Niedzielny
poranek przywitałam w fatalnym humorze. Nie dość, że przez
dłuższy czas nie mogłam zasnąć, to potem budziłam się jeszcze
kilkukrotnie. Byłam więc niewyspana i ledwo przytomna.
Wiedziałam,
że spowodowane to było, otrzymanym przeze mnie zaproszeniem, które
znajdowało się teraz
na dnie kosza na śmieci, podarte w
kilka części. Podświadomie, nieustannie jednak
o nim
myślałam.
Nie
mogąc zrozumieć,
jakim cudem dwójka tak kompletnie niepasujących do siebie osób.
Najpierw się w sobie zakochała, a teraz postanowiła ślubować
sobie to przed ołtarzem. Było to dla mnie wprost niewiarygodne i
praktycznie niemożliwe do zaakceptowania.
Od
zawsze w końcu słyszałam od Melanie, że nie śpieszy się jej do
zakładania rodziny.
Wciąż
była bardzo młoda, miała niecałe dwadzieścia dwa lata i
właściwie całe życie przed sobą.
Najpierw
chciała skończyć studia, a potem rozpocząć karierę w jednym z
laboratoriów,
jako wielki naukowiec, dokonujący jakiegoś przełomowego odkrycia.
Nie
miałam pojęcia, czy jej się uda. Ale znając moją siostrę, było
to możliwe. Ona zawsze dostawała, to czego chce.
Rozwój
zawodowy, stawiała na pierwszym miejscu, właściwie od kiedy tylko
nauczyła się mówić.
Tysiące
razy nasi
rodzice wysłuchiwali, jak mała Mel codziennie zmieniała zdanie,
kim chciałaby zostać w przyszłości. Lekarzem, weterynarzem,
nauczycielem, a nawet prezydentem. Co chwile wszystko się jej
odmieniało, a rodzice zapisywali ją na, coraz to nowsze zajęcia
dodatkowe, które potrafiła rzucić po niecałym miesiącu.
Twierdząc, że to jednak nie dla niej. Zapewniali
jej wszystko, co najlepsze. Aby mogła spełniać swoje aspiracje.
W
przeciwieństwie do mnie, gdzie w spokoju i ciszy starałam się
dążyć do spełniania swoich starannie, zaplanowanych marzeń.
Dzieląc się nimi, wyłącznie z kilkoma najbliższymi mi
osobami.
Zresztą
jej narzeczony, także przede wszystkim na pierwszym miejscu stawiał
na rozwój swojej sportowej kariery.
Do
tej pory pamiętam jego zarzekanie się, że nie ożeni się,
przynajmniej do czterdziestki.
A
potem, gdy nawet to zrobi, to wyłącznie ze mną. Bo jestem do tego,
jedyną godną kandydatką.
Potem
z głośnym śmiechem rozbawienia, planowaliśmy jak będzie on
wyglądał. Wymyślając najprzeróżniejsze scenariusze, których
nigdy nie brałam na poważnie.
Przynajmniej
nie do momentu, tamtego pamiętnego wieczoru, który stał się
początkiem końca wszystkiego. Odbierając mi tym samym, wszystko co
miało dla mnie, jakiekolwiek znaczenie.
Nie
chciałam wracać do tamtych wydarzeń, wiedząc że przypłaciłabym
te bolesne wspomnienia kolejnymi łzami, których już w przeszłości,
zdecydowanie zbyt dużo wypłakałam. Zastanawiałam
się tylko, dlaczego zdecydowali się zostać małżeństwem po
niecałych dwóch latach bycia ze sobą. W dodatku w najmniej
odpowiednim dla nich momencie.
Wstaję
w pośpiechu z łóżka, wyglądając przez okno na zachmurzone niebo
i ciężko wiszące chmury nad miastem. Wdycham wilgotne powietrze,
będąc pewna że przede mną, kolejny deszczowy dzień.
Przygnębiająca aura, nic sobie nie robiła z tego, że od ponad
miesiąca była już wiosna. Dobijając mnie, jeszcze bardziej. Jakby
moi bliscy, nie robili tego wystarczająco.
Udaję
się do kuchni z zamiarem, zjedzenia szybkiego śniadania. Zalewam
swoje ulubione musli zimnym mlekiem. Odstawiając je na blat stołu.
Zabierając się następnie za przygotowanie kawy. Lubiłam zaczynać
dzień, właśnie w ten sposób. Bez zbytniego pośpiechu i
niepotrzebnej gonitwy za czasem, którego zawsze miałam za mało.
Wyciągam
swój ulubiony czerwony kubek z nadrukowanymi na nim, czarnymi
literami słowami : "Dla najlepszej przyjaciółki na
świecie".
To
była moja jedyna pamiątka, jakiej się nie pozbyłam,
przypominająca mi o dawno już zakończonej, wieloletniej przyjaźni.
Z osobą, która zraniła mnie, jak jeszcze nikt dotąd.
Któregoś
dnia, gdy emocje jeszcze nie opadły, a ja nie potrafiłam znaleźć
sposobu na ujście ze mnie nagromadzonej złości. Wszystkie
pozostałe rzeczy, wylądowały w kartonowym pudle, a następnie na
śmietniku, gdzie było ich miejsce. Tej
ostatniej rzeczy nie potrafiłam się pozbyć. Była ostatnim
symbolem, że ta przyjaźń w ogóle istniała.
Doskonale
pamiętam ten dzień, w którym dostałam trzymany przez siebie w
dłoni przedmiot.
Było
to na krótko, przed moim wyjazdem na staż. Kiedy, jeszcze nic nie
zapowiadało, zbliżającej się katastrofy. Mimowolnie, wracam
wspomnieniami do tamtych chwil.
A
delikatny uśmiech, choć przeze mnie niechciany, wkrada się na
usta.
-
To dla ciebie, Rosie. Abyś nie zapomniała o mnie w tym, swoim
Londynie - po krótkim przywitaniu, siada obok mnie i wręcza mi
prezent z uśmiechem.
Tylko
on zwracał się do mnie, takim zdrobnieniem
mojego imienia.
-
Dziękuję, ale wcale nie musiałeś. Za nic, nie zapomniałabym o
swoim najlepszym przyjacielu.
Są
takie osoby, o których nie da się po prostu zapomnieć - całuję
go delikatnie w policzek w ramach podziękowań. Następnie się do
niego przytulając. Nie chciałam
dopuścić do siebie myśli, że już niedługo nie będę miała
możliwości tego uczynić.
-
Nadal nie mogę uwierzyć, że naprawdę wyjeżdżasz. Nie wiem, jak
ja bez ciebie wytrzymam tyle czasu - przypatruje mi się ze smutkiem,
wprost wypisanym na twarzy.
-
Przecież to tylko rok. Zobaczysz, że za chwilę będę z powrotem.
Zresztą, zaraz zacznie ci się sezon i nie będziesz miał, nawet
czasu na tęsknotę. Zawsze możesz mnie, także odwiedzić. Londyn
nie leży przecież na końcu świata - pocieszam go. Choć sama też
zaczynałam, powoli
odczuwać smutek. To był pierwszy raz, gdy mieliśmy się znaleźć
z daleka od siebie, na tak długi okres czasu. Do tej pory, nigdy coś
takiego nie miało miejsca. Bałam się, czy sobie z tym poradzimy.
Chciałam
jednak wierzyć, że nasza przyjaźń pokona każdą przeciwność
losu.
-
Ale wrócisz? Obiecaj, że nie skusi cię, ani twoja miłość do
angielskiej kultury, ani nic innego - prosi mnie, całkiem
poważnie.
-
Obiecuję. Wrócę, choćby specjalnie dla ciebie - zapewniam go.
Wierząc, że dotrzymam tej obietnicy.
Spędziliśmy
tamten wieczór do późnych godzin w ogrodzie, mojego rodzinnego
domu. Zresztą tak samo, jak kilka poprzednich. Chcąc wykorzystać
najbardziej, jak się tylko dało. Ostatnie dni, które pozostały do
mojego wyjazdu.
Siedząc
na ogrodowej huśtawce, przytuleni do siebie i rozmawiający o
błahych sprawach. W swoim towarzystwie, traciliśmy poczucie czasu.
Mając niekończącą
się liczbę tematów do omówienia. Tak było zawsze, od pierwszego
dnia, gdy tylko się poznaliśmy, jako kilkuletnie dzieci.
Dopiero
pojawienie się Melanie, przywraca nas do rzeczywistości.
-
Wiedziałam, że was tu znajdę. Rose, mama prosiła abyś przyszła
do domu. Chce z tobą o czymś porozmawiać. Podobno to ważne i
dotyczy twojego wyjazdu
- siostra, przypatruje się nam z podejrzliwością. Ona nigdy nie
rozumiała naszych relacji, które dla niej były czymś dziwnym i
niezrozumiałym.
-
Jasne, już idę. Tylko się pożegnam - odpowiadam jej. Widząc, że
nie ma zamiaru zostawić nas samych. Całuję w policzek na
pożegnanie, swojego przyjaciela. Który ma zamiar udać się do
siebie. Do domu obok, w którym mieszkał od urodzenia.
-
Naprawdę współczuję twojej przyszłej dziewczynie, Stephan.
Przecież ona otrzyma cię w pakiecie z Rose. Wątpię, żeby
potrafiła coś takiego zaakceptować. Nie sądzicie, że powinniście
w końcu trochę rozluźnić waszą relację? Nie jesteście już
dziećmi, które całymi dniami były nierozłączne - patrzę ze
złością na swoją siostrę, która od zawsze zazdrościła nam
naszej przyjaźni. Tej jednej rzeczy, nie potrafiła mi odebrać.
-
To chyba nie twoja sprawa, Melanie. Ja się nie wtrącam do twoich
znajomości. Więc ty, także odczep się od naszej - odpowiadam jej
nieprzyjemnie, nie dając dojść Stephanowi do głosu. Który chciał
jej coś powiedzieć.
-
Nie musisz mnie atakować, nie miałam nic złego na myśli. Po
prostu chciałam, uświadomić wam, że kiedyś będziecie musieli
skończyć. Taką zażyłość w waszej przyjaźni. Ale w porządku,
nie będę się wtrącać. Kiedyś się tylko rozczarujecie - wraca
do domu, zostawiając nas samych. Ku mojemu zadowoleniu.
-
Przepraszam za nią. Ostatnio nieustannie się
mnie czepia. Nie wiem, co się z nią dzieje - staram się tłumaczyć,
niestosowne zachowanie Melanie.
-
W porządku, przecież ją świetnie znam. Ona od zawsze ma coś do
mnie. Nigdy nie potrafiłem się z nią porozumieć. Widzimy się
jutro? - pyta, a ja w odpowiedzi kiwam głową.
-
Dobranoc, Stephan - przytulam się do niego. Gdy stajemy przed moją
furtką.
-
Dobranoc, Rosie - mówi, po czym idzie do siebie.
To
było, jedno z ostatnich moich dobrych wspomnień,
związanych z moim, byłym już przyjacielem. Wtedy jeszcze, naiwnie
się łudziłam, że zawsze będziemy dla siebie wsparciem i nic
nigdy nas nie rozdzieli. Życie potoczyło się, jednak zupełnie
inaczej nie przewidywałam. Czasami żałowałam, tej ostatniej nocy
sprzed mojego wylotu do Londynu. Być może, gdyby nie ona.
On
teraz nie szykowałby się do ślubu z moją siostrą, a ja nie
zamieszkałabym na stałe w Londynie. Nadal byśmy się przyjaźnili
i wszystko byłoby, jak dawniej. Niestety żadna z naszych obietnic,
nie została dotrzymana. Niszcząc tym samym, wspaniałe lata naszej
znajomości.
Teraz,
nie chciałam
go więcej widzieć, a już tym bardziej być świadkiem,
jak zostaje mężem innej. W dodatku najbliższej mi
rodziny.
Wczesnym
popołudniem, spaceruję wzdłuż Tamizy. Podziwiając stojącego w
oddali Big Bena i Tower Bridge. Otulam się szczelniej, swoim lekkim
szalikiem, czując coraz mocniejsze porywy wiatru.
Uwielbiałam
spacerować w tym miejscu. Wzdłuż wolno płynącej rzeki i pomiędzy
pięknymi zabytkami, które były wizytówką siedziby Królowej
Anglii. Znajdowanie się w tej okolicy, zawsze mnie uspokajało i
pozwalało zapomnieć o przykrych sprawach.
Choć
bardzo tego nie chciałam.
To przez ostatnie godziny, poświęciłam zdecydowanie więcej czasu
Melanie i Stephanowi. Niż przez całe minione dwa lata.
Moja
siostra być może nieświadomie, a może z premedytacją, poruszyła
całą lawinę szczelnie skrywanych przeze mnie
wspomnień.
Rozbudzając
ponownie złość na nią i nienawiść do jej narzeczonego. Przez
tyle miesięcy walczyłam, aby wyrzucić ich obydwoje ze swojego
życia, odciąć się od nich i najlepiej zapomnieć o ich istnieniu.
Ale przekorny los, postanowił po raz kolejny ze mnie
zakpić.
Korzystając
z wolnego dnia. Umówiłam się na spotkanie z Lisą. Swoją dobrą
koleżanką
z redakcji. Mimo że pracowała w dziale politycznym. Z jako jedyną,
bardzo szybko złapałam wspólny język. A z czasem, stała się
jedną z niewielu osób, które obdarzyłam zaufaniem. Dobrze mi się
z nią rozmawiało i czasami spędzałam w jej towarzystwie swój,
wolny czas.
-
Rose, miło cię w końcu widzieć. Ostatnio mam tak dużo pracy, że
nie mam na nic innego czasu. Gratuluję, otrzymania tego artykułu do
napisania. To naprawdę duży sukces - wita się ze mną, przed jedną
z naszych ulubionych i sprawdzonych kawiarni.
-
Też się cieszę z naszego spotkania. Jesteś tutaj, właściwie
jedyną osobą, z którą mogę szczerze porozmawiać - mówię
otwarcie. Nigdy nie byłam, jakąś duszą towarzystwa, a od
przyjazdu tutaj. Jeszcze się to tylko pogłębiło. Czasami
tęskniłam za swoimi dawnymi znajomymi z uczelni, czy rodzinnego
miasta. Wiedziałam jednak, że minęło zbyt wiele czasu, abyśmy
mogli na nowo odbudować swoje znajomości.
-
Widzę, że szykuje się jakaś dłuższa rozmowa. Na pewno, nie
obejdzie się więc bez kawy. Chodź do środka, dziś jest wyjątkowo
chłodno - wchodzimy do niezbyt dużej, ale gustownie urządzonej
kawiarni. W której na szczęście, nie panuje przesadny tłok. Co w
niedzielne popołudnie, zdarzało się tutaj wyjątkowo rzadko.
-
To co się dzieje? Po twojej minie,
wnioskuję że coś niezbyt miłego - Lisa przypatruje mi się z dużą
uwagą. Zdążyła już, poznać mnie na tyle, że wiedziała kiedy
mam nie najlepszy nastrój.
-
Moja siostra wychodzi za mąż - odpowiadam z niezadowoleniem, nawet
tego nie ukrywając.
Nie
miałam zamiaru udawać, że cieszę się jej szczęściem,
zbudowanym na moim cierpieniu i krzywdzie.
-
To chyba, dobrze. Wybacz, ale nic z tego nie rozumiem. Domyślam się,
że nie masz z nią jakiś super relacji, bo praktycznie nigdy o niej
nie wspominasz. Ale to nic złego, że ułożyła sobie życie - moja
rozmówczyni jest
zdezorientowana.
Nie znała w końcu, ani naszej przeszłości, ani relacji jakie nas
od pewnego
czasu łączyły.
-
Widzisz to długa i niezbyt przyjemna historia, do której nie chcę
wracać. Wystarczy, że jej mężem ma zostać ktoś, kto był dla
mnie kiedyś, bardzo ważny. Mimo że dla mnie od dawna to już
zwykła
przeszłość,
z którą się pogodziłam. Nie mam ochoty w ogóle się tam pojawić.
Z drugiej strony, wiem że muszę. Inaczej zaczną się plotki i
niestworzone historie. Chciałabym, oszczędzić tego naszym
rodzicom. Oni na to nie zasługują. Wystarczy już, że muszą
odpowiadać na niewygodne pytania, dlaczego prawie w ogóle ich nie
odwiedzam - tłumaczę jej spokojnie i pokrótce, co się wydarzyło
przed kilkoma laty. Nie wdając się w szczegóły. Wolałam tego
zwyczajnie uniknąć. Upijam łyk, rozgrzewającej kawy. Czekając,
aż Lisa coś powie.
-
Nie spodziewałam się, czegoś takiego. Faktycznie, nie jest to
łatwa sprawa. Ale, skoro naprawdę to dla ciebie zamknięty temat,
pokaż im to i nie daj satysfakcji. Gdybyś się nie zjawiła.
Mogliby pomyśleć, że nadal się z tym nie pogodziłaś. Nie daj im
tej satysfakcji. Bądź ponad to - doradza mi. Lisa, jak zawsze
służyła dobrą radą.
-
Masz rację, to nie ja powinnam czuć się niezręcznie. Skoro oni
nie mają żadnych problemów z naszą przeszłością, ja także nie
będę miała. Dziękuję, że mogłam ci się wygadać. Od razu,
zrobiło mi się lepiej - posyła w moją stronę pocieszający
uśmiech.
Wracam
do swojego mieszkania w dużo lepszym humorze. Obiecując sobie, że
zbliżające się wielkimi krokami, niepowtarzalne
wydarzenie
w życiu mojej siostry, zniosę ze spokojem i godnością. Byłam w
końcu dorosła i powinnam się tak zachowywać.
Zamykając
ze sobą drzwi. Słyszę dobrze znany mi dźwięk mojego telefonu,
który rozbrzmiewa w salonie. Dopiero teraz, orientuję się, że
zapomniałam go ze sobą zabrać. Zapominalstwo było jedną z moich,
bardzo charakterystycznych cech.
Udaję
się w tamtym kierunku i rozpoczynam poszukiwania mojej, małej
zguby. Odnajduję go na kanapie, przykrytego poduszką. Zapewne leżał
tam od wczorajszego wieczoru.
Podnoszę
go w tym samym momencie, w którym znowu zaczyna dzwonić. Dostrzegam
imię Melanie i zwyczajnie na sekundę zamieram. Nie mogąc uwierzyć,
że to naprawdę ona do mnie dzwoni.
Zbieram
się, jednak na odwagę. Po czym biorąc głęboki, uspokajający
oddech. Odbieram połączenie.
-
Słucham - mój głos jest obojętny, nie wyrażający żadnych
emocji. W przeciwieństwie do chaosu odczuć panujących wewnątrz.
-
Nareszcie, Rose. Dzwonię do ciebie od kilku godzin. Co się z tobą
dzieje? - po raz pierwszy od kilku miesięcy, słyszę głos swojej
siostry. Tak samo pewny i nie zawierający w sobie, ani grama
wstydu.
-
Zapomniałam telefonu, a dopiero przed chwilą wróciłam do
mieszkania. Coś się stało, że dzwonisz? - pytam zdziwiona. Do tej
pory, ani razu nie zadzwoniła od mojej ostatniej wizyty w domu.
Czasy, gdy normalnie ze sobą rozmawiałyśmy i zachowywałyśmy się,
jak na siostry przystało, dawno minęły i prawdopodobnie nigdy już
nie wrócą.
-
Właściwie to tak, stało. Nasza mama, miała nieszczęśliwy
wypadek i złamała nogę - wstrzymuję oddech, słysząc te
niepokojące dla mnie informacje.
-
Ale wszystko już z nią w porządku? Nic poważnego jej nie dolega?
Jak to się w ogóle stało? - dopytuję ze strachem. Przez swoje
zaszłości z siostrą. Ucierpiały również, moje relacje z
rodzicami, którzy mimo że starali się nie wtrącać. Czułam, że
wzięli stronę Mel. Tak było zresztą od samego dzieciństwa.
Zawsze to jej ustępowali i praktycznie, czego by nie zrobiła.
Uchodziło to jej na sucho. Nadal jednak, byli dla mnie bardzo ważni
i mocno ich kochałam.
-
Gdy wychodziła rano do pracy, przez zbytni pośpiech. Potknęła się
i spadła z kilku schodów. Upadając tak niefortunnie, że pękła
jedna z kości. Na szczęście, sytuacja jest już opanowana.
Założyli jej w szpitalu gips i została uziemiona w domu na
przynajmniej sześć tygodni. Do ślubu powinna na szczęście,
zdążyć wyzdrowieć. Dostałaś zaproszenie, prawda? - słyszę,
jak ostatnie zdanie, wypowiada z radością. Która przyprawia mnie o
kolejną falę cierpienia. Byłam zła sama na siebie, przecież to
nie powinno mnie już w ogóle obchodzić.
-
Tak, dostałam. Gratuluję ci. Przepraszam, ale muszę kończyć.
Zadzwonię do mamy później. Strasznie mi przykro z powodu tego, co
się jej przytrafiło - nie potrafię z nią dłużej rozmawiać.
Melanie zachowywała się, jakby nic się nie stało i nie wyrządziła
mi wiele złego.
-
Rose, poczekaj. Dzwonię przede wszystkim w jednej, bardzo pilnej
sprawie. Ze względu
na to, że mama jest niedysponowana, a miała się zająć
organizacją ślubu. Chciałabym prosić cię o pomoc. Jesteś moją
siostrą i nam nadzieję, że się zgodzisz. Zajmiesz się
najważniejszymi przygotowaniami? Trzeba opracować menu, znaleźć
salę, dekoracje, odpowiednio
rozmieścić miejsca dla gości.
Ja
niestety za chwilę wyjeżdżam na miesięczne badania do Berlina i
nie będę miała, jak tego zrobić. Mogłabyś tu za niedługo
przyjechać i się tym zająć? Mama uważa, że to świetny pomysł.
Na pewno by się ucieszyła z twoich dłuższych odwiedzin, tak samo
tata - mam wrażenie, że to jakiś kiepski żart. Nie mogłam
uwierzyć, że w ogóle odważyła się prosić mnie o pomoc w tej
kwestii. Co ona sobie w ogóle wyobrażała?
-
Słucham? Ja mam się tym zająć? Chyba sobie ze mnie żartujesz.
Nawet, gdybym chciała, to niby jak miałabym to zrobić. Będąc setki kilometrów od was? Do twojej wiadomości, także mam pracę
i swoje życie. Nie rzucę wszystkiego na
taki okres czasu,
bo tak ci się podoba. Wynajmij sobie profesjonalną osobę do tego -
najgłówniejszy
powód, mojej niechęci przemilczam. Nie miałam pojęcia, jak ona
mogła po tym, co się stało. Tak po prostu prosić mnie o pomoc,
przy czymś takim.
-
Wiesz
ile kosztuje, ktoś taki? Mamy na co, ze Stephanem wydawać pieniądze
i nie ma nawet mowy o kimś takim. Za to ty, mogłabyś
wziąć urlop, a przez kolejne dni pracować zdalnie. Wiem, że masz
taką możliwość. Gdybyś tylko chciała i wykazała odrobinę
dobrej woli. Sama mi powiedziałaś, gdy ostatnio się widziałyśmy.
Żebyśmy zapomniały o tym, co było. Powiedziałaś, że dla ciebie
nie ma już znaczenia, ani mój związek ze Stephanem, ani nic, co
dotyczy jego osoby. Dlaczego więc, teraz znów do tego wracasz?
Jestem pewna, że to właśnie przez to, nie chcesz mi pomóc. Choć
dobre obyczaje wymagają, aby rodzeństwo sobie pomagało - gryzę
się w ostatniej chwili w język, aby jej nie odpowiedzieć, że jest
obłudna i fałszywa. Zapominała od tak, o tym co mi zrobiła.
Uważając, że nic wielkiego się w sumie nie stało. Wściekłość,
wprost ze mnie kipi. Dlatego pod wpływem złości, wypowiadam słowa,
których od razu żałuję.
-
Zastanowię się nad twoją prośbą i dam ci znać. Muszę
porozmawiać o tym z szefem. Nie myśl, że chodzi o cokolwiek
innego. Nie interesuje mnie, ani wasze życie, ani związek. I
niedługo wam to udowodnię. Zadzwonię
do ciebie za parę dni i dam ostateczną odpowiedź. Na razie -
rozłączam się, nie dając jej żadnej szansy na odpowiedź. Miałam
zamiar iść za radą Lisy i udowodnić, że ani Melanie, ani tym
bardziej Stephan. Nie mają już dla mnie żadnego znaczenia.
_______
Pierwszy rozdział za nami. 😊
Wyjątkowo dobrze mi się go pisało i powstał w mgnieniu oka, dlatego jest dzisiaj.
Czy takie retrospekcje, jak jedna w tym rozdziale. Mają pojawiać się częściej?
Czy może przedstawiać wspomnienia Rose w innej formie?
Polubił ktoś Melanie? 😉
Jakieś przypuszczenia, co takiego się wydarzyło?
Moment zaraz przed snem to dla mnie najlepszy moment na czytanie, dlatego sorka za taką późną porę i dzięki za rozdzialik, który faktycznie pojawił się dosyć szybko :D
OdpowiedzUsuńOczywiście, że nie polubiłam Melanie! Dla mnie nie jest siostrą tylko jakąś wredną zołzą. Już jest dla mnie stracona, bo na bank jej nie polubię. Sam fakt, jak rozmawiała z siostrą. Zwaliła na nią całe przygotowania ślubne, a dlaczego ona miałaby jej niby pomóc? Bo co? Ej ta dziewczyna jest mega śmieszna, bo to jej ślub i to ona powinna się o niego martwić! A ona jeszcze sprytnie argumentuje tak żeby przekonać Rose, że niby ciągle żyje przeszłością. Ale to sobie wymyśliła...
Wspomnienia Rose w formie retrospekcji są fajne, więc głosuję za tym żeby zostały, a jeszcze co do Rose, to jest strasznie taka no fajna w odbiorze. Jej myśli łatwo do mnie docierają, jest taka komunikatywna. Już nie mogę się doczekać, jaka to przyszłość kryje się w pamięci dziewczyny, która aż wyrzóciła wszystkie pamiątki. I tu mogę zbić z nią pionę, bo też tak raz zrobiłam XDDD TYPOWA DZIEWCZYNA XDDD
Liczę na to, że Rose nie zgodzi się załatwiać wszystkiego za Melanie, która ma w dupie swój ślub i gdzieś sobie wyjeżdża. Mam nadzieję, że wróci do domu, ale po to żeby zaopiekować się mamą, a nie jako służąca siostruni.
Życzę weny, chociaż widzę, że Ci jej nie brakuje, bo z nowu startujesz z bombowym początkiem :D
N
i oczywiście bombową historią :)))))
UsuńZacznę od pytań :) Podobają mi się takie retrospekcje i jestem za tym żeby zostały :) Melanie nie polubiłam i chyba nie ma szans żebym polubiła.Wydaje mi się strasznie wyrachowaną i roszczeniową osóbką która myśli , że świat kręci się wokół niej i wszystko się jej należy. Przepadła dla mnie już w pierwszym rozdziale i raczej się to nie zmieni.
OdpowiedzUsuńJak ona mogła w ogóle prosić Rose o coś takiego? Pomijam już fakt ich przeszłości i tego co się stało( czego do końca jeszcze nie wiemy) , ale ona nie może bo ma ważne badania w Berlinie. A Rose niby co? Ma rzucić wszystko bo jej praca niby mniej ważna i zjawić się w domu? Dobre sobie. Mam nadzieję , że Rose się na to nie zgodzi. Ogólnie to nie spodziewałam się relacji Rose - Stephan jako najlepsi przyjaciele. Widziałam ich raczej jako wielką miłość w którą wrąbała się Melanie. Dlatego nadal nie mam pojęcia o co chodzi ;) I zżera mnie ciekawość. Jak zawsze czekam na kolejny rozdział z ogromną niecierpliwością :) Bo jak zwykle u Ciebie wciągnęłam się w historię już od pierwszych słów :)
No, no, no ... to dopiero prolog i pierwszy rozdział, a akcja już się rozwija :) Fabuła ciekawa, do tego przeszłość owiana tajemnicą, dziwna relacja z siostrą i były przyjaciel ... bez zastanawia się na to piszę!
OdpowiedzUsuńZacznijmy jednak od głównej bohaterki. Jako osoba uzależniona od footballu, aż uśmiechnęłam się na widok dwóch znajomych nazw "Arsenal i Chelsea" :D Cóż, dziennikarka to nie jest naukowiec, no ale kurde! Czasami trudniej ogarnąć co to jest pozycja spalona, niż zapamiętać tablicę mendelejewa! Wcale wyobraźnia mnie nie ponosi xD Chodzi mi jednak o to, że rodzice dziewcząt są niesprawiedliwi. Przecież zawód jaki wybrała Rose jest tak samo interesujący, a dziewczyna może zrobić większą karierę od młodszej siostry. Powinni traktować i wspierać je tak samo. Nie ma lepszego i gorszego dziecka. Nie dziwne że ona "uciekła" od tego wszystkiego do deszczowego Madrytu.
Przeszłość jest owiana tajemnicą. Coś mi tu nie pasi. Skoro Melanie i Stephan nie mogli nigdy się dogadać, i to Rose była dla niego "idealną kandydatką" to co nagle się zmieniło? Jakoś nie wierzę że był on w tajemnicy zakochany w siostrze swojej przyjaciółki. W przeciwieństwie do Melanie, bo w jej przypadku wyczułam zazdrość wobec relacji naszych przyjaciół. I teraz nagle ślub ... nie zazdroszczę Rose tej sytuacji. Sam ślub będzie niezręczny, a co dopiero pomoc w zorganizowaniu go! Przeszłość rozdrapuje powoli jej zaschnięte rany ... a ja wręcz podskakuje z nadmiaru pytań! :D
To dopiero pierwszy rozdział, a ja już się wciągnęłam. Wszystko jest nie dopowiedziane, tajemnicze. Strasznie mnie ciekawi, co tak dokładnie zaszło między Rosie i Stephanem.
OdpowiedzUsuńNadal mam też radochę, bo akcja jak na razie dzieje się w Londynie, a to bardzo klimatyczne miasto, które wprost uwielbiam, sama nie wiem dlaczego.
Bardzo współczuję Rosie. Naprawdę bardzo się stara, spełnia swoje marzenia, ma dobrą pracę i w ogóle jej się układa, ale jej rodzice i tak faworyzują Melanie. To strasznie niesprawiedliwe. W końcu dzieci powinny być równe.
Zresztą ta Melanie średnio przypadła mi do gustu. Co ona sobie myśli, że jej siostra nie ma własnego życia i tak po prostu rzuci wszystko, by przygotowywać ślub. I to jeszcze z Stephanem! Coś tu bardzo, ale to bardzo nie gra.
Cieszę się, że Rose ma taką przyjaciółkę jaką jest Lisa. Na pewno jej rady jeszcze wiele razy bardzo się przydadzą. Takie osoby jak ona każdemu się przydają.
Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału i nadchodzącego rozdziału. Coś czuję, że może być bardzo ciekawie.
Pozdrawiam
Violin