poniedziałek, 2 lipca 2018

Rozdział 14


Po wspaniałym i zapadającym na długo w pamięć weekendzie, który spędziłam w towarzystwie Ericka.
Nadszedł nieubłaganie czas, powrotu przeze mnie do szarej rzeczywistości. Składającej się z pracy i spędzania większości wolnego czasu w samotności, co przestało być wystarczające. Jak to miało miejsce, jeszcze bardzo niedawno. Kiedy życie w pojedynkę w zupełności mi odpowiadało i nie widziałam sensu jakichkolwiek zmian. 




Ostatnie dni, były dla mnie wyjątkowe. W głównej mierze, poświęcone na niekończące się szczere i poważne rozmowy, okazywaniu sobie czułości, kiedy tylko się dało i spacerowaniu po Londynie w celu lepszego poznania miasta przez mojego gościa, który miał w nim niedługo zamieszkać.

Eric na każdym kroku, próbował mi udowodnić, że nie rzucał słów na wiatr i naprawdę, wiąże z moją osobą swoją przyszłość.

Okazywał mi ogrom wyrozumiałości i zrozumienia. Praktycznie nie oczekując niczego w zamian. Jedyne czego chciał to, abym przy nim była i spróbowała na nowo poczuć się szczęśliwą. O spotkaniu kogoś lepszego, nawet nie zamierzałam marzyć. 






W ciągu ostatnich, niecałych czterech dni. Gdy zaznałam namiastki, szczęśliwego życia u boku drugiej osoby. Spodobało mi się życie, prowadzone we dwójkę. Jakiego nigdy wcześniej nie doświadczyłam.
Moje dwa związki z nastoletnich i studenckich lat, były na to zbyt krótkie i płytkie. Nie niosły za sobą, właściwie żadnego zaangażowania.
A związek ze Stephanem, w którym pokładałam najwięcej nadziei. W rzeczywistości, nawet nie zaczął istnieć.
Dlatego też, to dopiero przy Ericku, miałam okazję zaznać smaku, prawdziwego bycia z drugą osobą w związku. Które niosło za sobą obietnicę szczęścia i ostatecznego rozprawienia się z prześladującą mnie nieustannie przeszłością.
Przy nim, nie roztrząsałam tego, co było. Cały żal i cierpienie, jakie w sobie posiadałam. Zaczynały powoli znikać. Zastępowane przez zupełnie inne odczucia. 
Wszystko wracało do mnie dopiero w momencie, gdy zostawałam sama i zaczynałam zastanawiać się nad swoimi wyborami i zmianami, jakie zaszły w moim życiu.




Teraz, gdy znowu nadszedł czas rozstania z Erickiem. Ku mojemu niezadowoleniu, musiałam się ponownie przestawić na samotne poranki i wieczory, od których ostatnio skutecznie odwykłam.
Zasypiając i budząc się przy kimś, kto naprawdę mnie kochał i na każdym kroku, próbował udowodnić swoje uczucie. Przy okazji nie naciskając, abym ja zadeklarowała to samo w jego kierunku. Zaczynałam wierzyć, że los nareszcie postanowił się odwrócić i zaczął mi sprzyjać.





Jedyną rysą na naszym przyszłym szczęściu, były właśnie moje uczucia. Choć bardzo się starałam, nie potrafiłam ich zmienić. Na własnym przykładzie, sprawdziłam że nie da się zmusić do miłości. Choć niekiedy, bardzo by się tego chciało. Próbowałam pokochać Ericka, ale do tej pory nie odniosło to żadnego rezultatu. 
Nie mogłam zaprzeczyć, że na jakiś sposób byłam z nim szczęśliwa.
Odczuwałam wobec niego, jakieś dosyć silne uczucia, ale to na pewno nie była miłość, jaką kobieta powinna obdarzyć swojego ukochanego. Czymś takim, umiałam obdarzyć dotychczas, tylko jedną osobę. Za co do tej pory, płacę bardzo wysoką cenę.




Wciąż jednak łudziłam się, że może z czasem, ulegnie to zmianie. Gdy rozpoczniemy wspólne życie z moim obecnym chłopakiem, dotrzemy się i zaczniemy rozumieć bez słów. Uczucie samo do mnie przyjdzie nagle i niespodziewanie. Do tego czasu, miałam zamiar cieszyć się tym, co mam i w pełni wykorzystać otrzymaną szansę na zbudowanie trwałej i stabilniej przyszłości u boku drugiej osoby.
Będąc z Erickiem łatwiej mi było się pogodzić z nieodwracalną utratą Stephana. A skoro nie mogłam mieć jego, to lepszego kandydata od Ericka, nie mogłam sobie wymarzyć.




Choć rozstałam się z nim, zaledwie kilkanaście godzin temu. Już zaczynałam odczuwać, niespotykaną dotąd tęsknotę za jego osobą. Brakowało mi jego widoku, uśmiechu, czy żartów, jakimi potrafił rozśmieszyć mnie do łez.
Te kilka dni, spędzonych tylko we dwoje. Zdecydowanie umocniły naszą relację i wprowadziły na dużo wyższy poziom zaangażowania niż przedtem.




Ku jego ogromnej radości, oficjalnie zostaliśmy parą. Czując, że to idealny moment na rozpoczęcie związku. Naprawdę wierzyłam, że nam się uda.
Choć odległość, jaka znów nas od siebie dzieliła na pewno tego nie ułatwiała.
Na szczęście, niedługo miało się wszystko zmienić. Za niecały miesiąc, obiekt moich nieustannych, dzisiejszych rozmyślań, miał nareszcie zamieszkać w Londynie.
Pieczętując ostatecznie, naszą decyzję o rozpoczęciu ze sobą wspólnego życia.




- Przepraszam za spóźnienie, ale nie mogłam się wcześniej wyrwać. Mam dziś straszne urwanie głowy - po kilkuminutowym spóźnieniu, do zajmowanego przeze mnie stolika, dosiada się Lisa. Postanowiłam spędzić swoją przerwę w pracy w jej towarzystwie. Była obecnie jedyną osobą w Londynie, której mogłam się zwierzyć i w pełni zaufać.
- Nic się nie stało. Przecież doskonale wiem, jak to jest - odpowiadam jej ze spokojem. Spoglądając przez okno kawiarni na zachmurzone niebo. Pogoda znowu nas nie rozpieszczała, ale zdążyłam do tego przywyknąć. Czas spędzony w Anglii robił swoje. Nie wyczekiwałam już, ani upalnego lata, ani mroźnych zim. Z takim samym utęknieniem, jak na początku mojego pobytu na wyspach. 
- W takim razie opowiadaj. Jak minął ci weekend? Po twojej minie wnioskuję, że był chyba bardzo udany - uśmiecham się mimowolnie w jej stronę. Nie potrafiąc ukryć swojego zadowolenia.
- Żebyś wiedziała. Było cudownie. Szkoda tylko, że tak szybko dobiegł końca. Mógłby trwać i trwać - odpowiadam rozmarzona. Przez następne minuty, opowiadając jej najważniejsze wydarzenia, jakie miały miejsce.





- Proszę, proszę, jaka zmiana. Jeszcze kilka dni temu, byłaś zupełnie inaczej, nastawiona do waszej relacji. Cieszę się jednak, że jesteś szczęśliwa. Bo tak jest, prawda? - chce się upewnić. Lisa naprawdę się o mnie martwiła, próbując za wszelką cenę uchronić przed popełnieniem błędu, mogącym spowodować u mnie kolejne rozczarowanie. Ale ja w żadnym wypadku, nie postrzegałam swojej decyzji w tych kategoriach. Byłam przekonana, że innej zwyczajnie nie mogłam podjąć. Potem tego nie żałując. 
- Jestem szczęśliwa w sposób, jaki nie byłam od bardzo dawna. Wszystko nareszcie, zaczyna się mi układać. Mam nadzieję, że to koniec złej passy i będzie tylko lepiej - odpowiadam szczerze. Czując, że jestem bardzo blisko, odzyskania wewnętrznego spokoju, zburzonego przez moją siostrę przed laty i ostatecznego pogodzenia się z tym, co się stało.
- W takim razie, pozostaje mi tylko życzyć ci powodzenia. Oby Eric okazał się rzeczywiście słusznym wyborem - nie słyszę w jej głosie zbytniego entuzjazmu, ani optymizmu. 




- Nie rozumiem, dlaczego jesteś od samego początku, tak negatywnie do niego nastawiona - próbuje nareszcie poznać, przyczyny jej niechęci.
- Rose, to wcale nie tak. Po prostu dobrze cię znam i widzę, że szukasz pocieszenia i zastępstwa, czegoś o czym nadal skrycie marzysz. Gdy mówisz o Ericku, nie masz tego błysku w oczach, który zawsze ci towarzyszył, gdy choćby mimowolnie wspominałaś o Stephanie. Teraz też, nie cieszysz się z tego, że to właśnie osoba Ericka cię uszczęśliwia, a wyłącznie z tego, co daje poczucie posiadania bliskiej osoby. Wiesz, że chcę dla ciebie, jak najlepiej. Stąd moje wątpliwości. Ale skoro naprawdę jesteś z Erickiem szczęśliwa, to cieszę się z tego razem z tobą - przenikliwość i świetny zmysł obserwacji Lisy, znowu dają o sobie znać. Jak zawsze, doskonale potrafiła mnie przejrzeć. Wiedząc, że Stephan nadal nie jest mi do końca obojętny. Choć zaczynałam o nim myśleć, zdecydowanie rzadziej i godzić się ze świadomością, że zostanie mężem Mel. W takiej chwili, jak ta odczuwałam smutek i melancholię z powodu tego, że nam nie wyszło.
- Lisa, może w pewnym sensie masz rację. Czasami sama się gubię w tym, czego chce. Gdy przebywam w towarzystwie Ericka, czuję że to jest właśnie to. Jakby nikt inny poza nim, nie potrafił sprawić, że będę miała szczęśliwe życie. Ale gdy zostaję sama, pojawiają się chwile strachu i zwątpienia, że nie będę w stanie obdarzyć go takim uczuciem, na jakie w pełni zasługuje. Zgodziłam się na ten związek i nie żałuję tego, ale nie wszystko jest idealnie. Czasami mimowolnie porównuję Ericka do Stephana i najgorsze w tym wszystkim jest to, że ten drugi za każdym razem, wygrywa w tych porównaniach. Tłumaczę to sobie tym, że lepiej mnie znał i łatwiej było mu zrozumieć moją osobę. Co niekiedy, nie do końca jeszcze wychodzi Erickowi. Liczę, że to się wkrótce zmieni, bo skoro nic mi nie wyszło z próby związku z miłości, to może chociaż ten z rozsądku, okaże się lepszy? - wiedząc, że moja rozmówczyni jest jedyną osobą, której mogę się zwierzyć. Odkrywam przed nią, swoje największe obawy, które zaczęły nawiedzać mnie minionej nocy. Najbardziej bałam się tego, że gdy minie pierwsza euforia związana z nowym związkiem. Wszystko się popsuje i odniosę kolejną porażkę. Za nic nie chciałam, po raz kolejny tego doświadczyć. 





- Wiesz, że nie jestem specjalistką od związków i nie powinnam, nawet próbować udzielać w tej kwestii dobrych rad. Ale przemyśl sobie wszystko, jeszcze raz na spokojnie, a potem albo zostań z Erickiem i zapomnij na zawsze o Stephanie, bo to jedyny sposób, aby wam się udało. On w końcu nie będzie w nieskończoność czekał, aż go pokochasz. Albo zawalcz o swoją miłość życia. Wiem, że to trudne, ale obydwie mamy świadomość, że Stephan nie kocha twojej siostry. Dziecko to jedyne, co w ogóle ich łączy. Poza tym, ono może być równie szczęśliwe, a nawet bardziej, gdy wychowają je osobno. Wiem to z własnego doświadczenia. Moi rodzice przez kilka lat, powstrzymywali się od rozwodu ze względu na mnie, a nasze wspólne życie, przypominało przez to koszmar - Lisa po raz pierwszy, nawiązuje do swojego dzieciństwa. Nigdy wcześniej mi o nim nie opowiadała.
- Wydaje mi się, że w ich małżeństwie, nie chodzi tylko o dobro dziecka. Melanie nie dopuści do tego, aby zostać z nieślubnym dzieckiem sama. W jej mniemaniu, zepsułoby to idealną opinię, jaką posiada w otoczeniu. Nie wiadomo też, jak wpłynęłoby to na karierę Stephana. To byłby w końcu, idealny temat dla prasy i portali plotkarskich - przytomnie przypominam, że istnieje jeszcze jeden aspekt, jaki ma wpływ na ich decyzję.
- Jestem pewna, że on zniósłby wszystko, gdybyś tylko dała mu szansę. To naprawdę przykre, że obydwoje się kochacie, a nie możecie ze sobą być - po tych słowach, zmieniam temat na zdecydowanie przyjemniejszy Nie chcąc dłużej pozostawać na dość grząskim gruncie.






Przez resztę przerwy z dużą uwagą, słucham opowieści przyjaciółki o jej kolejnej próbie, namówienia Królowej Elżbiety do udzielenia wywiadu. Była coraz bliżej i to tylko kwestia czasu, kiedy osiągnie zamierzony cel.






Popołudniu, po skończeniu pracy, zdecydowanie wcześniej niż myślałam.

Wracam do swojego mieszkania z nieprzyjemną myślą, że nie zostało już wiele czasu do najgorszego dnia w moim życiu.

Choć zgodziłam się być obecna na ślubie swojej siostry, miałam coraz więcej wątpliwości, czy podołam tej obietnicy.
Widok jej i Stephana, zawierających związek małżeński, będzie dla mnie czymś niezwykle trudnym i bolesnym.

Wątpię, czy nawet obecność, mojego obecnego chłopaka w czymś pomoże. Zniesienie epatującej swoim szczęściem i poczuciem zwycięstwa Melanie, będzie arcy wymagającym wyzwaniem. Nie chciałam dać jej jednak satysfakcji i pokazać, że po raz kolejny udało się jej, sprawić mi ogrom cierpienia i rozczarowania.








Otwierając drzwi, staram się jak najszybciej odrzucić od siebie te pesymistyczne myśli, które zaczęły mnie nawiedzać od czasu rozmowy z Lisą.
Nie chcąc, zepsuć sobie tym samym reszty dnia. Samotność zdecydowanie mi nie służyła. Przez nią, wracały tylko wspomnienia i pojawiały się wątpliwości, czy dołujące rozważania dotyczące, niezbyt odległej przyszłości.




Przygotowując sobie późny obiad, słyszę jak mój telefon rozbrzmiewa z dalszej części mieszkania. Przerywam więc, wykonywaną przez siebie czynność i opuszczam swoją maleńką kuchnię. Udając się na poszukiwania swojej zguby, jak zwykle nie pamiętając, gdzie zostawiłam telefon.
Odnajduję go w salonie na stoliku. Po czym bez wahania, odbieram w pośpiechu połączenie.




- Cześć, tato. Cieszę się, że dzwonisz. Sama miałam się do was odezwać dziś wieczorem. Co słychać? - zaczynam na powitanie. Od czasu mojego powrotu do Londynu. Miałam częstszy i dużo lepszy kontakt z rodzicami niż to miało miejsce, jeszcze przed kilkoma tygodniami. Powoli zaczynaliśmy się lepiej rozumieć, a moje zaufanie do nich zdecydowanie wzrastało. 
- Rose, nie wiem, jak mam ci to powiedzieć. To strasznie trudne. Córeczko, stało się coś bardzo złego - zamieram w jednym miejscu. Słysząc jego pełen przerażenia głos. Nie przypominam sobie, aby kiedykolwiek wcześniej, tata był tak załamany.
- O czym ty mówisz? - z narastającym zdenerwowaniem, staram się czegoś dowiedzieć. Obawiając, że to po raz kolejny, zburzy cały mój spokój.
- Twoja mama, przeszła dziś rano, rozległy zawał serca. Jest w bardzo ciężkim stanie. Lekarze nie mają pojęcia, czy z tego w ogóle wyjdzie - słowa rozbrzmiewają w mojej głowie, raz po raz. A trzymamy przeze mnie telefon, wypada mi bezwiednie z ręki. Uderzając z głośnym trzaskiem o podłogę. Nie mogłam uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszałam. 




Mam wrażenie, że czas się zwyczajnie zatrzymał. Wszystko dookoła mnie zamarło, otaczała mnie zupełna cisza. Czułam, że serce bije mi, jak oszalałe. A każdy kolejny oddech, sprawia mi trudność.
Wpatruję się w jeden punkt przed sobą, a tysiące myśli przelatuje mi przez głowę w jednej sekundzie.
Całe moje ciało, jest jak sparaliżowane z powodu szoku, jaki doświadczyłam. To nie mogła być prawda. To się zwyczajnie nie mogło stać, nie mojej mamie. Zaczynało przypominać mi to jakiś koszmar, z którego nie mogłam się obudzić. Nie potrafiłam przyjąć do swojej świadomości, otrzymanych informacji.





Gdy po kilku minutach, które dla mnie były wiecznością. Odzyskuję zdolność racjonalnego myślenia. Zbieram z podłogi, poszczególne części swojego telefonu. Następnie go składając. Drżącymi dłońmi, próbuję go włączyć i ponownie skontaktować się z tatą.
- Rose, na pewno wszystko z tobą w porządku? - stara się upewnić, gdy ponownie mnie słyszy.
- Nie martw się o mnie. Jakoś sobie radzę. Będę najszybciej, jak tylko mogę. Który to szpital? - pytam, nie chcąc marnować cennego czasu. Po otrzymaniu, potrzebnych mi informacji i ich zapamiętaniu. Rozłączam się. Zapewniając, że jeszcze dzisiaj się pojawię. Nie musiałam się zastanawiać, ani chwili nad podjęciem tej decyzji. 





W ogromnym pośpiechu, właściwie nie zastanawiają, się nad tym, co robię. Pakuję jakieś, pierwsze lepsze rzeczy, które mogą mi się przydać. Następnie bez zastanowienia, wybiegam z mieszkania. Musiałam, jak najszybciej przekonać się na własne oczy, jak źle jest z moją rodzicielką. Myśl, że mogłabym ją stracić była dla mnie czymś nie do zaakceptowania. To się zwyczajnie, nie mogło wydarzyć. 





Zbiegając po schodach, dzwonię po taksówkę. Modląc się, aby przyjechała jak najszybciej.
Piekące łzy, pojawiają się mi przed oczami. Ale staram się je powstrzymać. To nie był jeszcze moment na płacz. Najpierw musiałam znaleźć się przy niej. Do tego czasu, nie mogłam sobie pozwolić na chwilę słabości. 
Przypominam sobie o jej ostatnim, nie najlepszym samopoczuciu. Zarzucając, że nie zareagowałam w żaden sposób na jej dolegliwości zdrowotne. Mogłam ją przecież namówić na wizytę u lekarza. Osobiście ją tam nawet zaprowadzić. Być może wtedy, by do tego nie doszło. Teraz na wszystko, było już stanowczo za późno. 




Przemierzam lotnisko w szaleńczym tempie, nie zważając na inne osoby. Wpadam na kilka z nich, ale nie jest to teraz dla mnie ważne. Byłam pogrążona w kompletnej rozpaczy, która przysłaniała mi całą rzeczywistość.

Kupuję bilet na pierwszy najbliższy lot do Niemiec, mając ogromne szczęście, że zdążyłam na ostatni tego dnia. Nie wyobrażałam sobie czekać do jutra. Niepewność i poczucie bezsilności, wykończyłyby mnie do reszty.




W oczekiwaniu na samolot, dzwonię do swojego przełożonego tłumacząc mu, że przez najbliższe dni, nie będzie mnie w pracy. Teraz nie miało to dla mnie żadnego znaczenia, mogli mnie nawet zwolnić. Liczyła się tylko mama i stan jej zdrowia. 

Na szczęście redaktor naczelny, okazuje mi zrozumienie i ze współczuciem zapewnia, że o nic nie muszę się martwić. Byłam mu wdzięczna, że w dobie materializmu i korporacyjnego systemu, jaki zaczynał panować w naszej gazecie. Potrafił okazać ludzkie uczucia. 







Bardzo późnym wieczorem, rozglądam się po zajmującym ogromną powierzchnię, dortmundzkim szpitalu. Był utrzymany w nowoczesnym i funkcjonalnym stylu, co dawało mi poczucie być może złudnej nadziei, że mama znajduje się w dobrych rękach.

Starając się znaleźć kogoś, kto wskaże mi, gdzie znajduje się oddział kardiochirurgii. Spaceruję po parterze ogromnego budynku. Mijając się w końcu z jakąś pielęgniarką. 



- Przepraszam, czy mogłaby mi pani pomóczaczynam na wstępie.
- Jeśli chodzi o odwiedziny, to ich czas dawno temu się skończył, proszę przyjść rano – odpowiada mi nieprzyjemnym tonem. Następnie z zupełnym zlekceważeniem wymijając. Wprost nie mogłam uwierzyć w jej naganne zachowanie.



Na szczęście, udaje mi się znaleźć, dużo bardziej przychylną osobę. Która ze spokojem odpowiada na wszystkie moje pytania.
Po krótkiej rozmowie z pracownicą szpitala. Udaję się w stronę windy, wciskając przycisk oznaczający piąte piętro.
Opieram swoją głowę o metalową ścianę, biorąc głęboki oddech. Nie miałam pojęcia, co czeka mnie za tymi drzwiami. Strach podsuwa mi najgorsze myśli, wywołując jeszcze większe poczucie przerażenia.
Staram się mimo wszystko wziąć w garść, wiedząc że tylko spokój pomoże mi jakoś wytrwać następne dni, a może tygodnie.






Gdy przekraczam próg, szukanego przeze mnie oddziału. Dostrzegam przed sobą długi, wydający się nie mieć końca korytarz. Niemal od razu dostrzegam, że w jego połowie, znajdują się znajome mi osoby. Bez wahania podążam w ich kierunku. Chcąc znaleźć się w końcu, wśród bliskich mi osób, które na pewno czują się podobnie do mnie.






Mijam kolejne sale, w niektórych zauważając pacjentów. Jednych przytomnych, innych w dużo gorszym stanie. Często nieprzytomnych i przypiętych do respiratorów. Nie znosiłam takich miejsc, gdzie ludzie znajdowali się na granicy życia i śmierci.

A zwłaszcza, jeśli jedna z nich, była mi niezwykle bliska.
Nie potrafiąc dłużej znieść, ogromu bólu i ludzkiego cierpienia, które otacza mnie zewsząd. Spuszczam swój wzrok na jasną podłogę wyłożoną płytkami. Wdychając odpychający, szpitalny zapach, środków odkażających.

Liczę swoje kroki, starając się powstrzymać zaczynający się już po raz kolejny dziś atak paniki, jaki pojawiał się u mnie zawsze w najbardziej stresujący sytuacjach.





- Rose, jesteś nareszcie. Martwiłem się o ciebie, ale nie mogłem ci inaczej powiedzieć o tym, co się stało - tata przytula mnie mocno do siebie, gdy tylko pojawiam się w zasięgu jego wzroku. Widziałam po nim, jak bardzo był wykończony niewiedzą i strachem, czy jego żona przeżyje.
- Co z mamą? Co mówią lekarze, jakie dają jej szansę? Jak to się w ogóle stało? - pytam, ale nie doczekuję się odpowiedzi, ponieważ dołącza do nas Melanie. Z nienawiścią w oczach, skierowaną wprost w moją stronę. 








- Co ty tu robisz? Teraz raczyłaś się łaskawie zjawić, gdy mama może przez ciebie umrzeć? To wszystko twoja wina, wiedziałaś jak bardzo jej zależało, abyś ostatnio została. Nie dość, że robiłaś jej nieustanne wyrzuty, przez okres swojego pobytu w domy, narażając na ogromny stres. Wiedząc, że nie wolno się jej denerwować, to potem tak po prostu ją zostawiłaś, wracając sobie do Londynu, jak gdyby nigdy nic. Każdego dnia tęskniła za tobą, wyrzucając sobie że popełniła tyle błędów, które do tego wszystkiego doprowadziły. Przez co teraz wolisz być z daleka od rodziny. Z wyczekiwaniem, czekała na każdy odzew z twojej strony. Ale napotykała tylko, twoją chłodną i uprzejmą obojętność. Zadowolona jesteś z siebie? - Mel patrzy na mnie ze łzami, obwiniając o wszystko. Przez nią zaczynam się zastanawiać, czy rzeczywiście nie przyczyniłam się do tego, co się stało. Moja siostra, jak nikt inny potrafiła wywoływać u mnie wyrzuty sumienia. Może naprawdę powinnam być dla mamy delikatniejsza? Widziałam w końcu, jak bardzo się starała. Ale ja nadal trzymałam ją na dystans, nie zdając sobie sprawę, że zadaję jej tym, tak wiele cierpienia.

- Ja naprawdę nie wiedziałam, że mama tak bardzo to przeżywała – mówię ledwie słyszalnie, źle się czując ze swoim zachowaniem.
- To teraz już wiesz, tylko trochę za późno nie uważasz?- Mel nie miała zamiaru mi odpuścić, próbując jeszcze mocniej wzbudzić u mnie poczucie winy.




- Dosyć, Melanie. Zostaw Rose w spokoju. To nie jest niczyja wina – Stephan, który do tej pory trzymał się z boku i nie wtrącał. Nie wytrzymuje i podchodzi do mojej siostry, starając się ją uspokoić.
- Nie wtrącaj się i przestań jej bronić. Do cholery, czyim narzeczonym jesteś? To mnie powinieneś wspierać. Zauważył byś w końcu mnie, a nie tylko Rose i Rose. Ona ma już swojego pocieszyciela - teraz to na niego przenosi swoją złość, a mi zapala się jakaś lampka w głowie. Skąd niby wiedziała o moim związku z Erickiem?
Nie mam jednak siły się nad tym teraz zastawiać. 
- Uspokój się i przestań opowiadać bzdury. Od samego rana przy tobie jestem i staram się pomóc. Ale nie pozwolę, abyś zachowywała się w taki sposób w mojej obecności. Jak możesz w ogóle, tak traktować własną siostrę? Ona nic ci nie zrobiła, za to ty. Wielokrotnie uprzykrzyłaś jej życie – Stephan nie ustępuje i próbuje przemówić jej do rozsądku. Byłam pewna, że za chwilę rozpęta się między nimi awantura. Po raz nie wiadomo, który przez moją osobę. 








Podchodzę do okna, czując jak łzy bezsilności spływają mi po twarzy. Melanie po raz kolejny, obwiniała mnie za wszystkie złe rzeczy, jakie spotykają naszą rodzinę. To zawsze ja byłam wszystkiemu winna. Nie miałam powoli już siły, dłużej tego znosić.
- Teraz będziesz płakać i po raz kolejny udawać ofiarę? Standardowa zagrywka Rose Wincler - moja siostra odzyskuje rezon, znowu przystępując do ataku. 
- W tej chwili masz przestać, Melanie. Twoja siostra nic złego nie zrobiła i nie masz prawa, odnosić się do niej w taki sposób. Zawał mamy, nie ma nic wspólnego z waszymi ostatnimi zaszłościami. Nie próbuj więc, nigdy więcej jej obwiniać. Dla wszystkich będzie najlepiej, jak wrócisz teraz do domu i odpoczniesz. Pomyśl o dziecku. Stres bardzo źle na niego wpływa - podniesiony głos naszego taty, odbija się echem od ścian. 
- Ale - Melanie jest w szoku, że została skarcona, jak niesforne dziecko.
- Nie ma żadnego, ale. Odwiozę cię do domu, przy okazji zabierając kilka rzeczy mamy. Stephan, zostaniesz z Rose? Nie powinna być teraz sama. Niedługo wracam - zwraca się do swojego przyszłego zięcia, który kiwa posłusznie głową.




Ocieram łzy z twarzy. Patrząc, jak Melanie ze wściekłością wypisaną na twarzy, podąża za naszym tatą. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego nawet w takich trudnych dla nas chwilach, nie potrafiła okazać, choćby odrobiny zrozumienia i zaprzestać naszych sporów.
- Powinieneś z nią pójść, inaczej znowu się jej narazisz. Musisz ją teraz wspierać - zwracam się do Stephana, wiedząc że stoi tuż za mną. Nie chciałam, żeby miał przeze mnie kolejne problemy. 
- Ona sobie poradzi. Ty zdecydowanie bardziej potrzebujesz wsparcia. Nie próbuj nawet myśleć, że ponosisz jakąkolwiek winę za stan swojej mamy, jak próbuje ci wmówić Mel - w tej kwestii miał rację. Choć starałam udawać, że jakoś się trzymam. W rzeczywistości, byłam na skraju załamania.




- Stephan, co będzie jeśli ona umrze? Gdy już nigdy nie będę miała okazji powiedzieć jej, jak bardzo ją kocham. Dlaczego to musiało spotkać akurat ją? - nie wytrzymując dłużej, odwracam się w jego stronę. Mocno się do niego przytulając. Ponownie zaczynam płakać, rozklejając się na dobre. Przez Melanie straciłam ostanie pokłady spokoju. 
- Wszystko będzie dobrze. Twoja mama z tego wyjdzie. Ma w końcu dla kogo walczyć - stara się mnie pocieszyć i uspokoić. Gładząc uspokajająco po plecach.
- Naprawdę w to wierzysz? - podnoszę swój wzrok, spoglądając na jego twarz.
- Oczywiście. Zobaczysz, że za niedługo znowu, będziesz mogła z nią porozmawiać. Nie płacz już - posyła w moją stronę nikły uśmiech. Zaczynając ocierać moje łzy. 




- Wiesz może, jak w ogóle to się stało? - pytam, ponownie się do niego przytulając, gdy siadamy obok siebie na wolnych krzesłach, porozstawianych przy ścianach. Jego obecność bardzo mi pomagała. 
- Twoja mama od kilku już dni, nie czuła się najlepiej. Za nic jednak, nie chciała się zgodzić na wizytę u lekarza. Tłumacząc, że na pewno w końcu jej przejdzie, jak to zawsze bywało. Dziś rano, wszystko podobno wyglądało zwyczajnie. Wasza mama, skarżyła się na niewielki ból, ale nie było to podobno nic nowego. Jednak, gdy Melanie miała wychodzić na zajęcia. Zobaczyła ją nieprzytomną w kuchni. Na szczęście, jeszcze była w domu. Gdyby nie to, pewnie byłoby za późno na cokolwiek - nawet nie chciałam myśleć, co by się stało, gdyby zawał miał miejsce, kilka godzin później. Gdy mama byłaby zupełnie sama w domu. 
- Kiedy będę mogła ją zobaczyć? - zastanawiam się. 
- Najwcześniej jutro rano, lekarz do tego momentu nie pozwolił na żadne odwiedziny kogokolwiek - nie byłam zachwycona, takim obrotem sprawy, ale nie miałam innego wyjścia niż czekanie.




Przez następne minuty milczymy. Czekając na powrót mojego taty. Zamykam swoje oczy, będąc wykończona wydarzeniami ostatnich godzin. Prawie zasypiam w silnych objęciach Stephana, gdy w końcu słyszę, że nie jesteśmy już sami.




- Rose, powinnaś odpocząć. Jest strasznie późno. Ja zostanę tutaj na noc, najwyżej zmienisz mnie rano. Stephan ty także, powinieneś wrócić do siebie - tata próbuje mnie przekonać, że nie ma sensu, abym zostawała tu razem z nim. Wiedziałam, że na nic się mu tutaj nie przydam będąc w takim stanie. Dlatego niechętnie się zgadzam, 
- Możesz przenocować u mnie, jeśli nie chcesz wracać do domu - propozycja Stephana, była kusząca ale miałam inne plany. 
- Dziękuję, ale nie trzeba. Wynajęłam sobie pokój w tym hotelu blisko szpitala, abym mogła być cały czas w pobliżu mamy i nie tracić czasu na pokonywanie drogi z Willingen - przemilczam swój następny powód, którym była moja siostra. Nie wyobrażałam sobie mieszkać z nią znowu pod jednym dachem, zwłaszcza po tym, co dzisiaj miało miejsce. 
- W takim razie cię odprowadzę. Nie powinnaś chodzić sama o tej porze po obcym mieście - Stephan postanawia dotrzymać mi towarzystwa, a ja nie mam siły protestować. Było mi wszystko jedno. 
- W porządku - po uprzednim pożegnaniu z tatą i zapewnieniu, że zobaczymy się z samego rana. Opuszczam szpital. Mając nadzieję, że podczas jutrzejszej wizyty, usłyszę dużo lepsze wieści na temat mamy. 




Idziemy ze Stephanem w stronę hotelu, w którym się zatrzymałam. Każde pogrążone we własnych myślach. Dla żadnego z nas, ta sytuacja nie była łatwa. Nie wiedzieliśmy, jak mamy się zachować. Los po raz kolejny złączył nasze drogi, zupełnie nas na to nie przygotowując.





Gdy jesteśmy na miejscu. Przystaję na chwilę z zamiarem pożegnania.
- Dziękuję za odprowadzenie i próbę pocieszenia w szpitalu. Gdyby nie ty, pewnie bym się tam całkowicie załamała - byłam mu wdzięczna.

- Nie masz, za co dziękować. Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. Nie ważne w jakiej sprawie - zapewnia.

- Będę miała to na uwadze. Do zobaczenia - mówię, po czym udaję się w stronę wejścia do hotelu.

- Dobranoc, Rosie – dobiega mnie jego głos zza pleców. 







Mimo zmęczenia, przekręcam się z boku na bok, nie mogąc zasnąć. Minuty zmieniają się w godziny, ale dręczące mnie myśli i obawa o mamę, skutecznie uniemożliwiają mi zapadnięcie w sen.

Dopiero nad ranem, udaje mi się na kilka godzin oderwać od rzeczywistości. Z poczuciem, że strach przed nadejściem następnego dnia, jeszcze nigdy nie był tak duży.





7 komentarzy:

  1. Eeee musze zacząć od końcówki, bo liczyłam, że Stephan pocieszy Rose, ale w inny sposób. Hahahaha cały nastrój tak wpływał, akcja narastała, jeszcze końcówka, jak ją odprowadzał...Myślałam, że Rose tak się załamała, że nie będzie mysleć trzeźwo i rzuci się na niego hahaha i wylądowaliby w łóżku, co stworzyłoby tylko niepotrzebną dramę XD ale tak myślałam, serio. Dobrze, że Ty i twoja główna bohaterka myślicie rozsądnie :D
    Co do samej Rose to skończyła w związku z Erickiem, ale oszukuje się i udaje, ze jest szczęśliwa. Lisa dobrze jej mówi i radzi. Brakuje między nimi tego czegoś, co miałaby ze Stephanem...Trudno się dziwić, bo to była miłość, o której nie da się zapomnieć i nikt nie zastąpi Stephana. Nawet Erick, który jest świetny.
    Co do Stephana, to już myślałam, ze będzie stał i przyglądał się, jak jego wredna narzeczona ciśnie po Rose, ale o dziwo i czego szczerze mu gratulują, to się odezwał. Może nie wpadł z jakąś ripostą i nie zagiął totalnie Melanie, ale na pewno się wkurzyła, co cieszy mnie ogromnie.
    Ta wiedźma jest w ciąży i według mnie powinna się jakoś zachowywać albo przynajmniej prezentować i udawać, ze jest dojrzała. Ona za to woli wszczynać kłótnie i wredota aż z niej kipi. Wzięłaby sie ogarnęła bo to wszystko przejdzie na dziecko i potem urodzi się mały diabeł, gorszy od mamuśki. W ogóle ona jest taka głupia, że zrzuca winę zawału matki na Rose. No bardzo dojrzale...
    Szkoda mi tej mamy, znaczy tak średnio, bo nadal pamiętam, że wspierała jedną córkę, ale nikomu nie powinno się życzyć źle. A więc życzę jej żeby wyzdrowiała i już całkowicie przeszła na dobrą stronę mocy.
    I jeszcze trzymam kciuki żeby ten cały ślub się nie odbył :))))
    Weny i do następnego,
    N

    OdpowiedzUsuń
  2. No to się porobiło ... ale po kolei!
    Rose i Eric oficjalnie są razem. Ale czy na pewno darzą się tym głębokim uczuciem? Ona, wiadomo. Jej serce od dawna należy do kogoś innego, jednak próbuje znaleźć namiastkę szczęścia na tym świecie. Eric wydaje się być do tego idealny. Można odnieść wrażenie, że mu na niej zależy, ale czy na pewno? To wszystko wydaje się mi być zbyt perfekcyjne. Do tego te niewinne momenty, które mogłyby świadczyć o tym, że chłopak nie jest do końca szczery, a palce macza w tym Melanie. Skąd wiedziała, że Rose i Eric są razem, skoro siostra nie utrzymuje z nią kontaktu? Coś mi tu "brzydko pachnie"!
    Zgadzam się z Lisą. Rose bardziej cieszy się faktem, że nie jest sama, niż całą uczuciową otoczką związku z drugą osobą. Nie kocha Erica, darzy jedynie sympatią, a to za mało, aby zbudować coś poważnego. Nie da się zmusić do miłości. Tak to niestety nie działa. Ale rozumiem, że nie chce być sama i chce światełka szczęścia. Bo ileż można płakać i cierpieć? Jej też coś się od życia należy.
    Również zgadzam się z nią w temacie tego fikcyjnego małżeństwa. Dla dziecka. To bzdura! To jest największy błąd, jaki popełniają ludzie. Pobierają się z powodu ciąży, a potem męczą się ze sobą, a jedyną osobą która na tym cierpi, o ironio, jest właśnie niewinne dziecko. Trudno, stało się. Lepiej wychowywać nawzajem z dobrymi relacjami, niż kłócić się ze sobą czy zdradzać.
    Bardzo mi przykro z powodu jej mamy i mam nadzieję, że kobieta z tego wyjdzie. Nie pałałam do niej sympatią na początku, ale zmieniła swoje nastawienie i zachowanie, a to jest wielki plus. Oczywiście hipokrytka Melanie zrzuciła całą winę na Rose, chociaż ... zapaliła mi się żarówka ... bo może to właśnie ona ponosi winę za tą sytuację? Stephan powiedział, że była wtedy z matką ... w sumie nawet by mnie to nie zdziwiło.
    Też myślałam że pocieszenie Stephana będzie ... nie ważne haha. To nie jest odpowiednia chwila ;)
    Pozdrawiam i zapraszam na nowość do siebie ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Eh, sama nie wiem, co mam myśleć po tym rozdziale. Na pewno jest przełomowy dla całego opowiadania.
    Zacznijmy może od Erica. Na kilometr widać, że Rose czuje się przy nim naprawdę szczęśliwa. Jest partnerem idealnym, nie naciska na nią, troszczy się o nią, dba. Jest po prostu dobrym facetem, po uszy zakochanym w pewniej kobiecie. I gdyby nie Stephan, to z całej siły kibicowałabym Ericowi. Zresztą i tak mu kibicuję. Mam nadzieję, że po prostu kiedyś odnajdzie swoje szczęście, niekoniecznie przy boku Rose.
    Sama Rose ma wątpliwości, co jest oczywiste. W końcu prawdziwą miłością obdarzała jedynie Stephana. A teraz? Trochę zgodzę się z Lisą, że Rose przede wszystkim chce być szczęśliwa i Ericem zajmuje pustkę po Stephanie. Ale na pewno nic do niego nie czuje? W to akurat wątpię. Raczej powiedziałabym, że między nią, a chłopakiem jest pewien rodzaj miłości – taki bardziej siostrzany, przyjacielski.
    Zresztą zgadzam się z Lisą, że dziecko będzie szczęśliwsze jeśli Stephane i Melanie będą osobno, niż mieliby być ze sobą na siłę. Jeśli rodzice są inteligentni, to naprawdę dzieci w takich rozbitych rodzinach mogą być szczęśliwe – znam to z autopsji.
    Ale przejdę może do głównego wątku tego rozdziału. Przyznam, że troszkę spodziewałam się, że zdrowie matki Rose pogorszy się gwałtownie. Choć akurat nie przypuszczałam, że to będzie zawał. Nawet nie wyobrażam sobie, co musiała czuć Rose, gdy się o tym dowiedziała. To musiało być naprawdę straszne.
    Oczywiście zachowanie Melanie jak zwykle podniosło mi ciśnienie. Czy ona kiedykolwiek zmądrzeje? Naprawdę, tak mnie irytuje, że szkoda gadać. Ale dobrze, że tym razem za Rose wstawił się ojciec i Stephane. Może to da Mel do myślenia. Chociaż raczej wątpię. To jędza z prawdziwego zdarzenia. Nic tylko na stos z nią.
    I nadal uważam, że coś kręci z tą ciążą i z ojcostwem Stephana. Strasznie mnie ciekawi, co tak naprawdę ukrywa.
    Ode mnie to tyle. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam
    Violin

    OdpowiedzUsuń
  4. Zacznę od Lisy. Jak narazie wydaje mi sie najbardziej rozsądną osobą. Idealnie trafiła z oceną Rose. Która z Erickiem jest tylko dlatego żeby nie być samą. Do tego próbuję przemówić dziewczynie do rozsądku że małżeństwo Stephana i jej siostry tylko z powodu dziecka , jest bezsensu. I tak naprawdę z góry skazane na niepowodzenie. Może Rose w końcu mogłaby to sama zauważyć.
    Eric mało go tutaj , ale tak jak zawsze denerwuje mnie coraz mocniej z rozdziału na rozdział 😉 Jestem niemal pewna że cała ta jego wielką miłość jest po prostu udawana i zaplanowana razem z Mel. Ciekawe jak długo zamierza to ciągnąć. Czy tylko do momentu ślubu czy może dłużej?
    Przykro mi z powodu mamy Rose. Kobieta mnie od początku drażniła , ale w końcu to jej mama. Jaka by nie była. I Rose strasznie przeżywa jej stan.
    Niech tylko nie da sobie wmówić Mel że to jej wina. Bo tylko zadręczy się poczuciem winy.
    Bo mam wrażenie że to wina Mel. W końcu była wtedy z mamą. Może ona odkryła jakaś jej kolejna intrygę i tak się zdenerwował ?
    Super że Stephan się wtrącił w to całe najezdzanie Melanie na Rose. Znów u mnie zaplusował.
    I też liczyłam na jakieś pocieszenie z jego strony 😉😉😉
    My tu wszystkie chyba jesteśmy mniej rozsądne od głównej bohaterki 😂😂😂
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. I na zniknięcie Erica z życia Rose. Tak jak w pierwszym rozdziale go polubiłam. Tak teraz nie mogę go strawić 😉
    Pozdrawiam 😊😊

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale się tu porobiło... Tak miło i drastycznie na raz. Mieszanka wybuchowa trochę. Ale przejdę do rzeczy.
    Nie znamy jeszcze za dobrze Lisy, ale jak na ten moment to już zdążyłam ją polubić. Ktoś taki jak ona z pewnością przyda się naszej Rosie. Bardzo trafnie określiła sytuację, jaka zrodziła się pomiędzy Rose a Ericiem.
    No właśnie. Eric... Tak jak na początku obdarzyłam go sympatią, tak teraz... Zaczyna tracić w moich oczach. Ale do tego jeszcze wrócę.
    Na pozór Eric jest idealnym kandydatem na partnera naszej głównej bohaterki. Kochany, opiekuńczy, troskliwy, a w dodatku widać, że Rose wreszcie przy nim odżyła. Teraz, oprócz oczywiście Lisy, ma kogoś z kim może porozmawiać, wyrzucić z siebie pewne sprawy i ma kogoś, kto jest przy niej, służy dobrą radą i martwi się o nią. To naprawdę dobrze. Rose potrzebuje takich osób, bo sama dusząc w sobie niektóre rzeczy, po prostu by zwariowała. Jednak widać, że mimo to, iż przy Ericu jest naprawdę i rzeczywiście szczęśliwa, to nic do niego nie czuje. Co prawda łudzi się, że potrzeba na to czasu i podczas związku te uczucia same przyjdą, ale... Uczucia nóżek nie mają. To tak nie działa. To nie byłyby prawdziwe uczucia tylko przyzwyczajenie i wygoda. Tak naprawdę ona kocha Stephana i tylko Stephana. A ja nadal uważam, że tej dwójce może się jeszcze udać.
    No, bo właśnie. Dziecko wcale nie musi być nieszczęśliwe, jeżeli jego rodzice nie będą ze sobą. Myślę, że właśnie bardziej będą je ranić, jeśli będą ze sobą z przymusu. To nie wypali, a dziecko jedynie na tym wszystkim ucierpi. Ten cały ślub trzeba po prostu odwołać w cholerę. Albo nie! Jak już jest zarezerwowane i kasa wydana, to mam lepszy pomysł. Niech zamiast Melanie na ślubnym kobiercu stanie Rosie i będzie dobrze. Dziewczyna nareszcie znalazłaby się w odpowiednim miejscu.
    U kompletnie nie kibicuję temu nowemu związkowi, który powstał. Rosie i Stephan forever <3 Oni jeszcze mogą być razem szczęśliwi. Ciągle w to wierzę.
    Zresztą zaczynam podejrzewać, że Eric wcale nie ma czystych intencji. No, bo skąd Mel mogła wiedzieć, że jej siostra jest w związku, skoro ona sama nie mówiła tego nikomu poza Lisą? I jeszcze ten prezent na urodziny. On na sto procent jest od Stephana! Przecież kto normalny zapomina, jaki prezent komuś dał. Coś mi tu śmierdzi. I zaczynam się obawiać, że nasza mściwa siostrzyczka mogła gdzieś w tym maczać palce. Po tej kobiecie jestem w stanie spodziewać się wszystkiego.
    Aww Stephan pocieszający Rosie i jeszcze stanął w jej obronie przed Mel <3 Jak słodko.
    Rose dokłada się kolejny problem. Coś czułam, że stan jej matki już podczas jej pobytu w rodzinnym domu nie był najlepszy. Zanosiło się na to, że w najbliższym czasie może się on pogorszyć. Zawał? Oby z tego wyszła.
    A Melanie? Na nią po prostu nie mam słów. Jak mogła w takim momencie jeszcze zacząć oskarżać własną siostrę? To nie człowiek! Ona chyba w ogóle nie ma uczuć.
    Już nie mogę się doczekać następnego rozdziału i życzę dużo weny! ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Na początku bardzo Cię przepraszam za mój poślizg w komentowaniu :* Ale miałam ostatnio zakręcony czas i nie mogłam się z niczym wyrobić. Ale już dotarłam :D
    Rozdział obfitował w wiele emocji. Początkowo Rosie była zadowolona z czasu, który spędziła z Erickiem. Co do niego samego... Mam mieszane uczucia. Nie wiem, dlaczego, ale teraz chyba nie do końca mu ufam. Wydaje się naprawdę odpowiedni dla Rosie, troszczy się o nią, i w ogóle nie można mu niczego odmówić, ale czy w tym wszystkim nie jest zbyt idealny?
    Według mnie Lisa ma rację. Rose nie kocha Ericka, bo cały czas kocha Stephana. A bycie z kimś "na siłę", tylko po to, żeby zagłuszyć w sobie prawdziwe uczucia nie wydaje się być dobrym rozwiązaniem. Może Rosie powinna jeszcze trochę poczekać... Chociaż nie wiem, z czym, skoro zgodziła się na związek. Ech, życie to jednak pasmo podejmowania decyzji, niekoniecznie dobrych dla nas samych.
    Nie spodziewałam się, że tata Rosie zadzwoni do niej z taką wiadomością... Oby tylko jej mama z tego wyszła :( Wiem, że jej zachowanie przez większość czasu było nie fair, ale mam nadzieję, że wyjdzie z tego i będzie się cieszyła zdrowiem przez długi, długi czas.
    Nie mogę znieść Melanie... Ona nawet w szpitalnym korytarzu potrafi wszcząć awanturę i obwiniać o wszystko siostrę. A wcale bym się nie zdziwiła, gdyby to ona i jej zachowanie doprowadziło ich rodzicielkę do takiego stanu. Ale brawa dla Stephana za to, że się jej postawił. Tylko u jego boku Rosie potrafi odczuć prawdziwe wsparcie... Ach, miłość <3
    Hm... Skąd Mel dowiedziała się o związku z Erickiem? Coś mi się tutaj nie podoba :D
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. http://spojrzenie-blekitu.blogspot.com/ zapraszam serdecznie na pierwszy rozdział ;*

    OdpowiedzUsuń