patrzącą na mnie z nieukrywanym już cierpieniem i poczuciem skrzywdzenia. 
- Stephan, posłuchaj mnie teraz uważnie. Nigdy nie było żadnego kolegi, w którym się zakochałam. W tamtym czasie, myślałam tylko o tobie i marzyłam o jak najszybszym powrocie do domu. Naprawdę myślisz, że mogłabym ci zrobić coś takiego i nawet ci o tym nie powiedzieć? Znasz mnie od wczoraj? To ty przestałeś się z dnia na dzień odzywać, a gdy postanowiłam cię odwiedzić i poznać prawdziwy powód twojego dziwnego zachowania. Nakryłam cię z moją siostrą - nadal trudno było mi o tym mówić. Wciąż bolało to tak samo mocno, jak na początku.
- Ale to niemożliwe. Melanie przecież, nie mogłaby zrobić takiej rzeczy. Kiedy zaraz po twoim wyjeździe, nie radziłem sobie z tęsknotą za tobą. Wspierała mnie, pocieszała. Zachowywała, jak nie ona. Naprawdę ją polubiłem i miło spędzało się nam razem czas. Dlatego nie mogła sobie tego wszystkiego wymyślić, nawet ona nie byłaby zdolna do czegoś takiego - kręci przecząco głową, nie mogąc w to uwierzyć. 
- Jesteś pewien? Moja siostra nie cofnie się przed niczym, aby zdobyć coś czego pragnie. A najbardziej nieosiągalnym dla niej celem od zawsze byłeś ty. Nigdy nie zwracałeś na nią uwagi, doprowadzając ją tym do szału. Nie mogła znieść myśli, że jestem dla ciebie ważniejsza. Aż w końcu, udało się jej odebrać mi coś na czym najbardziej mi zależało. Podstępem zniszczyła naszą szansę na szczęście - mówię prawie ze łzami w oczach, nie mogąc uwierzyć, że własna siostra z premedytacją, zrobiła coś takiego.




- Nie mieści mi się to w głowie. Rose, musi być jakieś inne wyjaśnienie. Przecież, gdyby to była prawda w życiu nie poprosiłaby cię o pomoc w organizacji ślubu. Nie chcąc, aby to się wydawało - Stephan nadal próbuje, nie dopuścić do siebie oczywistego rozwiązania.
- Może właśnie chciała, aby się to wydało. Chcąc mnie, jeszcze bardziej dobić i upokorzyć. Wiedząc, że to już i tak, nic nie zmieni - Mel uwielbiała święcić triumfy i rozkoszować się swoim zwycięstwem.
- Słucham? To zmienia bardzo dużo. Na pewno, tak tego nie zostawię - widzę, że zaczyna przemawiać przez niego złość.
- I co zrobisz? Odwołasz ślub i zostawisz ją samą z waszym dzieckiem? Doskonale wiem, że nigdy byś czegoś takiego nie zrobił. Ona też zdaje sobie z tego sprawę, dlatego nie zależało jej, czy prawda wyjdzie na jaw. Po raz kolejny wygrała, a my musimy się z tym pogodzić- staram się przemówić mu do rozsądku.
- Dlaczego to musiało spotkać akurat nas? Los sobie okrutnie z nas zakpił. Nie wiem, jakim cudem jej w to wszystko uwierzyłem. Mogłem wyjaśnić to sobie z tobą, zamiast ślepo jej we wszystko wierzyć. Byłem taki głupi, a teraz mam za swoje - choć jego zdrada nadal bolała, zaczynałam mu zwyczajnie współczuć. Padł ofiarą, okrutnej intrygi mojej siostry, która zupełnie z niezrozumiałego powodu, chciała być zawsze ode mnie lepsza.
- Chyba będziemy musieli zaakceptować, że stało się, jak się stało. Czasu nie cofniemy. Poza tym, zbyt wiele cię teraz z nią łączy. Będziesz musiał przynajmniej spróbować jej wybaczyć i stworzyć z nią rodzinę - wypowiedzenie tych słów, przychodziło mi z ogromnym trudem. Głos się mi łamał. Ale starałam się być silna. 
- Rose, z tym nie da się pogodzić. Bo to ciebie kocham, nie Melanie. To z tobą powinienem być - kładzie swoją dłoń na mojej. Patrzę na nie, wiedząc że muszę to przerwać, zanim będzie za późno.
- Będzie lepiej, jak już pójdę. Muszę to sobie na spokojnie przemyśleć - wstaję w pośpiechu i praktycznie biegnąc, opuszczam restaurację.




Wychodzę na zewnątrz, starając się uspokoić. Ale na niewiele się to zdaje. Zaczynam gorzko płakać. Mając wrażenie, że znajduję się w jakiejś alternatywnej rzeczywistości i to wszystko nie może być prawdą. Nie wiedziałam, gdzie mam iść. Nie chciałam wracać do domu i słuchać niekończących się pytań mamy. Zastanawiałam się, czy ona wiedziała o przebiegłym planie Melanie. Jeśli tak było, nigdy jej tego nie wybaczę.





- Rosie, poczekaj - słyszę za sobą głos Stephana. Który próbuje mnie dogonić.
- Proszę cię, zostaw mnie samą - nie mogłam przebywać w jego obecności, bojąc się że zrobię coś, czego będę potem bardzo żałować.
- Nie ma mowy. Zrozum, że nie mogę tak tego zostawić - bierze mnie za rękę, przyciągając do siebie. Czułam, że to wszystko zmierza w bardzo złym kierunku.
- Nie masz wyjścia. Dla nas, nie ma już szansy. Niedługo zostaniecie z Mel rodzicami. Na zawsze, będziecie ze sobą połączeni. Dla mnie, nie ma w tym wszystkim miejsca - mówię ze smutkiem, gdy wszystkie rany zostają na nowo otwarte. Myślałam, że gdy poznam w końcu całą prawdę, będzie mi lżej. Niestety było zupełnie na odwrót. 
- Dla ciebie zawsze będzie, specjalne miejsce w moim życiu. Daj mi tylko, jeszcze jedną szansę i wybacz moje postępowanie z przeszłości. Wszystko możemy jakoś poukładać. Razem znajdziemy jakieś rozwiązanie - choć bardzo chciałam na to przystać, zwyczajnie nie potrafiłam. Melanie nadal była moją siostrą, mimo wszystkich wyrządzonych mi krzywd.
- Nie mogę. Jak miałabym potem, spojrzeć temu dziecku w oczy? Zabrałabym mu szansę na normalną rodzinę. Stephan, ja też cię kocham. Może nawet z czasem, bym ci wszystko wybaczyła. Ale to nie zmienia faktu, że nie możemy ze sobą być. Ja nie jestem Melanie. Nie odbiorę jej i waszemu dziecku, przyszłego męża i ojca. Wybacz mi - odsuwam się od niego, wiedząc że zamierzał mnie pocałować. W żadnym wypadku, nie mogłam pozwolić, aby do tego doszło.





Wyrywam się, następnie rzucając do ucieczki. Biegnąc przed siebie na oślep. W tamtej chwili, nienawidziłam swojej siostry, najbardziej na świecie. Nie wiedziałam, jak ta słodka dziewczynka, którą zajmowałam się niekiedy w dzieciństwie, mogła wyrosnąć na kogoś takiego. Pozbawionego skrupułów i sumienia. 
Nie rozumiałam, ani jej motywacji, ani postępowania. Pewna byłam tylko jednego, że nie miałam zamiaru dłużej jej pomagać. Wiedziałam, że muszę, jak najszybciej stąd wyjechać. Najlepiej już jutro. Nie było dla mnie tu miejsca w żadnej możliwej konfiguracji.