niedziela, 29 lipca 2018

Rozdział 19


Podążam świetnie znaną mi drogą, między dość wąskimi i zatłoczonymi uliczkami. Do jednej z moich ulubionych londyńskich kawiarni, położonych niedaleko mojego, wciąż obecnego jeszcze mieszkania, mając zamiar spotkać się w niej z Erickiem i przeprowadzić w końcu poważną rozmowę między nami. Wyjaśnić wszystko i rozstać się w kulturalny sposób. Jak na dorosłych ludzi przystało.
Przez ostatnie zamieszanie panujące w moim życiu, zepchnęłam tą sprawę na dalszy tor, uznając inne za zdecydowanie ważniejsze. Nie mogłam jej jednak w nieskończoność przekładać. Eric sobie zwyczajnie na to nie zasłużył. Byłam mu winna, chociażby to spotkanie w cztery oczy i pozwolenie na ułożenie sobie życia z kimś, kto da mu to wszystko, czego ja nie mogłam.







Wiedziałam, że chłopak bardzo niechętnie umówił się ze mną, przesuwając kilkukrotnie termin spotkania. Równocześnie tym samym, odciągając nieuniknione. Jakby doskonale przeczuwał, co zamierzałam mu zakomunikować.
Od ponad tygodnia, przebywałam ponownie w Londynie i choć chciałam zobaczyć się z nim już pierwszego dnia, dopiero dziś udało mi się go namówić na przybycie w wyznaczone miejsce. Nie wierzyłam w jego tłumaczenia o nawale pracy i chęci odnalezienia się w nowym miejscu. Byłam przekonana, że po prostu wolał mnie unikać. Czując się zranionym i w pewien sposób wykorzystany. Odczuwałam dość spore wyrzuty sumienia z jego powodu. W końcu to ja, bardzo szybko zrezygnowałam z walki o nasz związek. Wybierając szansę na życie u boku Stephana. O jakiej skrycie marzyłam od niepamiętnych czasów. 




Obawiałam się, jak Eric zareaguje na podjętą przeze mnie decyzję i czy będzie w stanie się z nią pogodzić. Nie chciałam wybuchu, jakiegoś niepotrzebnego konfliktu między naszą dwójką i ponownego zniszczenia naszych kontaktów, które udało się nam mozolnie naprawić. Na przestrzeni ostatnich miesięcy. Pozostawiając lata uprzedzeń i wzajemnej niechęci za sobą. Lubiłam go, ufałam, ale traktowałam, wyłącznie jako przyjaciela i nikogo więcej.
Dlatego nadszedł najwyższy czas na oficjalne zakończenie naszego związku, który właściwie nie istniał od tamtej, feralnej kłótni w restauracji. Nie chciałam dłużej tego przeciągać i niepotrzebnie go zwodzić. Wystarczająco źle czułam się z tym, że narobiłam mu złudnej nadziei i zgodziłam się na bycie razem. Co niemal od samego początku, było skazane na porażkę. Niepotrzebnie próbowałam oszukiwać samą siebie, że zapomnę o Stephanie. Egoistycznie wykorzystując do tego jego osobę.





Przekraczam próg miejsca, w którym byliśmy umówieni z Erickiem. Wyczuwając aromatyczny zapach kawy i ciasta, roznoszący się po całym pomieszczeniu i zachęcający do spędzenia w nim swojego wolnego czasu. Rozglądam się z uwagą po przestronnym wnętrzu, bacznie przypatrując się osobom znajdującym w kawiarni.
Po chwili dostrzegam Ericka, siedzącego przy jednym ze stolików, położonych w dalszej odległości od drzwi. Z lekkim zawahaniem, udaję się w tamtym kierunku. Nie mając pojęcia, czego mogę się spodziewać po tej rozmowie i jaki przybierze ona obrót.





- Rose, miło cię widzieć - wita się ze mną, całując lekko w policzek. Uśmiechając następnie delikatnie w moim kierunku. Wyglądał na zadowolonego i w dobrym humorze. Cieszyłam się, że przynajmniej z pobytu w Londynie, czerpał coś na kształt radości. W końcu zdecydował się tu przenieść, głównie ze względu na mnie.
- Ja też się cieszę, że cię widzę - odpowiadam mu, siadając po drugiej stronie stolika. Czekając na pojawienie się kelnerki. Marzyłam o filiżance dobrej kawy. Na wypicie której, nie miałam czasu od samego poranka. 
- Co u ciebie słychać? Chyba nigdy nie widziałem cię takiej radosnej. Wprost promieniejesz - nie potrafiłam ukryć przed nim, że nareszcie zaczynałam odczuwać radość z życia. Co w ostatnich miesiącach, było wprost czymś niemożliwym przeze mnie do osiągnięcia. Teraz, gdy wszystko zaczynało się powoli układać. Uśmiech praktycznie nie schodził mi z twarzy.
- Ostatnio mam sporo powodów do zadowolenia. Moja mama czuje się, coraz lepiej. Wróciła do domu i powoli stara się powracać do normalności z naszą pomocą. W dodatku cała rodzina, stara się odbudować wzajemne relacje. Wychodzi nam to z każdym dniem, coraz lepiej. Od bardzo dawna o tym marzyłam, żeby odbudować swoje zaufanie do rodziców - nie wspominam, o jeszcze jednym powodzie, który był chyba tym najważniejszym. Mianowicie o daniu sobie szansy ze Stephanem na prawdziwy związek. Ostatnie dni przed wyjazdem, spędzone w jego towarzystwie były wyjątkowe i wyłącznie mnie upewniły w tym, że chcę być z nim i nikim więcej.
- Cieszę się, że zaczyna ci się w końcu układać. Zapewne wracasz na stałe do Willingen, prawda? - zadanym pytaniem, porusza temat, dla którego się tutaj spotkaliśmy. Biorę głęboki wdech, przygotowując się w myślach na to, co miało za chwilę nastąpić.
- Mam taki zamiar. Właściwie to chyba postanowione. Chcę być blisko rodziców i innych bliskich mi osób. To tam jest mój dom i nigdzie, nie będę czuła się lepiej. Ostatnio w końcu to zrozumiałam. Eric, naprawdę przepraszam, że tak wyszło. Nie powinnam była pozwolić, aby nasza relacja przekroczyła zwykłą przyjaźń. Tyle dla mnie poświęciłeś. Ale, to się zwyczajnie nie mogło udać. Nigdy nie byłbyś ze mną szczęśliwy, bo nie potrafiłabym cię pokochać w sposób na jaki zasługujesz. Przykro mi - patrzę na niego ze skruchą. Żałując, że swoim nieodpowiedzialnym zachowaniem, doprowadziłam do tego wszystkiego.





- Rose, doskonale wiem, że jest coś jeszcze. Coś, czego mi nadal nie mówisz. Znowu z nim jesteś, czyż nie? Zresztą, po co ja w ogóle pytam. Odpowiedź widać w twoim spojrzeniu. To było zresztą do przewidzenia. Od początku, liczył się tylko on. Od niepamiętnych czasów, nie widziałaś poza nim świata. Choć był podobno, tylko twoim przyjacielem. Nigdy nie miałem z nim szans - jego zrezygnowany ton głosu i spuszczona głowa, wyraźnie sugerują, że nie potrafi pogodzić się z porażką.
- To prawda, nie będę cię okłamywać. Postanowiliśmy dać sobie ze Stephanem, jeszcze jedną szansę. Nie mogłam inaczej postąpić. W momencie, gdy wszystkie kłamstwa Melanie wyszły na jaw. Uwierzyłam, że jeszcze nie jest za późno na odbudowanie naszej relacji. To jego zawsze kochałam. Nikt inny, nie mógłby mi go zastąpić. A skoro los, dał nam możliwość bycia ze sobą. Zamierzam ją wykorzystać. Naprawdę próbowałam o nim zapomnieć, ale się nie udało. Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz i spróbujesz przynajmniej zrozumieć, dlaczego postąpiłam tak, a nie inaczej - postanawiam być szczera z Erickiem. Wiedząc, że to najlepsza droga. Kłamstwa i niedopowiedzenia, zbyt wiele razy okazały się niszczące i krzywdzące. W ostatnim czasie, dostałam na to, aż za nadto przykładów. 





- Rose, nie musisz czuć się winna. Doskonale wiedziałem, na co się piszę. Przecież setki razy mnie ostrzegałaś. Nigdy nie zaprzeczałaś, że nadal kochasz Stephana. Zawsze byłaś ze mną szczera, dlatego nie mam do ciebie pretensji, czy żalu. Przynajmniej nie mogę sobie zarzucić, że nie spróbowałem. Jak kilka lat temu, gdy nie odważyłem się, wyznać ci swoich prawdziwych uczuć. Poza tym, chyba powinien ci się do czegoś przyznać. Od dłuższego już czasu mnie to męczy, a i tak nie mam już nic do stracenia - na jego twarzy, zaczyna pojawiać się dużą niepewność i coś w rodzaju obawy. Jak zareaguję na jego wyznanie.
- O czym ty mówisz? - pytam z niezrozumieniem. Nie wiedząc, czego mam się spodziewać. Wszystko wskazywało na to, że Eric ukrywał przede mną coś istotnego.
- O tym, że od dawna wiedziałem o romansie twojej siostry. Kiedyś przypadkowo, wpadłem na nią i tego jej faceta w jednej z restauracji. Od razu się domyśliłem, o co chodzi. Ich relacja, wyglądała na mocno zażyłą. Ale nie obchodziło mnie to wtedy. Nigdy nie darzyłem Stephana sympatią, więc było mi obojętne, co wyprawia jego narzeczona. A potem pojawiłaś się ty. Nadal rozpamiętująca przeszłość, nie potrafiąc się z nią pogodzić. Przypominając mi dobitnie o tamtym zdarzeniu - szokują mnie usłyszane słowa, nie mogłam wprost w nie uwierzyć. Jak Eric mógł, ukrywać przede mną coś takiego? Wiedząc, że dotyczy to także mnie. Milczę przez kilka następnych minut, nie wiedząc co powiedzieć.





- Dlaczego mi wcześniej o tym nie powiedziałeś? Dlaczego milczałeś i zatajałeś prawdę? Wiedziałeś, jak przeżywam to wszystko. Wiesz, że to mogło zniszczyć Stephanowi życie, gdyby doszło do tego cholernego ślubu? - odzywam się w końcu, nie potrafiąc przejść obok tego obojętnie i zasypuję go wyrzutami. Emocje biorą nade mną górę. 
- Zrozum, że miałem dwa wyjścia. Albo o wszystkim ci powiedzieć i patrzeć, jak jesteś szczęśliwa ze Stephanem. Albo sam spróbować cię uszczęśliwić. Chciałem dać sobie tą szansę. Gdy z każdym naszym kolejnym spotkaniem, moje uczucia do ciebie z przeszłości na nowo odżywały. Kiedyś stchórzyłem i posłuchałem Stephana, gdy powiedział, że nie mam u ciebie najmniejszych szans i mam zostawić cię w spokoju. Teraz chciałem zaryzykować, aby znowu nie żałować zmarnowanej szansy. Może popełniłem błąd, ale opłaciło się. Choć przez chwilę byłaś moja. Chociaż to koniec między nami. I tak dostałem więcej niż przypuszczałem - stara się usprawiedliwić i przedstawić powody swojej motywacji. Tłumacząc się uczuciem, jakie do mnie żywi. Sama już nie wiedziałam, co mam o tym wszystkim myśleć. Nie chciałam jednak, dłużej roztrząsać przeszłości, próbując ją raz na zawsze zamknąć. Dlatego nie mam zamiaru, wplątywać się w kolejny bezsensowny konflikt i zwyczajnie o tym zapomnieć. Teraz i tak, nie miało to już większego znaczenia.





- Eric, postąpiłeś bardzo nie fair. Ale na jakiś sposób, staram się to zrozumieć. W imię miłości, często robimy różne rzeczy. Teraz, gdy wszystko i tak się wydało, odnośnie romansu Melanie. Po prostu o tym zapomnijmy i rozstańmy się w zgodzie. Naprawdę wierzę, że się zmieniłeś i jestem ci wdzięczna za wiele rzeczy, dlatego nie chcę, abyśmy żywili do siebie, jakieś nikomu niepotrzebne urazy. Z całego serce życzę ci powodzenia i mam nadzieję, że odnajdziesz swoje szczęście. Przyjaciele? - wyciągam w jego kierunku dłoń, uśmiechając się lekko. Ku jego zupełnym zaskoczeniu. Zapewne spodziewał się kłótni i nienawiści z mojej strony.
- Przyjaciele - odpowiada mi po chwili, ściskając delikatnie moją dłoń. Ku mojej radości. Nareszcie miałam czyste sumienie i nie musiałam się dłużej zadręczać niepewnością, co dalej z naszymi relacjami. 





Rozmawiamy ze sobą, jeszcze przez kilka chwil. Popijając kawę z wyraźną ulgą, że mamy za sobą tą trudną rozmowę, odnośnie naszych relacji. Teraz mogliśmy w końcu odetchnąć i skupić się na niezobowiązującej pogawędce dwójki znajomych. Przyjaźń wychodziła nam zdecydowanie lepiej niż związek. Na tej płaszczyźnie, rozumieliśmy się niemal bez zarzutów.




Wracam do swojego mieszkania w wyśmienitym humorze. Ciesząc się, że najtrudniejszą sprawę, jaką miałam do załatwienia w stolicy Anglii. Była już za mną. Teraz już nic nie stało mi na przeszkodzie, abym mogła z czystym sumieniem związać się ze Stephanem. Obydwoje byliśmy wolni i w pełni przekonani, że jesteśmy gotowi na stworzenie ze sobą poważnego związku.
Nie mogłam się już wprost doczekać, nadejścia dnia mojego powrotu. Z każdym dniem, coraz mocniej za nim tęskniłam. Choć rozmawialiśmy ze sobą, niemal każdego wieczoru, przez długie godziny. Nie mogło to zastąpić, namacalnej obecności i zwyczajnego bycia obok siebie. Wspólnych poranków i wieczorów. Porannej kawy, wypitej w pośpiechu, czy chociażby krótkiego pocałunku na dobranoc.





Musiałam wytrzymać, jeszcze niecały tydzień. Obiecałam w końcu w redakcji, że zostanę w pracy do końca miesiąca. Zanim pojawi się ktoś na moje zastępstwo. Nie potrafiłam, odmówić naszemu redaktorowi naczelnemu, który jako jeden z nielicznych, obdarzył mnie od samego początku zaufaniem i wierzył w moje umiejętności. Zaproponował nawet awans i stałe miejsce na moje artykuły w każdym wydaniu gazety. Co z dużą trudnością, musiałam odrzucić. Ktoś okazał się dla mnie, dużo ważniejszy od ambicji zawodowych. Mimo wszystko liczyłam, że zbyt długo nie pozostanę bez pracy. Mając nadzieję, że miejsce gdzie się o nią ubiegałam, pozytywnie rozpatrzy moją kandydaturę. Referencje, które otrzymałam z Londynu, miały mi w tym w końcu skutecznie pomóc.







- Naprawdę nie mogę uwierzyć, że wyjeżdżasz. Rose, co ja tutaj bez ciebie pocznę? Bez swojej najlepszej przyjaciółki? Kto będzie mnie wspierał i wysłucha, gdy będę miała zły dzień? - zamykając kolejny karton ze znajdującymi się w środku moimi rzeczami. Słyszę po raz setny, narzekania Lisy. Która zobowiązała się pomóc mi w wyprowadzce i pakowaniu. 
- Jestem pewna, że świetnie sobie poradzisz, zresztą jak zawsze. Poza tym, nie żegnamy się na zawsze. Istnieją telefony, internet. Cały czas będziemy w kontakcie. Zawsze możesz się ze mną skontaktować, nie ważne o jakiej porze. Obiecałaś mnie zresztą niedługo odwiedzić, trzymam cię więc za słowo - staram się ją pocieszyć. Oraz zapewnić, że nasza relacja, przetrwa wszystkie niedogodności. Jakie wiązały się z odległością. 
- Oczywiście, że to zrobię. Muszę w końcu poznać Stephana. Tyle się o nim od ciebie ostatnio nasłuchałam, że muszę zweryfikować twoje słowa i przekonać, czy naprawdę jest taki wspaniały, cudowny i normalnie chodzący ideał - wypowiadając ostatnie słowa, próbuje prześmiewczo naśladować ton mojego głosu. Przez co, wybucham głośnym śmiechem. A Lisa niewiele później do mnie dołącza. Wprost ją uwielbiałam. Byłam jej ogromnie wdzięczna za wszystkie rady i poświęcony mi czas na niekończące się rozmowy. Tysiące razy mnie wspierała i podnosiła na duchu. Byłam pewna, że lepszej przyjaciółki, po prostu nie mogłam znaleźć. Zabraknie mi życia, aby odwdzięczyć się jej za wszystkie rzeczy, jakie dla mnie zrobiła. 
- Wiesz, że będę za tobą tęsknić? - pytam, ocierając łzy rozbawienia.
- Oczywiście, że wiem. Za mną, nie da się nie tęsknić. Jestem w końcu wyjątkowa i niepowtarzalna - po raz kolejny wybuchamy śmiechem. Roznoszącym się echem po całym mieszkaniu. 
- Oraz, jak zawsze skromna - dopowiadam, nie mogąc się powstrzymać.





- Zapomniałabym, pokaż mi w końcu zdjęcia tego waszego mieszkania. Chcę je zobaczyć - gdy praktycznie wszystko zostaje spakowane, a pomieszczenia wyglądają, praktycznie, tak jak przed moim wprowadzeniem tutaj. Przypominam sobie o otrzymanych wczoraj zdjęciach, prawdopodobnie mojego nowego miejsca zamieszkania. Podsuwam telefon Lisie. Dostrzegając, że spogląda z aprobatą na fotografie.
- Co o nim sądzisz? - pytam, gdy oddaje mi telefon.
- Jest przepiękne. Przestronne, duże, nowoczesne. Ale równocześnie przytulne. Normalnie, aż ci go zazdroszczę. Też bym chciała zamieszkać w takim miejscu - Lisa patrzy na mnie z lekką zazdrością. Doskonale ją rozumiałam. Sama zakochałam się w tych wnętrzach, gdy tylko je zobaczyłam. W dodatku byłam pewna, że widok na żywo, będzie jeszcze lepszy. Nie mogłam się już doczekać, aż będę mogła się zająć jego dekoracją i nadaniu mu cząstki, osobowości jego mieszkańców.
- Na ciebie czekają pałace Theodora. Zdecydowałaś się już, co mu odpowiesz? - ich związek z każdym dniem rozkwitał. Obydwoje wydawali się być na zabój w sobie zakochani. W dodatku ostatnio z jego strony, padła propozycja o ich wspólnym zamieszkaniu. Cieszyłam się szczęściem przyjaciółki. Zadowolona, że jej życie uczuciowe, nareszcie zaczęło się stabilizować.
- Nie podjęłam, jeszcze decyzji. Z niczym nie chcę się zbytnio śpieszyć. Zbyt wiele razy się sparzyłam, a na Teo naprawdę mi zależy i chciałabym, aby się nam udało - doskonale rozumiałam jej wątpliwości. W końcu sama, jeszcze nie tak dawno zmagałam się z podobnymi. Wierzyłam jednak, że tym razem Lisa trafiła właściwie i wszystko ułoży się po jej myśli.





Ostatniego wieczoru przed opuszczeniem przeze mnie Londynu. Spoglądam z nostalgią na panoramę miasta, mieniącą się w tysiącach świateł. W myślach żegnając się z tym cudownym miastem, które dostarczyło mi wiele powodów do radości i było jedyną ostoją oraz schronieniem w najgorszym momencie mojego życia, gdy byłam zupełnie pozbawiona nadziei na odmianę mojego beznadziejnego losu.
Na zawsze zachowam ogromny sentyment do tego miejsca, z którym wiążą się praktycznie same dobre wspomnienia. Nadszedł jednak czas na zamknięcie pewnego etapu w swoim życiu i otwarcie nowego, który niósł za sobą obietnicę szczęścia i zaznania upragnionego spokoju u boku ukochanej osoby.





Po zrobieniu, dosłownie kilku kroków na niemieckim lotnisku. Gdy nie dociera do mnie jeszcze do końca fakt, że naprawdę wróciłam na stałe. Niespodziewanie zostaję porwana w czyjeś, doskonale znane mi ramiona. 
- Rose, tak się cieszę, że nareszcie wróciłaś. Ostatnie dni, to była jakaś niekończąca się tęsknota za tobą. Myślałem, że nie wytrzymam tego. W dodatku nie mogłem pozbyć się obaw, że wydarzy się coś, co zatrzyma cię w Londynie - Stephan tuli mnie mocno do siebie, jakby nie dowierzał, że naprawdę tu jestem i myślał, że wszystko, co się dzieje było zwykłą imaginacją jego wyobraźni. 
- Naprawdę bałeś się, że nie wrócę? Przecież ci obiecałam. Jesteś dla mnie najważniejszy i nie ma na świecie takiej rzeczy, aby mogłaby mnie tam zatrzymać. Ja również nie mogłam już wytrzymać z tęsknoty. Jednak w końcu wróciłam i już nigdzie się więcej bez ciebie nie wybieram. Teraz nie masz już odwrotu i będziesz musiał się ze mną męczyć. Po raz kolejny przewróciłam całe swoje życie, ale było warto. Gotowy na rozpoczęcie wspólnego życia? - pytam, patrząc na niego z szerokim uśmiechem na ustach. Szukając potwierdzenia. Choć słowa nie były mi potrzebne, wszystko mogłam wyczytać z jego twarzy.
- Od kilku już dobrych lat. Kocham cię, Rose i będę ci to udowadniał każdego dnia - całuje mnie czule. Niemal natychmiast, odwzajemniam jego pocałunek. Dopiero teraz uświadamiając sobie, jak bardzo mi tego ostatnio brakowało. Staliśmy niemal na środku lotniska, całując się bez opamiętania. Nie zważaliśmy na ludzi dookoła, niezbyt właściwe miejsce do tego, czy wszystko inne. Najważniejsze było dla nas, że znowu jesteśmy razem i nic już, nie stoi na przeszkodzie naszej miłości.





- Mam coś dla ciebie. Tak na dobry początek, naszego nowego etapu w życiu - gdy po dłuższym czasie, odsuwamy się od siebie. Stephan podaje mi, niezbyt duże pudełeczko z tajemniczą dla mnie zawartością.
Bez zastanowienia je otwieram, dostrzegając pęk kluczy. Niemal od razu domyślam się, do czego służą.
- Skoro już dostałam klucze, to teraz czas na zapoznanie się z miejscem, do którego prowadzą. Zabierzesz mnie tam? - pytam z prośbą wypisaną w oczach. Nie mogąc się już tego doczekać.
- Oczywiście, nie musisz nawet pytać - splata ze sobą nasze dłonie. Po czym z ogromnym poczuciem radości, udajemy się w stronę wyjścia z lotniska.




Rozglądam się z oniemieniem po wnętrzach naszego nowego lokum. Nie mogąc się nadziwić, że niemal idealnie spełniało moje wyobrażenia. Nie miałam pojęcia, jak Stephan dokonał tego wszystkiego, w tak krótkim czasie. Byłam pod ogromym wrażeniem. 
- To miejsce, przebiło moje najśmielsze marzenia. Jest cudowne - całuję go delikatnie w policzek w ramach podziękowań. Nie mogłam się już doczekać, aż na dobre się tutaj urządzimy.
- Cieszę się, że ci się podoba. Wybierałem go głównie z myślą o tobie. Chciałem, abyś dobrze się tutaj czuła - przygarnia mnie do siebie.
- Na pewno będę. Zresztą miejsce nie ma znaczenia. Czułabym się dobrze gdziekolwiek, bylebym miała cię obok siebie - jego obecność była dla mnie najważniejsza.
- Pewnie chcesz zobaczyć się z rodzicami. Twoja mama nie może się podobno, wprost cię doczekać. Szczęśliwa, że nareszcie będzie miała cię blisko - sama także się z tego cieszyłam. Chciałam spędzać z nią, jak najwięcej czasu. Mając przy okazji na oku, czy należycie o siebie dba.
- Rozmawiałeś z nią? - pytam z ciekawości. 
- Nie, rozmawiałem z Melanie. Za niecały tydzień, mają przyjść wyniki badań. Poza tym musieliśmy dojść do porozumienia w na szczęście już końcowych kwestiach, odnośnie odwołanego ślubu. Zrobiło się niemałe zamieszanie. Ale to już za nami - Stephan wyraźnie traci humor. Jego relacje z Melanie, nadal pozostawały bardzo napięte. Na szczęście moja siostra, przynajmniej zaczęła współpracować i niczego mu nie utrudniać. Doświadczenia z Florianem, chyba ją czegoś nauczyły. Przestała być taka opryskliwa i myśląca, że wszystko jej wolno. Choć jej zachowanie, wciąż odbiegało daleko od ideału, przynajmniej starała się zmienić i mozolnie odbudowywać zaufanie innych osób do niej.
- Zobaczysz, że wszystko się jakoś ułoży. Nie myśl teraz o tym. Nie psujmy sobie tego dnia - proszę go. 
- Masz rację. I tak, nie mam już na nic wpływu. Co ma być, to będzie. Chodź, zawiozę cię do rodziców. Na pewno już na ciebie czekają - chce już wstać z zajmowanej przez nas kanapy, ale go powstrzymuję.
- Nic się nie stanie, jak trochę się spóźnię. Chcę jeszcze trochę z tobą pobyć i nacieszyć się twoją obecnością. W końcu niedługo zaczną się twoje wyjazdy, do których na nowo będę musiała się przyzwyczaić - miałam tylko nadzieję, że uda się nam wszystko ze sobą pogodzić.
- Jakoś sobie ze wszystkim poradzimy, zresztą jak zawsze - całuje mnie lekko, a ja z wielką ochotą pogłębiam nasz pocałunek. Mając zdecydowaną ochotę na coś więcej niż tylko one. Dlatego nie protestuję, gdy Stephan bierze mnie na ręce i zabiera wprost do naszej wspólnej sypialni. Już sama świadomość, że jest ona nasza. Wywoływała u mnie powód do szczęścia. Ostatnie tygodnie nauczyły mnie, że warto cieszyć się ze zwykłych drobnostek i żyć tym, co tu o teraz. Zamiast rozpamiętywać przeszłość, czy martwić się przyszłością.






Dość późnym popołudniem, wracam z zakupów do mieszkania. Z zamiarem przyrządzenia kolacji. Zaczynałam się powoli zadamawiać i zaznajamiać z nową okolicą. Coraz lepiej się w niej orientując. 
- Już jestem. Przepraszam, że tak długo. Ale zagadałam się z Katy, którą przypadkiem spotkałam. Chciałaby się niedługo z nami zobaczyć, serdecznie nas do siebie zapraszała - zaczynam na wejściu. Będąc przekona, że Stephan znajduje się w mieszkaniu. Gdy jednak odpowiada mi cisza. Zaskoczona, udaję się do kuchni, odkładając na blat siatki z zakupami.
- Stephan, gdzie jesteś? - pytam głośno. Odnajdując go po chwili w salonie, gdzie wpatruje się niczym zaczarowany w białą, podłużną kopertę.





- Przyszły wyniki badań. Nie potrafię się jednak zebrać na odwagę, aby je otworzyć. Boję się tego, co wykazały - zajmuje miejsce obok niego. Wiedząc, że to jeden z najtrudniejszych momentów w jego życiu i moim obowiązkiem jest pomóc mu przez niego przejść. 
- Pamiętaj, że nie ważne, co znajduje się w środku. Jestem przy tobie - ściskam jego dłoń w geście wsparcia. Czekając z wyczekiwaniem na poznanie, co zawiera koperta. Sama zaczynałam, odczuwać ogromne zdenerwowanie. 
- Nie mogę. Rose, otwórz ją za mnie. Proszę - podaje mi leciutki zlepek papieru, mający mieć wpływ na całą naszą dalszą przyszłość. Drżącymi dłońmi, rozrywam kopertę. Czytając z niezwykłą uwagą i skupieniem, nadrukowane na dokumencie słowa. Nie wiedząc, czy mam się cieszyć z takiego obrotu sprawy, czy wręcz przeciwnie.






- Tutaj jest napisane, że badania w stu procentach, wykluczyły twoje ojcostwo. Nie ma nawet znikomej zgodności, między waszymi DNA. To Florian jest ojcem dziecka Melanie - z trudem przekazuję mu tą wiadomość. Wiedząc, że na pewno, nie będzie łatwa do zaakceptowania. Patrzę na jego twarz, która pozostaje niewzruszona. Jednak w oczach, dostrzegam poczucie lekkiego zawodu i żalu. W pełni to rozumiałam. W końcu Stephan pogodził się z myślą, że zostanie ojcem. Doskonale pamiętałam z jaką ciekawością i czułością, wpatrywał się w zdjęcie USG, które pokazywała me Melanie. Przyzwyczaił się do świadomości, że będzie miał dziecko. Zapewne zdążył już je pokochać, a teraz zostało mu ono bezpowrotnie odebrane. Nie potrafiłam sobie wyobrazić, co czuje w tej chwili.
- Choć powinienem poczuć ulgę, wcale tak nie jest. Czuję wyłącznie pustkę, jakby niesprawiedliwie mi coś odebrano. Ja naprawdę przywiązałem się do tego dziecka. Zaczynałem wyczekiwać jego narodzin, a teraz muszę się pogodzić, że nic mnie z nim nie łączy. Dlaczego to jest tak cholernie trudne? Chciałem zamknąć za sobą pewien rozdział. Zapomnieć o Mel, jej intrygach i kłamstwach. Ale nie sądziłem, że będzie to, aż takie bolesne - milczę, nie potrafiąc znaleźć żadnych słów pocieszenia. Przez chwilę, sama czuję przenikający mnie do głębi smutek. Bojąc się o przyszłość swojej siostrzenicy lub siostrzeńca. Byłam przekonana, że biologiczny ojciec, nawet nie kiwnie palcem. Aby pomóc Melanie w wychowaniu ich wspólnego dziecka. Nie byłam przekonana, czy moja siostra jest gotowa na samotne podołanie takiej odpowiedzialności. Na Floriana nie mogła liczyć w żadnej kwestii, a ostatni promyk jej złudnej nadziei, że ojcem okaże się jednak ktoś, dużo bardziej odpowiedzialny. Zgasł wraz z tymi wynikami.
- Stephan, wiem że to dla ciebie bolesne. Ale za jakiś czas to minie, zobaczysz. Musisz się tylko spróbować z tym pogodzić, choć domyślam się, jakie to dla ciebie trudne. Poza tym, jeszcze nadejdzie pora, abyś się sprawdził w roli ojca. Wtedy doświadczysz tego wszystkiego, na co powoli się już przygotowywałeś. Najgorsze już za nami. Od teraz, może być tylko lepiej - przytulam się mocno do niego. Próbując znaleźć w sobie, choćby namiastkę optymizmu.





- Czas chyba zacząć wszystko od nowa, Rosie. Tylko teraz właściwie. Z właściwą osobą i we właściwym miejscu - odzywa się do mnie po dłuższej chwili, zaczynając powoli godzić się ze świadomością otrzymanych informacji. Po czym całuje mnie delikatnie w czoło.
- Chyba jeszcze nigdy wcześniej, w żadnej kwestii się z tobą bardziej nie zgadzałam - wiedziałam, że przed nami pozostawało, wciąż wiele wyzwań i przeciwności. Próbujących zaburzyć nasze szczęście, ale byłam przekonana, że ze wszystkim sobie poradzimy. We dwoje było w końcu zawsze raźniej, a my od najmłodszych lat, byliśmy świetnie zgranym duetem, który jeśli tylko ze sobą współpracował. Był gotów stawić czoła, nawet najbardziej wymagającemu problemowi.


_________
Przed nami, został już tylko epilog. 😊

4 komentarze:

  1. Epilog? Został już tylko epilog? ;o Kiedy to wszystko zleciało?
    Jestem zaskoczona, aczkolwiek pozytywnie, zachowaniem Erica. Byłam wprost przekonana, że nie odpuści tak łatwo, powie o kilka słów za dużo, a tu proszę. Dojrzale podszedł do sprawy, wiedząc, że ich związek nie ma kompletnie żadnego sensu, bo zawsze byłby tym drugim. Niesprawiedliwie podejrzewałam go o "współudział" z Melanie, a okazało się, że owszem, wiedział o jej romansie, ale zataił to przed Rose bo chciał, aby poznała go lepiej i sama się przekonała, czy mógłby być dla niej kimś ważnym. I cóż ... nie będę go za to potępiała. Zależało mu na niej, nie miał w końcu złych zamiarów. Najważniejsze jednak, że rozstali się w zgodzie :)
    Rose oficjalnie opuściła Londyn. Nie dziwi mnie jej decyzja, bo wszystko wszystkim, ale miłość i rodzina to coś najważniejszego. Na pewno będzie jej brakowało szalonej Lisy, ale od czego mamy telefony i samoloty? Prawdziwa przyjaźń przetrwa wszystko. Cieszy mnie też fakt, że Lisa trafiła nareszcie na faceta, który stał się dla niej ważną osobą. Z pałacem czy bez ^^
    Rose i Stephan, po wszystkich przeciwnościach losu, nareszcie dostali szanse, aby spróbować zbudować wspólną przyszłość. Dla ich związku to dobrze, że chłopak nie jest ojcem dziecka Melanie, bo to mimo wszystko byłaby niekomfortowa sytuacja dla wszystkich. Chociaż to oczywiste, że Stephan poczuł lekki zawód, w końcu zdążył pokochać to maleństwo. Ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby zostać ojcem dzieci kobiety jego życia :P Także do roboty Stephan ^^ haha :D
    Rose odzyskała swoją miłość, odbudowała relacje z matką i ... jako tako "dogadała" się z siostrą. Po latach cierpień i niesprawiedliwości zaświeciło dla niej słoneczko :)

    :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Mimo, że wiedziałam iż opowiadanie zbliża się do końca, bo wszystko pomalutku się rozwiązywało, to i tak nie mogę się pogodzić z tym, że jeszcze tylko epilog. Ale jak to? Tak szybko? Ciągle w to nie wierzę...
    Powiem tak, najlepszą wiadomością rozdziału jest fakt iż Stephan nie jest ojcem dziecka Melanie. Bardzo mnie to ucieszyło, ponieważ daje mu to czystą kartę w związku z Rose. Dziewczyna niby twierdziła, że nic by to nie zmieniło gdyby był ojcem, ale szczerze w to wątpię. Jakby to wyglądało? Oni byli by razem, ale Stephan miałby dziecko z jej siostrą? Słabo trochę XD
    Co do Erica to chyba trochę mogę go zrozumieć. Nie lubił nigdy Stephana, dlatego nie zdradził mu tajemnicy o zdradzającej narzeczonej. Później trochę zachował się nie fair, bo mógł powiedzieć o wszystkim Rose, no ale chciał z nią być, więc milczał jak grób. Ciężko ocenić jego zachowanie, bo pod wpływem miłości ludzie robią różne głupie rzeczy.
    Stephan i Rose teraz naprawdę zaczynają od początku. Przeszłość oddzielają grubą linią i startują. Kupili sobie mieszkanko i w ogóle oni są dobrani. Życzę im wszystkiego, co najlepsze. Odzyskali siebie nawzajem i niech się tym cieszą :D
    Rose nawet opóściła Londyn i wymarzoną pracę, o przyjaciółce nie wspominając, ale zawsze mogą się spotkać :D Samoloty, internet i czadu!
    Czekam na epilog,
    N

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie mogę uwierzyć że już tylko epilog. Jak to wszystko zlecialo. To wprost niemożliwe. Będzie mi ciężko rozstać się z bohaterami. Zresztą jak zawsze u Ciebie😉
    Rozmowa Ericka z Rose przebiegła nawet w miłej atmosferze. Czego się nie spodziewałam. Chłopak z powrotem zyskał odrobinę mojej sympatii którą darzylam to na początku. Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę że dziecko jednak nie jest Stephana. Bo mimo wszystko byłoby im cholernie ciężko poukładać to wszystko gdyby miał jednak dziecko z Mel.
    Rose w końcu teraz może być naprawdę szczęśliwa z największą miłością swojego życia. I mam nadzieję że nic im już w tym nie przeszkodzi. I wszystko obrze sie pouklada. Z niecierpliwoscia czekam na epilog , choc oznacza on juz koniec tej historii. Ale tez poczatek kolejnej ktorej nie moge sie wprosy doczekac.
    Przepraszam że dziś krótko, ale śpieszę się do pracy😉 Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Epilog? Ale jak to epilog? Przecież to nie może być koniec. Jakoś nie chce mi się wierzyć, że musimy się pożegnać z Stephanem i Rose. Naprawdę, zdążyłam się przywiązać do tego opowiadania i z żalem go opuszczę.
    Ale koniec oznacza też, że u naszych bohaterów wszystko zaczyna się układać. Rose dopina ostatnie sprawy w Londynie, a potem nareszcie wraca do domu. Na pewno dobrze jej to zrobi, bo w końcu zaczyna odbudowywać relacje z rodziną. Dzięki temu, że będzie blisko, łatwiej jej będzie zbudować na nowo więź z rodzicami i z siostrą.
    Dobrze też, że porozmawiała poważnie z Ericiem. To dobry, porządny facet, ale jak widać nie dane mu jest być z Rose. Rozumiem też, że czuł się zazdrosny o Stephana. W końcu naprawdę był szczerze zakochany w dziewczynie i liczył, że będzie mógł ułożyć sobie z nią przyszłość. Tylko, że ona nigdy nie byłaby wstanie pokochać go tak, jak on ją. Tylko tkwiliby w takim nieprawdziwym związku, który prędzej czy później i tak by się rozpadł. Ale mam nadzieję, że Eric znajdzie jeszcze swoją miłość, bo tak, jak każdy zasługuje na szczęście.
    Dowiedzieliśmy się także, kto jest ojcem dziecka Melanie. Przyznam się, że spodziewałam się Floriana. Gdyby ojcem okazał się Stephan, sytuacja tylko by się skomplikowała. Ale nie dziwię się, że Stephan tak bardzo przeżył otrzymanie wyników. Teoretycznie teraz może spokojnie zacząć nowe życie z Rose, ale jednocześnie zdążył się już przyzwyczaić do myśli, że zostanie ojcem. Na pewno szczerze pokochał to dziecko, myślę, że nawet podobała mu się myśl o własnym, uroczym maleństwem.
    W tym momencie troszkę współczuję Melanie. Mam nadzieję, że rodzina pomoże jej w tym trudnym momencie, bo na Floriana na pewno nie może liczyć.
    Rose i Stephane mogą na spokojnie zacząć wszystko od nowa. Wierzę, że ich życie będzie teraz naprawdę szczęśliwe, bo na to zasługuję.
    Ode mnie to tyle. Dużo weny życzę i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam
    Violin

    OdpowiedzUsuń