Podążam
świetnie znaną mi drogą, między dość wąskimi i zatłoczonymi
uliczkami. Do jednej z moich ulubionych londyńskich kawiarni,
położonych niedaleko mojego, wciąż obecnego jeszcze mieszkania,
mając zamiar spotkać się w niej z Erickiem i przeprowadzić w
końcu poważną rozmowę między nami. Wyjaśnić wszystko i rozstać
się w kulturalny sposób. Jak na dorosłych ludzi przystało.
Przez
ostatnie zamieszanie panujące w moim życiu, zepchnęłam tą sprawę
na dalszy tor, uznając inne za zdecydowanie ważniejsze. Nie mogłam
jej jednak w nieskończoność
przekładać. Eric sobie zwyczajnie na to nie zasłużył. Byłam mu
winna, chociażby to spotkanie w cztery oczy i pozwolenie na ułożenie
sobie życia z kimś, kto da mu to wszystko, czego ja nie
mogłam.
Wiedziałam,
że chłopak bardzo niechętnie umówił się ze mną, przesuwając
kilkukrotnie termin spotkania. Równocześnie tym samym, odciągając
nieuniknione. Jakby doskonale przeczuwał, co zamierzałam mu
zakomunikować.
Od
ponad tygodnia, przebywałam ponownie w Londynie i choć chciałam
zobaczyć się z nim już pierwszego dnia, dopiero dziś udało mi
się go namówić na przybycie w wyznaczone miejsce. Nie wierzyłam w
jego tłumaczenia o nawale pracy i chęci odnalezienia się w nowym
miejscu. Byłam przekonana, że po prostu wolał mnie unikać. Czując
się zranionym i w pewien sposób wykorzystany. Odczuwałam dość
spore wyrzuty sumienia z jego powodu. W końcu to ja, bardzo szybko
zrezygnowałam z walki o nasz związek. Wybierając szansę na życie
u boku Stephana. O
jakiej skrycie marzyłam od niepamiętnych czasów.
Obawiałam
się, jak Eric zareaguje na podjętą przeze mnie decyzję i czy
będzie w stanie się z nią pogodzić. Nie chciałam wybuchu,
jakiegoś niepotrzebnego konfliktu między naszą dwójką i
ponownego zniszczenia naszych kontaktów, które udało się nam
mozolnie naprawić. Na przestrzeni ostatnich miesięcy. Pozostawiając
lata uprzedzeń i wzajemnej niechęci za sobą.
Lubiłam go, ufałam, ale traktowałam, wyłącznie jako przyjaciela
i nikogo więcej.
Dlatego
nadszedł
najwyższy czas na oficjalne zakończenie naszego związku, który
właściwie nie istniał od tamtej, feralnej kłótni w restauracji.
Nie chciałam dłużej tego przeciągać i niepotrzebnie go zwodzić.
Wystarczająco źle czułam się z tym, że narobiłam mu złudnej
nadziei i zgodziłam się na bycie razem. Co niemal od samego
początku, było skazane na porażkę. Niepotrzebnie próbowałam
oszukiwać samą siebie, że zapomnę o Stephanie. Egoistycznie
wykorzystując do tego jego osobę.
Przekraczam
próg miejsca, w którym byliśmy umówieni z
Erickiem.
Wyczuwając aromatyczny zapach kawy i ciasta, roznoszący się po
całym pomieszczeniu i zachęcający
do spędzenia w nim swojego wolnego czasu. Rozglądam się z uwagą
po przestronnym
wnętrzu,
bacznie przypatrując się osobom znajdującym w kawiarni.
Po
chwili dostrzegam Ericka, siedzącego przy jednym ze stolików,
położonych w dalszej odległości od drzwi. Z lekkim zawahaniem,
udaję się w tamtym kierunku. Nie mając pojęcia, czego mogę się
spodziewać po tej rozmowie i jaki przybierze ona obrót.
-
Rose, miło cię widzieć - wita się ze mną, całując lekko w
policzek. Uśmiechając następnie delikatnie w moim kierunku.
Wyglądał na zadowolonego i w dobrym humorze. Cieszyłam się, że
przynajmniej z pobytu w Londynie, czerpał coś na kształt radości.
W końcu zdecydował się tu przenieść, głównie ze względu na
mnie.
-
Ja też się cieszę, że cię widzę - odpowiadam mu, siadając po
drugiej stronie stolika. Czekając na pojawienie się kelnerki.
Marzyłam o filiżance dobrej kawy. Na
wypicie której, nie miałam czasu od samego poranka.
-
Co u ciebie słychać? Chyba nigdy nie widziałem cię takiej
radosnej. Wprost promieniejesz - nie potrafiłam ukryć przed nim, że
nareszcie zaczynałam odczuwać radość z życia. Co w ostatnich
miesiącach, było wprost czymś niemożliwym
przeze mnie do osiągnięcia. Teraz, gdy wszystko zaczynało się
powoli układać. Uśmiech praktycznie nie schodził mi z twarzy.
-
Ostatnio mam sporo powodów do zadowolenia. Moja mama czuje się,
coraz lepiej. Wróciła do domu i powoli stara się powracać do
normalności z naszą pomocą. W dodatku cała rodzina, stara się
odbudować wzajemne relacje. Wychodzi nam to z każdym dniem, coraz
lepiej. Od bardzo dawna o tym marzyłam, żeby odbudować swoje
zaufanie do rodziców - nie wspominam, o jeszcze jednym powodzie,
który był chyba tym najważniejszym. Mianowicie o daniu sobie
szansy ze Stephanem na prawdziwy związek. Ostatnie dni przed
wyjazdem, spędzone w jego towarzystwie były wyjątkowe i wyłącznie
mnie upewniły w tym, że chcę być z nim i nikim więcej.
-
Cieszę się, że zaczyna ci się w końcu układać. Zapewne wracasz
na stałe do Willingen, prawda? - zadanym pytaniem, porusza temat,
dla którego się tutaj spotkaliśmy. Biorę głęboki wdech,
przygotowując się w myślach na to, co miało za chwilę
nastąpić.
-
Mam taki zamiar. Właściwie to chyba postanowione. Chcę być blisko
rodziców i innych bliskich mi osób. To tam jest mój dom i nigdzie,
nie będę czuła się lepiej. Ostatnio w końcu to zrozumiałam.
Eric, naprawdę przepraszam, że tak wyszło. Nie powinnam była
pozwolić, aby nasza relacja przekroczyła zwykłą przyjaźń. Tyle
dla mnie poświęciłeś. Ale, to się zwyczajnie nie mogło udać.
Nigdy nie byłbyś ze mną szczęśliwy, bo nie potrafiłabym cię
pokochać w sposób na jaki zasługujesz. Przykro mi - patrzę na
niego ze skruchą. Żałując, że swoim nieodpowiedzialnym
zachowaniem, doprowadziłam do tego wszystkiego.
-
Rose, doskonale wiem, że jest coś jeszcze. Coś, czego mi nadal nie
mówisz. Znowu z nim jesteś, czyż nie? Zresztą, po co ja w ogóle
pytam. Odpowiedź widać w twoim spojrzeniu. To było zresztą do
przewidzenia. Od początku, liczył się tylko on. Od niepamiętnych
czasów, nie widziałaś poza nim świata. Choć był podobno, tylko
twoim przyjacielem. Nigdy nie miałem z nim szans - jego zrezygnowany
ton głosu i
spuszczona głowa, wyraźnie
sugerują,
że nie potrafi pogodzić się z porażką.
-
To prawda, nie
będę cię okłamywać.
Postanowiliśmy dać sobie ze Stephanem, jeszcze jedną szansę. Nie
mogłam inaczej postąpić. W momencie, gdy wszystkie kłamstwa
Melanie wyszły na jaw. Uwierzyłam, że jeszcze nie jest za późno
na odbudowanie naszej relacji. To jego zawsze kochałam. Nikt inny,
nie mógłby mi go zastąpić. A skoro los, dał nam możliwość
bycia ze sobą. Zamierzam ją wykorzystać. Naprawdę próbowałam o
nim zapomnieć, ale się nie udało. Mam nadzieję, że kiedyś mi
wybaczysz i spróbujesz przynajmniej zrozumieć, dlaczego postąpiłam
tak, a nie inaczej - postanawiam być szczera z Erickiem. Wiedząc,
że to najlepsza droga. Kłamstwa i niedopowiedzenia, zbyt wiele razy
okazały się niszczące i
krzywdzące.
W ostatnim czasie, dostałam na to, aż za nadto przykładów.
-
Rose, nie musisz czuć się winna. Doskonale wiedziałem, na co się
piszę. Przecież setki razy mnie ostrzegałaś. Nigdy nie
zaprzeczałaś, że nadal kochasz Stephana. Zawsze byłaś ze mną
szczera, dlatego nie mam do ciebie pretensji, czy żalu. Przynajmniej
nie mogę sobie zarzucić, że nie spróbowałem. Jak kilka lat temu,
gdy nie odważyłem się, wyznać ci swoich prawdziwych uczuć. Poza
tym, chyba powinien ci się do czegoś przyznać. Od dłuższego już
czasu mnie to męczy, a i tak nie mam już nic do stracenia - na jego
twarzy, zaczyna pojawiać się dużą niepewność i coś w rodzaju
obawy. Jak zareaguję na jego wyznanie.
-
O czym ty mówisz? - pytam z niezrozumieniem.
Nie wiedząc, czego mam się spodziewać. Wszystko wskazywało na to,
że Eric ukrywał przede mną coś istotnego.
-
O tym, że od dawna wiedziałem o romansie twojej siostry. Kiedyś
przypadkowo, wpadłem na nią i tego jej faceta w jednej z
restauracji. Od razu się domyśliłem, o co chodzi. Ich relacja,
wyglądała na mocno zażyłą. Ale nie obchodziło mnie to wtedy.
Nigdy nie darzyłem Stephana sympatią,
więc było mi obojętne, co wyprawia jego narzeczona. A potem
pojawiłaś się ty. Nadal rozpamiętująca przeszłość, nie
potrafiąc się z nią pogodzić. Przypominając mi dobitnie
o
tamtym zdarzeniu
- szokują mnie usłyszane słowa, nie mogłam wprost w nie uwierzyć.
Jak Eric mógł, ukrywać przede mną coś takiego? Wiedząc, że
dotyczy to także mnie. Milczę przez kilka następnych minut, nie
wiedząc co powiedzieć.
-
Dlaczego mi wcześniej o tym nie powiedziałeś? Dlaczego milczałeś
i zatajałeś prawdę? Wiedziałeś, jak przeżywam to wszystko.
Wiesz,
że to mogło zniszczyć Stephanowi życie, gdyby doszło do tego
cholernego ślubu?
- odzywam się w końcu, nie potrafiąc przejść obok tego obojętnie
i zasypuję go wyrzutami. Emocje
biorą nade mną górę.
-
Zrozum, że miałem dwa wyjścia. Albo o wszystkim ci powiedzieć i
patrzeć, jak jesteś szczęśliwa ze Stephanem. Albo sam spróbować
cię uszczęśliwić. Chciałem dać sobie
tą szansę. Gdy z każdym naszym kolejnym spotkaniem, moje uczucia
do ciebie z przeszłości na nowo odżywały. Kiedyś stchórzyłem i
posłuchałem Stephana, gdy powiedział, że nie mam u ciebie
najmniejszych szans i mam zostawić cię w spokoju. Teraz chciałem
zaryzykować, aby znowu nie żałować zmarnowanej szansy. Może
popełniłem błąd, ale opłaciło się. Choć przez chwilę byłaś
moja. Chociaż to koniec między nami. I tak dostałem więcej niż
przypuszczałem - stara się usprawiedliwić i przedstawić powody
swojej motywacji. Tłumacząc się uczuciem, jakie do mnie żywi.
Sama już nie wiedziałam, co mam o tym wszystkim myśleć. Nie
chciałam jednak, dłużej roztrząsać przeszłości, próbując ją
raz na zawsze zamknąć. Dlatego nie mam zamiaru, wplątywać się w
kolejny bezsensowny konflikt
i zwyczajnie o tym zapomnieć. Teraz i tak, nie miało to już
większego znaczenia.
-
Eric, postąpiłeś bardzo nie fair. Ale na jakiś sposób, staram
się to zrozumieć. W imię miłości, często robimy różne rzeczy.
Teraz, gdy wszystko i tak się wydało, odnośnie romansu Melanie. Po
prostu o tym zapomnijmy i rozstańmy się w zgodzie. Naprawdę
wierzę, że się zmieniłeś i jestem ci wdzięczna za wiele rzeczy,
dlatego nie chcę, abyśmy żywili do siebie, jakieś nikomu
niepotrzebne urazy. Z całego serce życzę ci powodzenia i mam
nadzieję, że odnajdziesz swoje szczęście. Przyjaciele? - wyciągam
w jego kierunku dłoń, uśmiechając się lekko. Ku jego zupełnym
zaskoczeniu. Zapewne spodziewał się kłótni i nienawiści z mojej
strony.
-
Przyjaciele - odpowiada mi po chwili, ściskając delikatnie moją
dłoń. Ku mojej
radości. Nareszcie miałam czyste sumienie i nie musiałam się
dłużej zadręczać niepewnością, co dalej z naszymi relacjami.
Rozmawiamy
ze sobą, jeszcze przez kilka chwil. Popijając kawę z wyraźną
ulgą, że mamy za sobą tą trudną rozmowę, odnośnie naszych
relacji. Teraz mogliśmy w końcu odetchnąć
i skupić się na niezobowiązującej pogawędce dwójki znajomych.
Przyjaźń wychodziła nam zdecydowanie lepiej niż związek. Na tej
płaszczyźnie, rozumieliśmy się niemal bez zarzutów.
Wracam
do swojego mieszkania w wyśmienitym humorze. Ciesząc się, że
najtrudniejszą sprawę, jaką miałam do załatwienia w stolicy
Anglii. Była już za mną. Teraz już nic nie stało mi na
przeszkodzie, abym mogła z czystym sumieniem związać się ze
Stephanem. Obydwoje byliśmy wolni i w pełni przekonani, że
jesteśmy gotowi na stworzenie ze sobą poważnego związku.
Nie
mogłam się już wprost doczekać, nadejścia dnia mojego powrotu. Z
każdym dniem, coraz mocniej za nim tęskniłam. Choć rozmawialiśmy ze sobą, niemal każdego wieczoru, przez długie godziny. Nie mogło
to zastąpić, namacalnej obecności i zwyczajnego bycia obok siebie.
Wspólnych
poranków i wieczorów. Porannej kawy, wypitej w pośpiechu, czy
chociażby krótkiego pocałunku na dobranoc.
Musiałam
wytrzymać, jeszcze niecały tydzień. Obiecałam w końcu w
redakcji, że zostanę w pracy do końca miesiąca. Zanim pojawi się
ktoś na moje zastępstwo. Nie potrafiłam, odmówić naszemu
redaktorowi naczelnemu, który jako jeden
z nielicznych, obdarzył mnie od samego początku zaufaniem i wierzył
w moje umiejętności. Zaproponował nawet awans i stałe miejsce na
moje artykuły w każdym wydaniu gazety. Co z dużą trudnością,
musiałam odrzucić. Ktoś okazał się dla mnie, dużo ważniejszy
od ambicji zawodowych. Mimo wszystko liczyłam, że zbyt długo nie
pozostanę bez pracy. Mając nadzieję, że miejsce gdzie się o nią
ubiegałam, pozytywnie rozpatrzy moją kandydaturę. Referencje,
które otrzymałam z Londynu, miały mi w tym w
końcu skutecznie
pomóc.
-
Naprawdę nie mogę uwierzyć, że wyjeżdżasz. Rose, co ja tutaj
bez ciebie pocznę? Bez swojej najlepszej przyjaciółki? Kto będzie
mnie wspierał i wysłucha, gdy
będę miała zły dzień?
- zamykając kolejny karton ze znajdującymi się w środku moimi
rzeczami. Słyszę po raz setny, narzekania Lisy. Która zobowiązała
się pomóc mi w wyprowadzce
i pakowaniu.
-
Jestem pewna, że świetnie sobie poradzisz, zresztą jak zawsze.
Poza tym, nie żegnamy się na zawsze. Istnieją telefony, internet.
Cały czas będziemy w kontakcie. Zawsze
możesz się ze mną skontaktować, nie ważne o jakiej porze.
Obiecałaś mnie
zresztą
niedługo odwiedzić, trzymam
cię więc za słowo - staram się ją pocieszyć. Oraz zapewnić, że
nasza relacja, przetrwa wszystkie niedogodności. Jakie
wiązały się z odległością.
-
Oczywiście, że to zrobię. Muszę w końcu poznać Stephana. Tyle
się o nim od ciebie ostatnio nasłuchałam, że muszę zweryfikować
twoje słowa i przekonać, czy naprawdę jest taki wspaniały,
cudowny i normalnie chodzący ideał - wypowiadając ostatnie słowa,
próbuje prześmiewczo naśladować ton mojego głosu. Przez co,
wybucham głośnym śmiechem. A Lisa niewiele później do mnie
dołącza. Wprost ją uwielbiałam. Byłam jej ogromnie wdzięczna za
wszystkie rady i poświęcony mi czas na niekończące się rozmowy.
Tysiące razy mnie wspierała i podnosiła na duchu. Byłam pewna, że
lepszej przyjaciółki, po prostu nie mogłam znaleźć. Zabraknie
mi życia, aby odwdzięczyć się jej za wszystkie rzeczy, jakie dla
mnie zrobiła.
-
Wiesz, że będę za tobą tęsknić? - pytam, ocierając łzy
rozbawienia.
-
Oczywiście, że wiem. Za mną, nie da się nie tęsknić. Jestem w
końcu wyjątkowa i niepowtarzalna - po raz kolejny wybuchamy
śmiechem. Roznoszącym
się echem po całym mieszkaniu.
-
Oraz, jak zawsze skromna - dopowiadam,
nie mogąc się powstrzymać.
-
Zapomniałabym, pokaż mi w końcu zdjęcia tego waszego mieszkania.
Chcę
je zobaczyć - gdy praktycznie wszystko zostaje spakowane, a
pomieszczenia wyglądają, praktycznie, tak jak przed moim
wprowadzeniem tutaj.
Przypominam sobie o otrzymanych wczoraj zdjęciach, prawdopodobnie
mojego nowego miejsca zamieszkania. Podsuwam telefon Lisie.
Dostrzegając, że spogląda z aprobatą na fotografie.
-
Co o nim sądzisz? - pytam, gdy oddaje mi telefon.
-
Jest przepiękne. Przestronne, duże, nowoczesne. Ale równocześnie
przytulne. Normalnie, aż ci go zazdroszczę. Też bym chciała
zamieszkać w takim miejscu - Lisa patrzy na mnie z lekką
zazdrością. Doskonale ją rozumiałam. Sama zakochałam się w tych
wnętrzach, gdy tylko je zobaczyłam. W dodatku byłam pewna, że
widok na żywo, będzie jeszcze lepszy. Nie mogłam się już
doczekać, aż będę mogła się zająć jego dekoracją i nadaniu
mu cząstki, osobowości jego mieszkańców.
-
Na ciebie czekają pałace Theodora. Zdecydowałaś się już, co mu
odpowiesz? - ich związek z każdym dniem rozkwitał. Obydwoje
wydawali się być na zabój w sobie zakochani. W dodatku ostatnio z
jego strony, padła propozycja o ich wspólnym zamieszkaniu.
Cieszyłam się szczęściem przyjaciółki. Zadowolona, że jej
życie uczuciowe,
nareszcie zaczęło się stabilizować.
-
Nie podjęłam, jeszcze decyzji. Z niczym nie chcę się zbytnio
śpieszyć. Zbyt wiele razy się sparzyłam, a na Teo naprawdę mi
zależy i chciałabym,
aby się nam udało - doskonale rozumiałam jej wątpliwości. W
końcu sama, jeszcze nie tak dawno zmagałam się z podobnymi.
Wierzyłam jednak, że tym razem Lisa trafiła właściwie i wszystko
ułoży
się
po
jej myśli.
Ostatniego
wieczoru przed opuszczeniem przeze mnie Londynu. Spoglądam z
nostalgią na panoramę miasta, mieniącą
się w tysiącach świateł.
W myślach żegnając się z tym cudownym miastem, które dostarczyło
mi wiele powodów do radości i było jedyną ostoją oraz
schronieniem w najgorszym momencie mojego życia, gdy byłam zupełnie
pozbawiona nadziei na odmianę mojego beznadziejnego losu.
Na
zawsze zachowam ogromny sentyment do tego miejsca, z którym wiążą
się praktycznie
same
dobre wspomnienia. Nadszedł jednak czas na zamknięcie pewnego etapu
w swoim życiu i otwarcie nowego, który niósł za sobą obietnicę
szczęścia i zaznania upragnionego spokoju u boku ukochanej
osoby.
Po
zrobieniu, dosłownie kilku kroków na niemieckim lotnisku. Gdy
nie dociera do mnie jeszcze do końca fakt, że naprawdę wróciłam
na stałe. Niespodziewanie
zostaję porwana w czyjeś, doskonale znane mi ramiona.
-
Rose, tak się cieszę, że nareszcie wróciłaś. Ostatnie dni, to
była jakaś niekończąca się tęsknota za
tobą.
Myślałem,
że nie wytrzymam tego.
W dodatku nie mogłem pozbyć się obaw, że wydarzy się coś, co
zatrzyma cię w Londynie - Stephan tuli mnie mocno do siebie, jakby
nie dowierzał, że naprawdę tu jestem i myślał, że wszystko, co się dzieje było zwykłą imaginacją jego wyobraźni.
-
Naprawdę bałeś się, że nie wrócę? Przecież ci obiecałam.
Jesteś dla mnie najważniejszy i nie ma na świecie takiej rzeczy,
aby mogłaby mnie tam zatrzymać. Ja również nie mogłam już
wytrzymać z tęsknoty. Jednak w końcu wróciłam i już nigdzie się
więcej bez
ciebie nie
wybieram. Teraz nie masz już odwrotu i będziesz musiał się ze mną
męczyć. Po
raz kolejny przewróciłam
całe swoje życie, ale było warto. Gotowy na rozpoczęcie wspólnego
życia? - pytam, patrząc na niego z szerokim uśmiechem na ustach.
Szukając potwierdzenia. Choć słowa nie były mi potrzebne,
wszystko mogłam wyczytać z jego twarzy.
-
Od kilku już dobrych lat. Kocham cię, Rose i będę ci to
udowadniał każdego dnia
- całuje mnie czule. Niemal natychmiast, odwzajemniam jego
pocałunek. Dopiero teraz uświadamiając sobie, jak bardzo mi tego
ostatnio brakowało. Staliśmy niemal na środku lotniska, całując
się bez opamiętania. Nie zważaliśmy na ludzi dookoła,
niezbyt właściwe miejsce do tego, czy wszystko inne. Najważniejsze
było dla nas, że znowu jesteśmy razem i nic już, nie stoi na
przeszkodzie naszej miłości.
-
Mam coś dla ciebie. Tak na dobry początek, naszego
nowego etapu w życiu - gdy po dłuższym czasie, odsuwamy się od
siebie. Stephan podaje mi, niezbyt duże pudełeczko z tajemniczą
dla mnie zawartością.
Bez
zastanowienia je otwieram, dostrzegając pęk kluczy. Niemal od razu
domyślam się, do czego służą.
-
Skoro już dostałam klucze, to teraz czas na zapoznanie się z
miejscem, do którego prowadzą. Zabierzesz mnie tam? - pytam z
prośbą wypisaną
w oczach.
Nie mogąc się już tego doczekać.
-
Oczywiście, nie musisz nawet pytać - splata ze sobą nasze dłonie.
Po czym z ogromnym poczuciem radości, udajemy się w stronę wyjścia
z lotniska.
Rozglądam
się z oniemieniem po wnętrzach naszego nowego lokum. Nie mogąc się
nadziwić, że niemal idealnie
spełniało moje wyobrażenia. Nie miałam pojęcia, jak Stephan
dokonał tego wszystkiego, w tak krótkim czasie. Byłam
pod ogromym wrażeniem.
-
To miejsce, przebiło moje najśmielsze marzenia. Jest cudowne -
całuję go delikatnie
w policzek w ramach podziękowań. Nie mogłam się już doczekać,
aż na dobre się tutaj urządzimy.
-
Cieszę się, że ci się podoba. Wybierałem go głównie z myślą
o tobie. Chciałem, abyś dobrze się tutaj czuła - przygarnia mnie
do siebie.
-
Na pewno będę. Zresztą miejsce nie ma znaczenia. Czułabym się
dobrze gdziekolwiek, bylebym miała cię obok siebie - jego obecność
była dla mnie najważniejsza.
-
Pewnie chcesz zobaczyć się z rodzicami. Twoja mama nie może się
podobno, wprost cię doczekać. Szczęśliwa, że nareszcie będzie
miała cię blisko - sama także się z tego cieszyłam. Chciałam
spędzać z nią, jak najwięcej czasu. Mając przy okazji na oku,
czy należycie o siebie dba.
-
Rozmawiałeś z nią? - pytam z ciekawości.
-
Nie, rozmawiałem z Melanie. Za niecały tydzień, mają przyjść
wyniki badań. Poza tym musieliśmy dojść do porozumienia w na
szczęście już końcowych kwestiach, odnośnie odwołanego ślubu.
Zrobiło się niemałe zamieszanie. Ale
to już za nami - Stephan wyraźnie traci humor. Jego relacje z
Melanie, nadal pozostawały bardzo napięte. Na szczęście moja
siostra, przynajmniej
zaczęła współpracować i niczego mu nie utrudniać. Doświadczenia
z Florianem, chyba ją czegoś nauczyły. Przestała być taka
opryskliwa i myśląca, że wszystko jej wolno. Choć jej zachowanie,
wciąż
odbiegało
daleko od ideału, przynajmniej starała się zmienić i mozolnie
odbudowywać zaufanie innych osób do niej.
-
Zobaczysz, że wszystko się jakoś ułoży. Nie myśl teraz o tym.
Nie psujmy sobie tego dnia - proszę go.
-
Masz rację. I tak, nie mam już na nic wpływu. Co ma być, to
będzie. Chodź, zawiozę cię do rodziców. Na pewno już na ciebie
czekają - chce już wstać z zajmowanej przez nas kanapy, ale go
powstrzymuję.
-
Nic się nie stanie, jak trochę się spóźnię. Chcę jeszcze
trochę z tobą pobyć i nacieszyć się twoją obecnością.
W końcu niedługo zaczną się twoje wyjazdy, do których na nowo
będę musiała się przyzwyczaić - miałam tylko nadzieję, że uda
się nam wszystko ze sobą pogodzić.
-
Jakoś sobie ze wszystkim poradzimy, zresztą jak zawsze - całuje
mnie lekko, a ja z wielką ochotą pogłębiam nasz pocałunek. Mając
zdecydowaną ochotę na coś więcej niż tylko one. Dlatego nie
protestuję, gdy Stephan bierze mnie na ręce i zabiera wprost do
naszej wspólnej sypialni. Już sama świadomość, że jest ona
nasza. Wywoływała u mnie powód do szczęścia. Ostatnie tygodnie
nauczyły mnie, że warto cieszyć się ze zwykłych drobnostek i żyć
tym, co tu o teraz. Zamiast rozpamiętywać przeszłość, czy
martwić się przyszłością.
Dość
późnym popołudniem, wracam z zakupów do mieszkania. Z zamiarem
przyrządzenia kolacji. Zaczynałam się powoli zadamawiać i
zaznajamiać z nową okolicą. Coraz
lepiej się w niej orientując.
-
Już jestem. Przepraszam, że tak długo. Ale zagadałam się z Katy,
którą przypadkiem spotkałam. Chciałaby
się niedługo z nami zobaczyć, serdecznie nas do siebie zapraszała
- zaczynam na wejściu. Będąc przekona, że Stephan znajduje się w
mieszkaniu. Gdy jednak odpowiada mi cisza. Zaskoczona,
udaję
się do kuchni, odkładając na blat siatki z zakupami.
-
Stephan, gdzie jesteś? - pytam głośno. Odnajdując go po chwili w
salonie, gdzie wpatruje się niczym zaczarowany w białą, podłużną
kopertę.
-
Przyszły wyniki badań. Nie potrafię się jednak zebrać na odwagę,
aby je otworzyć. Boję
się tego, co wykazały
- zajmuje miejsce obok niego. Wiedząc, że to jeden z
najtrudniejszych momentów w jego życiu i
moim obowiązkiem jest pomóc mu przez niego przejść.
-
Pamiętaj, że nie ważne, co znajduje się w środku. Jestem przy
tobie - ściskam jego dłoń w geście wsparcia. Czekając z
wyczekiwaniem na poznanie, co zawiera koperta. Sama
zaczynałam, odczuwać ogromne zdenerwowanie.
-
Nie mogę. Rose, otwórz ją za mnie.
Proszę - podaje mi leciutki zlepek papieru, mający mieć wpływ na
całą naszą dalszą przyszłość. Drżącymi dłońmi, rozrywam
kopertę. Czytając z niezwykłą uwagą i skupieniem, nadrukowane na
dokumencie słowa. Nie wiedząc, czy mam się cieszyć z takiego
obrotu sprawy, czy wręcz przeciwnie.
-
Tutaj jest napisane, że badania w stu procentach, wykluczyły twoje ojcostwo. Nie ma nawet znikomej
zgodności, między waszymi DNA. To Florian jest ojcem dziecka
Melanie - z trudem przekazuję mu tą wiadomość. Wiedząc, że na
pewno, nie będzie łatwa do zaakceptowania. Patrzę na jego twarz,
która pozostaje niewzruszona. Jednak w oczach, dostrzegam poczucie
lekkiego zawodu i żalu. W pełni to rozumiałam. W końcu Stephan
pogodził się z myślą, że zostanie ojcem. Doskonale
pamiętałam z jaką ciekawością i czułością, wpatrywał się w
zdjęcie USG, które pokazywała me Melanie.
Przyzwyczaił się do świadomości, że będzie miał dziecko.
Zapewne zdążył już je pokochać, a teraz zostało mu ono
bezpowrotnie odebrane. Nie potrafiłam sobie wyobrazić, co czuje w
tej chwili.
-
Choć powinienem poczuć ulgę, wcale tak nie jest. Czuję wyłącznie
pustkę, jakby niesprawiedliwie mi coś odebrano. Ja naprawdę
przywiązałem się do tego dziecka. Zaczynałem wyczekiwać jego
narodzin, a teraz muszę się pogodzić, że nic mnie z nim nie
łączy. Dlaczego to jest tak cholernie trudne? Chciałem zamknąć
za sobą pewien
rozdział. Zapomnieć
o Mel, jej intrygach i kłamstwach. Ale
nie sądziłem, że będzie to, aż takie bolesne - milczę, nie
potrafiąc znaleźć żadnych słów pocieszenia. Przez chwilę, sama
czuję przenikający mnie
do głębi smutek. Bojąc się o przyszłość swojej siostrzenicy
lub siostrzeńca. Byłam przekonana, że biologiczny ojciec, nawet
nie kiwnie palcem. Aby pomóc Melanie w wychowaniu ich wspólnego
dziecka. Nie byłam przekonana, czy moja siostra jest gotowa na
samotne podołanie takiej odpowiedzialności. Na Floriana nie mogła
liczyć w żadnej kwestii, a ostatni promyk jej złudnej nadziei, że
ojcem okaże się jednak ktoś, dużo bardziej odpowiedzialny. Zgasł
wraz
z
tymi wynikami.
-
Stephan, wiem że to dla ciebie bolesne. Ale za jakiś czas to minie,
zobaczysz. Musisz się tylko spróbować
z tym pogodzić, choć domyślam się, jakie to dla ciebie trudne.
Poza tym, jeszcze nadejdzie
pora, abyś się sprawdził w roli ojca. Wtedy doświadczysz tego
wszystkiego, na co powoli się już przygotowywałeś. Najgorsze już
za nami. Od teraz, może być tylko lepiej - przytulam się mocno do
niego. Próbując znaleźć w sobie, choćby namiastkę
optymizmu.
-
Czas chyba zacząć wszystko od nowa, Rosie. Tylko teraz właściwie.
Z właściwą osobą i we właściwym miejscu - odzywa się do mnie
po dłuższej chwili, zaczynając
powoli godzić się ze świadomością otrzymanych informacji.
Po
czym całuje mnie
delikatnie w czoło.
-
Chyba jeszcze nigdy wcześniej, w
żadnej kwestii się z tobą bardziej
nie zgadzałam - wiedziałam, że przed nami pozostawało, wciąż
wiele wyzwań i przeciwności. Próbujących zaburzyć nasze
szczęście, ale byłam przekonana, że ze wszystkim sobie poradzimy.
We dwoje było w końcu zawsze raźniej, a my od najmłodszych lat,
byliśmy świetnie zgranym duetem, który jeśli tylko ze sobą
współpracował. Był gotów stawić czoła, nawet najbardziej
wymagającemu problemowi.
_________
Przed nami, został już tylko epilog. 😊
Epilog? Został już tylko epilog? ;o Kiedy to wszystko zleciało?
OdpowiedzUsuńJestem zaskoczona, aczkolwiek pozytywnie, zachowaniem Erica. Byłam wprost przekonana, że nie odpuści tak łatwo, powie o kilka słów za dużo, a tu proszę. Dojrzale podszedł do sprawy, wiedząc, że ich związek nie ma kompletnie żadnego sensu, bo zawsze byłby tym drugim. Niesprawiedliwie podejrzewałam go o "współudział" z Melanie, a okazało się, że owszem, wiedział o jej romansie, ale zataił to przed Rose bo chciał, aby poznała go lepiej i sama się przekonała, czy mógłby być dla niej kimś ważnym. I cóż ... nie będę go za to potępiała. Zależało mu na niej, nie miał w końcu złych zamiarów. Najważniejsze jednak, że rozstali się w zgodzie :)
Rose oficjalnie opuściła Londyn. Nie dziwi mnie jej decyzja, bo wszystko wszystkim, ale miłość i rodzina to coś najważniejszego. Na pewno będzie jej brakowało szalonej Lisy, ale od czego mamy telefony i samoloty? Prawdziwa przyjaźń przetrwa wszystko. Cieszy mnie też fakt, że Lisa trafiła nareszcie na faceta, który stał się dla niej ważną osobą. Z pałacem czy bez ^^
Rose i Stephan, po wszystkich przeciwnościach losu, nareszcie dostali szanse, aby spróbować zbudować wspólną przyszłość. Dla ich związku to dobrze, że chłopak nie jest ojcem dziecka Melanie, bo to mimo wszystko byłaby niekomfortowa sytuacja dla wszystkich. Chociaż to oczywiste, że Stephan poczuł lekki zawód, w końcu zdążył pokochać to maleństwo. Ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby zostać ojcem dzieci kobiety jego życia :P Także do roboty Stephan ^^ haha :D
Rose odzyskała swoją miłość, odbudowała relacje z matką i ... jako tako "dogadała" się z siostrą. Po latach cierpień i niesprawiedliwości zaświeciło dla niej słoneczko :)
:*
Mimo, że wiedziałam iż opowiadanie zbliża się do końca, bo wszystko pomalutku się rozwiązywało, to i tak nie mogę się pogodzić z tym, że jeszcze tylko epilog. Ale jak to? Tak szybko? Ciągle w to nie wierzę...
OdpowiedzUsuńPowiem tak, najlepszą wiadomością rozdziału jest fakt iż Stephan nie jest ojcem dziecka Melanie. Bardzo mnie to ucieszyło, ponieważ daje mu to czystą kartę w związku z Rose. Dziewczyna niby twierdziła, że nic by to nie zmieniło gdyby był ojcem, ale szczerze w to wątpię. Jakby to wyglądało? Oni byli by razem, ale Stephan miałby dziecko z jej siostrą? Słabo trochę XD
Co do Erica to chyba trochę mogę go zrozumieć. Nie lubił nigdy Stephana, dlatego nie zdradził mu tajemnicy o zdradzającej narzeczonej. Później trochę zachował się nie fair, bo mógł powiedzieć o wszystkim Rose, no ale chciał z nią być, więc milczał jak grób. Ciężko ocenić jego zachowanie, bo pod wpływem miłości ludzie robią różne głupie rzeczy.
Stephan i Rose teraz naprawdę zaczynają od początku. Przeszłość oddzielają grubą linią i startują. Kupili sobie mieszkanko i w ogóle oni są dobrani. Życzę im wszystkiego, co najlepsze. Odzyskali siebie nawzajem i niech się tym cieszą :D
Rose nawet opóściła Londyn i wymarzoną pracę, o przyjaciółce nie wspominając, ale zawsze mogą się spotkać :D Samoloty, internet i czadu!
Czekam na epilog,
N
Nie mogę uwierzyć że już tylko epilog. Jak to wszystko zlecialo. To wprost niemożliwe. Będzie mi ciężko rozstać się z bohaterami. Zresztą jak zawsze u Ciebie😉
OdpowiedzUsuńRozmowa Ericka z Rose przebiegła nawet w miłej atmosferze. Czego się nie spodziewałam. Chłopak z powrotem zyskał odrobinę mojej sympatii którą darzylam to na początku. Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę że dziecko jednak nie jest Stephana. Bo mimo wszystko byłoby im cholernie ciężko poukładać to wszystko gdyby miał jednak dziecko z Mel.
Rose w końcu teraz może być naprawdę szczęśliwa z największą miłością swojego życia. I mam nadzieję że nic im już w tym nie przeszkodzi. I wszystko obrze sie pouklada. Z niecierpliwoscia czekam na epilog , choc oznacza on juz koniec tej historii. Ale tez poczatek kolejnej ktorej nie moge sie wprosy doczekac.
Przepraszam że dziś krótko, ale śpieszę się do pracy😉 Pozdrawiam.
Epilog? Ale jak to epilog? Przecież to nie może być koniec. Jakoś nie chce mi się wierzyć, że musimy się pożegnać z Stephanem i Rose. Naprawdę, zdążyłam się przywiązać do tego opowiadania i z żalem go opuszczę.
OdpowiedzUsuńAle koniec oznacza też, że u naszych bohaterów wszystko zaczyna się układać. Rose dopina ostatnie sprawy w Londynie, a potem nareszcie wraca do domu. Na pewno dobrze jej to zrobi, bo w końcu zaczyna odbudowywać relacje z rodziną. Dzięki temu, że będzie blisko, łatwiej jej będzie zbudować na nowo więź z rodzicami i z siostrą.
Dobrze też, że porozmawiała poważnie z Ericiem. To dobry, porządny facet, ale jak widać nie dane mu jest być z Rose. Rozumiem też, że czuł się zazdrosny o Stephana. W końcu naprawdę był szczerze zakochany w dziewczynie i liczył, że będzie mógł ułożyć sobie z nią przyszłość. Tylko, że ona nigdy nie byłaby wstanie pokochać go tak, jak on ją. Tylko tkwiliby w takim nieprawdziwym związku, który prędzej czy później i tak by się rozpadł. Ale mam nadzieję, że Eric znajdzie jeszcze swoją miłość, bo tak, jak każdy zasługuje na szczęście.
Dowiedzieliśmy się także, kto jest ojcem dziecka Melanie. Przyznam się, że spodziewałam się Floriana. Gdyby ojcem okazał się Stephan, sytuacja tylko by się skomplikowała. Ale nie dziwię się, że Stephan tak bardzo przeżył otrzymanie wyników. Teoretycznie teraz może spokojnie zacząć nowe życie z Rose, ale jednocześnie zdążył się już przyzwyczaić do myśli, że zostanie ojcem. Na pewno szczerze pokochał to dziecko, myślę, że nawet podobała mu się myśl o własnym, uroczym maleństwem.
W tym momencie troszkę współczuję Melanie. Mam nadzieję, że rodzina pomoże jej w tym trudnym momencie, bo na Floriana na pewno nie może liczyć.
Rose i Stephane mogą na spokojnie zacząć wszystko od nowa. Wierzę, że ich życie będzie teraz naprawdę szczęśliwe, bo na to zasługuję.
Ode mnie to tyle. Dużo weny życzę i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam
Violin