czwartek, 28 czerwca 2018

Rozdział 13


Dość późnym wieczorem, opuszczam redakcję w towarzystwie niezwykle radosnej, podczas tego dnia Lisy.
Od samego rana, nie mogła się wprost doczekać, aż znajdę dla niej chwilę, aby mogła podzielić się ze mną, najnowszymi zmianami, jakie zaszły w jej życiu uczuciowym. Podchodziłam do tego z dużym dystansem. Dla mnie nie było to nic nowego, gdyż statystycznie raz w tygodniu, przysłuchiwałam się podobnym historiom. Które kończyły się szybciej niż zaczynały.

Jej dość bujne życie towarzyskie, było znane chyba w całej siedzibie naszej gazety. Ale ona nic sobie z tego nie robiła, zupełnie nie przejmując się opinią innych. Większość osób i tak darzyło ją dużą sympatią, a reszta zwyczajnie starała się nie wchodzić jej w drogę, bojąc się jej narazić. Lisa była jedną z najlepszych dziennikarek w całym Londynie, codziennie otrzymywała duże lepsze propozycje pracy od innych, konkurencyjnych gazet, czy nawet stacji telewizyjnych. Jednak za każdym razem, wszystkie odrzucała, tłumacząc że tutaj ma wszystko, czego jej potrzeba.
Często zastanawiałam się, dlaczego to właśnie ja zostałam obdarzona przez nią największym zaufaniem. Niemal od razu, gdy tylko się poznałyśmy. Wpadając przez przypadek na siebie, na jednym z redakcyjnych korytarzy. Zostając jej przyjaciółką i powiernicą największych sekretów. 





Od kilki już minut, opowiada z niesamowitą ekspresją i ekscytacją o jej wczorajszej randce z niedawno poznanym mężczyzną.
Świetnie prosperującym biznesmenem, którego poznała przez przypadek na jakimś dobroczynnym balu.
Ze względu na jej współpracę z wieloma politykami i wpływowymi osobami z niemal całej Wielkiej Brytanii, którzy niezwykle cenili jej dziennikarski kunszt, pełen obiektywizmu i profesjonalizmu. Posiadała rozległe znajomości w wyższych sferach, dzięki czemu bez problemu, brała udział w takich niczym niezobowiązujących spotkaniach elit. Doskonale odnajdując się w towarzystwie, pełnym elegancji i szyku.





Z coraz mniejszą uwagą słucham o tym, jak spędzili wieczór w jednej z najdroższych londyńskich restauracji, gdzie na stolik czekało się miesiącami. Zapewne jej nowy wybranek, był nie lada szychą, dla którego zdobycie tam rezerwacji, było czymś niezwykle błahym.
Przestałam już liczyć, który to z kolei w ciągu minionych tygodni, nie potrafiący się oprzeć urokowi Lisy. Według niej, jak zawsze miał się okazać tym właściwym, z którym się ustatkuje. Ja jednak, nie brałam jej zapewnień na poważnie.
Będąc przekonana, że prędzej czy później znajdzie się coś, co zdyskredytuje tego kandydata w jej oczach.

Lisa była ogromnie wymagająca. Wymagała zarówno od siebie, jak i innych. Przez co, tak trudno było jej utrzymać, jakikolwiek związek przez dłuższy czas. Próbowała już wielokrotnie, czy to z kimś z naszej branży, czy też kimś zupełnie różniącym się od niej. Za każdym razem, odnosiła mimo wszystko porażkę. Nie potrafiąc, zaznać szczęścia u boku kogoś, kto nareszcie szczerze by ją pokochał.
Choć była atrakcyjną kobietą i nie mogła narzekać na powodzenie u płci przeciwnej, co z premedytacją wykorzystywała. Wciąż czekała na doznanie prawdziwej miłości, o której skrycie marzyła.

Choć może to i lepiej? W pełni korzystała z życia i przynajmniej nie cierpiała w podobny sposób do mnie, zaznając raz po raz bolesnych doświadczeń.





- Potem odwiózł mnie do domu i odprowadził pod same drzwi. Całując w tak oszałamiający sposób na pożegnanie, że nogi praktycznie same się pode mną ugięły. Rose, czy ty mnie w ogóle słuchasz? - wesoła paplanina Lisy, zostaje zastąpiona jej ostrzejszym tonem. Wyrywając mnie z rozmyślań. Moja przyjaciółka najbardziej nie znosiła ignorancji jej osoby. Czego właśnie się mimowolnie dopuściłam, odpływając w połowie jej opowieści myślami, bardzo daleko stąd.
- Oczywiście, że cię słucham. Naprawdę cieszę się, że wieczór się wam udał. Theodore wydaje się w porządku, przynajmniej na podstawie twoich słów. Musisz go tylko lepiej poznać, bo jak na razie nie wiesz za wiele. Kto wie, czy nie ciągnie się za nim, jakaś nieciekawa przeszłość - staram się wybrnąć jakoś z sytuacji.
- Z tym akurat masz rację. Na razie nie wiele o sobie mówił, jest strasznie skryty. Ale skończmy jego temat, dosyć już cię nim zanudziłam. Powiedz lepiej, jak tam twoje sprawy z Erickiem? - patrzy na mnie uważnie, czekając aż zdradzę jej jakieś szczegóły. 



- Chyba w porządku. Rozmawiamy ze sobą, niemal codziennie przez długie godziny. Świetnie się rozumiemy. On naprawdę, bardzo mi pomaga. Wspiera, pociesza po trudnym dniu w pracy, czy poprawia humor. Robi wszystko, aby tylko polepszyć mi samopoczucie. Za niecały tydzień ma mnie odwiedzić, więc wszystko raczej zmierza w dobrym kierunku - odpowiadam po dłuższym zastanowieniu. Nadal nie wiedząc, czego tak naprawdę chcę. Mimo że na jakiś sposób, tęskniłam za jego osobą i czasami łapałam się na tym, że odliczam dni do jego przyjazdu. To nadal nasza relacja, nie wywoływała u mnie jakiś spektakularnych uczuć. Byłam po prostu beznadziejnym przypadkiem. Szukałam sama nie wiedziałam czego, zamiast wykorzystać otrzymaną szansę od losu. 
- Oj, Rose. Zaczynasz uderzać w niebezpieczne tony. Błagam cię, niech ci nie przyjdzie tylko do głowy, żeby ze względu na wdzięczność, próbować się zmuszać do związku z nim - Lisa zdecydowanie, zbyt dobrze mnie znała. W ostatnim czasie, kilka razy rozważałam tę kwestię. Choć wiedziałam, że jest ona kompletnie pozbawiona sensu. Z drugiej strony, może mój związek z Erickiem, wcale nie układałby się najgorzej, a z czasem pojawiłyby się głębsze uczucia.
- Do niczego nie będę się zmuszać. Zobaczę, jak to będzie gdy się ponownie spotkamy - ucinam temat, gdy dochodzimy do skrzyżowania. Przy którym, zawsze się żegnałyśmy.
- Niech będzie, że ci wierzę. Z chęcią bym z tobą dłużej porozmawiała, ale mam jeszcze do skończenia poprawianie jednego z wywiadów. Mówię ci, to będzie prawdziwa bomba. Idealna na pierwszą stronę. Widzimy się jutro - macha mi na pożegnanie, udając się w przeciwnym kierunku niż mój.





Powolnym krokiem, spaceruję w stronę stacji metra. Marząc wyłącznie o tym, aby znaleźć się w swoim mieszkaniu.
Za mną kolejny, wymagający dzień pracy. Przecieram zmęczone i nadwyrężone oczy od kilkugodzinnej pracy nad jednym z artykułów do jutrzejszego wydania.

Napisanym na podstawie materiałów, zebranych wczesnym rankiem. Byłam zmęczona, ale równocześnie zadowolona z dobrze wykonanych przez siebie obowiązków. Cieszyłam się, że dostaję dużo poważniejsze zlecenia niż choćby, jeszcze kilka miesięcy wcześniej. Oznaczało to, że moja pozycja zawodowa, zaczyna się wznosić do góry. Przynajmniej na tym gruncie, mogłam liczyć na sukces.





Moje życie powoli, zaczynało wracać do równowagi. Znowu toczyło się w świetnie mi znanym tempie, gdzie nie miałam, zbyt wiele czasu na myślenie o tym, co się wydarzyło.
Odległość jaka dzieliła mnie od Melanie i Stephana, była zbawienna. Dzięki niej, udawało mi się stłumić swoje uczucia do niego, których od dawna nie powinnam odczuwać, a także złość na moją siostrę. Skupiałam się na teraźniejszości i próbie zbudowania swojego szczęścia na nowo. Choć była to mozolna i trudna droga, wierzyłam że za jakiś czas, przyniesie ona odpowiednie rezultaty.




Przekręcając klucz w zamku od swojego mieszkania, słyszę głośny dzwonek swojego telefonu, rozbrzmiewający w mojej torebce. Uśmiech sam wkrada mi się na usta, ponieważ doskonale wiedziałam kim była osoba, która chciała ze mną porozmawiać.





- Cześć. Jak zawsze punktualny. Za to ja, dosłownie wróciłam w tym momencie. Co u ciebie? - zaczynam na przywitanie. Odkładając w korytarzu torebkę, wraz z kluczami.
- U mnie wszystko w porządku i właściwie bez zmian. Pracuję i myślę o tobie. Strasznie tęsknię za tobą. Nie mogę się już doczekać, aż cię zobaczę. Za to ty Rose, zdecydowanie za dużo pracujesz. Słyszę, że jesteś wykończona, kolejny dzień z rzędu. Powinnaś trochę zwolnić - delikatne upomnienie Ericka, zbywam westchnieniem niezadowolenia. Siadam na kanapie w salonie, zamykając oczy.

- Gdyby to było takie proste. Wiesz, że osiągnięcie czegoś w moim zawodzie, wymaga dużego zaangażowania i poświęcenia. Muszę się przemęczyć, jeśli chcę coś naprawdę osiągnąć - tłumaczę mu po raz kolejny. Eric często nie potrafił, zrozumieć mojego punktu widzenia. Przez co, niekiedy powstały między nami drobne zgrzyty. Na szczęście, potrafiliśmy sobie z nimi poradzić. 
- Dobrze, nie będę dłużej ciągnął tego tematu. Porozmawiajmy o czymś przyjemniejszym - na szczęście odpuszcza. Zaczynając mi opowiadać, jak minął mu dzień w pracy. 




Przez następne minuty, rozmawiamy na dosyć błahe tematy. Planujemy, jak spędzimy wspólnie czas w nadchodzący weekend.

Z dużą uwagą słucham o krokach, jakie poczynił w kwestii przeprowadzenia się na stałe do Anglii. Po raz kolejny, próbując się upewnić, czy rzeczywiście tego właśnie chce.
Wiedziałam, że głównie ze względu na mnie. Zdecydował się objąć zaproponowane mu stanowisko w nowo otwartej filii banku, w którym aktualnie pracuje. Choć oferta była kusząca, to jednak przeprowadzka do innego kraju z daleka od rodziny i przyjaciół, wymaga od niego dużej odwagi i poświęcenia. Tym bardziej, że nadal trzymałam go w niepewności. Odnośnie naszej wspólnej przyszłości. Niczego nie będąc pewna. Kiedy decydowałam się już na coś, następnego dnia znowu nabierałam wątpliwości i wracałam do punktu wyjścia. 





- Będę kończył. Doskonale słyszę, że prawie zasypiasz. Musisz odpocząć. Dobranoc, śpij dobrze. Do usłyszenia jutro - Eric żegna się ze mną. Kiedy znajduję się na granicy jawy i snu. Ostatnio potrafiłam spać nawet na siedząco.
- Dobranoc - odpowiadam mu ledwo przytomnie. Będąc naprawdę wykończona.
Ostatnio nasze rozmowy, często kończyły się w taki właśnie sposób. Na szczęście, jemu to nie przeszkadzało.




W czwartkowy ranek, kiedy w pośpiechu szykuję się do pracy. Dziękując wszystkim bóstwom, że zaczynałam dziś zdecydowanie później niż w poprzednich dniach. Mogąc się nareszcie wyspać.

Słyszę głośny dzwonek do drzwi. Zdziwiona niezapowiedzianym gościem, podążam w ich kierunku. Nikogo się przecież nie spodziewałam.




- Dzień dobry, przesyłka dla pani - patrzę na kuriera, stojącego z bukietem kwiatów i eleganckim pudełeczkiem, które trzyma w ręku. Nie mając pojęcia, co to ma znaczyć.
- To chyba jakaś pomyłka - tłumaczę nieznanemu mi mężczyźnie. Będąc pewna, że pomylił mieszkania.

- Nazywa się pani, Rose Wincler? - pyta niewzruszony, moim zdezorientowaniem.
- Tak - odpowiadam niemrawo, zupełnie nic z tego nie rozumiejąc.
- W takim razie, nie ma mowy o żadnej pomyłce. Ktoś zrobił pani po prostu niespodziankę. Proszę tutaj podpisać - składam podpis w wyznaczonym miejscu. Słysząc na do widzenia, życzenia odnośnie dobrego dnia.




Wchodzę z powrotem do mieszkania z pokaźnym bukietem białych róż, które od niepamiętnych czasów były moimi ulubionymi kwiatami. Oraz jakimś tajemniczym prezentem.
Po włożeniu kwiatów do wazonu, niemal od razu czuję, jak ich cudowny zapach, rozprzestrzenia się po całym pomieszczeniu. Przypominając mi o rodzinnym domu, gdzie mama z ogromną starannością pielęgnowała rosnące w ogrodzie, niemal identyczne róże.

Zaciekawiona, otwieram wyściełane aksamitem pudełeczko, dostrzegając w nim prześliczną bransoletkę z dwoma zawieszkami. Jedną w kształcie serca, a drugą wyglądającą na doskonałą imitację kwiatu róży. Oniemiała przyglądam się jej, przez dłuższy czas. Zachwycając jej pięknym wyglądem. 
Była łudząco podobna do tej, którą miałam zawieszoną na lewym nadgarstku. Tej samej, z którą praktycznie nigdy się nie rozstawałam. Pokrytą niemal w całości różnorakimi zawieszkami. Przypominającymi mi o ważnych wydarzeniach w moim życiu. Każda z nich, miała jakąś własną, niepowtarzalną historię, bądź stanowiła prezent od bliskich mi osób. Najwięcej z nich pochodziło, oczywiście od Stephana, ale o tym wolałam nie pamiętać.

Czasami zastanawiałam się, czy kiedykolwiek uda mi się o nim zapomnieć. Skoro miał swoje miejsce, niemal w każdym moim wspomnieniu z różnorakich lat życia. Stanowił nieodłączny element mojej przeszłości, którego za nic nie można było z niej usunąć, ponieważ równałoby się to z całkowitą utratą wspomnień.





Nie zaprzątając sobie tym jednak dłużej głowy, bez wahania zakładam swój prezent, obok starej bransoletki. Ku mojej radości, idealnie się ze sobą komponują.

Przy okazji, zauważam mała ozdobną karteczkę, leżąca na dnie pudełeczka.
Przekręcam ją na drugą stronę. Widząc kilka nadrukowanych na niej słów. Wywołujących u mnie, bardzo ciepłe uczucia.





" Żałuję, że nie mogę być razem z Tobą, w tym wyjątkowym dla Ciebie dniu. 
Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. 
Pamiętaj, że jesteś dla mnie najważniejsza".  



Czytam kilka razy, te trzy zdania. Dopiero wtedy uświadamiając sobie, że dziś kończę dwadzieścia pięć lat. Przez ostatnie zapracowanie, zapomniałam nawet o własnych urodzinach.




Będąc pewna, że prezent pochodzi od Ericka. Sięgam po swój telefon. Dostrzegając, także na nim, życzenia urodzinowe pochodzące od niego. Bez większego zastanowienia, dzwonię do niego. Ale ku mojemu niezadowoleniu, połączenie pozostaje bez odpowiedzi. Domyślam się, że jest już w pracy i nie może odebrać. Decyduję się więc, na wysłanie wiadomości ze szczerymi podziękowaniami.
Ogromnie zapunktował u mnie tym gestem, wywołującym ogrom radości. Trafił idealnie w mój gust, bez żadnej podpowiedzi., odnośnie wymarzonego przeze mnie prezentu.
Nie dość, że był kochany, to w dodatku romantyczny. Nieustannie o mnie myślał i pamiętał o wszystkim, co ze mną związane. Kolejny raz udowodnił mi, że warto dać mu szansę. Byłam już przekonana, że zrobi wszystko, aby mnie uszczęśliwić.




- Rose, rozluźnij się trochę. W końcu dziś są twoje urodziny. Musimy to uczcić. Chodź potańczyć. Mam w sobie tyle energii, że nie wiem, co z nią zrobić. Trochę więcej entuzjazmu - słyszę stłumiony głos Lisy, gdy próbuje przekrzyczeć głośną muzykę. Nie udało mi się wykręcić od pójścia z nią do jednego z londyńskich klubów. Dlatego teraz, zniechęcona mieszam słomką w swoim drinku, który zamówiłam ponad dwie godziny temu. Zamierzałam na nim poprzestać. Mając w pamięci, moje ostatnie spotkanie z większą ilością alkoholu. Zdecydowanie inaczej, wyobrażałam sobie ten wieczór. Miałam spędzić go na kanapie z jakimś filmem, chcąc zwyczajnie trochę odpocząć. Nie doceniłam jednak upartości, swojej szalonej przyjaciółki. Która za wszelką cenę, próbowała zapobiec spędzenia przeze mnie urodzin w samotności.
- Przed chwilą wróciłyśmy z parkietu. Na dziś mam dość, rozwrzeszczanego tłumu, który próbuje mnie stratować. Tobie zresztą też, zdecydowanie na dziś wystarczy zabawy - stan Lisy z minuty na minutę się pogarszał. Szczególnie po jej ostatniej kolejce tequili, którą wypiła z przypadkowo poznanymi osobami. Zdecydowanie była dziś w imprezowym nastroju.
- Jesteś straszną sztywniarą, Wincler. Zachowujesz się, jakbyś miała z osiemdziesiąt lat. Korzystaj z młodości, póki możesz. Powinnaś słuchać się mnie, jestem od ciebie starsza i wiem, jak życie szybko mija – protestuje mojej odmowie w dalszym uczestniczeniu w imprezie, choć plącze się jej język. Była kompletnie pijana. W dodatku, wpadała w filozoficzny nastrój. Co nie mogło, skończyć się dobrze. 
- Mam tego pełną świadomość, ale dziękuję za dobre rady. Czas do domu, Liso. Chodź, zamówię nam taksówkę - chciałam, jak najszybciej opuścić to miejsce. Ale nie mogłam zostawić jej tutaj samej pod żadnym pozorem. Namawiam ją, jeszcze przez kilka minut, aż w końcu ulega. Oddycham z ulgą, gdy kierujemy się w stronę wyjścia. Ciesząc, że ten wieczór nareszcie dobiega końca.







Po odwiezieniu Lisy i zapewnieniu jej, że naprawdę dobrze się z nią bawiłam. Wracam do siebie. Wchodząc powoli po niekończących się schodach. Dostrzegam na nich osobę, której za nic bym się tutaj nie spodziewała. Miałam wrażenie, że zwyczajnie śnię.





- Eric? Jakim cudem się tutaj znalazłeś? Przecież miałeś przylecieć, dopiero w sobotę? - pytam zupełnie zaszokowana. Nadal nie wierząc, że stoi przede mną.
- Chciałem ci zrobić niespodziankę i osobiście złożyć życzenia. Na szczęście zdążyłem - spogląda na swój zegarek. Następnie przyciągając mnie do siebie – Wszystkiego najlepszego, Rose – szepcze cicho. 
- Świetnie ci się to udało. Ogromnie się cieszę, że jesteś. Długo na mnie czekałeś? - zastanawiam się. Mając nadzieję, że nie trwało to, zbyt dużo czasu. 
- Jakąś godzinę. Dzwoniłem, ale nie odbierałaś - przypominam sobie, że przed wyjściem z Lisą. Wyciszyłam telefon.
- Nie słyszałam. Przyjaciółka chciała uczcić moje urodziny i nie miałam, jak jej odmówić - tłumaczę. Chwilę potem zapominając o wszystkim, co jeszcze chciałam powiedzieć. Gdy Eric, gwałtownie wpija się w moje usta. Nie potrafiąc dłużej się powstrzymywać. Całował mnie z dużą zachłannością i namiętnością, której w życiu bym się po nim nie spodziewała. Do tej pory, każdy nasz pocałunek był dużo bardziej delikatny. Ale to nowe doświadczenie, wcale nie było złe.

Z każdą kolejną sekundą, rozbudzał we mnie nagłe i kompletnie niespodziewane pożądanie jego osoby. Po raz pierwszy, poczułam się gotowa na przekroczenie między nami tej granicy i nie miałam zamiaru dłużej czekać.






Wchodzimy do środka, nie przestając się całować. Nie potrzebne nam były słowa. Obydwoje doskonale wiedzieliśmy, czego chcemy. Zamierzaliśmy spędzić ze sobą tę noc, nie zastanawiając się nad tym, co będzie potem. 
Dlatego nie protestuję, gdy Eric pewnym i zdecydowanym ruchem, sięga do zapięcia mojej sukienki. Nie wahając się z jego rozpięciem. Sama także zaczynam, odpinać guziki od jego nieskazitelnie białej koszuli. Podobała mi się jego elegancja z jaką się nosił, dodawała mu uroku. 
- Nie masz pojęcia, ile na to czekałem - szepcze mi do ucha, następnie schodząc ustami na moją szyję. Przymykam swoje oczy, delektując się przyjemnością, jaka płynęła z jego, coraz odważniejszych pieszczot. Starając się przy tym, pozbyć resztek niepewności, czy na pewno dobrze robię.





Kiedy znajdujemy się w końcu w mojej sypialni, wyrzucam ze swojej głowy, wszystkie niepotrzebne myśli. Skupiając się wyłącznie na Ericku.
Jego ustach i dłoniach, po raz pierwszy odkrywających, poszczególne fragmenty mojego ciała. Oraz delikatnych, ale stanowczych poczynaniach mających na celu, pozbawienia mnie resztek mojej garderoby. Odrzucam na bok wszystkie wątpliwości, gdy nasze spojrzenia na chwilę się spotykają, w próbie unormowania swoich oddechów w oczekiwaniu na to, co dopiero miało nadejść. Dostrzegając po raz pierwszy w jego oczach uczucie, jakim mnie darzył.
- Kocham cię, Rose - w ferworze emocji. Wypowiada słowa, których najbardziej się obawiałam od niego usłyszeć. Wiedząc, że choć bardzo bym chciała, nie mogę odpowiedzieć mu tym samym. Było na to, zdecydowanie za wcześnie. A nie miałam zamiaru go okłamywać. Dlatego jedynie go całuję, mając nadzieję, że to mu na razie wystarczy.





Tamtej nocy, oddałam mu się w pełni. Obnażając przed nim, wszystkie swoje niedoskonałości i najgłębiej skrywane pragnienia.
Wiedząc, że mogę sobie na to pozwolić. Eric był w końcu jedną z osób, którym zaczynałam ufać bezgranicznie. Na co starannie sobie zapracował przez ostatnie tygodnie.

Wspólnie podążaliśmy ze sobą na sam szczyt spełnienia w akompaniamencie czułości, jaką staraliśmy się sobie ofiarować.
Było mi z nim dobrze, nawet lepiej niż mogłam przypuszczać.
Zasypiając wtulona w jego ramiona, z jednej strony byłam szczęśliwa, ale z drugiej nadal mi czegoś brakowało. Czegoś, co odczuwałam podczas podobnej nocy, kilka lat wcześniej. 






Słonecznym porankiem, budzi mnie delikatny, ledwie wyczuwalny pocałunek. Otwieram oczy z uśmiechem. Wpatrując się w szczęśliwego Ericka.

Już na pierwszy rzut oka, można było dostrzec, że był w wyśmienitym humorze.
- Dzień dobry. Jak samopoczucie? - pyta, po raz kolejny mnie całując.

- Bardzo dobre. Szczególnie z powodu twojej obecności. Naprawdę cieszę się, że jesteś tutaj ze mną. Zrobiłeś mi wspaniałą niespodziankę - przytulam się do niego. Od dawna już, nie miałam lepszego poranka. Miło było budzić się przy kimś, dla kogo było się ważnym.
- Dobrze to słyszeć. Rose, to co się wczoraj wydarzyło między nami. Mam nadzieję, że nie żałujesz. Ja naprawdę mówiłem szczerze, odnośnie moich uczuć do ciebie - przypatruje mi się z uwagą. Czekając na moją reakcję. 
- Oczywiście, że nie żałuję. Chciałam tego - zapewniam go. Łącząc ze sobą nasze dłonie. Nie żałowałam niczego z minionej nocy, która była bardzo przyjemna.
- Więc, czy to znaczy, że dasz mi szansę? - patrzy na mnie z wyczekiwaniem. Zastanawiam się nad odpowiedzią, tylko przez chwilę.
- Na to wygląda. Wczoraj skutecznie mnie do tego przekonałeś. Dzięki tobie, miałam najlepsze urodziny od dawna. Najpierw ten cudowny prezent, potem twoja niespodziewana wizyta. Jeszcze raz dziękuję ci za niego. Naprawdę nie musiałeś, aż tak się fatygować. Mogłeś mi go w końcu, wręczyć osobiście wieczorem - całuję go w policzek. Będąc pod dużym wrażeniem, wszystkiego co dla mnie zrobił.



- O czym ty mówisz? - pyta zdezorientowany. Jakby kompletnie nie wiedział, czego dotyczyły moje słowa.
- Jak to o czym? O tej bransoletce. Dostałam ją od ciebie, prawda? - pokazuję mu ją, zaczynając mieć lekkie wątpliwości. Czyżbym się pomyliła i błędnie zinterpretowała jej darczyńcę? Ale nikt inny, nie mógł mi jej podarować. 
- Tak, oczywiście że ode mnie. Zupełnie wypadło mi to z głowy. Cieszę się, że trafiłem w twój gust. Mamy jakieś plany na dziś? - ucina temat, zmieniając go na inny. 
- Ja idę do pracy, a ty grzecznie na mnie tutaj poczekasz. Potem, gdzieś się wybierzemy. Na szczęście przed nami, kilka wspólnych dni. Idę zrobić nam śniadanie, jeszcze zdążymy go wspólnie zjeść - wstaję z łóżka, okrywając się szczelnie kołdrą. Podchodząc do szafy w poszukiwaniu, jakichś ubrań do założenia.



Przygotowując śniadanie dla siebie i Ericka, zaczynałam dochodzić do wniosku, że nasze wspólne poranki, mogłyby stać się codziennością i zwykłą rutyną. Wyobrażenie sobie, wspólnego życia z nim, nie wywoływało u mnie żadnych oporów, czy niechęci. Może naprawdę, zaczynałam się w nim zakochiwać. Perspektywa tego, jeszcze nigdy nie była bliższa.

4 komentarze:

  1. Błąd! Bransoletka na bank nie jest od niego! Kłamczuch jeden i Rose powinna się tego domyślić, ponieważ zawahał się na moment, a potem powiedział, że o tym zapomniał. Lol, kto zapomina jaki prezent komuś kupił. W dodatku na urodziny...Chyba nikt. Nie zmienia to jednak faktu, że ja lubię Ericka. Dopóki nie odstawi jakiegoś poważnego cyrku to mu kibicuję. Jest fajnym, prostym chłopakiem, który jak szaleje za dziewczyną to jej o tym powie i będzie dążył do celu :D Oby tak dalej!
    Brak Stephana był fajną odmianą, bo ja go nie mogę rozgryźć. Wiem, że ma trudną sytuację i to wszystko jego wina, że to się tak skończyło. W dodatku ma narzeczoną prosto z piekła XD ale mógłby być żywszy. On jest na razie jakiś taki nijaki jak ciapa. Mówi, że zależy mu na Rose i miłość rośnie wszędzie, a nic z tym nie robi. Tacy bohaterowie nie przemawiają do mnie.
    Rose wróciła i chyba wyszło jej to na dobre. Może odpocząć psychicznie i znowu wpadała w wir pracy. No, ale skoro jest dobra w tym co robi, to ja jej kibicuję. Lubię ją, chociaż czasami jej wybory są lekko dziwne i mam kilka zastrzeżeń, ale jest pozytywną postacią. Ciekawi mnie, kiedy prawda o kwiatach i bransoletce wyjdzie na jaw. Pewnie prezenty są od Stephana i martwi mnie, że dziewczyna dowiadując się o tym, znowu cofnie się do przeszłości. Te skrywane głęboko uczucia odżyją i wrócimy do punktu wyjścia. No chyba, ze Stephan weźmie się za robotę i wygryzie Ericka, ale na razie nie widzę na to szans, bo niektórzy poszli na całość hehehe
    Jak zawsze, czekam na ciąg dalszy,
    N

    OdpowiedzUsuń
  2. No i tak jak pisałam ostatnio, z rozdziału na rozdział lubię Erica coraz mniej i coraz bardziej mnie irytuje. On nie jest dla mnie całkowicie szczery. A dziś z tym prezentem mnie wkurzył. No kurczę , ja mu mówię nie i koniec. A Rose, naprawdę dziwię się że mu uwierzyła. No bo tak jak Natola twierdzę , jak można zapomnieć co się komuś kupiło. No błagam.
    I nie podoba mi się , że Rose się z nim przespała. Ja mam wrażenie , że ona będzie znowu cierpieć i to teraz nie przez Stephana. Bo Eric coś kombinuje i tyle.
    Mi akurat Stephana brakowało ;) Uwielbiam go, choć nie powiem czasem podnosi mi ciśnienie tym nic nie robieniem w sprawie Rose. Bo niby mu zależy, a jednak mało się stara.
    Dobrze za to , że nie było Mel ;) Chwila odpoczynku od niej dobrze mi robi :D
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział i na jakiś konkretny ruch ze strony Stephana ;) Pozdrawiam cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Eric, Eric, Eric… Jeju, jaki on jest uroczy. Normalnie cud, miód i orzeszki. Strasznie go lubię i gdy nie pałętający się gdzieś w tle Stephan, to Eric byłby zdecydowanie moim faworytem w walce o serce Rose. I w ogóle zachował się wspaniale, przenosząc się za dziewczyną do Londynu. Tylko troszkę martwi mnie jego kłamstwo odnośnie bransoletki. Bo to na pewno kłamstwo i prezent jest na dziewięćdziesiąt procent od Stephana. Zastanawia mnie tylko, dlaczego Eric skłamał. Przecież jeśli Rose się o tym dowie, to na pewno będzie zła. Może nie bardzo, ale będzie.
    Ogólnie to dobrze, że dziewczyna wróciła do Anglii. Z dala od toksycznej siostry w końcu będzie mogła odpocząć. Wszystko sobie przemyśli, ułoży w głowie i pogodzi się z tym, co się stało. Oczywiście nie jest niczemu winna, ale jednak… taki wewnętrzny spokój na pewno będzie jej potrzebny.
    Lisa trochę mnie irytuje. Przecież wie, co zrobił Stephane, więc dlaczego z uporem maniaka odradza Rose związek z Ericem? Okej, rozumiem, że to dla jej dobra, ale przecież Rose jest już dorosła, chyba potrafi zdecydować, czego chce.
    Zresztą jej związek z chłopakiem wszedł na kolejny poziom. Przyznam, że nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. Myślałam, że jeszcze trochę poczekają, pokrążą wokół siebie i dopiero wtedy Rose dopuści Erica bliżej. Ale cieszę się, że Rose była zadowolona z wspólnej nocy, że nie robiła wyrzutów ani sobie, ani mężczyźnie. Po prostu widać, że jest z Ericem szczęśliwa, że ich życie mogłoby być wypełnione po prostu zwyczajną miłością. Nie jaką bardzo namiętną, czy wybuchową, ale zwykłą miłością.
    Ode mnie to tyle. Dużo weny życzę i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam
    Violin

    OdpowiedzUsuń
  4. Rose wróciła do swojego życia w Londynie. Czuje się w nim bezpiecznie, a co najważniejsze, ma "święty spokój". Czasami odległość to dobre wyjście, można z dystansu spojrzeć na swoje życie. A w Niemczech? Cóż, tylko się męczyła całą tą sytuacją bez wyjścia.
    Bransoletka ... to oczywiście, że jest od Stephana! Gdy przeczytałam że białe róże są jej ulubionymi, to od razu o nim pomyślałam. Że też się nie domyśliła, tym bardziej że nosiła podobną bransoletkę ... a kto ją zna najlepiej? Oczywiście, że Stephan! To niemożliwe, aby Eric dwa razy trafił idealnie. I jeszcze skłamał. W sumie się nie dziwię. Ta informacja na pewno go zaskoczyła, widział jej radość, nie chciał aby się rozczarowała. A na pewno domyślił się kto jej to wysłał. Co zrobi z tym faktem? Do tego zrobili poważny krok w swojej relacji. Rose ma prawo ułożyć sobie życie, ale to nadal nie ten ... i ona podświadomie doskonale o tym wie. Prędzej czy później się rozczaruje, ale kto o tym myśli wcześniej?
    Uwielbiam Lisę <3 Jest tak pozytywnie zakręcona. I wnosi tyle radości do życia Rose. Ma swoje poglądy, swoje życie, a to że inni mogą tego nie akceptować ... ich problem. W tych czasach takie życie nie powinno nikogo dziwić :) Zabawne, ale ze dwie godziny temu rozmawiałam z moją mamą o podobnym przypadku haha.
    Jestem ciekawa jak teraz rozwinie się cała sytuacja :) Rose postanowiła dać Ericowi szansę ... czy to się uda? Jak to będzie wyglądało? Czekam ;)

    OdpowiedzUsuń