niedziela, 15 lipca 2018

Rozdział 16


Kilka następnych dni, wyglądało dokładnie tak samo. Monotonnie i schematycznie, jakbym w kółko przeżywała jeden i ten sam dzień. Pełen smutku, cierpienia i coraz bardziej narastającego zniechęcenia. Z każdą następną godziną, miałam wszystkiego coraz mocniej dość. Czekania, niewiedzy, widoku wnętrza szpitala, który znałam niemal na pamięć i niekończących się kłótni z Melanie.
Nie potrafiłam dojść z nią do żadnego porozumienia. Moja siostra ze wszystkich sił, próbowała jeszcze mocniej utrudnić mi życie. Zamiast wzajemnie się wspierać w tych trudnych dla całej naszej rodziny chwilach. Starała się wyłącznie, wywołać u mnie poczucie winy, a przede wszystkim nie mogła darować mi, spędzania czasu ze Stephanem. Który był jedyną osobą, jaka potrafiła powstrzymać mnie przed zupełnym załamaniem.

Nieustannie mi pomagał i próbował pocieszyć, zapewniając że wszystko się jakoś poukłada. Poświęcał wszystkie swoje wolne chwile mojej osobie. Zaczynało to powoli wyglądać, jak dawniej. Gdy byliśmy nierozłączni i staraliśmy się być dla siebie wzajemnym oparciem.
Wbrew samej sobie, na nowo się do niego przywiązywałam, co mogło doprowadzić mnie do zguby. Biorąc pod uwagę, że jest narzeczonym mojej siostry, a za niedługo zostanie ojcem.

Nie potrafiłam jednak tego powstrzymać. Jego obecność, stała się dla mnie potrzebna do przetrwania. Bez Stephana, nie dałabym zwyczajnie rady codziennie wstawać z łóżka i stwarzać pozorów, że jakoś sobie radzę. 





Nie patrząc nawet na doskonale znane mi urządzenie. Wciskam na pamięć przycisk, dzięki któremu za kilka sekund. Otrzymam niezbędną mi do dalszego funkcjonowania, kolejną już dziś kawę.
Większość czynności w ostatnim czasie wykonywałam mechanicznie, a bezsenne noce stały się normą. Nie pamiętałam już, kiedy przespałam więcej niż dwie godziny w ciągu doby.
Starałam się w jakiś sposób funkcjonować, ale przychodziło mi to z coraz większym trudem. Znalazłam się w takim punkcie swojego życia, gdzie niemal każda jego sfera, znajdowała się w kompletnej rozsypce.
Nie wiedziałam, co będzie dalej, ani z moją pracą, ani rodziną, a przede wszystkim relacją z Erickiem. 
Choć bardzo się starałam, nie mogłam się z nim ostatnio w ogóle porozumieć. Zaczynałam się zastanawiać, gdzie podział się ten Eric, który wielokrotnie mnie wspierał i pomagał uporać się z bolesną przeszłością. Czym skutecznie, udało mu się przekonać mnie do swojej osoby. Miałam wrażenie, że z każdym dniem jest go, coraz mniej. Co zaczynało mnie niepokoić i pogarszać już i tak fatalne samopoczucie. Nie chciałam, aby przypadkiem okazał się kolejnym błędem w moim życiu. Których w ostatnich latach, popełniłam aż zanadto.





Byłam pewna, że miał mi za złe spędzanie czasu ze Stephanem, o czym dowiedział się ode mnie przypadkiem. Podczas jednej z naszych telefonicznych rozmów, które nadal były jedynym źródłem naszego kontaktu.
Od tamtego czasu, nie zamierzał ukrywać swojego niezadowolenia, ani zazdrości. Wielokrotnie zarzucając, że moje zachowanie jest niestosowne i wystawiające na próbę jego zaufanie do mojej osoby. Co wprowadziło bardzo gęstą i nieprzyjemną atmosferę między nami. Nieuchronnie prowadzącą do kłótni. Bałam się, że nastąpi w końcu moment, który zniszczy wszystko, co udało się nam wypracować przez ostatnie tygodnie. Któreś powie o kilka słów za dużo, a nasza relacja rozsypie się niczym domek z kart.
Naprawdę mi na nim zależało i nie chciałam go stracić.

Równocześnie, nie umiałam przerwać korzystania z pomocy Stephana i przestać się z nim widywać.






Zajmując swoje stałe miejsce. Upijam łyk, niezbyt smacznej kawy z plastikowego kubka. Zapatrując się w widok za oknem. Dochodziło późne popołudnie, które oznaczało, że niedługo pojawi się tutaj Melanie z tatą. On zapewne zostanie do późnych godzin nocnych, cierpliwie czuwając przy swojej żonie. Za to moja siostra, wpadnie na kilka minut, jak zawsze tłumacząc się brakiem czasu i zmęczeniem z powodu ciąży. Wywołując przy tym, kolejną awanturę z jakiegoś błahego powodu. Zmuszając mnie tym samym do opuszczenia szpitala, w którym spędzałam
większą część dni. Będąc przy mamie, której stan pozostawał bez zmian.
Ku mojej rozpaczy, nie nastąpiła choćby niewielka poprawa, ale przynajmniej nie było gorzej, co dawało mi jakąś niewielką nadzieję, że wszystko może się jeszcze ułożyć i moja rodzicielka, wróci wkrótce do zdrowia. O niczym innym, zwyczajnie już nie marzyłam.




- Już jestem. Jak się dziś miewasz? - Stephan zajmuje miejsce obok mnie. Całując delikatnie w policzek na przywitanie.
- Tak samo, jak przez ostatnie dni. Beznadziejnie. Myślałam, że dzisiaj odpuścisz sobie wizytę w tym miejscu. Na pewno jesteś zmęczony. Powinieneś zająć się swoimi sprawami - spoglądam na niego, mimo wszystko wdzięczna, że znowu jest przy mnie. Choć już jakiś czas temu, wrócił do treningów przed nowym sezonem. Nadal wszystkie swoje wolne chwile przeznaczał dla mnie, nic innego nie było dla niego ważniejsze.
- Przecież wczoraj ci obiecałem, że będę. Wystarczy, że i tak większą część dnia, spędzasz tutaj sama. Na pewno, to nie wpływa dobrze na ciebie. Nadal nie możesz spać? - bacznie mi się przypatruje. Zapewne martwiąc o mój pogarszający się z każdą dobą stan.
- Niestety, nie. Próbowałam już wszystkiego, ale nic nie działa. Gdy tylko przykładam głowę do poduszki. W mojej głowie pojawia się lawina dręczących myśli, które nie dają mi spokoju i skutecznie odsuwają sen - z każdym dniem, zaczynałam, coraz bardziej odczuwać niedobór snu. Byłam rozkojarzona, apatyczna i nie miałam na nic siły. Pokonanie paru schodów, sprawiało mi trudność z powodu nawarstwiającego się zmęczenia. 
- To nie może dłużej tak wyglądać. Rose, nie da się tak funkcjonować. Już teraz, źle wyglądasz. Musisz w końcu odpocząć. W innym przypadku, to się źle skończy - ostrzega mnie, ale sama mam tego pełną świadomość.
- Myślisz, że nie wiem? Nic jednak na to nie poradzę, że mój mózg nie potrafi się wyciszyć. Jestem taka zmęczona - opieram swoją głowę na jego ramieniu.
Chwilę potem, Stephan przyciąga mnie bliżej do siebie, obejmując w talii. Mimowolnie przymykam oczy, a stres z całego dnia, zaczyna ze mnie uchodzić. Co bardzo mnie zaskakuje. Jego obecność, naprawdę potrafiła mieć na mnie zbawienny wpływ.

Niedługo potem, zwyczajnie zasypiam. Po raz pierwszy od mojego przyjazdu w tak szybki i spokojny sposób. Choć pozycja w jakiej się znajdowałam, na pewno nie była najwygodniejsza. 






- Stephan, jak możesz? Naprawdę ci nie wstyd, tak jawnie okazywać, że nic dla ciebie nie znaczę? Mógłbyś chociaż, zachować jakieś pozory. Myślisz, że nasze dziecko w przyszłości się nie dowie, że jawnie mnie zdradzałeś i to w dodatku z jego ciotką? - podniesiony ton głosu Melanie, wybudza mnie z płytkiego snu.
- Możesz przestać odgrywać kolejne, bezsensowne i nikomu niepotrzebne przedstawienie? Mam dość, wysłuchiwania twoich fanaberii i oskarżania mnie o najgorsze rzeczy. Ja tylko staram się pomóc Rose, bo na ciebie nigdy nie mogła liczyć. Doskonale wiesz, że nic nas nie łączy. Ona nie jest tobą. Dlatego, bądź z łaski swojej trochę ciszej. Twoja siostra, nareszcie zasnęła - Stephan odpowiada jej z jawną niechęcią. Przytulając mnie mocniej do siebie, jakby instynktownie chciał ochronić mnie przed jej gniewem. Wyglądało na to, że było między nimi gorzej niż myślałam. Wzajemna złość, wprost z nich kipiała. 
- Co mnie to obchodzi, że zasnęła? To nie jest miejsce do spania. Poza tym, może ona nie chce mieć z tobą żadnych bliższych relacji. W końcu od zawsze, była bardzo pamiętliwa. Ale ty, nie miałbyś nic przeciwko temu. Zgodziłbyś się na wszystko, bo naiwnie się łudzisz, że kiedyś z nią będziesz. Myślisz, że nie wiem, co kombinujesz? Dlatego bardzo cię rozczaruję, bo zrobię wszystko, abyś się ze mną ożenił. Inaczej gorzko tego pożałujesz. Nie zostanę sama z nieślubnym dzieckiem. Obydwoje poniesiemy konsekwencje tej wpadki, czy ci się to podoba, czy nie - przysłuchuję się ich kłótni, nie dowierzając że moja własna siostra, może być taka podła i bezwzględna. Nie miałam pojęcia, co się z nią stało w ciągu ostatnich kilku lat. Zupełnie jej nie poznawałam. Zatraciła w sobie, jakikolwiek poczucie dobroci, czy zrozumienia dla drugiego człowieka.
- Uważasz, że małżeństwo z przymusu, będzie dobrym rozwiązaniem dla dziecka? Ono będzie tylko patrzyło na nasze kłótnie i zastanawiało, dlaczego jego rodzice się nie kochają. Tego właśnie chcesz? - pytanie Stephana, nie robi na niej żadnego wrażenia.
- To ty będziesz się tłumaczył. Ja chciałam spróbować, ale ty nie wykazałeś do tego, nawet najmniejszej chęci. Zawsze liczyła się tylko Rose i twoja kariera. Niczego innego nie dostrzegałeś, nawet na samym początku związku ze mną. Ja nigdy nie miałam dla ciebie większego znaczenia. Nie interesowały cię, ani moje potrzeby, ani uczucia. Kochałam cię i próbowałam zrobić wszystko, abyśmy byli ze sobą szczęśliwi. Ale coś takiego, wymaga zaangażowania obojga. Opowiesz więc za kilka lat swojemu dziecku, że wcale nie chciałeś aby się urodziło, bo nigdy nie kochałeś jego mamy, tylko jej siostrę. A ono stanęło wam na drodze do wspólnego szczęścia. Jak myślisz, co wtedy poczuje? - Mel po raz kolejny próbuje manipulować Stephanem i grać na jego emocjach. Zaczynałam już rozumieć, dlaczego zgodził się na cały ten ślub. Jeśli wysłuchiwał czegoś takiego każdego dnia, po prostu w końcu nie wytrzymał i zgodził się na każde jej żądania. 
- Dosyć tego, Melanie. Przestań mnie za wszystko obwiniać, bo nasza sytuacja to także twoja wina. Doskonale wiedziałaś, że kocham Rose i to z nią chcę być, gdy niszczyłaś podstępem naszą relację. Na co więc liczyłaś? - czułam, że i on zaczyna tracić cierpliwość. Jego narzeczona, skutecznie wyprowadziła go po raz kolejny z równowagi.
- A ty, na co liczyłeś? Tak podobno kochałeś Rose, a wystarczyło jedno niewinne kłamstwo z mojej strony, abyś wylądował ze mną w łóżku. Potem też nie protestowałeś, gdy zaproponowałam, abyśmy ze sobą byli. Teraz możesz obwiniać wyłącznie siebie i pogodzić z tym, że jesteśmy na siebie skazani - nie było mi łatwo słuchać o początkach ich relacji. Która zniszczyła, dosłownie wszystko w kolejnych latach mojego życia. To nadal bardzo bolało.
- To był najgorszy błąd mojego życia. Nigdy sobie nie wybaczę, że wtedy ci uwierzyłem. Niczego nie żałuję bardziej - byłam pewna, że mówił szczerze. Ale czasu, nie można było cofnąć. Nie da się już naprawić wydarzeń z przeszłości. 





Nie czekając na odpowiedź Melanie. Poruszam się nerwowo i otwieram oczy. Najwyższy czas było przerwać ich kłótnie, to nie było odpowiednie miejsce do przeprowadzania takich rozmów.
- Widzę, że nasza księżniczka raczyła się w końcu obudzić - patrzę na Mel z niechęcią. Nie mogąc uwierzyć, że rodzeństwo może, aż tak bardzo się nienawidzić.
- Odpuść sobie te złośliwości. Nie sądzisz, że mamy ważniejsze zmartwienia niż nasza wzajemna niechęć? - próbuje w jakiś sposób na nią wpłynąć. Nie miałam ochoty na kolejne sprzeczki, których ostatnio było, aż za nadto.
- Aktualnie jedynym moim problemem jesteś ty, Rose. Próbujesz się na mnie odegrać i odbić narzeczonego? Świetnie ci zresztą idzie. Obydwoje nie macie, ani grama przyzwoitości - widziałam w jej spojrzeniu nienawiść i zazdrość. Nie mogła znieść myśli, że nadal nie udało się jej w ostateczny sposób odebrać mi Stephana. Choć spróbowała już dosłownie wszystkiego. 
- I kto to mówi? Naprawdę jestem zmęczona twoimi oskarżeniami. Nie mam zamiaru, dłużej tego słuchać - podnoszę się. Udając do wyjścia bez zbędnego pożegnania. Stało się to zresztą normą. Ten sam scenariusz, powtarzał się niemal każdego dnia.




- Rose, poczekaj. Odprowadzę cię - na jednym z niższych pięter, dogania mnie Stephan.
- Nie trzeba. Znowu tylko damy Melanie powód do tworzenia, jakiś absurdalnych podejrzeń - nie chciałam, wywoływać dodatkowych napięć między nimi.
- I tak będzie je tworzyć. Bez względu na to, czy będziemy spędzać razem czas, czy nie. Zresztą, naprawdę przyjmujesz się jej opinią? - kręcę przecząco głową. Uśmiechając się nikle. Przestawało mi zależeć na próbie bycia fair w stosunku do siostry, skoro ona nigdy nie była i nie potrafiła, nawet teraz przyznać się do błędu. 




Nie chcąc, jeszcze wracać do swojego tymczasowego miejsca zamieszkania.

W którym nie miałam, zbyt wielu możliwości do zapełnienia czymś wolnego czasu. Wybieramy się ze Stephanem na spacer po okolicznym parku.
Przechadzamy się kolejnymi alejkami w milczeniu. Obydwoje pogrążeni we własnych myślach. 
Przyglądam się z uczuciem zazdrości szczęśliwym rodziną, czy zakochanym parą. Zastanawiając, dlaczego nie mogę być na ich miejscu. Chciałabym choć na moment, poczuć się beztrosko i zapomnieć o wszystkich problemach, jakich nie potrafiłam rozwiązać.

Nie pamiętałam już, kiedy przeżyłam kilka dni bez większych zmartwień. Nawet te kilka dni spędzonych w towarzystwie Ericka, które wydawały się dokonałem. Nie wywołały u mnie, chociaż na krótką chwilę poczucia bezgranicznego szczęścia. 





- Widzę, że prezent przypadł ci do gustu. Trochę się go naszukałem, jednak było warto. Najważniejsze, że ci się podoba - gdy cisza między nami zostaje przerwana, patrzę z niezrozumieniem na swojego towarzysza.
- Stephan, o czym ty mówisz? - pytam, mając nadzieję że za chwilę mi wszystko wyjaśni.
- Jak to o czym? O bransoletce, którą podarowałem ci na urodziny - wskazuje na moją rękę. Dokładnie na tą samą błyskotkę, która była rzekomo od Ericka. Zamieram w tej samej sekundzie, nic z tego nie rozumiejąc.
- Dostałam ją od ciebie? Przecież to niemożliwe - nie mogłam uwierzyć, że Eric mógł mnie okłamać. Jednak wszystko zaczęło na to wskazyw.
- Myślałem, że się domyśliłaś. W końcu kiedyś obiecałem ci, że znajdę podobną do tej, którą już posiadasz - wracam pamięcią do naszej rozmowy z przed lat. Odbytej kilka dni po moim wyjeździe na staż. Kiedy jeszcze, wszystko układało się między nami idealnie.
- Niestety, błędnie odczytałam jej darczyńcę. W dodatku Eric, potwierdził że dostałam kwiaty i bransoletkę od niego. Nie mam pojęcia, dlaczego skłamał - zaczynałam rozumieć, dlaczego tak bardzo unikał tego tematu. W dodatku było mi głupio, że wcześniej nie domyśliłam się, że coś w jego zachowaniu było nie tak, jak powinno. Gdy tylko wróci, będziemy musieli odbyć ze sobą bardzo poważną rozmowę. Mieliśmy sobie, coraz więcej do wyjaśnienia.
- Mogłem się tego po nim spodziewać. Zapewne chciał cię za wszelką cenę, przekonać do siebie. W dodatku, nie potrzeba mu była dodatkowa konkurencja. Wolał się więc jej pozbyć - tłumaczy mi, potencjalne powody niezbyt chwalebnego postępowania Ericka. Na którego zdecydowanie byłam zła, za to co zrobił. Gdyby powiedział mi prawdę, niczego by to między nami nie zmieniło. To nie drogie prezenty, skłoniły mnie do dania mu szansy. A przede wszystkim jego zachowanie i czyny. Za to teraz, zaczynałam mieć wątpliwości, czy rzeczywiście mogę mu w pełni zaufać. Z każdym dniem pojawiały się, coraz większe rysy na jego wizerunku.




- W takim razie, należą ci się spóźnione podziękowania. Prezent naprawdę jest przepiękny. Bardzo ci za niego dziękuję - całuję go w policzek w ramach wdzięczności. Będąc naprawdę pod wrażeniem, że mimo próby zerwania przeze mnie definitywnie naszej relacji w dniu wyjazdu. On nadal pamiętał o mnie i starał się wywołać poczucie radości.
- Cieszę się, że sprawiłem ci nim przyjemność - wpatrujemy się w siebie, nie potrafiąc oderwać wzroku od swoich twarzy. W jednej sekundzie, wszystko dookoła przestaje mieć dla nas, jakiekolwiek znaczenie. Wyłącznie resztkami silnej woli, powstrzymuję się przed pocałowaniem go. Wiedząc, że to skomplikowało by wszystko o wiele bardziej. Nadal był w końcu narzeczonym Melanie, a ja byłam w związku z Erickiem. W tej kwestii, nic się nie zmieniło. Nasze uczucia, nie mogły więc dyktować warunków.
- Wracamy? Zanosi się na deszcz - przerywam ten dziwny moment między nami. Patrząc na zachmurzone niebo, które jeszcze przed godziną, było czyste niczym łza.
- Chyba tak będzie najlepiej. Inaczej będziemy całkowicie przemoczeni - zgadza się ze mną. W momencie, gdy pojedyńcze krople, zaczynają spadać na ziemię.




- Może wejdziesz na górę? Przynajmniej do czasu, aż pogoda się nie polepszy. Zapraszam - proponuję, gdy znajdujemy się przy recepcji hotelu, w którym się zatrzymałam. Nie chciałam się z nim, jeszcze rozstawać. W dodatku na zewnątrz rozpętała się prawdziwa ulewa, która nie zachęcała nikogo do opuszczenia ciepłego i suchego budynku.
- Jeśli chcesz. Z przyjemnością - przystaje na moją propozycję z uśmiechem.




Przekraczając próg, zajmowanego przeze mnie pokoju. Słyszę, jak mój telefon znajdujący się w torebce, zaczyna dzwonić. Domyślam się, że to pewnie Eric, próbuje się ze mną skontaktować. Zawsze dzwonił o podobnej godzinie. Nie miałam teraz jednak, najmniejszej ochoty z nim rozmawiać, szczególnie po tym, czego dowiedziałam się przed kilkunastoma minutami. Dlatego z pełną premedytacją, ignoruję połączenie.
- Nie odbierzesz? - słyszę zdziwiony głos Stephana.
- To na pewno, nic ważnego. Czuj się, jak u siebie - zmieniam szybko temat, siadając na łóżku. Nie chciałam prowadzić rozmowy, dotyczącej mojego związku z Erickiem. Na szczęście odpuszcza, rozglądając się z ciekawością po pomieszczeniu. W którym zdecydowanie musiałam, jak najszybciej posprzątać. 




- Więc, co będziemy robić? Masz jakiś pomysł? - siada w końcu obok mnie. Czekając na moją odpowiedź. Na nieszczęście do głowy, przychodzą mi same głupie i niemoralne pomysły, do realizacji których zwyczajnie nie mogłam dopuścić.
- Po prostu porozmawiajmy na jakieś, niezbyt wymagające tematy. Jestem, zbyt zmęczona na cokolwiek innego - reflektuję się, spychając na bok absurdalne pragnienia, nie mające szansy się zrealizować.
- Dlatego najlepiej będzie, jak spróbujesz zasnąć. Posiedzę tutaj chwilę przy tobie, a potem wrócę do domu. Rose, naprawdę musisz odpocząć - nie miałam zamiaru zaakceptować tego pomysłu w takiej wersji. Wiedząc, że nie ma on zwyczajnie sensu. 
- W porządku, ale pod warunkiem, że zostaniesz ze mną do rana. Będąc sama, na pewno nie uda mi się pozbyć dręczących mnie obaw i po raz kolejny. Nie prześpię, ani minuty. Wiem, że nie powinnam cię o to prosić, ale zrobisz to dla mnie? - pytam niepewnie. Żałując, że w ogóle odważyłam się o to zapytać. Stephan powinien być w końcu przy Melanie, a nie ze mną.
- Oczywiście, że tak. Jeśli ma to ci w czymś pomóc. Nie chcę tylko, abyś potem tego żałowała, albo zadręczała się myślami, że to nie powinno mieć miejsca - świetnie odczytuje, targające mną wątpliwości. Jednak wystarczy tylko, że na niego spojrzę, a wszystkie zwyczajnie znikają. Miałam dość próby bycia w porządku wobec osób, które nigdy nie potrafiły tego docenić. Melanie nie wahałaby się, ani sekundy w podjęciu decyzji.
- Nie będę. Po prostu ze mną zostań - w ferworze emocji, przytulam się mocno do niego. Czując, jak ogarnia mnie poczucie spokoju i bezpieczeństwa. Jedynie przy nim miałam nadzieję, że jeszcze kiedyś wszystko się ułoży, a koszmar który ostatnio nieustannie przeżywam, stanie się tylko dalekim wspomnieniem.




Niecałą godzinę później po uprzednim wzięciu prysznica i przebraniu się w ubrania do spania. Posłusznie kładę się do łóżka. Spoglądając na ciężkie krople deszczu, spływające po oknie. Zapowiadało się, że nie przestanie padać, przynajmniej do rana.
Zamykam oczy, wsłuchując się w jednostajny rytm deszczu. Starając się bezskutecznie zasnąć. Z westchnieniem niezadowolenia, otwieram oczy dokładnie w tym samym momencie, kiedy Stephan wychodzi z łazienki. Speszona odwracam wzrok, zauważając że jest niekompletnie ubrany. Kiedyś nie robiło na mnie żadnego wrażenia, gdy paradował przede mną bez koszulki. Teraz nic jednak, nie było już takie samo.





- Co ty robisz? - pytam, gdy zaczyna ściągać poduszkę z łóżka i kładzie ją na podłogę.
- Szykuję sobie miejsce do spania, nie widać? - odpowiada głupio. Nie zaprzestając swojej czynności.

- Żartujesz sobie? Nie będziesz spał przeze mnie na podłodze. Nie dość, że przeze mnie nie wrócisz do domu. To teraz masz się, jeszcze nie wyspać? - protestuję, podnosząc się do pozycji siedzącej.

- Więc, niby gdzie mam spędzić tę noc? - wskazuję na miejsce obok siebie, zupełnie go tym szokując.
- Daj spokój, nie raz już ze sobą spaliśmy. Nie wiem więc, w czym masz problem - gdy patrzę  na  jego rozbawioną minę. Uświadamiam sobie, że zabrzmiało to dosyć dwuznacznie. Widząc jednak ostrzeżenie w moich oczach, nie komentuje tego, co powiedziałam. 




Po krótkim zastanowieniu, Stephan kładzie się obok mnie. Zachowując bezpieczny dystans między nami. Leżymy przez dłuższą chwilę, wpatrując się w sufit. Nie mogąc znieść dłużej, ciążącej mi ciszy. Jako pierwsza, przerywam milczenie.
- Tak w ogóle, to co u ciebie? Cały czas rozmawiamy tylko o mnie i moich problemach. Chyba pora to zmienić. Jak idą przygotowania do sezonu? Co słychać w drużynie? - przekręcam się na bok. Uważnie się w niego wpatrując. Czasami żałowałam, że wraz z popsuciem się naszych relacji. Odsunęłam się właściwie od wszystkiego, związanego ze światem skoków. Z którym w przeszłości, byłam niesamowicie zżyta. Dlatego przez następne minuty z ogromną uwagą, przysłuchuję się opowieścią Stephana. Zauważając, że mam bardzo wiele do nadrobienia.
Równocześnie orientując się, że poczucie żalu i skrywanej głęboko w sobie złości na jego osobę. Zaczynało stopniowo, ulegać zmniejszeniu. Wyglądało na to, że spędzając czas w jego towarzystwie, zaczynałam godzić się z przeszłością. Z każdym następnym dniem, byłam bliższa wybaczenia mu zdrady, której dopuścił się przed laty. Co, jeszcze do niedawna wydawało się, zupełnie nie wchodzić w grę.





Zamykam oczy, nadal wsłuchując się w spokojny i przyjemny w odbiorze, ton głosu Stephana. Czując, że robię się, coraz bardziej senna. Jego obecność naprawdę pomagała mi zasnąć. 
- Dobranoc, Rosie. Śpij dobrze - słyszę cichy szept tuż przy swoim uchu, gdy prawie zasypiam.
- Dobranoc, Stephan. Wygląda na to, że jesteś najlepszym lekiem na moją bezsenność - odpowiadam ledwo przytomnie, wpadając w końcu w objęcia Morfeusza. Na które ogromnie czekałam od dłuższego już czasu.




Następnego dnia, budzę się późnym rankiem. Nareszcie w pełni wyspana, przez co automatycznie czułam się zdecydowanie lepiej.
Przez całą noc, nie obudziłam się, ani razu. co było czymś wręcz niespotykanym. Doskonale wiedziałam, czyja to zasługa.
Rozglądam się po pokoju w poszukiwaniu Stephana, niestety nigdzie już nie dostrzegając śladu jego obecności. Wiedziałam, że było to spowodowane najprawdopodobniej jego porannym treningiem, o którym wczoraj mi wspominał.
Nie widząc więc, większego sensu w dalszym przebywaniu w tym miejscu. Postawiam przygotować się do kolejnej wizyty w szpitalu. Łudząc się, jak niemal codziennie, że akurat ten dzień będzie przełomowym dla mojej rodzicielki.




Idąc znaną mi niemal na pamięć drogą. Postanawiam wstąpić do piekarni z zamiarem kupienia, jakiegoś śniadania dla swojego taty.

Starałam się dbać o niego, najlepiej jak tylko potrafiłam. Wiedząc, że na Melanie nie mogłam liczyć w żadnej kwestii. Nawet w próbie dopilnowania, aby tata zadbał o siebie i swoje zdrowie. 
Zaczynałam, coraz częściej poważnie rozważać powrót do domu, aby pomóc tacie w codziennych domowych obowiązkach.

Moja siostra nie robiła nic, zasłaniając się ciążą i nauką. Przez co dom i ogród, o które mama dbała z ogromnym zaangażowaniem i poświęceniem. Zaczynały z dnia na dzień, podupadać na swoim wyglądzie. Nie chciałam, aby jej kilkunastoletni trud poszedł na marne i nasz dom, pokrył się w całości kurzem i brudem. A ogród, został doszczętnie zniszczony. 






Wchodząc po kilku ostatnich schodkach, dzielących mnie od piekarni. Na sekundę zamieram, dostrzegając opuszczającego jej wnętrze tego samego, tajemniczego mężczyznę, którego widziałam w towarzystwie Melanie. Nie mogąc uwierzyć w swoje szczęście i zrządzenie losu. Postanawiam wykorzystać otrzymaną od losu okazję.
Gdy mężczyzna próbuje mnie minąć, niby przypadkiem na niego wpadam. Zderzając się z nim ramieniem.





- Najmocniej przepraszam. Straszna ze mnie niezdara - obdarzam go przepraszającym spojrzeniem. Bacznie przypatrując się jego twarzy. Na pierwszy rzut oka, dostrzegam że jest kilka dobrych lat starszy ode mnie. W jego ciemnych włosach, można było gdzieniegdzie zauważyć, kilka siwych kosmyków. Jednakże jego zadbany wygląd, podkreślony eleganckim strojem i bijący na kilometr pewny sposób bycia, mógł się spodobać niejednej kobiecie.
- Nic się nie stało. Zderzenie z taką ślicznotką, to raczej przyjemność niż uciążliwy incydent - jego ton głosu oraz bezczelne spojrzenie, jakim przejeżdża po mojej sylwetce. Wywołują we mnie oburzenie i złość. Musiałam jednak, jakoś to przetrwać, aby mieć szanse poznać jego tożsamość. Która mogła mnie przybliżyć do odkrycia tajemnicy mojej siostry. Nie mogłam tylko zrozumieć, jak ona mogła zadawać się z takim odpychającym typem. Który zapewne był okropnym kobieciarzem.

- Czy my się przypadkiem nie znamy? Mam wrażenie, że gdzieś się już spotkaliśmy - mówię przesłodzonym głosem. Uśmiechając się kokieteryjnie w jego stronę.

- Nie przypominam sobie. Ale może minęliśmy się kiedyś na uczelni? Albo podczas jakiś prac w laboratorium, zleconych przez uczelnię? Codziennie pracuję z ponad setką studentów. Bo, jesteś jeszcze studentką, prawda? - bez większego zastanowienia kiwam głową na potwierdzenie. Równocześnie wypowiedziane przez niego słowa, wprawiają mnie w zupełne zdezorientowanie. Nie tego spodziewałam się usłyszeć. Czy to możliwe, aby stojący przede mężczyzna był jednym z wykładowców Mel? A jeśli naprawdę tak było, dlaczego wyglądali na tak mocno ze sobą spoufalonych?
- Pewnie tak było. Jeszcze raz, przepraszam za ten wypadek - odpowiadam bez większego entuzjazmu. Kończąc naszą rozmowę. Wiedziałam, że nic więcej nie wskóram. W dodatku nie chciałam brnąć dalej w kłamstwo, gdyż nie miałam bladego pojęcia o miejscu, w którym Melanie studiowała. Nie zajęło by więc mojemu rozmówcy dużo czasu, aby odkryć że zwyczajnie kłamię.
Teraz miałam przynajmniej, jakiś punkt zaczepienia do dalszego wybadania sprawy.





Znajdując się na szpitalnym piętrze, gdzie znajdowała się moja rodzicielka. Zauważam nienaturalne poruszenie przed jej salą. Wychodzących od niej lekarzy i pielęgniarkę. Natychmiast moje serce przyśpiesza swoje bicie, a w głowie tworzą się czarne scenariusze. W pośpiechu, pokonuję ostatnie dzielące mnie kroki od tego miejsca, zasypując swojego tatę setką pytań.






- Co się dzieje? Mamie się pogorszyło? Błagam, niech to nie będzie, to o czym myślę - w moich oczach pojawiają się łzy, gdy czekam na jakieś wyjaśnienia.
- Rose, spokojnie. Nie dzieje się nic złego. Mam dla ciebie, wyłącznie dobre wieści. Serce twojej mamy, podjęło w końcu samodzielną pracę. Prawdopodobnie sytuacja została opanowana i jej życiu, już nic nie zagraża. Niedługo będą ją wybudzać. Jeszcze być może dzisiaj, będziesz miała okazję z nią porozmawiać - słuchając tych słów, czuję jak ogromny kamień spada mi z serca. Po raz pierwszy od dawna oddychając z ulgą.

Miałam nadzieję, że najgorsze już za nami i od teraz będzie tylko lepiej.

5 komentarzy:

  1. No nieeee, znowu zrobiłaś mnie w bambuko. Kolejny raz tak kusisz los i moje myśli i ponownie myślałam, że Rose i Stephan nie wytrzymają swojej bliskości i rzucą się na siebie, nie przeciągając tego napięcia. Wychodzę przez to na jakąś nienormalną albo niewyżytą, a twoi bohaterowie na bardzo odpowiedzialnych i umiejących się powstrzymywać. W sumie moja wizja wszystko by tylko skomplikowała, ale i tak na nią czekam!
    Rose, Rose, Rose w końcu poznałaś prawdę dotyczącą prezentu urodzinowego, a ja chyba w końcu mogę napisać, że skreślam zupełnie Ericka. Jak na początku był fajny i jakoś się przykładał do tego związku, to teraz się poddał i spoczął na laurach. Nie wiem czy on myśli, ze skoro Rose jest już jego to nie musi się starać czy co? Duży błąd i sam się o tym przekona, bo dziewczyna już prawie nie jest jego.
    Cóż podoba mi się bezpośredniość naszej Rosie w rozmowie ze Stephanem, ale trudno się dziwić, bo znają się od dawna :) najlepszy tekst 'i tak ze sobą już spaliśmy' to mnie rozśmieszyło XD serio, to było dobre.
    W ogóle mój komentarz jest zlepkiem przemyśleń, ale jestem w podróży więc musisz wybaczyć. Co do Stephana to podoba mi się jego działanie. Zaczął coś robić i walczyć o miłość <3 Stephan czadu!!!
    Ogólnie końcówka najpierw podejrzana z tym typem od Mel. Czy ona ma romans z jakimś swoim profesorkiem? To by się zgadzało! bo chyba to jest no jakieś zakazane, że ze swoim 'nauczycielem' i wkręca bachora Stephanowi. No loooool, ale ona jest wredna, a ten gość jakiś nienormalny i widać, ze lubi studentki.
    Ciąg dalszy końcóweczki taki fajny, bo mama w końcu wraca do akcji, znaczy na razie jej serce, ale wszystko po kolei :D
    Życzę weny,
    N

    OdpowiedzUsuń
  2. Okej, zacznę od czegoś pozytywnego, czyli od stanu zdrowia matki Rose. Strasznie się cieszę, że jej serce znów zaczęło samodzielnie pracować. Naprawdę, nie wyobrażam sobie, co by było gdyby kobieta zmarła. Ojciec Rose na pewno by się załamał, ona sama zresztą też. W końcu dopiero nie dano zaczęli na nowo odbudowywać rodzinne relacje, a już mieliby się pożegnać. Na szczęście jest szansa, że wszystko skończy się dobrze. Już nie mogę się doczekać momentu, w którym kobieta ostatecznie się wybudzi.
    Teraz czas na mniej przyjemne rzeczy. Cały czas martwi mnie stan relacji między Rose, a Ericiem. Okej, niech już się pokłócą, nie ze sobą zerwą, ale kurczę… Naprawdę polubiłam Erica i nie chcę by okazał się dupkiem. Rozumiem, że może być zazdrosny o Stephana, w końcu Rose spędza z nim naprawdę dużo czasu. Ale w takim wypadku Eric powinien po prostu przyjechać i być przy swojej dziewczynie w tak trudnym momencie. Szczególnie, że teraz odkryła, że to nie Eric dał jej bransoletkę. To na pewno nadszarpnęło jej zaufanie do chłopaka. Ich związek sypie się gwałtownie, ale trudno się dziwić – w końcu tak naprawdę nie był oparty na prawdziwej miłości. Przynajmniej z jej strony.
    Stephane za to zachowuje się bardzo porządnie. Stara się wspierać Rose, nie zwracając przy tym uwagi na okropne zachowanie Melanie. Dzięki chłopakowi Rose przetrwała jakoś ten ciężki okres i nie załamała się kompletnie. Widać, że Stephan nadal ją kocha i bardzo by chciał naprawić błędy przeszłości. On i Rose są ze sobą coraz bliżej i pewnie gdyby nie Melanie, już dawno wznieśliby swoją relacje na wyższy poziom. Cieszę się, że Stephane zaczyna też rozumieć, że jego małżeństwo wcale nie musi wyjść dziecku na dobre.
    I w końcu przechodzimy też do częściowo rozwiązanej tajemnicy Melanie. Czyli tajemniczym mężczyzną jest jej profesor. Przyznam szczerze, że mam wątpliwości, czy ich relacje są czysto naukowe. Mam wrażenie, że tu chodzi o coś o wiele więcej i mam nadzieję, że prawda niedługo wyjdzie na jaw.
    Ode mnie to tyle. Dużo weny życzę i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam
    Violin

    OdpowiedzUsuń
  3. Od czego by tu zacząć? Pewnie od początku najprościej... Strasznie się bałam podczas czytania początku ze względu na to, że stan mamy Rosie nie poprawiał się od kilku dni. Naprawdę nawet nie chcę sobie wyobrażać, co oni wszyscy (no może poza Mel) musieli czuć czuwając przy niej na zmianę i nie widząc oznak poprawy... To musiało być strasznie przygnębiające i miało wpływ na ponury i smutny nastrój, czemu trudno się dziwić. Naprawdę, to wielkie szczęście, że Rosie cały czas ma przy sobie Stephana, bo gdyby nie on to ona całkiem by się załamała, a zdecydowanie niczego dobrego by to nie przyniosło. Hm, Eric zdaje się jako jej chłopak zawalił na całej linii. Dobra, rozumiem, zazdrość zazdrością, ale w takiej sytuacji zdecydowanie mógłby odpuścić. Czy on po prostu nie jest w stanie zrozumieć, że Rosie w tych chwilach potrzebowała jego wsparcia, a nie pretensji? Nic dziwnego w tym, że jedyne wielkie oparcie znalazła w Stephanie. Jego postawa wobec Mel zaczyna mi się coraz bardziej podobać :) Odkupuje swoje winy i nie daje się Mel na każdym kroku. Jestem pod wrażeniem tego, jak się jej postawił. Oczywiście miał rację, a ona z tymi swoimi fochami i ciągłymi pretensjami mogłaby w końcu dać sobie spokój. I tak nic nie wskóra... Oj boli ją to, że pomimo tego, że to jej narzeczony i chyba tata jej dziecka on woli Rosie. Zresztą... Kocha ją. Brawa też dla Rose, że w końcu pomyślała o sobie i wyraziła na głos swoje pragnienia odnośnie pozostania Stephana na noc :) Dobra, w tym miejscu się przyznaję... Też myślałam, że podczas tej nocy dojdzie między nimi do tego, czego niewątpliwie chciała Rosie :D I Stephan niewątpliwie też :D Ale wiem, wiem... Pokomplikowałoby się wszystko jeszcze bardziej... A może nie? :D
    Mówisz, że tajemniczym mężczyzną jest profesor Mel? Czyżby jakiś romans? Ach, tyle spekulacji, a odpowiedzi żadnych, choć coś już się rozjaśnia ^^
    I dzięki Bogu, że mama Rose wraca do zdrowia, że jej serce zaczęło samodzielnie pracować, bardzo się z tego powodu cieszę :)
    Życzę dużo weny i pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Stephan lekiem na bezsenność Rose ... kompletnie mnie to nie dziwi. Dziewczyna czuje się przy nim komfortowo i bezpiecznie, wie, że może mu zaufać. Wystarczy, że na niego spojrzy, a opuszczają ją dręczące myśli. No, oprócz tych związanych z jego związkiem z Melanie.
    A jeśli o niej mowa ... oczywiście musiała odstawić scenę i zrobić z siebie ofiarę. Te słowa Stephana "Możesz przestać odgrywać kolejne, bezsensowne i nikomu niepotrzebne przedstawienie" ... miałam ochotę wstać i zacząć bić mu brawa! No nareszcie zaczyna się jej stawiać i dostrzegać prawdziwe zachowanie rozpieszczonej panienki, która sądzi, że wszystko się jej należy. Od razu widać kiedy traci grunt pod nogami, bo zaczyna jeszcze bardziej wszystkich atakować. Chociaż trochę racji miała ... wystarczyło jedno kłamstwo, aby Stephan zdradził Rose. Pokazała jednak swoją prawdziwą twarz. Zrobi wszystko, aby on się z nią ożenił. Nie obchodzi ją to, czy on ją kocha, bo ona jego na pewno nie! Zaczynam brać pod uwagę też to, że może ona na prawdę jest w ciąży, ale ... z tym starszym facetem? I próbuje wmówić Stephanowi, że dziecko jest jego? Ugh, jeśli chodzi o jej stan, to nic mnie chyba nie zdziwi! :D
    Wyszła na jaw prawda o prezencie. Prędzej czy później to musiało się stać. Eric powinien wziąć to pod uwagę, a nie zachowywać się jak dziecko. Na dodatek takie "wsparcie" to on sobie może wsadzić tam, gdzie słońce nie dochodzi. Myślałam że ruszy łepetyną i mimo wszystko pojawi się w szpitalu, szczególnie iż wyczuł że Rose ma o to do niego pretensje. Jest zazdrosny? Też mi coś! Tym bardziej powinien się pojawić. A tak, o ironio losu, Rose wspiera Stephan, czyli ten, który darzy ją prawdziwym uczuciem. Uwielbiam sceny z nimi :) Mam też wrażenie, że Melanie kompletnie nie obchodzi kariera Stephana i nie interesuje się niczym co z tym jest związane. Za to Rose w skupieniu wysłuchała każdego jego słowa. Bo właśnie o to chodzi. O ten kompromis. Możemy nie lubić hobby naszej drugiej połówki, ale powinniśmy to akceptować i w jakimś nawet małym stopniu się tym interesować.
    Końcówka wywołała u mnie szeroki uśmiech. Bardzo się cieszę, że stan mamy Rose się poprawił :) Nie lubiłam jej z początku, ale to też nie powód, aby życzyć jej źle! Jestem dziwnie przekonana, że Melanie odstawi scenkę przed matką i powie jak to ją wspierała ;/
    Mam nadzieję, że ten komentarz nie wyszedł chaotycznie haha. Oh! I dodam jeszcze jedno ... z Rose to niezły detektyw jest! Prawdziwa dziennikarka :D Niech śledzi dalej, bo mnie rozrywa z ciekawości!
    Pozdrawiam i zapraszam na nowość u mnie ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Zapraszam serdecznie na prolog mojej nowej historii - http://niewlasciwy-wybor.blogspot.com/ ;*

    OdpowiedzUsuń