niedziela, 6 maja 2018

Rozdział 1



Niedzielny poranek przywitałam w fatalnym humorze. Nie dość, że przez dłuższy czas nie mogłam zasnąć, to potem budziłam się jeszcze kilkukrotnie. Byłam więc niewyspana i ledwo przytomna.
Wiedziałam, że spowodowane to było, otrzymanym przeze mnie zaproszeniem, które znajdowało się teraz na dnie kosza na śmieci, podarte w kilka części. Podświadomie, nieustannie jednak o nim myślałam.
Nie mogąc zrozumieć, jakim cudem dwójka tak kompletnie niepasujących do siebie osób. Najpierw się w sobie zakochała, a teraz postanowiła ślubować sobie to przed ołtarzem. Było to dla mnie wprost niewiarygodne i praktycznie niemożliwe do zaakceptowania.




Od zawsze w końcu słyszałam od Melanie, że nie śpieszy się jej do zakładania rodziny.
Wciąż była bardzo młoda, miała niecałe dwadzieścia dwa lata i właściwie całe życie przed sobą.
Najpierw chciała skończyć studia, a potem rozpocząć karierę w jednym z laboratoriów, jako wielki naukowiec, dokonujący jakiegoś przełomowego odkrycia. Nie miałam pojęcia, czy jej się uda. Ale znając moją siostrę, było to możliwe. Ona zawsze dostawała, to czego chce. 
Rozwój zawodowy, stawiała na pierwszym miejscu, właściwie od kiedy tylko nauczyła się mówić.
Tysiące razy nasi rodzice wysłuchiwali, jak mała Mel codziennie zmieniała zdanie, kim chciałaby zostać w przyszłości. Lekarzem, weterynarzem, nauczycielem, a nawet prezydentem. Co chwile wszystko się jej odmieniało, a rodzice zapisywali ją na, coraz to nowsze zajęcia dodatkowe, które potrafiła rzucić po niecałym miesiącu. Twierdząc, że to jednak nie dla niej. Zapewniali jej wszystko, co najlepsze. Aby mogła spełniać swoje aspiracje. 
W przeciwieństwie do mnie, gdzie w spokoju i ciszy starałam się dążyć do spełniania swoich starannie, zaplanowanych marzeń. Dzieląc się nimi, wyłącznie z kilkoma najbliższymi mi osobami.
Zresztą jej narzeczony, także przede wszystkim na pierwszym miejscu stawiał na rozwój swojej sportowej kariery.
Do tej pory pamiętam jego zarzekanie się, że nie ożeni się, przynajmniej do czterdziestki.
A potem, gdy nawet to zrobi, to wyłącznie ze mną. Bo jestem do tego, jedyną godną kandydatką.

Potem z głośnym śmiechem rozbawienia, planowaliśmy jak będzie on wyglądał. Wymyślając najprzeróżniejsze scenariusze, których nigdy nie brałam na poważnie.




Przynajmniej nie do momentu, tamtego pamiętnego wieczoru, który stał się początkiem końca wszystkiego. Odbierając mi tym samym, wszystko co miało dla mnie, jakiekolwiek znaczenie.
Nie chciałam wracać do tamtych wydarzeń, wiedząc że przypłaciłabym te bolesne wspomnienia kolejnymi łzami, których już w przeszłości, zdecydowanie zbyt dużo wypłakałam. Zastanawiałam się tylko, dlaczego zdecydowali się zostać małżeństwem po niecałych dwóch latach bycia ze sobą. W dodatku w najmniej odpowiednim dla nich momencie.




Wstaję w pośpiechu z łóżka, wyglądając przez okno na zachmurzone niebo i ciężko wiszące chmury nad miastem. Wdycham wilgotne powietrze, będąc pewna że przede mną, kolejny deszczowy dzień. Przygnębiająca aura, nic sobie nie robiła z tego, że od ponad miesiąca była już wiosna. Dobijając mnie, jeszcze bardziej. Jakby moi bliscy, nie robili tego wystarczająco.




Udaję się do kuchni z zamiarem, zjedzenia szybkiego śniadania. Zalewam swoje ulubione musli zimnym mlekiem. Odstawiając je na blat stołu. Zabierając się następnie za przygotowanie kawy. Lubiłam zaczynać dzień, właśnie w ten sposób. Bez zbytniego pośpiechu i niepotrzebnej gonitwy za czasem, którego zawsze miałam za mało.






Wyciągam swój ulubiony czerwony kubek z nadrukowanymi na nim, czarnymi literami słowami : "Dla najlepszej przyjaciółki na świecie".
To była moja jedyna pamiątka, jakiej się nie pozbyłam, przypominająca mi o dawno już zakończonej, wieloletniej przyjaźni. Z osobą, która zraniła mnie, jak jeszcze nikt dotąd.
Któregoś dnia, gdy emocje jeszcze nie opadły, a ja nie potrafiłam znaleźć sposobu na ujście ze mnie nagromadzonej złości. Wszystkie pozostałe rzeczy, wylądowały w kartonowym pudle, a następnie na śmietniku, gdzie było ich miejsce. Tej ostatniej rzeczy nie potrafiłam się pozbyć. Była ostatnim symbolem, że ta przyjaźń w ogóle istniała. 



Doskonale pamiętam ten dzień, w którym dostałam trzymany przez siebie w dłoni przedmiot.
Było to na krótko, przed moim wyjazdem na staż. Kiedy, jeszcze nic nie zapowiadało, zbliżającej się katastrofy. Mimowolnie, wracam wspomnieniami do tamtych chwil.
A delikatny uśmiech, choć przeze mnie niechciany, wkrada się na usta.




- To dla ciebie, Rosie. Abyś nie zapomniała o mnie w tym, swoim Londynie - po krótkim przywitaniu, siada obok mnie i wręcza mi prezent z uśmiechem. Tylko on zwracał się do mnie, takim zdrobnieniem mojego imienia.
- Dziękuję, ale wcale nie musiałeś. Za nic, nie zapomniałabym o swoim najlepszym przyjacielu.
Są takie osoby, o których nie da się po prostu zapomnieć - całuję go delikatnie w policzek w ramach podziękowań. Następnie się do niego przytulając. Nie chciałam dopuścić do siebie myśli, że już niedługo nie będę miała możliwości tego uczynić.
- Nadal nie mogę uwierzyć, że naprawdę wyjeżdżasz. Nie wiem, jak ja bez ciebie wytrzymam tyle czasu - przypatruje mi się ze smutkiem, wprost wypisanym na twarzy.
- Przecież to tylko rok. Zobaczysz, że za chwilę będę z powrotem. Zresztą, zaraz zacznie ci się sezon i nie będziesz miał, nawet czasu na tęsknotę. Zawsze możesz mnie, także odwiedzić. Londyn nie leży przecież na końcu świata - pocieszam go. Choć sama też zaczynałam, powoli odczuwać smutek. To był pierwszy raz, gdy mieliśmy się znaleźć z daleka od siebie, na tak długi okres czasu. Do tej pory, nigdy coś takiego nie miało miejsca. Bałam się, czy sobie z tym poradzimy. Chciałam jednak wierzyć, że nasza przyjaźń pokona każdą przeciwność losu.
- Ale wrócisz? Obiecaj, że nie skusi cię, ani twoja miłość do angielskiej kultury, ani nic innego - prosi mnie, całkiem poważnie.
- Obiecuję. Wrócę, choćby specjalnie dla ciebie - zapewniam go. Wierząc, że dotrzymam tej obietnicy.




Spędziliśmy tamten wieczór do późnych godzin w ogrodzie, mojego rodzinnego domu. Zresztą tak samo, jak kilka poprzednich. Chcąc wykorzystać najbardziej, jak się tylko dało. Ostatnie dni, które pozostały do mojego wyjazdu.
Siedząc na ogrodowej huśtawce, przytuleni do siebie i rozmawiający o błahych sprawach. W swoim towarzystwie, traciliśmy poczucie czasu. Mając niekończącą się liczbę tematów do omówienia. Tak było zawsze, od pierwszego dnia, gdy tylko się poznaliśmy, jako kilkuletnie dzieci.
Dopiero pojawienie się Melanie, przywraca nas do rzeczywistości.




- Wiedziałam, że was tu znajdę. Rose, mama prosiła abyś przyszła do domu. Chce z tobą o czymś porozmawiać. Podobno to ważne i dotyczy twojego wyjazdu - siostra, przypatruje się nam z podejrzliwością. Ona nigdy nie rozumiała naszych relacji, które dla niej były czymś dziwnym i niezrozumiałym.
- Jasne, już idę. Tylko się pożegnam - odpowiadam jej. Widząc, że nie ma zamiaru zostawić nas samych. Całuję w policzek na pożegnanie, swojego przyjaciela. Który ma zamiar udać się do siebie. Do domu obok, w którym mieszkał od urodzenia.




- Naprawdę współczuję twojej przyszłej dziewczynie, Stephan. Przecież ona otrzyma cię w pakiecie z Rose. Wątpię, żeby potrafiła coś takiego zaakceptować. Nie sądzicie, że powinniście w końcu trochę rozluźnić waszą relację? Nie jesteście już dziećmi, które całymi dniami były nierozłączne - patrzę ze złością na swoją siostrę, która od zawsze zazdrościła nam naszej przyjaźni. Tej jednej rzeczy, nie potrafiła mi odebrać.
- To chyba nie twoja sprawa, Melanie. Ja się nie wtrącam do twoich znajomości. Więc ty, także odczep się od naszej - odpowiadam jej nieprzyjemnie, nie dając dojść Stephanowi do głosu. Który chciał jej coś powiedzieć.
- Nie musisz mnie atakować, nie miałam nic złego na myśli. Po prostu chciałam, uświadomić wam, że kiedyś będziecie musieli skończyć. Taką zażyłość w waszej przyjaźni. Ale w porządku, nie będę się wtrącać. Kiedyś się tylko rozczarujecie - wraca do domu, zostawiając nas samych. Ku mojemu zadowoleniu.




- Przepraszam za nią. Ostatnio nieustannie się mnie czepia. Nie wiem, co się z nią dzieje - staram się tłumaczyć, niestosowne zachowanie Melanie.
- W porządku, przecież ją świetnie znam. Ona od zawsze ma coś do mnie. Nigdy nie potrafiłem się z nią porozumieć. Widzimy się jutro? - pyta, a ja w odpowiedzi kiwam głową.
- Dobranoc, Stephan - przytulam się do niego. Gdy stajemy przed moją furtką.
- Dobranoc, Rosie - mówi, po czym idzie do siebie.




To było, jedno z ostatnich moich dobrych wspomnień, związanych z moim, byłym już przyjacielem. Wtedy jeszcze, naiwnie się łudziłam, że zawsze będziemy dla siebie wsparciem i nic nigdy nas nie rozdzieli. Życie potoczyło się, jednak zupełnie inaczej nie przewidywałam. Czasami żałowałam, tej ostatniej nocy sprzed mojego wylotu do Londynu. Być może, gdyby nie ona.
On teraz nie szykowałby się do ślubu z moją siostrą, a ja nie zamieszkałabym na stałe w Londynie. Nadal byśmy się przyjaźnili i wszystko byłoby, jak dawniej. Niestety żadna z naszych obietnic, nie została dotrzymana. Niszcząc tym samym, wspaniałe lata naszej znajomości.
Teraz, nie chciałam go więcej widzieć, a już tym bardziej być świadkiem, jak zostaje mężem innej. W dodatku najbliższej mi rodziny.




Wczesnym popołudniem, spaceruję wzdłuż Tamizy. Podziwiając stojącego w oddali Big Bena i Tower Bridge. Otulam się szczelniej, swoim lekkim szalikiem, czując coraz mocniejsze porywy wiatru.
Uwielbiałam spacerować w tym miejscu. Wzdłuż wolno płynącej rzeki i pomiędzy pięknymi zabytkami, które były wizytówką siedziby Królowej Anglii. Znajdowanie się w tej okolicy, zawsze mnie uspokajało i pozwalało zapomnieć o przykrych sprawach.
Choć bardzo tego nie chciałam. To przez ostatnie godziny, poświęciłam zdecydowanie więcej czasu Melanie i Stephanowi. Niż przez całe minione dwa lata.
Moja siostra być może nieświadomie, a może z premedytacją, poruszyła całą lawinę szczelnie skrywanych przeze mnie wspomnień.
Rozbudzając ponownie złość na nią i nienawiść do jej narzeczonego. Przez tyle miesięcy walczyłam, aby wyrzucić ich obydwoje ze swojego życia, odciąć się od nich i najlepiej zapomnieć o ich istnieniu. Ale przekorny los, postanowił po raz kolejny ze mnie zakpić.




Korzystając z wolnego dnia. Umówiłam się na spotkanie z Lisą. Swoją dobrą koleżanką z redakcji. Mimo że pracowała w dziale politycznym. Z jako jedyną, bardzo szybko złapałam wspólny język. A z czasem, stała się jedną z niewielu osób, które obdarzyłam zaufaniem. Dobrze mi się z nią rozmawiało i czasami spędzałam w jej towarzystwie swój, wolny czas.




- Rose, miło cię w końcu widzieć. Ostatnio mam tak dużo pracy, że nie mam na nic innego czasu. Gratuluję, otrzymania tego artykułu do napisania. To naprawdę duży sukces - wita się ze mną, przed jedną z naszych ulubionych i sprawdzonych kawiarni.
- Też się cieszę z naszego spotkania. Jesteś tutaj, właściwie jedyną osobą, z którą mogę szczerze porozmawiać - mówię otwarcie. Nigdy nie byłam, jakąś duszą towarzystwa, a od przyjazdu tutaj. Jeszcze się to tylko pogłębiło. Czasami tęskniłam za swoimi dawnymi znajomymi z uczelni, czy rodzinnego miasta. Wiedziałam jednak, że minęło zbyt wiele czasu, abyśmy mogli na nowo odbudować swoje znajomości.
- Widzę, że szykuje się jakaś dłuższa rozmowa. Na pewno, nie obejdzie się więc bez kawy. Chodź do środka, dziś jest wyjątkowo chłodno - wchodzimy do niezbyt dużej, ale gustownie urządzonej kawiarni. W której na szczęście, nie panuje przesadny tłok. Co w niedzielne popołudnie, zdarzało się tutaj wyjątkowo rzadko.




- To co się dzieje? Po twojej minie, wnioskuję że coś niezbyt miłego - Lisa przypatruje mi się z dużą uwagą. Zdążyła już, poznać mnie na tyle, że wiedziała kiedy mam nie najlepszy nastrój.
- Moja siostra wychodzi za mąż - odpowiadam z niezadowoleniem, nawet tego nie ukrywając.
Nie miałam zamiaru udawać, że cieszę się jej szczęściem, zbudowanym na moim cierpieniu i krzywdzie.
- To chyba, dobrze. Wybacz, ale nic z tego nie rozumiem. Domyślam się, że nie masz z nią jakiś super relacji, bo praktycznie nigdy o niej nie wspominasz. Ale to nic złego, że ułożyła sobie życie - moja rozmówczyni jest zdezorientowana. Nie znała w końcu, ani naszej przeszłości, ani relacji jakie nas od pewnego czasu łączyły.




- Widzisz to długa i niezbyt przyjemna historia, do której nie chcę wracać. Wystarczy, że jej mężem ma zostać ktoś, kto był dla mnie kiedyś, bardzo ważny. Mimo że dla mnie od dawna to już zwykła przeszłość, z którą się pogodziłam. Nie mam ochoty w ogóle się tam pojawić. Z drugiej strony, wiem że muszę. Inaczej zaczną się plotki i niestworzone historie. Chciałabym, oszczędzić tego naszym rodzicom. Oni na to nie zasługują. Wystarczy już, że muszą odpowiadać na niewygodne pytania, dlaczego prawie w ogóle ich nie odwiedzam - tłumaczę jej spokojnie i pokrótce, co się wydarzyło przed kilkoma laty. Nie wdając się w szczegóły. Wolałam tego zwyczajnie uniknąć. Upijam łyk, rozgrzewającej kawy. Czekając, aż Lisa coś powie.




- Nie spodziewałam się, czegoś takiego. Faktycznie, nie jest to łatwa sprawa. Ale, skoro naprawdę to dla ciebie zamknięty temat, pokaż im to i nie daj satysfakcji. Gdybyś się nie zjawiła. Mogliby pomyśleć, że nadal się z tym nie pogodziłaś. Nie daj im tej satysfakcji. Bądź ponad to - doradza mi. Lisa, jak zawsze służyła dobrą radą.
- Masz rację, to nie ja powinnam czuć się niezręcznie. Skoro oni nie mają żadnych problemów z naszą przeszłością, ja także nie będę miała. Dziękuję, że mogłam ci się wygadać. Od razu, zrobiło mi się lepiej - posyła w moją stronę pocieszający uśmiech.




Wracam do swojego mieszkania w dużo lepszym humorze. Obiecując sobie, że zbliżające się wielkimi krokami, niepowtarzalne wydarzenie w życiu mojej siostry, zniosę ze spokojem i godnością. Byłam w końcu dorosła i powinnam się tak zachowywać.
Zamykając ze sobą drzwi. Słyszę dobrze znany mi dźwięk mojego telefonu, który rozbrzmiewa w salonie. Dopiero teraz, orientuję się, że zapomniałam go ze sobą zabrać. Zapominalstwo było jedną z moich, bardzo charakterystycznych cech.




Udaję się w tamtym kierunku i rozpoczynam poszukiwania mojej, małej zguby. Odnajduję go na kanapie, przykrytego poduszką. Zapewne leżał tam od wczorajszego wieczoru.
Podnoszę go w tym samym momencie, w którym znowu zaczyna dzwonić. Dostrzegam imię Melanie i zwyczajnie na sekundę zamieram. Nie mogąc uwierzyć, że to naprawdę ona do mnie dzwoni.



Zbieram się, jednak na odwagę. Po czym biorąc głęboki, uspokajający oddech. Odbieram połączenie.
- Słucham - mój głos jest obojętny, nie wyrażający żadnych emocji. W przeciwieństwie do chaosu odczuć panujących wewnątrz.
- Nareszcie, Rose. Dzwonię do ciebie od kilku godzin. Co się z tobą dzieje? - po raz pierwszy od kilku miesięcy, słyszę głos swojej siostry. Tak samo pewny i nie zawierający w sobie, ani grama wstydu.
- Zapomniałam telefonu, a dopiero przed chwilą wróciłam do mieszkania. Coś się stało, że dzwonisz? - pytam zdziwiona. Do tej pory, ani razu nie zadzwoniła od mojej ostatniej wizyty w domu. Czasy, gdy normalnie ze sobą rozmawiałyśmy i zachowywałyśmy się, jak na siostry przystało, dawno minęły i prawdopodobnie nigdy już nie wrócą.



- Właściwie to tak, stało. Nasza mama, miała nieszczęśliwy wypadek i złamała nogę - wstrzymuję oddech, słysząc te niepokojące dla mnie informacje.
- Ale wszystko już z nią w porządku? Nic poważnego jej nie dolega? Jak to się w ogóle stało? - dopytuję ze strachem. Przez swoje zaszłości z siostrą. Ucierpiały również, moje relacje z rodzicami, którzy mimo że starali się nie wtrącać. Czułam, że wzięli stronę Mel. Tak było zresztą od samego dzieciństwa. Zawsze to jej ustępowali i praktycznie, czego by nie zrobiła. Uchodziło to jej na sucho. Nadal jednak, byli dla mnie bardzo ważni i mocno ich kochałam.
- Gdy wychodziła rano do pracy, przez zbytni pośpiech. Potknęła się i spadła z kilku schodów. Upadając tak niefortunnie, że pękła jedna z kości. Na szczęście, sytuacja jest już opanowana. Założyli jej w szpitalu gips i została uziemiona w domu na przynajmniej sześć tygodni. Do ślubu powinna na szczęście, zdążyć wyzdrowieć. Dostałaś zaproszenie, prawda? - słyszę, jak ostatnie zdanie, wypowiada z radością. Która przyprawia mnie o kolejną falę cierpienia. Byłam zła sama na siebie, przecież to nie powinno mnie już w ogóle obchodzić.
- Tak, dostałam. Gratuluję ci. Przepraszam, ale muszę kończyć. Zadzwonię do mamy później. Strasznie mi przykro z powodu tego, co się jej przytrafiło - nie potrafię z nią dłużej rozmawiać. Melanie zachowywała się, jakby nic się nie stało i nie wyrządziła mi wiele złego.




- Rose, poczekaj. Dzwonię przede wszystkim w jednej, bardzo pilnej sprawie. Ze względu na to, że mama jest niedysponowana, a miała się zająć organizacją ślubu. Chciałabym prosić cię o pomoc. Jesteś moją siostrą i nam nadzieję, że się zgodzisz. Zajmiesz się najważniejszymi przygotowaniami? Trzeba opracować menu, znaleźć salę, dekoracje, odpowiednio rozmieścić miejsca dla gości.
Ja niestety za chwilę wyjeżdżam na miesięczne badania do Berlina i nie będę miała, jak tego zrobić. Mogłabyś tu za niedługo przyjechać i się tym zająć? Mama uważa, że to świetny pomysł. Na pewno by się ucieszyła z twoich dłuższych odwiedzin, tak samo tata - mam wrażenie, że to jakiś kiepski żart. Nie mogłam uwierzyć, że w ogóle odważyła się prosić mnie o pomoc w tej kwestii. Co ona sobie w ogóle wyobrażała?
- Słucham? Ja mam się tym zająć? Chyba sobie ze mnie żartujesz. Nawet, gdybym chciała, to niby jak miałabym to zrobić. Będąc setki kilometrów od was? Do twojej wiadomości, także mam pracę i swoje życie. Nie rzucę wszystkiego na taki okres czasu, bo tak ci się podoba. Wynajmij sobie profesjonalną osobę do tego - najgłówniejszy powód, mojej niechęci przemilczam. Nie miałam pojęcia, jak ona mogła po tym, co się stało. Tak po prostu prosić mnie o pomoc, przy czymś takim. 
- Wiesz ile kosztuje, ktoś taki? Mamy na co, ze Stephanem wydawać pieniądze i nie ma nawet mowy o kimś takim. Za to ty, mogłabyś wziąć urlop, a przez kolejne dni pracować zdalnie. Wiem, że masz taką możliwość. Gdybyś tylko chciała i wykazała odrobinę dobrej woli. Sama mi powiedziałaś, gdy ostatnio się widziałyśmy. Żebyśmy zapomniały o tym, co było. Powiedziałaś, że dla ciebie nie ma już znaczenia, ani mój związek ze Stephanem, ani nic, co dotyczy jego osoby. Dlaczego więc, teraz znów do tego wracasz? Jestem pewna, że to właśnie przez to, nie chcesz mi pomóc. Choć dobre obyczaje wymagają, aby rodzeństwo sobie pomagało - gryzę się w ostatniej chwili w język, aby jej nie odpowiedzieć, że jest obłudna i fałszywa. Zapominała od tak, o tym co mi zrobiła. Uważając, że nic wielkiego się w sumie nie stało. Wściekłość, wprost ze mnie kipi. Dlatego pod wpływem złości, wypowiadam słowa, których od razu żałuję.
- Zastanowię się nad twoją prośbą i dam ci znać. Muszę porozmawiać o tym z szefem. Nie myśl, że chodzi o cokolwiek innego. Nie interesuje mnie, ani wasze życie, ani związek. I niedługo wam to udowodnię. Zadzwonię do ciebie za parę dni i dam ostateczną odpowiedź. Na razie - rozłączam się, nie dając jej żadnej szansy na odpowiedź. Miałam zamiar iść za radą Lisy i udowodnić, że ani Melanie, ani tym bardziej Stephan. Nie mają już dla mnie żadnego znaczenia.


_______
Pierwszy rozdział za nami. 😊
Wyjątkowo dobrze mi się go pisało i powstał w mgnieniu oka, dlatego jest dzisiaj.
Czy takie retrospekcje, jak jedna w tym rozdziale. Mają pojawiać się częściej?
Czy może przedstawiać wspomnienia Rose w innej formie?
Polubił ktoś Melanie? 😉
Jakieś przypuszczenia, co takiego się wydarzyło?

5 komentarzy:

  1. Moment zaraz przed snem to dla mnie najlepszy moment na czytanie, dlatego sorka za taką późną porę i dzięki za rozdzialik, który faktycznie pojawił się dosyć szybko :D
    Oczywiście, że nie polubiłam Melanie! Dla mnie nie jest siostrą tylko jakąś wredną zołzą. Już jest dla mnie stracona, bo na bank jej nie polubię. Sam fakt, jak rozmawiała z siostrą. Zwaliła na nią całe przygotowania ślubne, a dlaczego ona miałaby jej niby pomóc? Bo co? Ej ta dziewczyna jest mega śmieszna, bo to jej ślub i to ona powinna się o niego martwić! A ona jeszcze sprytnie argumentuje tak żeby przekonać Rose, że niby ciągle żyje przeszłością. Ale to sobie wymyśliła...
    Wspomnienia Rose w formie retrospekcji są fajne, więc głosuję za tym żeby zostały, a jeszcze co do Rose, to jest strasznie taka no fajna w odbiorze. Jej myśli łatwo do mnie docierają, jest taka komunikatywna. Już nie mogę się doczekać, jaka to przyszłość kryje się w pamięci dziewczyny, która aż wyrzóciła wszystkie pamiątki. I tu mogę zbić z nią pionę, bo też tak raz zrobiłam XDDD TYPOWA DZIEWCZYNA XDDD
    Liczę na to, że Rose nie zgodzi się załatwiać wszystkiego za Melanie, która ma w dupie swój ślub i gdzieś sobie wyjeżdża. Mam nadzieję, że wróci do domu, ale po to żeby zaopiekować się mamą, a nie jako służąca siostruni.
    Życzę weny, chociaż widzę, że Ci jej nie brakuje, bo z nowu startujesz z bombowym początkiem :D
    N

    OdpowiedzUsuń
  2. Zacznę od pytań :) Podobają mi się takie retrospekcje i jestem za tym żeby zostały :) Melanie nie polubiłam i chyba nie ma szans żebym polubiła.Wydaje mi się strasznie wyrachowaną i roszczeniową osóbką która myśli , że świat kręci się wokół niej i wszystko się jej należy. Przepadła dla mnie już w pierwszym rozdziale i raczej się to nie zmieni.
    Jak ona mogła w ogóle prosić Rose o coś takiego? Pomijam już fakt ich przeszłości i tego co się stało( czego do końca jeszcze nie wiemy) , ale ona nie może bo ma ważne badania w Berlinie. A Rose niby co? Ma rzucić wszystko bo jej praca niby mniej ważna i zjawić się w domu? Dobre sobie. Mam nadzieję , że Rose się na to nie zgodzi. Ogólnie to nie spodziewałam się relacji Rose - Stephan jako najlepsi przyjaciele. Widziałam ich raczej jako wielką miłość w którą wrąbała się Melanie. Dlatego nadal nie mam pojęcia o co chodzi ;) I zżera mnie ciekawość. Jak zawsze czekam na kolejny rozdział z ogromną niecierpliwością :) Bo jak zwykle u Ciebie wciągnęłam się w historię już od pierwszych słów :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No, no, no ... to dopiero prolog i pierwszy rozdział, a akcja już się rozwija :) Fabuła ciekawa, do tego przeszłość owiana tajemnicą, dziwna relacja z siostrą i były przyjaciel ... bez zastanawia się na to piszę!
    Zacznijmy jednak od głównej bohaterki. Jako osoba uzależniona od footballu, aż uśmiechnęłam się na widok dwóch znajomych nazw "Arsenal i Chelsea" :D Cóż, dziennikarka to nie jest naukowiec, no ale kurde! Czasami trudniej ogarnąć co to jest pozycja spalona, niż zapamiętać tablicę mendelejewa! Wcale wyobraźnia mnie nie ponosi xD Chodzi mi jednak o to, że rodzice dziewcząt są niesprawiedliwi. Przecież zawód jaki wybrała Rose jest tak samo interesujący, a dziewczyna może zrobić większą karierę od młodszej siostry. Powinni traktować i wspierać je tak samo. Nie ma lepszego i gorszego dziecka. Nie dziwne że ona "uciekła" od tego wszystkiego do deszczowego Madrytu.
    Przeszłość jest owiana tajemnicą. Coś mi tu nie pasi. Skoro Melanie i Stephan nie mogli nigdy się dogadać, i to Rose była dla niego "idealną kandydatką" to co nagle się zmieniło? Jakoś nie wierzę że był on w tajemnicy zakochany w siostrze swojej przyjaciółki. W przeciwieństwie do Melanie, bo w jej przypadku wyczułam zazdrość wobec relacji naszych przyjaciół. I teraz nagle ślub ... nie zazdroszczę Rose tej sytuacji. Sam ślub będzie niezręczny, a co dopiero pomoc w zorganizowaniu go! Przeszłość rozdrapuje powoli jej zaschnięte rany ... a ja wręcz podskakuje z nadmiaru pytań! :D

    OdpowiedzUsuń
  4. To dopiero pierwszy rozdział, a ja już się wciągnęłam. Wszystko jest nie dopowiedziane, tajemnicze. Strasznie mnie ciekawi, co tak dokładnie zaszło między Rosie i Stephanem.
    Nadal mam też radochę, bo akcja jak na razie dzieje się w Londynie, a to bardzo klimatyczne miasto, które wprost uwielbiam, sama nie wiem dlaczego.
    Bardzo współczuję Rosie. Naprawdę bardzo się stara, spełnia swoje marzenia, ma dobrą pracę i w ogóle jej się układa, ale jej rodzice i tak faworyzują Melanie. To strasznie niesprawiedliwe. W końcu dzieci powinny być równe.
    Zresztą ta Melanie średnio przypadła mi do gustu. Co ona sobie myśli, że jej siostra nie ma własnego życia i tak po prostu rzuci wszystko, by przygotowywać ślub. I to jeszcze z Stephanem! Coś tu bardzo, ale to bardzo nie gra.
    Cieszę się, że Rose ma taką przyjaciółkę jaką jest Lisa. Na pewno jej rady jeszcze wiele razy bardzo się przydadzą. Takie osoby jak ona każdemu się przydają.
    Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału i nadchodzącego rozdziału. Coś czuję, że może być bardzo ciekawie.
    Pozdrawiam
    Violin

    OdpowiedzUsuń