Kilka
następnych dni, wyglądało dokładnie tak samo. Monotonnie i
schematycznie, jakbym w kółko przeżywała jeden i ten sam dzień.
Pełen smutku, cierpienia i coraz bardziej narastającego
zniechęcenia. Z
każdą następną godziną, miałam
wszystkiego
coraz mocniej
dość. Czekania, niewiedzy, widoku wnętrza
szpitala, który znałam niemal na pamięć i niekończących się
kłótni z Melanie.
Nie
potrafiłam dojść z nią do żadnego porozumienia. Moja siostra ze
wszystkich sił, próbowała jeszcze mocniej utrudnić mi życie.
Zamiast
wzajemnie się wspierać w tych trudnych dla całej naszej rodziny
chwilach. Starała
się wyłącznie,
wywołać
u
mnie
poczucie winy, a przede wszystkim nie mogła darować mi, spędzania
czasu ze Stephanem. Który był jedyną osobą, jaka
potrafiła powstrzymać mnie przed zupełnym załamaniem.
Nieustannie
mi pomagał i próbował pocieszyć, zapewniając że wszystko się
jakoś poukłada. Poświęcał wszystkie swoje wolne chwile mojej
osobie. Zaczynało to powoli wyglądać, jak dawniej. Gdy byliśmy
nierozłączni i staraliśmy się być dla siebie wzajemnym
oparciem.
Wbrew
samej sobie, na nowo się do niego przywiązywałam, co mogło
doprowadzić mnie do zguby. Biorąc pod uwagę, że jest narzeczonym
mojej siostry, a za niedługo zostanie ojcem.
Nie
potrafiłam jednak tego powstrzymać. Jego obecność, stała się
dla mnie potrzebna do przetrwania. Bez Stephana, nie dałabym
zwyczajnie rady codziennie
wstawać z łóżka i stwarzać pozorów, że jakoś sobie radzę.
Nie
patrząc nawet na doskonale
znane mi
urządzenie. Wciskam
na pamięć przycisk, dzięki któremu za kilka sekund. Otrzymam niezbędną mi do dalszego funkcjonowania, kolejną już dziś
kawę.
Większość
czynności w
ostatnim czasie
wykonywałam mechanicznie, a bezsenne noce stały się normą. Nie
pamiętałam już, kiedy przespałam więcej niż dwie godziny w
ciągu doby.
Starałam
się w jakiś sposób funkcjonować, ale przychodziło mi to z coraz
większym trudem. Znalazłam się w takim punkcie swojego życia,
gdzie niemal każda jego sfera, znajdowała się w kompletnej
rozsypce.
Nie
wiedziałam, co będzie dalej, ani z moją pracą, ani rodziną, a
przede wszystkim relacją z Erickiem.
Choć
bardzo się starałam, nie mogłam się z nim ostatnio w ogóle
porozumieć. Zaczynałam się zastanawiać, gdzie podział się ten
Eric, który wielokrotnie mnie
wspierał
i
pomagał
uporać się z bolesną przeszłością. Czym skutecznie,
udało
mu się
przekonać
mnie
do
swojej osoby. Miałam wrażenie, że z każdym dniem jest go, coraz
mniej. Co zaczynało mnie niepokoić i pogarszać już i tak fatalne
samopoczucie. Nie chciałam, aby przypadkiem okazał się kolejnym
błędem w moim życiu. Których
w ostatnich latach, popełniłam aż zanadto.
Byłam
pewna, że miał mi za złe spędzanie
czasu ze Stephanem, o czym dowiedział się ode mnie przypadkiem.
Podczas jednej z naszych telefonicznych rozmów, które nadal były
jedynym źródłem naszego kontaktu.
Od
tamtego czasu, nie zamierzał ukrywać swojego niezadowolenia, ani
zazdrości. Wielokrotnie
zarzucając, że moje zachowanie jest niestosowne i wystawiające na
próbę jego zaufanie do mojej osoby.
Co wprowadziło bardzo gęstą i nieprzyjemną atmosferę między
nami. Nieuchronnie prowadzącą do kłótni. Bałam się, że nastąpi
w końcu moment, który zniszczy wszystko, co udało się nam
wypracować przez ostatnie tygodnie. Któreś powie o kilka słów za
dużo, a nasza relacja rozsypie się niczym domek z kart.
Naprawdę
mi na nim zależało i nie chciałam go stracić.
Równocześnie,
nie umiałam przerwać
korzystania
z pomocy Stephana i przestać się z nim widywać.
Zajmując
swoje stałe miejsce. Upijam łyk, niezbyt smacznej kawy z
plastikowego kubka. Zapatrując się w widok za oknem. Dochodziło
późne popołudnie, które oznaczało, że niedługo pojawi się
tutaj Melanie z tatą. On zapewne zostanie do późnych godzin
nocnych, cierpliwie czuwając przy swojej żonie. Za to moja siostra,
wpadnie na kilka minut, jak zawsze tłumacząc się brakiem czasu i
zmęczeniem z powodu ciąży. Wywołując przy tym, kolejną awanturę
z jakiegoś błahego powodu. Zmuszając mnie tym samym do opuszczenia
szpitala, w którym spędzałam
większą
część dni. Będąc przy mamie, której stan pozostawał bez
zmian.
Ku
mojej rozpaczy, nie nastąpiła choćby niewielka poprawa, ale
przynajmniej nie było gorzej, co dawało mi jakąś niewielką
nadzieję, że wszystko może się jeszcze ułożyć i moja
rodzicielka, wróci wkrótce do zdrowia. O niczym innym, zwyczajnie
już
nie marzyłam.
-
Już jestem. Jak się dziś miewasz? - Stephan zajmuje miejsce obok
mnie. Całując delikatnie w policzek na przywitanie.
-
Tak samo, jak przez ostatnie dni. Beznadziejnie. Myślałam, że
dzisiaj odpuścisz sobie wizytę w tym miejscu. Na pewno jesteś
zmęczony. Powinieneś zająć się swoimi sprawami - spoglądam na
niego, mimo wszystko wdzięczna, że
znowu jest przy mnie. Choć już jakiś czas temu, wrócił do
treningów przed nowym sezonem. Nadal wszystkie swoje wolne chwile
przeznaczał dla mnie, nic innego nie było dla
niego
ważniejsze.
-
Przecież wczoraj ci obiecałem, że będę. Wystarczy, że i tak
większą część dnia, spędzasz tutaj sama. Na pewno, to nie
wpływa dobrze na ciebie. Nadal nie możesz spać? - bacznie mi się
przypatruje. Zapewne martwiąc o mój pogarszający
się z każdą dobą
stan.
-
Niestety,
nie. Próbowałam
już wszystkiego, ale nic nie działa. Gdy tylko przykładam głowę
do poduszki. W mojej głowie pojawia się lawina dręczących myśli,
które nie dają mi spokoju i skutecznie odsuwają sen - z każdym
dniem, zaczynałam, coraz bardziej odczuwać niedobór snu. Byłam
rozkojarzona, apatyczna
i nie miałam na nic siły. Pokonanie paru schodów, sprawiało mi
trudność z
powodu nawarstwiającego się zmęczenia.
-
To nie może dłużej tak wyglądać. Rose, nie da się tak
funkcjonować. Już teraz, źle wyglądasz. Musisz w końcu odpocząć.
W innym przypadku, to się źle skończy - ostrzega mnie, ale sama
mam tego pełną świadomość.
-
Myślisz, że nie wiem? Nic jednak na to nie poradzę, że mój mózg
nie potrafi się wyciszyć. Jestem taka zmęczona - opieram swoją
głowę na jego ramieniu.
Chwilę
potem, Stephan przyciąga mnie bliżej do siebie, obejmując w talii.
Mimowolnie przymykam oczy, a stres z całego dnia, zaczyna ze mnie
uchodzić. Co bardzo mnie zaskakuje. Jego
obecność, naprawdę potrafiła mieć na mnie zbawienny wpływ.
Niedługo
potem, zwyczajnie zasypiam. Po raz pierwszy od mojego przyjazdu w tak
szybki i spokojny sposób. Choć
pozycja w jakiej się znajdowałam, na pewno nie była
najwygodniejsza.
-
Stephan, jak możesz? Naprawdę ci nie wstyd, tak jawnie okazywać,
że nic dla ciebie nie znaczę? Mógłbyś chociaż, zachować jakieś
pozory. Myślisz, że nasze dziecko w przyszłości się nie dowie,
że jawnie mnie zdradzałeś i to w dodatku z jego ciotką? -
podniesiony ton głosu Melanie, wybudza mnie z płytkiego snu.
-
Możesz przestać odgrywać kolejne, bezsensowne
i nikomu niepotrzebne
przedstawienie? Mam dość, wysłuchiwania twoich fanaberii i
oskarżania mnie o najgorsze rzeczy. Ja tylko staram się pomóc
Rose, bo na ciebie nigdy nie mogła liczyć. Doskonale wiesz, że nic
nas nie łączy. Ona nie jest tobą. Dlatego,
bądź z łaski swojej trochę ciszej. Twoja siostra, nareszcie
zasnęła - Stephan odpowiada jej z jawną niechęcią. Przytulając
mnie mocniej do siebie, jakby instynktownie
chciał
ochronić mnie przed jej gniewem. Wyglądało na to, że było między
nimi gorzej niż myślałam. Wzajemna
złość,
wprost z nich kipiała.
-
Co mnie to obchodzi, że zasnęła? To nie jest miejsce do spania.
Poza tym, może ona nie chce mieć z tobą żadnych bliższych
relacji. W
końcu
od zawsze, była bardzo pamiętliwa.
Ale ty, nie miałbyś nic przeciwko temu. Zgodziłbyś się na
wszystko, bo naiwnie się łudzisz, że kiedyś z nią będziesz.
Myślisz, że nie wiem, co kombinujesz? Dlatego bardzo cię
rozczaruję, bo zrobię wszystko, abyś się ze mną ożenił.
Inaczej gorzko tego pożałujesz. Nie zostanę sama z nieślubnym
dzieckiem. Obydwoje poniesiemy konsekwencje
tej wpadki, czy ci się to podoba, czy nie - przysłuchuję się ich
kłótni, nie dowierzając że moja własna
siostra, może być taka podła i bezwzględna. Nie miałam pojęcia,
co się z nią stało w ciągu ostatnich kilku lat. Zupełnie jej nie
poznawałam. Zatraciła w sobie, jakikolwiek poczucie dobroci, czy
zrozumienia dla drugiego człowieka.
-
Uważasz, że małżeństwo z przymusu, będzie dobrym rozwiązaniem
dla dziecka? Ono będzie tylko patrzyło na nasze kłótnie i
zastanawiało, dlaczego jego rodzice się nie kochają. Tego właśnie
chcesz? - pytanie Stephana, nie robi na niej żadnego wrażenia.
-
To ty będziesz się tłumaczył. Ja chciałam spróbować, ale ty
nie wykazałeś do tego, nawet najmniejszej chęci. Zawsze liczyła
się tylko Rose i twoja kariera. Niczego innego nie dostrzegałeś,
nawet na samym początku związku ze mną. Ja nigdy nie miałam dla
ciebie większego znaczenia. Nie interesowały
cię, ani moje potrzeby, ani uczucia. Kochałam cię i próbowałam
zrobić wszystko, abyśmy byli ze sobą szczęśliwi. Ale coś
takiego,
wymaga zaangażowania obojga. Opowiesz więc za kilka lat swojemu
dziecku, że wcale nie chciałeś aby się urodziło, bo nigdy nie
kochałeś jego mamy, tylko jej siostrę. A ono stanęło wam na
drodze do wspólnego szczęścia. Jak myślisz, co wtedy poczuje? -
Mel po raz kolejny próbuje manipulować Stephanem i grać na jego
emocjach. Zaczynałam już rozumieć, dlaczego zgodził się na cały
ten ślub. Jeśli wysłuchiwał czegoś takiego każdego dnia, po
prostu w końcu nie wytrzymał i zgodził się na każde jej żądania.
-
Dosyć tego, Melanie. Przestań mnie za wszystko obwiniać, bo nasza
sytuacja to także twoja wina. Doskonale wiedziałaś, że kocham
Rose i to z nią chcę być, gdy niszczyłaś podstępem naszą
relację. Na co więc liczyłaś? - czułam, że i on zaczyna tracić
cierpliwość. Jego narzeczona, skutecznie wyprowadziła go po
raz kolejny z
równowagi.
-
A ty, na co liczyłeś? Tak podobno kochałeś Rose, a wystarczyło
jedno niewinne kłamstwo z mojej strony, abyś wylądował ze mną w
łóżku. Potem też nie protestowałeś, gdy zaproponowałam, abyśmy
ze sobą byli. Teraz możesz obwiniać wyłącznie siebie i pogodzić
z tym, że jesteśmy na siebie skazani - nie było mi łatwo słuchać
o początkach ich relacji. Która
zniszczyła, dosłownie wszystko w kolejnych latach mojego życia. To
nadal bardzo bolało.
-
To był najgorszy błąd mojego życia. Nigdy sobie nie wybaczę, że
wtedy ci uwierzyłem. Niczego nie żałuję bardziej - byłam pewna,
że mówił szczerze. Ale
czasu, nie można było cofnąć. Nie da się już naprawić wydarzeń
z przeszłości.
Nie
czekając na odpowiedź Melanie. Poruszam się nerwowo i otwieram
oczy. Najwyższy czas było przerwać ich kłótnie, to nie było
odpowiednie miejsce do przeprowadzania takich rozmów.
-
Widzę, że nasza księżniczka raczyła się w końcu obudzić -
patrzę na Mel z niechęcią. Nie mogąc uwierzyć, że rodzeństwo
może, aż tak bardzo się nienawidzić.
-
Odpuść sobie te złośliwości. Nie sądzisz, że mamy ważniejsze
zmartwienia niż nasza wzajemna niechęć? - próbuje w jakiś sposób
na nią wpłynąć. Nie miałam ochoty na kolejne sprzeczki, których
ostatnio było, aż za nadto.
-
Aktualnie jedynym moim problemem jesteś ty, Rose. Próbujesz się na
mnie odegrać i odbić narzeczonego? Świetnie ci zresztą idzie.
Obydwoje nie macie, ani grama przyzwoitości - widziałam w jej
spojrzeniu nienawiść i zazdrość. Nie mogła znieść myśli, że
nadal nie udało się jej w ostateczny sposób odebrać mi Stephana.
Choć
spróbowała już dosłownie wszystkiego.
-
I kto to mówi? Naprawdę jestem zmęczona twoimi oskarżeniami. Nie
mam zamiaru, dłużej tego słuchać - podnoszę się. Udając do
wyjścia bez zbędnego pożegnania. Stało się to zresztą normą.
Ten sam scenariusz, powtarzał się niemal każdego dnia.
-
Rose, poczekaj. Odprowadzę cię - na jednym z niższych pięter,
dogania mnie Stephan.
-
Nie trzeba. Znowu tylko damy Melanie powód do tworzenia, jakiś
absurdalnych podejrzeń - nie chciałam, wywoływać dodatkowych
napięć między
nimi.
-
I tak będzie je tworzyć. Bez względu na to, czy będziemy spędzać
razem czas, czy nie. Zresztą, naprawdę przyjmujesz się jej opinią?
- kręcę przecząco głową. Uśmiechając się nikle. Przestawało
mi zależeć na próbie bycia fair w stosunku do siostry, skoro ona
nigdy nie była i nie potrafiła, nawet teraz przyznać się do
błędu.
Nie
chcąc, jeszcze wracać do swojego tymczasowego miejsca zamieszkania.
W
którym nie miałam, zbyt wielu możliwości do zapełnienia czymś
wolnego czasu. Wybieramy się ze Stephanem na spacer po okolicznym
parku.
Przechadzamy
się kolejnymi alejkami w milczeniu. Obydwoje pogrążeni we własnych
myślach.
Przyglądam
się z uczuciem zazdrości szczęśliwym rodziną, czy zakochanym
parą. Zastanawiając, dlaczego nie mogę być na ich miejscu.
Chciałabym choć na moment, poczuć się beztrosko i zapomnieć o
wszystkich problemach, jakich nie potrafiłam rozwiązać.
Nie
pamiętałam już, kiedy przeżyłam kilka dni bez większych
zmartwień. Nawet
te kilka dni spędzonych w towarzystwie Ericka, które wydawały się
dokonałem. Nie wywołały u mnie, chociaż na krótką chwilę
poczucia bezgranicznego szczęścia.
-
Widzę, że prezent przypadł ci do gustu. Trochę się go
naszukałem, jednak
było warto.
Najważniejsze,
że ci się podoba - gdy cisza między nami zostaje przerwana, patrzę
z niezrozumieniem na swojego towarzysza.
-
Stephan, o czym ty mówisz? - pytam, mając nadzieję że za chwilę
mi wszystko wyjaśni.
-
Jak to o czym? O bransoletce, którą podarowałem ci na urodziny -
wskazuje na moją rękę. Dokładnie na tą samą błyskotkę, która
była rzekomo od Ericka. Zamieram w tej samej sekundzie,
nic z tego nie rozumiejąc.
-
Dostałam ją od ciebie? Przecież to niemożliwe - nie mogłam
uwierzyć, że Eric mógł mnie okłamać. Jednak wszystko
zaczęło
na to wskazywać.
-
Myślałem, że się domyśliłaś. W końcu kiedyś obiecałem ci,
że znajdę podobną do tej, którą już posiadasz - wracam pamięcią
do naszej rozmowy z przed lat. Odbytej kilka dni po moim wyjeździe
na staż. Kiedy jeszcze, wszystko układało się między nami
idealnie.
-
Niestety, błędnie odczytałam jej darczyńcę. W dodatku Eric,
potwierdził że dostałam kwiaty i bransoletkę od niego. Nie mam
pojęcia, dlaczego skłamał - zaczynałam rozumieć, dlaczego tak
bardzo unikał tego tematu. W dodatku było mi głupio, że wcześniej
nie domyśliłam się, że coś w jego zachowaniu było nie tak, jak
powinno. Gdy tylko wróci, będziemy musieli odbyć ze sobą bardzo
poważną rozmowę. Mieliśmy sobie, coraz więcej do wyjaśnienia.
-
Mogłem się tego po nim spodziewać. Zapewne chciał cię za wszelką
cenę, przekonać do siebie. W dodatku,
nie potrzeba mu była dodatkowa konkurencja. Wolał się więc jej
pozbyć - tłumaczy mi, potencjalne powody niezbyt chwalebnego
postępowania Ericka. Na którego zdecydowanie byłam zła, za to co
zrobił. Gdyby powiedział mi prawdę, niczego by to między nami nie
zmieniło. To nie drogie prezenty, skłoniły mnie do dania mu
szansy. A przede wszystkim jego zachowanie
i czyny. Za to teraz, zaczynałam mieć wątpliwości, czy
rzeczywiście mogę mu w pełni zaufać. Z każdym dniem pojawiały
się, coraz większe rysy na jego wizerunku.
-
W takim razie, należą ci się spóźnione podziękowania. Prezent
naprawdę jest przepiękny. Bardzo ci za niego dziękuję - całuję
go w policzek w ramach wdzięczności. Będąc naprawdę pod
wrażeniem, że mimo próby zerwania przeze mnie definitywnie naszej
relacji w dniu wyjazdu. On nadal pamiętał o mnie i starał się
wywołać
poczucie radości.
-
Cieszę się, że sprawiłem ci nim przyjemność - wpatrujemy się w
siebie, nie potrafiąc oderwać wzroku od swoich twarzy. W jednej
sekundzie, wszystko dookoła przestaje mieć dla nas, jakiekolwiek
znaczenie. Wyłącznie resztkami silnej woli, powstrzymuję się
przed pocałowaniem go. Wiedząc, że to skomplikowało by wszystko o
wiele bardziej. Nadal był w końcu narzeczonym Melanie, a ja byłam
w związku z Erickiem. W tej kwestii, nic się nie zmieniło. Nasze
uczucia, nie mogły więc dyktować warunków.
-
Wracamy? Zanosi się na deszcz - przerywam ten dziwny moment między
nami. Patrząc na zachmurzone niebo, które jeszcze przed godziną,
było czyste niczym łza.
-
Chyba tak będzie najlepiej. Inaczej będziemy całkowicie
przemoczeni - zgadza się ze mną. W momencie, gdy pojedyńcze krople, zaczynają spadać na ziemię.
-
Może wejdziesz na górę? Przynajmniej do czasu, aż pogoda się nie
polepszy.
Zapraszam - proponuję, gdy znajdujemy się przy recepcji
hotelu, w którym się zatrzymałam. Nie chciałam się z nim,
jeszcze rozstawać. W dodatku na zewnątrz rozpętała się prawdziwa
ulewa, która nie zachęcała nikogo do opuszczenia ciepłego i
suchego budynku.
-
Jeśli chcesz. Z przyjemnością - przystaje na moją propozycję z
uśmiechem.
Przekraczając
próg, zajmowanego przeze mnie pokoju. Słyszę, jak mój telefon
znajdujący się w torebce, zaczyna dzwonić. Domyślam się, że to
pewnie Eric, próbuje się ze mną skontaktować. Zawsze
dzwonił o podobnej godzinie.
Nie miałam teraz jednak,
najmniejszej ochoty z nim rozmawiać, szczególnie po tym, czego
dowiedziałam się przed kilkunastoma minutami. Dlatego z pełną
premedytacją, ignoruję połączenie.
-
Nie odbierzesz? - słyszę zdziwiony
głos Stephana.
-
To na pewno, nic ważnego. Czuj się, jak u siebie - zmieniam szybko
temat, siadając na łóżku. Nie chciałam prowadzić rozmowy,
dotyczącej mojego związku z Erickiem. Na szczęście odpuszcza,
rozglądając się z ciekawością po pomieszczeniu. W
którym zdecydowanie musiałam, jak najszybciej posprzątać.
-
Więc, co będziemy robić? Masz jakiś pomysł? - siada w końcu
obok mnie. Czekając na moją odpowiedź. Na nieszczęście do głowy,
przychodzą mi same głupie i
niemoralne pomysły, do realizacji których zwyczajnie nie mogłam
dopuścić.
-
Po prostu porozmawiajmy na jakieś, niezbyt wymagające tematy.
Jestem, zbyt zmęczona na cokolwiek innego - reflektuję się,
spychając na bok absurdalne pragnienia, nie mające szansy się
zrealizować.
-
Dlatego najlepiej będzie, jak spróbujesz zasnąć. Posiedzę tutaj
chwilę przy tobie, a potem wrócę do domu. Rose, naprawdę musisz
odpocząć - nie miałam zamiaru zaakceptować tego pomysłu w takiej
wersji. Wiedząc,
że nie ma on zwyczajnie sensu.
-
W porządku, ale pod warunkiem, że zostaniesz ze mną do rana. Będąc
sama, na pewno nie uda mi się pozbyć dręczących mnie obaw i po
raz kolejny. Nie prześpię, ani minuty. Wiem, że nie powinnam cię
o to prosić, ale zrobisz to dla mnie? - pytam niepewnie. Żałując,
że w ogóle odważyłam się o to zapytać. Stephan powinien być w
końcu przy Melanie, a nie ze mną.
-
Oczywiście, że tak. Jeśli ma to ci w czymś pomóc. Nie chcę
tylko, abyś potem tego żałowała, albo zadręczała się myślami,
że to nie powinno mieć miejsca - świetnie odczytuje, targające
mną wątpliwości. Jednak wystarczy tylko, że na niego spojrzę, a
wszystkie zwyczajnie znikają. Miałam dość próby bycia w porządku
wobec osób, które nigdy nie potrafiły tego docenić. Melanie nie
wahałaby się, ani sekundy w podjęciu decyzji.
-
Nie będę. Po prostu ze mną zostań - w ferworze emocji, przytulam
się mocno do niego. Czując, jak ogarnia mnie poczucie spokoju i
bezpieczeństwa. Jedynie przy nim miałam nadzieję, że jeszcze
kiedyś wszystko się ułoży, a koszmar który ostatnio nieustannie
przeżywam, stanie się tylko dalekim wspomnieniem.
Niecałą
godzinę później po
uprzednim wzięciu prysznica i przebraniu się w ubrania do spania.
Posłusznie
kładę się do łóżka. Spoglądając na ciężkie krople deszczu,
spływające po oknie. Zapowiadało się, że nie przestanie padać,
przynajmniej do rana.
Zamykam
oczy, wsłuchując się w jednostajny rytm deszczu. Starając się
bezskutecznie zasnąć. Z westchnieniem niezadowolenia, otwieram oczy
dokładnie w tym samym momencie, kiedy Stephan wychodzi z łazienki.
Speszona odwracam wzrok, zauważając że jest niekompletnie ubrany.
Kiedyś nie robiło na mnie żadnego wrażenia, gdy paradował przede
mną bez koszulki. Teraz nic jednak, nie było już takie samo.
-
Co ty robisz? - pytam, gdy zaczyna ściągać poduszkę z łóżka i
kładzie ją na podłogę.
-
Szykuję sobie miejsce do spania, nie widać? - odpowiada głupio.
Nie zaprzestając swojej czynności.
-
Żartujesz sobie? Nie będziesz spał przeze mnie na podłodze. Nie
dość, że przeze mnie nie wrócisz do domu. To teraz masz się,
jeszcze nie wyspać?
- protestuję, podnosząc się do pozycji siedzącej.
-
Więc, niby gdzie mam
spędzić tę noc?
- wskazuję na miejsce obok siebie, zupełnie go tym szokując.
-
Daj spokój, nie raz już ze sobą spaliśmy. Nie
wiem więc, w czym masz problem
- gdy patrzę na jego rozbawioną minę. Uświadamiam sobie, że zabrzmiało
to dosyć dwuznacznie. Widząc jednak ostrzeżenie
w moich oczach, nie komentuje tego, co
powiedziałam.
Po
krótkim zastanowieniu, Stephan kładzie się obok mnie. Zachowując
bezpieczny dystans między nami. Leżymy przez dłuższą chwilę,
wpatrując się w sufit. Nie mogąc znieść dłużej,
ciążącej mi ciszy. Jako pierwsza, przerywam milczenie.
-
Tak w ogóle, to co u ciebie? Cały czas rozmawiamy
tylko o mnie i moich problemach. Chyba pora to zmienić. Jak idą
przygotowania do sezonu? Co słychać w drużynie? - przekręcam się
na bok. Uważnie się w niego wpatrując. Czasami żałowałam, że
wraz z popsuciem się naszych relacji. Odsunęłam się właściwie
od wszystkiego, związanego ze światem skoków. Z którym w
przeszłości, byłam niesamowicie zżyta. Dlatego przez następne
minuty z ogromną uwagą, przysłuchuję się opowieścią Stephana.
Zauważając, że mam bardzo wiele do nadrobienia.
Równocześnie
orientując się, że poczucie żalu i skrywanej głęboko w sobie
złości na jego osobę. Zaczynało stopniowo, ulegać zmniejszeniu.
Wyglądało na to, że spędzając czas w jego towarzystwie,
zaczynałam godzić się z przeszłością. Z każdym następnym
dniem, byłam bliższa wybaczenia mu zdrady, której dopuścił się
przed laty. Co, jeszcze do niedawna wydawało się, zupełnie nie
wchodzić w grę.
Zamykam
oczy, nadal wsłuchując się w spokojny i przyjemny w odbiorze, ton
głosu Stephana. Czując, że robię się, coraz bardziej senna. Jego
obecność naprawdę pomagała mi
zasnąć.
-
Dobranoc, Rosie. Śpij dobrze - słyszę cichy szept tuż przy swoim
uchu, gdy prawie zasypiam.
-
Dobranoc, Stephan. Wygląda na to, że jesteś najlepszym lekiem na
moją bezsenność - odpowiadam ledwo przytomnie,
wpadając w końcu w objęcia Morfeusza. Na które ogromnie czekałam
od dłuższego już
czasu.
Następnego
dnia, budzę się późnym rankiem. Nareszcie w pełni wyspana, przez
co automatycznie czułam się zdecydowanie lepiej.
Przez
całą noc, nie obudziłam się, ani razu. co było czymś wręcz
niespotykanym.
Doskonale wiedziałam, czyja to zasługa.
Rozglądam
się po pokoju w poszukiwaniu Stephana,
niestety nigdzie już nie dostrzegając śladu jego obecności.
Wiedziałam, że było to spowodowane najprawdopodobniej
jego porannym treningiem, o którym wczoraj mi wspominał.
Nie
widząc
więc, większego sensu w dalszym przebywaniu w tym miejscu.
Postawiam przygotować się do kolejnej wizyty w szpitalu. Łudząc
się, jak niemal codziennie, że akurat ten dzień będzie
przełomowym dla mojej rodzicielki.
Idąc
znaną mi niemal
na pamięć drogą. Postanawiam wstąpić do piekarni z zamiarem
kupienia, jakiegoś śniadania dla swojego taty.
Starałam
się dbać o niego, najlepiej jak tylko potrafiłam. Wiedząc, że na
Melanie nie mogłam liczyć w żadnej kwestii. Nawet
w próbie dopilnowania, aby tata zadbał o siebie i swoje zdrowie.
Zaczynałam,
coraz
częściej poważnie rozważać powrót do domu, aby pomóc tacie w
codziennych domowych obowiązkach.
Moja
siostra nie robiła nic, zasłaniając się ciążą i nauką. Przez
co dom i ogród, o które mama dbała z ogromnym zaangażowaniem i
poświęceniem. Zaczynały z dnia na dzień,
podupadać na swoim wyglądzie. Nie chciałam, aby jej
kilkunastoletni trud poszedł na marne i nasz dom, pokrył się w
całości kurzem i brudem. A
ogród, został doszczętnie zniszczony.
Wchodząc
po kilku ostatnich schodkach, dzielących mnie od piekarni. Na
sekundę zamieram, dostrzegając opuszczającego jej wnętrze tego
samego, tajemniczego mężczyznę, którego widziałam w towarzystwie
Melanie. Nie mogąc uwierzyć w swoje szczęście i zrządzenie losu.
Postanawiam
wykorzystać otrzymaną od losu okazję.
Gdy
mężczyzna
próbuje mnie minąć, niby przypadkiem na niego wpadam. Zderzając
się z nim ramieniem.
-
Najmocniej przepraszam. Straszna ze mnie niezdara - obdarzam go
przepraszającym spojrzeniem. Bacznie przypatrując się jego twarzy.
Na pierwszy rzut oka, dostrzegam że jest kilka dobrych lat starszy
ode mnie. W jego ciemnych włosach,
można było gdzieniegdzie
zauważyć, kilka
siwych kosmyków. Jednakże jego zadbany wygląd, podkreślony
eleganckim strojem i bijący na kilometr pewny sposób bycia, mógł
się spodobać niejednej kobiecie.
-
Nic się nie stało. Zderzenie z taką ślicznotką, to raczej
przyjemność niż uciążliwy incydent - jego ton głosu oraz
bezczelne spojrzenie, jakim przejeżdża po mojej sylwetce. Wywołują
we mnie oburzenie i złość. Musiałam jednak, jakoś to przetrwać,
aby mieć szanse poznać jego tożsamość. Która mogła mnie
przybliżyć do odkrycia tajemnicy mojej siostry. Nie mogłam tylko
zrozumieć, jak ona mogła zadawać się z takim odpychającym typem.
Który zapewne był okropnym kobieciarzem.
-
Czy my się przypadkiem nie znamy? Mam wrażenie, że gdzieś się
już spotkaliśmy - mówię przesłodzonym głosem. Uśmiechając się
kokieteryjnie
w jego stronę.
-
Nie przypominam sobie. Ale może minęliśmy się kiedyś na
uczelni? Albo podczas jakiś prac w laboratorium, zleconych przez
uczelnię? Codziennie pracuję z ponad setką studentów. Bo, jesteś
jeszcze studentką, prawda? - bez większego zastanowienia kiwam
głową na potwierdzenie. Równocześnie wypowiedziane przez niego
słowa, wprawiają mnie w zupełne zdezorientowanie. Nie tego
spodziewałam się usłyszeć. Czy to możliwe, aby stojący przede
mężczyzna był jednym
z wykładowców Mel? A jeśli naprawdę
tak
było, dlaczego wyglądali na tak mocno ze sobą spoufalonych?
-
Pewnie tak było. Jeszcze raz, przepraszam za ten wypadek -
odpowiadam bez większego entuzjazmu. Kończąc naszą rozmowę.
Wiedziałam, że nic więcej nie wskóram. W dodatku nie chciałam
brnąć dalej w kłamstwo, gdyż nie miałam bladego pojęcia o
miejscu, w którym Melanie studiowała. Nie zajęło by więc mojemu
rozmówcy dużo czasu, aby odkryć że zwyczajnie kłamię.
Teraz
miałam
przynajmniej, jakiś punkt zaczepienia do dalszego wybadania
sprawy.
Znajdując
się na szpitalnym piętrze, gdzie znajdowała się moja rodzicielka.
Zauważam nienaturalne poruszenie przed jej salą. Wychodzących od niej lekarzy i pielęgniarkę.
Natychmiast moje serce przyśpiesza swoje bicie, a w głowie tworzą
się czarne
scenariusze. W pośpiechu, pokonuję
ostatnie dzielące mnie kroki od tego miejsca, zasypując swojego
tatę setką pytań.
-
Co się dzieje? Mamie się pogorszyło? Błagam, niech to nie będzie,
to o czym myślę - w moich oczach pojawiają się łzy, gdy czekam
na jakieś wyjaśnienia.
-
Rose, spokojnie. Nie dzieje się nic złego. Mam dla
ciebie, wyłącznie
dobre wieści. Serce twojej mamy, podjęło w końcu samodzielną
pracę. Prawdopodobnie sytuacja została opanowana i jej życiu, już
nic nie zagraża. Niedługo będą ją wybudzać. Jeszcze być może
dzisiaj,
będziesz miała okazję z nią porozmawiać - słuchając tych słów,
czuję jak ogromny kamień spada mi z serca.
Po raz pierwszy od dawna oddychając z ulgą.
Miałam
nadzieję, że najgorsze już za nami i od teraz będzie tylko
lepiej.
No nieeee, znowu zrobiłaś mnie w bambuko. Kolejny raz tak kusisz los i moje myśli i ponownie myślałam, że Rose i Stephan nie wytrzymają swojej bliskości i rzucą się na siebie, nie przeciągając tego napięcia. Wychodzę przez to na jakąś nienormalną albo niewyżytą, a twoi bohaterowie na bardzo odpowiedzialnych i umiejących się powstrzymywać. W sumie moja wizja wszystko by tylko skomplikowała, ale i tak na nią czekam!
OdpowiedzUsuńRose, Rose, Rose w końcu poznałaś prawdę dotyczącą prezentu urodzinowego, a ja chyba w końcu mogę napisać, że skreślam zupełnie Ericka. Jak na początku był fajny i jakoś się przykładał do tego związku, to teraz się poddał i spoczął na laurach. Nie wiem czy on myśli, ze skoro Rose jest już jego to nie musi się starać czy co? Duży błąd i sam się o tym przekona, bo dziewczyna już prawie nie jest jego.
Cóż podoba mi się bezpośredniość naszej Rosie w rozmowie ze Stephanem, ale trudno się dziwić, bo znają się od dawna :) najlepszy tekst 'i tak ze sobą już spaliśmy' to mnie rozśmieszyło XD serio, to było dobre.
W ogóle mój komentarz jest zlepkiem przemyśleń, ale jestem w podróży więc musisz wybaczyć. Co do Stephana to podoba mi się jego działanie. Zaczął coś robić i walczyć o miłość <3 Stephan czadu!!!
Ogólnie końcówka najpierw podejrzana z tym typem od Mel. Czy ona ma romans z jakimś swoim profesorkiem? To by się zgadzało! bo chyba to jest no jakieś zakazane, że ze swoim 'nauczycielem' i wkręca bachora Stephanowi. No loooool, ale ona jest wredna, a ten gość jakiś nienormalny i widać, ze lubi studentki.
Ciąg dalszy końcóweczki taki fajny, bo mama w końcu wraca do akcji, znaczy na razie jej serce, ale wszystko po kolei :D
Życzę weny,
N
Okej, zacznę od czegoś pozytywnego, czyli od stanu zdrowia matki Rose. Strasznie się cieszę, że jej serce znów zaczęło samodzielnie pracować. Naprawdę, nie wyobrażam sobie, co by było gdyby kobieta zmarła. Ojciec Rose na pewno by się załamał, ona sama zresztą też. W końcu dopiero nie dano zaczęli na nowo odbudowywać rodzinne relacje, a już mieliby się pożegnać. Na szczęście jest szansa, że wszystko skończy się dobrze. Już nie mogę się doczekać momentu, w którym kobieta ostatecznie się wybudzi.
OdpowiedzUsuńTeraz czas na mniej przyjemne rzeczy. Cały czas martwi mnie stan relacji między Rose, a Ericiem. Okej, niech już się pokłócą, nie ze sobą zerwą, ale kurczę… Naprawdę polubiłam Erica i nie chcę by okazał się dupkiem. Rozumiem, że może być zazdrosny o Stephana, w końcu Rose spędza z nim naprawdę dużo czasu. Ale w takim wypadku Eric powinien po prostu przyjechać i być przy swojej dziewczynie w tak trudnym momencie. Szczególnie, że teraz odkryła, że to nie Eric dał jej bransoletkę. To na pewno nadszarpnęło jej zaufanie do chłopaka. Ich związek sypie się gwałtownie, ale trudno się dziwić – w końcu tak naprawdę nie był oparty na prawdziwej miłości. Przynajmniej z jej strony.
Stephane za to zachowuje się bardzo porządnie. Stara się wspierać Rose, nie zwracając przy tym uwagi na okropne zachowanie Melanie. Dzięki chłopakowi Rose przetrwała jakoś ten ciężki okres i nie załamała się kompletnie. Widać, że Stephan nadal ją kocha i bardzo by chciał naprawić błędy przeszłości. On i Rose są ze sobą coraz bliżej i pewnie gdyby nie Melanie, już dawno wznieśliby swoją relacje na wyższy poziom. Cieszę się, że Stephane zaczyna też rozumieć, że jego małżeństwo wcale nie musi wyjść dziecku na dobre.
I w końcu przechodzimy też do częściowo rozwiązanej tajemnicy Melanie. Czyli tajemniczym mężczyzną jest jej profesor. Przyznam szczerze, że mam wątpliwości, czy ich relacje są czysto naukowe. Mam wrażenie, że tu chodzi o coś o wiele więcej i mam nadzieję, że prawda niedługo wyjdzie na jaw.
Ode mnie to tyle. Dużo weny życzę i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam
Violin
Od czego by tu zacząć? Pewnie od początku najprościej... Strasznie się bałam podczas czytania początku ze względu na to, że stan mamy Rosie nie poprawiał się od kilku dni. Naprawdę nawet nie chcę sobie wyobrażać, co oni wszyscy (no może poza Mel) musieli czuć czuwając przy niej na zmianę i nie widząc oznak poprawy... To musiało być strasznie przygnębiające i miało wpływ na ponury i smutny nastrój, czemu trudno się dziwić. Naprawdę, to wielkie szczęście, że Rosie cały czas ma przy sobie Stephana, bo gdyby nie on to ona całkiem by się załamała, a zdecydowanie niczego dobrego by to nie przyniosło. Hm, Eric zdaje się jako jej chłopak zawalił na całej linii. Dobra, rozumiem, zazdrość zazdrością, ale w takiej sytuacji zdecydowanie mógłby odpuścić. Czy on po prostu nie jest w stanie zrozumieć, że Rosie w tych chwilach potrzebowała jego wsparcia, a nie pretensji? Nic dziwnego w tym, że jedyne wielkie oparcie znalazła w Stephanie. Jego postawa wobec Mel zaczyna mi się coraz bardziej podobać :) Odkupuje swoje winy i nie daje się Mel na każdym kroku. Jestem pod wrażeniem tego, jak się jej postawił. Oczywiście miał rację, a ona z tymi swoimi fochami i ciągłymi pretensjami mogłaby w końcu dać sobie spokój. I tak nic nie wskóra... Oj boli ją to, że pomimo tego, że to jej narzeczony i chyba tata jej dziecka on woli Rosie. Zresztą... Kocha ją. Brawa też dla Rose, że w końcu pomyślała o sobie i wyraziła na głos swoje pragnienia odnośnie pozostania Stephana na noc :) Dobra, w tym miejscu się przyznaję... Też myślałam, że podczas tej nocy dojdzie między nimi do tego, czego niewątpliwie chciała Rosie :D I Stephan niewątpliwie też :D Ale wiem, wiem... Pokomplikowałoby się wszystko jeszcze bardziej... A może nie? :D
OdpowiedzUsuńMówisz, że tajemniczym mężczyzną jest profesor Mel? Czyżby jakiś romans? Ach, tyle spekulacji, a odpowiedzi żadnych, choć coś już się rozjaśnia ^^
I dzięki Bogu, że mama Rose wraca do zdrowia, że jej serce zaczęło samodzielnie pracować, bardzo się z tego powodu cieszę :)
Życzę dużo weny i pozdrawiam ;*
Stephan lekiem na bezsenność Rose ... kompletnie mnie to nie dziwi. Dziewczyna czuje się przy nim komfortowo i bezpiecznie, wie, że może mu zaufać. Wystarczy, że na niego spojrzy, a opuszczają ją dręczące myśli. No, oprócz tych związanych z jego związkiem z Melanie.
OdpowiedzUsuńA jeśli o niej mowa ... oczywiście musiała odstawić scenę i zrobić z siebie ofiarę. Te słowa Stephana "Możesz przestać odgrywać kolejne, bezsensowne i nikomu niepotrzebne przedstawienie" ... miałam ochotę wstać i zacząć bić mu brawa! No nareszcie zaczyna się jej stawiać i dostrzegać prawdziwe zachowanie rozpieszczonej panienki, która sądzi, że wszystko się jej należy. Od razu widać kiedy traci grunt pod nogami, bo zaczyna jeszcze bardziej wszystkich atakować. Chociaż trochę racji miała ... wystarczyło jedno kłamstwo, aby Stephan zdradził Rose. Pokazała jednak swoją prawdziwą twarz. Zrobi wszystko, aby on się z nią ożenił. Nie obchodzi ją to, czy on ją kocha, bo ona jego na pewno nie! Zaczynam brać pod uwagę też to, że może ona na prawdę jest w ciąży, ale ... z tym starszym facetem? I próbuje wmówić Stephanowi, że dziecko jest jego? Ugh, jeśli chodzi o jej stan, to nic mnie chyba nie zdziwi! :D
Wyszła na jaw prawda o prezencie. Prędzej czy później to musiało się stać. Eric powinien wziąć to pod uwagę, a nie zachowywać się jak dziecko. Na dodatek takie "wsparcie" to on sobie może wsadzić tam, gdzie słońce nie dochodzi. Myślałam że ruszy łepetyną i mimo wszystko pojawi się w szpitalu, szczególnie iż wyczuł że Rose ma o to do niego pretensje. Jest zazdrosny? Też mi coś! Tym bardziej powinien się pojawić. A tak, o ironio losu, Rose wspiera Stephan, czyli ten, który darzy ją prawdziwym uczuciem. Uwielbiam sceny z nimi :) Mam też wrażenie, że Melanie kompletnie nie obchodzi kariera Stephana i nie interesuje się niczym co z tym jest związane. Za to Rose w skupieniu wysłuchała każdego jego słowa. Bo właśnie o to chodzi. O ten kompromis. Możemy nie lubić hobby naszej drugiej połówki, ale powinniśmy to akceptować i w jakimś nawet małym stopniu się tym interesować.
Końcówka wywołała u mnie szeroki uśmiech. Bardzo się cieszę, że stan mamy Rose się poprawił :) Nie lubiłam jej z początku, ale to też nie powód, aby życzyć jej źle! Jestem dziwnie przekonana, że Melanie odstawi scenkę przed matką i powie jak to ją wspierała ;/
Mam nadzieję, że ten komentarz nie wyszedł chaotycznie haha. Oh! I dodam jeszcze jedno ... z Rose to niezły detektyw jest! Prawdziwa dziennikarka :D Niech śledzi dalej, bo mnie rozrywa z ciekawości!
Pozdrawiam i zapraszam na nowość u mnie ;*
Zapraszam serdecznie na prolog mojej nowej historii - http://niewlasciwy-wybor.blogspot.com/ ;*
OdpowiedzUsuń