W
piątkowe, dość późne popołudnie. Odbieram swoją walizkę z
taśmy, po czym ciągnąć ją za sobą. Ruszam w stronę wyjścia z
dobrze znanego mi lotniska. Nie raz i nie dwa, miałam w końcu
okazję na nim bywać.
Ostatnio jednak, żadna z wizyt w
tym miejscu nie wywoływała u mnie pozytywnych odczuć. Wiązały
się przede wszystkim ze smutkiem i cierpieniem. Miałam nadzieję,
że tym razem będzie inaczej i mój ponowny powrót, nie okaże się
kompletną katastrofą.
Idąc wolnym krokiem, rozglądam
się w poszukiwaniu swojego taty, który miał mnie odebrać z
lotniska. Tak, jak ustaliliśmy to podczas wczorajszego wieczoru.
Modliłam się tylko, żeby
nie musiał przypadkiem zostać dłużej w pracy, albo że po prostu
nie zapomniał o moim przylocie. Wiedziałam, że był do tego
zdolny, w końcu nie raz byłam już świadkiem podobnych
wydarzeń.
Nigdy bym się nie spodziewała, że
powrót do domu. Będzie dla mnie czymś, aż tak trudnym. Mimo że
starałam się, wykrzesać z siebie jakąś odrobinę entuzjazmu z
powodu odwiedzin rodzinnych stron i zobaczenia się z bliskimi.
Zwyczajnie nie potrafiłam. Zbyt wiele przykrych wspomnień, wiązało
się z tym miejscem. Zaczynałam powoli żałować, że w ogóle
zgodziłam się na ten przyjazd. Z każdym kolejnym krokiem, postawionym na ojczystej ziemi. Czułam, jak wydawać by się mogło,
dawno zabliźnione rany, ponownie się otwierają. Boląc praktycznie
tak samo, jak na początku.
Nie chciałam jednak,
sprawić przykrości i zawodu mamie. Bardzo nalegała na mój
przyjazd, a ja zwyczajnie nie potrafiłam jej odmówić. W ostatnich
miesiącach, zbyt wiele razy to zrobiłam. Nie pojawiłam się nawet
na święta.
Woląc spędzić je w samotności, co było
ogromnym ciosem dla moich rodziców. Ale ja nie wyobrażałam sobie w
tamtym okresie czasu, usiąść wspólnie z Melanie i być może,
także Stephanem przy jednym stole. Patrzeć na ich szczęście i
udawać, że życzę im powodzenia we wspólnym życiu.
Dlatego
po sumiennym wykonaniu, wszystkich zleconych mi zadań w redakcji.
Poprosiłam parę dni temu o dwa tygodnie zaległego urlopu, który
zdążył nagromadzić się przez ostatnie miesiące mojej
pracy.
Podczas, której nie opuściłam do tej pory, ani jednego
dnia. Nie widząc do tego, choćby najmniejszej potrzeby.
Następnie
kupiłam bilet na pierwszy najbliższy lot, wiedząc że w innym
przypadku, mogłabym się po prostu rozmyślić.
-
Rose, dziecko. Tak się cieszę, że w końcu cię widzę. Strasznie
się za tobą stęskniłem - gdy odnajduję w końcu swojego tatę.
Na moich ustach, pojawia się delikatny uśmiech. Naprawdę
odczuwałam radość z powodu ponownego przebywania w jego
obecności.
- Też za tobą tęskniłam. Chyba trochę za długo
mnie nie było - przytulam się do niego na powitanie. Uświadamiając
sobie, że rodzice nie powinni ponosić konsekwencji, moich nie do
końca wyjaśnionych spraw z Melanie. Która nadal uważa, że wszystko
jest w jak najlepszym porządku. Może nie byli idealni i popełnili
kilka błędów, ale byli najbliższą mi rodziną. Innej,
zwyczajnie nie miałam.
- Jak ci minął lot? Wszystko obyło
się bez problemów? - tata przypatruje mi się uważnie. Wiedząc,
że od zawsze bałam się latać. To była jedna z moich słabości.
-
O dziwo, było w porządku. Udało mi się nawet, zbyt mocno nie
denerwować. Naprawdę spodziewałam się, że będzie gorzej - być
może było to spowodowane tym, że miałam inne. Dużo ważniejsze
powody, które wywoływały u mnie niepokój. Jak chociażby, ponowne
spotkanie z młodszą siostrą.
Idziemy na parking,
gdzie stał zaparkowany samochód. Pogrążając się w miłej
rozmowie, która wiele dla mnie znaczyła.
Tata jako jedyny z
moich bliskich, zadał sobie trud zapytania się o moje życie w
Londynie, pracę, czy po prostu o moje samopoczucie.
Jako
jedyny, wykazywał zainteresowanie czymś więcej niż problemy mojej
siostry i czy podejmę się próby organizacji jej ślubu. W dodatku
po jego minie, domyślałam się, że nie był entuzjastą tego
pomysłu. Wiedział w końcu o naszych zaszłościach z przeszłości.
I zwyczajnie nie popierał pomysłu swojej córki i żony, które nie
widziały żadnych przeszkód, abym jak zawsze pomogła
Melanie.
Byłam mu wdzięczna, że nie naciskał na mnie, ani
nie wywierał presji. Przynajmniej z jego
strony, mogłam liczyć na jakieś wsparcie i namiastkę
zrozumienia.
Mimo wszystko, droga do Willingen
upływa mi w narastającym zdenerwowaniu i strachu. Bałam się
spotkania z siostrą i jej narzeczonym. Obawiając, że nadal nie
wyzbyłam się do końca żalu i uczuć, które już bardzo dawno,
powinny bezpowrotnie zniknąć. Czułam się tak samo zagubiona, jak
kilkanaście lat wcześniej, gdy jako mała dziewczynka.
Przeprowadzałam się z rodzicami do naszego obecnego domu. Nie mając
pojęcia, jak sobie poradzę w nowym otoczeniu.
Od
kilku już godzin, wpatrywałam się w nieustannie zmieniający
krajobraz za oknem samochodu. Podziwiałam ulice, łąki, pola.
Przytulając swojego ulubionego misia, który od teraz był moim,
jedynym towarzyszem zabaw.
Byłam zła i obrażona na rodziców.
Dlatego nie odzywałam się do nich od samego początku naszej
podróży. Powstrzymując nawet swoją ciekawość i zadawanie setek
pytań, jak to miałam w swoim zwyczaju. Które miały na celu,
zaspokojenie mojej ciekawości i pogłębianie
wiedzy.
Obwiniałam ich, ponieważ musiałam się pożegnać i
rozstać na zawsze ze swoją najlepszą przyjaciółką, mieszkającą
na tej samej ulicy, co dotychczas moja rodzina.
W dodatku
rodzice zmusili mnie do zostawienia, swojego pomalowanego na różowo
pokoju, który stanowił małe królestwo, jakie stworzyłam dla
swoich misiów i lalek.
Nie rozumiałam, dlaczego
musimy się przeprowadzić. Przecież moja nienarodzona jeszcze
siostra, wciąż pozostająca w brzuchu mamy. Mogła zamieszkać ze
mną w pokoju. Mogłabym się z nią podzielić, nawet moimi
zabawkami.
Wtedy tata, mógłby zachować starą pracę. Nie
potrzebując więcej pieniędzy na nowe rzeczy dla mojej młodszej
siostry.
Ale przecież, nikt nie chciał słuchać małej Rose,
która nie miała o niczym pojęcia ze względu na fakt, że była
dzieckiem. Czasami miałam dość dorosłych, którzy za każdym
razem mnie lekceważyli. Nie rozumieli, że miałam już cztery lata
i nie byłam nieświadomym, niczego dzieckiem.
-
Rose, możesz już przestać się na nas gniewać? Zobaczysz, że
nasz nowy dom, bardzo ci się spodoba. Jest dużo większy i
ładniejszy od poprzedniego. Niczego ci w nim nie zabraknie. Okolica
też prezentuje się dużo lepiej od poprzedniej. Jest cicho i
spokojnie.
W przeciwieństwie od tego, co było w Hamburgu - mama
odwraca się w moją stroną z uśmiechem. Starając się mnie
udobruchać.
- Ale nie będzie Cornelii! Z kim się teraz będę
bawić? - robię obrażoną minę i na powrót odwracam się w stronę
okna.
- Poznasz inne dzieci. W dodatku nasi nowi sąsiedzi, mają
syna w twoim wieku. Kto wie, może uda ci się z nim zaprzyjaźnić?
- tym razem odzywa się tata. Rodzice ze wszelką cenę, próbowali
mnie przekonać do naszego nowego miejsca zamieszkania. Ale na nic
się to nie zdawało.
- Na pewno nie. Nie będę
się bawić z chłopakiem. Oni są głupi - protestuję z oburzeniem.
Wydymając swoje policzki. Słyszę, jak mama wzdycha z bezradności
na moje niezadowolenie. Następnie tata ze śmiechem. Tłumaczy jej,
że jestem uparta po niej. Z czym ona się nie zgadzała.
Niedługo
potem, zmęczona długą jazdą samochodem, po prostu zasypiam. Z
obietnicą, że nie polubię naszego nowego miejsca zamieszkania,
choćby nie wiem co. Byłam to w końcu winna
Cornelii.
Tydzień po naszej przeprowadzce. Kiedy
wszystkie rzeczy zostały rozpakowane, a mój pokój zaczynał
wyglądem, przynajmniej przypominać poprzedni.
Znudzona samotną
zabawą w ogrodzie pod czujnym okiem mamy, która czytała jakaś
książkę na tarasie. Widzę, jak przez płot, który oddzielał nas
od domu stojącego obok, wpada piłka wprost w świeżo posadzone
rabatki kwiatów. Przypatruję się jej z zaskoczeniem, a następnie
podążam w jej kierunku, biorąc ją w ręce. Ciekawiło mnie, do
kogo może ona należeć. W końcu do tej pory, mimo że rodzice
kilkukrotnie mnie namawiali. Nie chciałam poznać żadnych innych
dzieci, mieszkających w okolicy.
Chwilę potem w
zasięgu mojego wzroku, pojawia się dużo wyższy ode mnie chłopiec.
Który z bardzo niepewną i zawstydzoną miną, rozgląda się po
naszym ogrodzie. Zapewne to do niego należała zguba, którą
trzymałam. Kierowana jakąś dziwną ciekawością, podchodzę do
niego. Mając już dość samotnej zabawy.
- To
chyba twoje - oddaję mu piłkę z delikatnym uśmiechem. Wydawał
się miły. Nie, jak chłopcy których do tej pory znałam. Którzy
często robiąc mi na złość, psuli moje zabawki.
- Tak,
dziękuję. Jestem, Stephan - wyciąga w moim kierunku dłoń,
uważnie się mi przyglądając.
- A ja, Rose - ściskam jego
dłoń. Nie rozumiejąc, dlaczego nie spuszcza wzroku z mojej
twarzy.
- Miło mi cię poznać. Chyba się polubimy, bo widzę
że tak samo jak ja, bardzo lubisz czekoladę - wskazuje na mój
brudny policzek, śmiejąc się.
Tamtego dnia do
późnych godzin wieczornych, bawiliśmy się razem. Dopiero
nawoływania naszych rodziców, że czas najwyższy na przyjście do
domu. Zmusiło nas do rozstania się ze sobą.
Byłam zadowolona
ze wspólnie spędzonego czasu, ponieważ naprawdę go polubiłam.
Może nie był Cornelią, ale okazał się dobrym kolegą do
zabawy.
Żegnając się wieczorem, gdy zaczynało
się ściemniać. Nie mieliśmy, jeszcze pojęcia, że
staniemy się praktycznie nierozłączni przez całe nasze
dzieciństwo.
Kiedy to wzajemnie się wspieraliśmy. Ciesząc
się z osiąganych sukcesów, jak i pocieszając po doznanych
niepowodzeniach. Połączyła nas ze sobą niezwykła więź, która
niestety kilkanaście lat później, została w okrutny sposób
przerwana.
Wysiadam z samochodu, gdy tata
parkuje na podjeździe przed domem. Podczas, gdy on wyciąga moje
rzeczy z bagażnika.
Rozglądam się dookoła. Uświadamiając
sobie, że okolica praktycznie w ogóle nie uległa zmianie. Wszystko
było takie, jak zapamiętałam. Jakby czas się zatrzymał, a ja
nigdy nie wyjechała z tego miejsca. Szkoda tylko, że choć
wizualnie wszystko pozostało bez zmian, to już w sferze relacji
międzyludzkich, nic nie było, jak dawniej.
Wchodzę
do domu, w którym spędziłam większość lat swojego życia.
Wdychając znajomy zapach świeżych kwiatów, stojących niemal w
każdym pomieszczeniu. Po króciutkim rozeznaniu się we wnętrzu.
Kieruję swoje kroki do salonu, zostając w nim czekające już na
mnie mamę i siostrę.
Melanie,
jak zwykle w drogich i eleganckich ubraniach prezentowała się
perfekcyjnie i zjawiskowo. Znowu poczułam się przy niej, jak
starsza i brzydka siostra kopciuszka. Nie mogąca się
równać z olśniewającą urodą naszej rodzinnej księżniczki.
- Rose, skarbie. Jesteś nareszcie - podchodzę do
mamy i mocno się do niej przytulam. Choć bardzo często, miałam
odmienne zdanie od niej, wciąż była moją rodzicielką, która
wiele dla mnie poświęciła. Wychowała mnie najlepiej, jak
potrafiła i nauczyła wszystkiego, co tylko mogła. Nie potrafiłam
więc się od niej odwrócić i przestać utrzymywać kontakt.
-
Jestem i przez najbliższe dwa tygodnie, nigdzie się stąd nie
ruszam. Dotrzymam ci towarzystwa. Tata powiedział mi, że strasznie
się teraz nudzisz całymi dniami. Będąc tutaj sama - siadam obok
niej. Uśmiechając się w jej kierunku.
- Dwa
tygodnie? Jak chcesz zorganizować wszystko w tak krótkim czasie? -
do naszej rozmowy, dołącza Melanie. Która nie raczyła się, nawet
ze mną przywitać. Od razu przechodząc do swoich roszczeń.
-
Po pierwsze to na nic się, jeszcze nie zgodziłam. Po drugie,
przestań mi w końcu rozkazywać - zwracam się do niej
nieprzyjemnym głosem. Nie potrafiłam traktować jej, jak dawniej.
Mimo szczerych chęci.
- Mamo, powiedz coś! Wiesz,
że w przyszłym tygodniu wyjeżdżam. Tylko Rose może się zająć
organizacją ślubu. Ty nie możesz ze względu na gips, a mama
Stephana nie chciała nawet słyszeć o jakiejkolwiek pomocy. Wiesz,
że mnie nie lubi - Mel wygląda, jak obrażone dziecko. Od tylu lat,
nic się nie zmieniło. Nadal wymusza wszystko krzykiem i obrażaniem
się. Zaskoczyło mnie tylko, że nie jest lubiana w rodzinie
Stephana. Przecież jego mama była wspaniałą i bardzo miłą
kobietą. Z którą nigdy nie miałam żadnych problemów. A w jego
domu w przeszłości za każdym razem, byłam witana z życzliwością
i otwartością.
-
Rose, proszę cię. Pomóż siostrze, ona naprawdę znalazła się w
trudnej sytuacji. Nie może odwołać swojego wyjazdu, a tutaj nikt
poza tobą nie jest w stanie jej pomóc. Jeśli nie chcesz zrobić
tego dla niej, to przynajmniej zgódź się ze względu na mnie -
mama po raz kolejny, wstawia się za Melanie. A ja nie mam już do
tego siły. Wiedziałam, że nie dadzą mi spokoju, dopóki nie
ustąpię. Obydwie na zmianę będą na mnie nalegać. Nie dając,
ani chwili wytchnienia.
- Postaram się pomóc, ale na pewno nie
zorganizuję wszystkiego sama. Tego jest zwyczajnie za dużo. Mel,
będziesz musiała, kilkoma rzeczami zająć się sama. Albo znaleźć,
jeszcze kogoś do współpracy ze mną - ulegam, jak zawsze. Moja
siostra, znowu postawiła na swoim. Zresztą, jak tysiące razy wcześniej. A ja po raz
kolejny, poświęcam się dla niej. Choć tym razem, było to dla
mnie niezwykle trudne.
Tak
było od kiedy tylko się urodziła. Spełniałam jej wszystkie
zachcianki i żądania. Oddawałam jej bez żadnej walki i
najmniejszego sprzeciwu swoje ulubione zabawki, potem ubrania,
kosmetyki. Następnie znajomych, przyjaciół, a na koniec
jego.
Miała wszystko, co miało dla mnie, chociażby
najmniejszą wartość.
- Dobrze, postaram się w najbliższym
czasie, znaleźć kogoś do współpracy z tobą. Porozmawiamy o tym
zresztą później, bo teraz jestem umówiona z przyjaciółmi. Do
zobaczenia - Melanie żegna się z nami i po prostu wychodzi. Jak,
gdyby nigdy nic. Jakbym nie pojawiła się tutaj na jej wyraźne
życzenie po ponad roku od swojej ostatniej wizyty. Zamiast zostać z
nami, wolała po prostu sobie wyjść. W takich chwilach, trudno
było mi uwierzyć, że naprawdę jesteśmy rodzeństwem.
Resztę
wieczoru spędzam w towarzystwie rodziców, słuchając o tym, co
wydarzyło się w mieście podczas mojej nieobecności. Przysłuchuję
się mamie, która prowadzi niekończący się wywód o sukcesach
Melanie oraz jej podobno, wspaniałych dokonaniach.
Kiedy
wspominam coś o swoich ostatnich, drobnych osiągnięciach. Licząc
na choćby, najmniejsze uznanie. Nie osiągam zamierzonego rezultatu.
Szczególnie w oczach mamy, przechodzi to bez wielkiego echa.
Ostatecznie mnie tym dobija. Mogłabym zdobyć, cholerną nagrodę
Pulitzera, a i tak nie przebiłabym wybitnie uzdolnionej Mel. Która
w rzeczywistości miała więcej szczęścia niż rozumu. Ale chyba
nikt poza mną, tego nie zauważał.
Następnego
dnia przed południem, gdy nie mam nic lepszego do zrobienia.
Przygotowuję obiad dla naszej rodziny. Chcąc tym samym sprawić im
przyjemność i na coś się tutaj przydać. Gdyż przez wypadek
mamy, nie często mieli teraz okazję, zjeść ciepły posiłek w
domu, wspólnie przy stole. Oczywiście Melanie nawet nie pomyślała
o czymś takim. Moja siostra od zawsze uważała, że jest stworzona
do wyższych celów. W dodatku z samego rana, gdzieś zniknęła,
nikomu nie mówiąc chociażby słowa.
Krojąc
warzywa, nieoczekiwanie słyszę dzwonek do drzwi. Rodzice nie
mówili, że kogoś się spodziewają. Dlatego zaskoczona wizytą
niespodziewanego gościa. Udaję się w stronę wejścia, chcąc
dowiedzieć kim on jest.
Otwieram drzwi, stając
twarzą w twarz z osobą, której nie chciałam nigdy więcej
widzieć. Choć to spotkanie było nieuniknione. Przez sekundę
wstrzymuję oddech, gdy nasze spojrzenia się spotykają.
Stephan
zupełnie nie zmienił się od momentu, gdy ostatni raz mieliśmy
okazję się spotkać. Patrząc na niego, czuję równocześnie
ogromną złość, jak i tęsknotę za jego osobą. Którą, jak
najszybciej od siebie odrzucam.
Wciąż było mi trudno pogodzić
się z tym, że nasza relacja została zniszczona i z dnia na dzień,
musiałam wykreślić go ze swojego życia. Nie mogłam jednak,
postąpić inaczej. Nie po tym, co zrobił. To było po prostu
niewybaczalne.
- Rose? Co ty tutaj robisz? Naprawdę
wróciłaś? - jest kompletnie zdezorientowany moją obecnością w
tym miejscu. Wygląda na to, że zupełnie się mnie nie spodziewał.
Dziwię się temu, ponieważ byłam pewna, że Melanie poinformowała
go o mojej wizycie. W końcu miałam im pomóc.
- Stoję, nie
widać? Chyba mam prawo, odwiedzić własnych rodziców? Przy okazji
gratuluję. Małżeństwo to w końcu bardzo, odważna decyzja.
Wszystkiego dobrego na nowej drodze życia, przyjacielu - ostatnie
słowo, wypowiadam z jawną ironią. Równocześnie wiedząc, że był
dla mnie kimś znaczenie więcej niż tylko przyjacielem.
-
Więc już wiesz? Wieści, jak zawsze szybko się rozchodzą - nie
wyglądał na ucieszonego tą perspektywą. Powoli przestawałam,
cokolwiek z tego wszystkiego rozumieć. Nie widząc u niego żadnych
oznak radości z powodu zaplanowanej uroczystości.
- Dziwne,
żebym nie wiedziała. Skoro dostałam od was zaproszenie na to
niezapomniane wydarzenie. A następnie Melanie poprosiła mnie, abym
zorganizowała wam bajkowy ślub i wesele. Obydwoje macie niezły
tupet, żeby w ogóle mieć czelność skierować taką prośbę w
moją stronę. Ale skoro chcecie, proszę bardzo. Zrobię to, a potem
znikniecie obydwoje z mojego życia, raz na zawsze. Od dawna już,
nie chcę mieć z wami nic wspólnego - mówię ze złością. Nie
potrafiąc być spokojna i obojętna. Przeszłość, zbyt mocno
bolała. Zwłaszcza, gdy ponownie znalazłam się w jego
obecności.
- Co zrobiła? Przecież to niemożliwe.
Przysięgam, że nie miałem o tym pojęcia - wygląda na
autentycznie zszokowanego. Ale nie robi to na mnie, większego
znaczenia. Nie wiedziałam już, czy w cokolwiek można mu wierzyć.
-
Nie interesuje mnie to, czy miałeś z tym coś wspólnego, czy nie.
Wyjaśnijcie to sobie między sobą. Przyszedłeś tutaj w jakimś
konkretnym celu? Bo mam ważniejsze rzeczy do zrobienia niż
pogawędka z tobą - pytam niemiło, chcąc jak najszybciej zakończyć
z nim to spotkanie, do którego w ogóle nie byłam przygotowana.
-
Chciałbym się zobaczyć z Melanie. Muszę z nią porozmawiać. Jest
w domu? - kręcę przecząco głową. Nie mógł, najpierw do niej
zadzwonić? Tylko przyszedł tutaj w ciemno.
- Nie ma. Wyszła
spotykać się ze znajomymi, chyba narzeczony powinien wiedzieć
takie rzeczy o swojej drugiej połówce. Wy w ogóle ze sobą
rozmawiacie? - coś mi wyraźnie nie pasowało w ich związku. Nie
wiedzieli, co robi ta druga osoba. Spotykali się sporadycznie. A na
dodatek, do tej pory ze sobą wspólnie nie zamieszkali.
Zastanawiałam się, dlaczego osoby które za niecałe dwa miesiące
mają się pobrać. Zachowują się, jakby były kompletnie sobie
obce. Równocześnie wiedziałam, że to nie moja sprawa i nie
powinno mnie to w ogóle obchodzić. Nie miałam zamiaru, wtrącać
się w ich życie.
- To trochę skomplikowane, zresztą nie
ważne. W takim razie, spróbuję skontaktować się z nią
później.
- W porządku. Problem rozwiązany - chcę już
zamknąć drzwi, ale mi nie pozwala. Przytrzymując je swoją
ręką.
- Rose, możemy ze sobą normalnie
porozmawiać? Choćby ze względu na łączącą nas przeszłość -
próbuje, dotknąć mojej ręki. Ale natychmiast się odsuwam. Nie
zaniosłabym, naszego fizycznego kontaktu.
- Nie mamy o czym.
Wszystko stało się jasne tamtego dnia. Gdy zobaczyłam was razem.
Obydwoje mnie zdradziliście. W życiu bym nie pomyślała, że
siostra i osoba, która niby mnie kochała i zapewniała o swojej
miłości. Będą zdolni do czegoś takiego - mówię z jawną
niechęcią. Czując, że zbiera mi się na płacz.
- Ale
przecież to ty pierwsza.. - nie pozwalam mu dokończyć, nie
interesowały mnie jego żadne tłumaczenia. Które nie były, nic
warte. Dla mnie był to zamknięty temat. On i Melanie byli siebie
warci.
- Najlepiej będzie, jak już sobie pójdziesz. Nie chcę
z tobą rozmawiać. Nienawidzę cię - zamykam mu drzwi przed nosem,
bez dania szansy na najmniejszy protest.
Roztrzęsiona
udaję się w pośpiechu z powrotem do kuchni. Zauważając, że coś
się przypala. Cały obiad okazuje się do wyrzucenia. Nawet to udało
mu się zepsuć. Sprzątając bałagan, jakiego narobiłam. Przestaję
panować nad swoimi emocjami i zaczynam głośno płakać, wybiegając
do ogrodu. Aby mama, przypadkiem mnie nie usłyszała. Nie chciałam
z nią rozmawiać o powodzie mojego smutku, ona i tak by tego nie
zrozumiała.
Od samego początku przeczuwałam, że mój powrót
skończy się łzami i nieustannym wracaniem do przeszłości. Ale
jak zwykle próbowałam, okłamać samą siebie.
Siadam na
świetnie znajomej mi huśtawce, a to najboleśniejsze ze wszystkich
wspomnień w sekundę, staje mi przed oczami.
Wchodzę
zmęczona po długiej podróży do domu. Chcąc, jak najszybciej
zobaczyć się z bliskimi.
A następnie spotkać ze Stephanem,
który był najgłówniejszym powodem, mojej niezapowiedzianej nikomu
wizyty. Strasznie za nim tęskniłam, szczególnie w ostatnich
dniach.
W ciągu minionych dwóch miesięcy,
mojego pobytu w Londynie. Utwierdzałam się wyłącznie w
przekonaniu, że chcę, abyśmy dali sobie szansę i spróbowali być
ze sobą.
Podczas pierwszych dni naszej rozłąki, codziennie
słyszałam od niego wyznania uczuć i plany, jakie mieliśmy
zrealizować tuż po moim powrocie.
Niedawno coś się jednak
zmieniło. Gdy przestał właściwie się ze mną kontaktować,
tłumacząc nieustannym brakiem czasu. Starałam się go zrozumieć
i nie robić mu wyrzutów. Ale coś mi nie pasowało w jego
zachowaniu.
Wydawało mi się, że nie był ze mną
do końca szczery i nie mówił mi wszystkiego. Obawiałam się, że
może ma jakieś problemy, o których mi nie wspominał,
aby mnie nie martwić. Dlatego postanowiłam zrobić mu niespodziankę
i wykorzystać otrzymane wolne dni, aby po prostu pojawić się w
domu. Dzięki czemu, będziemy mogli spędzić trochę czasu
razem.
Rozglądam się po domu w poszukiwaniu rodziców i
siostry, ale nikogo nie znajduję. Kieruję się więc na górę,
wprost do pokoju Melanie, aby sprawdzić czy przypadkiem, jej tam nie
ma. Często traciła kontakt z rzeczywistością, słuchając muzyki
na słuchawkach.
Pukam lekko w drzwi od jej pokoju,
po czym nie czekając na zaproszenie wchodzę do środka.
-
Melanie, to ja. Chciałam wam zrobić wszystkim niespodziankę -
mówię od progu z uśmiechem. Za chwilę jednak zamieram, wpatrując
się z niedowierzaniem w swoją siostrę i Stephana, których
nakryłam w jednoznacznej sytuacji. Namiętnie się całujących i
niekompletnie ubranych.
Nie mogłam w to uwierzyć,
przecież to było niemożliwe. On nie mógł mi czegoś takiego
zrobić. Nie po tym, jak przyznał się w końcu do swoich od dawna
skrywanych uczuć i zapewniał, że mnie kocha i na mnie zaczeka.
Mel
też wiedziała, że planuję z nim wspólną przyszłość. W końcu
jej o tym wspominałam, podczas jednej z naszych
rozmów.
Nie mogłam, jednak zakłamać rzeczywistości,
której byłam naocznym świadkiem. To działo się naprawdę, a
najbliższe mi osoby bez żadnych skrupułów i
z premedytacją mnie okłamywały. Wykorzystując
moją naiwność w bezwzględny sposób.
- Rose,
skąd ty się tutaj wzięłaś? Nie wiesz, że się puka i nie
wchodzi do czyjegoś pokoju nieproszona? - moja siostra, pozostaje
kompletnie niewzruszona. Jakby nie zrobiła nic złego. Zakłada
swoją bluzkę i patrzy na mnie z obojętnością, a wręcz
dezaprobatą, jakby była niezadowolona, że w ogóle
odważyłam się im przerwać.
- Jak mogliście
zrobić mi coś takiego? Dlaczego? Co ja wam takiego zrobiłam? -
mówię, łamiącym się głosem. Nadal nie mogąc w to
uwierzyć.
Odwracam się w stronę wyjścia, nie chcąc dać im
satysfakcji i się przy nich rozpłakać. Nie potrafiłam dłużej
ich oglądać.
- Poczekaj. Porozmawiajmy spokojnie, daj mi
to wszystko wytłumaczyć. Poza tym, ty chyba także
masz mi coś do powiedzenia - na schodach, dogania mnie Stephan.
Patrzę na niego z cierpieniem wypisanym na twarzy i szczerą
nienawiścią w oczach. Nie rozumiejąc o czym on w ogóle do mnie
mówi.
- Nie chcę tego słuchać. W ogóle nie chcę cię
znać. Nie po tym, co zrobiłeś. Na co były te wszystkie obietnice
i wyznania? Skoro za moimi plecami, świetnie bawiłeś się z moją
siostrą. To koniec wszystkiego. Zostaw mnie w spokoju i zapomnij o
moim istnieniu. Powodzenia z Melanie. Jesteście tak samo podli i
zakłamani - czuję łzy spływające mi po twarzy. Bez
zastanowienia, zbiegam po schodach. Nie reagując na wołania
Stephana, ani na kłótnię pomiędzy nim a moją siostrą. Biorę
swoją walizkę i opuszczam w pośpiechu dom. Musiałam, jak
najszybciej, znaleźć się daleko stąd.
Niewiele
pamiętałam z następnych godzin, po tym wydarzeniu. Wiem tylko, że
czułam się koszmarnie. Jak jeszcze, nigdy dotąd. Byłam kompletnie
załamana. Oszukana, skrzywdzona i ze złamanym sercem. Nie mogąca
znieść okropnej prawdy, jaka przez głupi przypadek, wyszła na
jaw. Nie mogłam pogodzić się z własną naiwnością i myślą, że
jakiś etap w moim życiu, dobiegł właśnie końca. Tego dnia
bezpowrotnie straciłam dwie osoby, dla których w przeszłości,
byłam gotowa zrobić wszystko.
Spędziłam tamtą
noc na lotnisku, czekając na pierwszy, lepszy lot do Londynu.
Chciałam, jak najszybciej znaleźć się w Anglii i odciąć od
wszystkiego, co miało związek z Melanie i Stephanem. Najchętniej
zapomniałabym wtedy, że ktoś taki w ogóle istnieje.
Następne
tygodnie były dla mnie, praktycznie nie do zniesienia Musiałam
poradzić sobie ze świadomością, że kochałam kogoś, kto nigdy
na to nie zasługiwał. Okazało się, że kompletnie nie znałam
osoby, której ufałam bardziej niż komukolwiek innemu.
To był
najgorszy okres w moim życiu. Jedynie praca, trzymała mnie jakoś w
pionie i motywowała do codziennego wstawania z łóżka. Gdyby nie
ona, zapewne do reszty bym się rozsypała.
Jakiś
czas później, gdy emocje trochę opadły i powoli odzyskiwałam
równowagę.
Otrzymałam kolejny cios. Dowiedziałam się od
rodziców, że Melanie i Stephan spotykali się regularnie od ponad
dwóch tygodni, zanim to wpadłam na pomysł nieplanowanego
przyjazdu. Stało więc dla mnie jasne, że nie byłam świadkiem
jakiegoś jednorazowego incydentu.
Wszyscy doskonale wiedzieli,
że Melanie i Stephan spotykają się w tajemnicy przede mną, ale
milczeli. Bezlitośnie mnie okłamując. Licząc, że się nie dowiem
albo z uśmiechem to zaakceptuję.
Nie rozumiałam tego i miałam
do moich bliskich, olbrzymi żal z tego powodu.
Od
tamtej pory wszystko się zmieniło.
Zerwałam całkowity
kontakt ze Stephanem. Na początku ignorowałam każdą jego próbę
kontaktu ze mną, aż po kilku tygodniach zwyczajnie odpuścił.
Nie
widziałam go, aż do dzisiejszego dnia.
Za to z Melanie,
widziałam się zaledwie raz, tuż po zakończeniu mojego stażu. Gdy
na kilka dni pojawiłam się w domu, aby zabrać resztę swoich
rzeczy i przeprowadzić na stałe do Londynu. Przy okazji, dowiadując
się, że jest ona w szczęśliwym związku z kimś, kogo wciąż
wtedy kochałam.
Mimo wszystko, pogodziłam się z
nią, ulegając usilnym naleganiom mamy. Która uważała, że w
sumie nic wielkiego się nie stało, skoro nie byłam w oficjalnym
związku ze Stephanem. A przecież moja wspaniała siostra, nie miała
wpływu na swoje uczucia, które się po prostu pojawiły. Więc
jeśli miałam już kogoś winić, to wyłącznie jego.
Nie
miałam siły, próbować jej przekonywać, że tym razem to nie była
jakaś błahostka, czy głupi żart ze strony Melanie. Tylko coś, co
zniszczyło wszystkie moje marzenia i plany.
Dla świętego
spokoju, udałam że się z tym pogodziłam i to, co się stało nie
ma już dla mnie żadnego znaczenia. Było to największe kłamstwo,
jakie kiedykolwiek wypowiedziałam. Ale dalsze roztrząsanie tego
wszystkiego, nie miało najmniejszego sensu. Nikt i tak nie stanąłby
po mojej stronie.
Dlatego też, stroniłam od kontaktów z
siostrą i rodziną. Nie potrafiąc wrócić z nimi do normalnych
relacji.
Kontaktowaliśmy się sporadycznie, aż do ostatniego
telefonu Melanie, która za wszelką cenę próbowała mi udowodnić,
że we wszystkim jest ode mnie lepsza i zawsze dostaje wszystko, co
sobie tylko zażyczy, nawet Stephana. Który niemal od zawsze
pozostawał dla niej nieosiągalny, jednakże tylko do czasu.
Jednak Rose uległa namowom i wróciła do kraju, aby pomóc w zorganizowaniu ślubu... Zaraz, pomóc? Chyba całkowicie się tym zająć, co dla mnie jest nieporozumieniem. Wspomnienia wróciły jedno za drugim, czemu trudno się dziwić. Rodzinne strony, tęsknota za tym, co było... Nie rozumiem jej mamy. Tata zrobił na mnie pozytywne wrażenie, czego jednak nie mogę powiedzieć o jej rodzicielce. Doskonale wie, co zaszło, jak było, a mimo to stoi murem za Mel i jeszcze ma czelność mówić Rose, że dwa tygodnie urlopu to za mało. No ludzie... Rose ma swoje życie i pracę w Londynie, a nie... Mel strasznie działa mi na nerwy i same niekulturalne słowa mi się w tym momencie cisną na usta. Serio, jak tak można? Nie rozumiem, jak można być taką wyrachowaną i podłą dziewuchą. To co się stało w przeszłości... Rose chciała zrobić niespodziankę Stephanowi, a co zastała? Jego widok z jej siostrą, brr! Mel oczywiście nic sobie z tego nie zrobiła, a jak, a Stephan próbował się bronić chcąc powiedzieć Rose, że to ona pierwsza coś zrobiła?? Jestem pewna, że za tym wszystkim stoi Mel, która za wszelką cenę chciała nie dopuścić do ich związku. Tylko co takiego wmówiła Stephanowi, że on jej uwierzył, a nie próbował wyjaśnić sobie tego z Rose? Tyle pytań bez odpowiedzi! Ich spotkanie... Nie wiem, jak ja bym się zachowała w takiej sytuacji, ale podziwiam Rose za siłę, jaką miała w sobie w tym momencie. To na pewno nie było łatwe i przyjemne... A co dopiero przed nią... Nawet nie chcę o tym myśleć. Związek Stephana i Mel jest strasznie dziwny, co bez trudu zauważyła Rose. W ogóle do siebie nie pasują, a ten ślub? Śmiech na sali!
OdpowiedzUsuńTrzymam mocno kciuki za Rose, żeby dała sobie z tym wszystkim radę.
Pozdrawiam ;*
Jeśli miałabym wybrać postać, której najbardziej niecierpie w dodatku z wszystkich historii z którymi miałam styczność to byłaby to Malanie. Ja jej nie trawię XD staram się używać kulturalnych słów, ale brzydkie epitety same cisną mi się na język. No ona jest nienormalna. Wkurzam mnie jej sposób bycia, każde słowo które wypowiada i to wykorzystywanie innych. Nigdy jej nie polubię!
OdpowiedzUsuńDlaczego Rose zgodziła się pomóc przy ślubie? Wtf!? Nie rozumiem tego...Przeciez mogła mieć wszystko w dupie i zajmowac się mamą. Wystarczyło powiedzieć 'nie nie jestem służącą'. Uważam że za łatwo się poddała. Kurcze zrozumiem, ze nie mogla juz sluchac tych przekonywań z każdej strony, Ale heloł Rose XD wszystko spadnie na jej głowę.
Stephan to jakiś podejrzany. Wcale nie zachowywał się jakby brał ślub. Ten ślub i cała ta zdrada coś mi śmierdzi. Ogólnie to wydaje mi się też że to on zostanie tym pomocnikiem Rose do ślubu. Przynajmniej ja to tak widzę. Wtedy wszystko się wyjasni. Oby.
Weny,
N
No to ja się wyłamię😉 Melanie drażni mnie niesamowicie , ale w tym rozdziale bardziej rozdrażniła mnie Rose. Czy ona musi być taka uległa? Czy naprawdę nie potrafi postawić się siostrze ? Normalnie miałam ochotę porządnie nią potrząsnąć 😂 Dlaczego ona na wszystko się zgadza ? Jeszcze po tym co ona jej zrobiła. Melanie po prostu umie to idealnie wykorzystać.I to się nie zmieni dopóki Rose będzie się na wszystko zgadzać. Jej rodzice , tata wydaje się w porządku. Mama mnie irytuje. Tym popieraniem Mel. Przecież ona ma dwie córki. Nie jedną.Ktorej trzeba we wszystkim ustępować 😠😠😠 Co do Stephana . Nie mam narazie zdania. Jakoś taki mało przekonany ni się wydaje do tego ślubu i do wszystkiego innego. Z tego co widzę to Mel musiała mu tutaj nieźle namieszać w sprawie Rose.Ale do cholery. Oni przyjaźnili się całe życie.I on tak łatwo jej uwierzył? A nie próbował tego wyjaśnić z Rose. Narazie go nie kupuję. Mam nadzieję że mnie do siebie przekona. Czekam z niecierpliwością 😊😊😊
OdpowiedzUsuńMnie też średnio podoba się to, że Rose jednak zdecydowała pomóc siostrze. W końcu Melanie naprawdę ją skrzywdziła i zupełnie zrozumiałe byłoby, że Rose może nie chcieć mieć z nią nic wspólnego. Dobrze jednak, że w pracy nie musiała się specjalnie nagimnastykować, by uzyskać urlop. Przynajmniej w razie czego może spokojnie wrócić do Londynu i dalej żyć własnym życiem.
OdpowiedzUsuńWspomnienia Rose z dzieciństwa były takie urocze. Ogólnie uwielbiam jak coś jest pisane z perspektywy dziecka, zawsze wtedy jakoś tak ciepło robi mi się na sercu. I pojawia się dziecięca wersja Stephana i w ogóle cud, miód i orzeszki.
Ale już drugie wspomnienie nie jest takie fajne ☹ Serio, Melanie to straszna jędza. Tak po prostu romansować z partnerem siostry. To okrutne. Jeszcze nie widzieć w tym swojej winy. Bo jej się wszystko należy, cholerna księżniczka. Mam nadzieję, że jeszcze dostanie za swoje i to tak porządnie.
Zresztą mama Rose też mnie irytuje. Tata wydaje się być jeszcze w miarę w porządku, ale matka jest totalnie zapatrzona w młodszą córeczkę. Ciekawe, co musiałoby się dziać, żeby w końcu dostrzegła Rose. Mam nadzieję, że niedługo się to zmieni, bo naprawdę ciśnienie mi się podnosi jak o tym czytam.
W końcu pojawił się też Stephane. Przyznam, że coś mi tu zaczyna nie pasować. Chłopak nie zachowuje się tak, jak powinien zachowywać się przyszły pan młody. Jest jakiś dziwnie nerwowy. Coś jest nie tak z tym ślubem. I z znajomymi Melani także.
Ode mnie to tyle. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam
Violin
Nareszcie mój internet pozwolił mi dotrzeć do Ciebie! :D
OdpowiedzUsuńOd czego by tutaj zacząć? Rose! A więc dziewczyna postanowiła powrócić w rodzinne strony i pomóc w zorganizowaniu tego ślubu. Jestem zirytowana zachowaniem jej matki, nie wspominając o siostrze! No co za baby! Jedna jest rozkapryszona, wydaje jej się że wszyscy będą skakać jak jej się podoba, a jak nie, to zrobi smutną minkę w stronę mamusi, a ta załatwi wszystko żeby księżniczka była zadowolona. No kurde, przecież ma dwie córki, a nie jedną! Powinna je traktować tak samo! Nie rozumiem jak może tak pomiatać Rose. Przecież zna wydarzenia z przeszłości, więc każda mądra osoba nie dopuściłaby do takiej sytuacji. Aż mi ciśnienie się podniosło :D
Mamy również pierwsze spotkanie "po latach" i wyjaśnienie tego co się wydarzyło w przeszłości. Zdrada. Ale! Coś tu moja "kochana" bohaterka namieszała. Oczywiście mam na myśli tą jędzę Melanie! Słowa Stephana "Ale przecież to ty pierwsza ... / Poza tym, ty chyba także masz mi coś do powiedzenia ..." dają do myślenia. Jestem pewna że to robota Melanie. Musiała mu powiedzieć że Rose ma kogoś. Ale z drugiej strony jeśli tak było, to nic nie usprawiedliwia Stephana. Byli przyjaciółmi, znali się na wylot, więc uwierzyłby od razu w takie słowa? Faceci! I wcale mnie nie dziwi reakcja Rose na jego widok. Ja to bym jeszcze drzwi mu przed nosem zamknęła za to co zrobił!
I rzeczywiście ten ich związek jest dziwny. Prawdziwie zakochana w sobie para sama planowała by ślub, a nie oddawała to w ręce kogoś innego. Nie miałaby tajemnic między sobą. Nie dziwne że mama Stephana (uwielbiam tą kobietę <333) nie lub i tego fałszywca. Dziewczyna wszystko robi na pokaz, żeby udowodnić innym że jest lepsza. Karma powróci prędzej czy szybciej. W jej przypadku mam nadzieję że szybciej xD
Dodam jeszcze że to przykre że matka nie interesuje się życiem Rose. Nie cieszy się z jej sukcesów. Nie wspiera. A mimo to, dziewczyna nie chce sprawić jej zawodu i tylko z powodu jej osoby rozdziera niezagojone rany. Na prawdę przykre.
<333