sobota, 23 czerwca 2018

Rozdział 12


Ostatni raz, przebiegłam wzrokiem po doskonale znajomym mi wnętrzu, które odzwierciedlało w jakiś sposób moją osobę.
Przyglądam się zastawionym po brzegi półką z książkami i różnorakimi przedmiotami. Zebranymi na różnych etapach mojego życia.

Licznym pamiątkom z wakacji i drobnym prezentom, mającym dla mnie sentymentalną wartość.
Swój wzrok, zatrzymuję dłużej na ramce ze zdjęciem, przedstawiającym mnie i Stephana w dniu moich dziesiątych urodzin. 

Dwoje uśmiechniętych i szczęśliwych dzieci, obejmujących się przyjaźnie. Łudzących się naiwnie, że życie jest proste i jednowymiarowe.
To właśnie tamtego dnia, obiecaliśmy sobie dozgonną przyjaźń. Na dobre i na złe. Zarzekając się, że nikt nie będzie w stanie jej zepsuć.
W życiu nie przypuszczałam, że kilka lat później, nasze losy potoczą się, właśnie w taki sposób. Niszcząc naszą relację i łamiąc wszystkie dane sobie obietnice. 





Nie odczuwając, ani zbytniej tęsknoty, ani żalu z powodu jego ponownego opuszczenia. Żegnam się z rodzinnym domem i okolicą. Jeszcze kilka lat temu, oczy miałabym pełne łez z powodu żalu, że muszę zostawić za sobą wszystko, co było dla mnie najważniejsze.
Tym razem, nic nie czułam. Byłam kompletnie obojętna i niewzruszona. Przyzwyczajona do myśli, że moje miejsce na świecie jest zupełnie, gdzie indziej.
Obecnie miasto, w którym spędziłam większą część lat swojego życia. Nie przywoływało już dobrych wspomnień, a jedynie poczucie rozczarowania i niespełnionych nadziei.
Nie wracałam tu z radością i wyczekiwaniem. Zatracając w sobie całą miłość i uwielbienie do okolicznych stron. 




Opuszczam swój pokój z ulubioną, pomarańczową walizką w ręce. Którą starałam się zabierać ze sobą we wszystkie, dłuższe podróże.
Była moim, małym talizmanem. Gdy miałam ją przy sobie, lot samolotem, który zawsze był dla mnie dość stresującą sprawą, upływał mi w miarę spokojnie. Bez większych przygód.
Niemal od zawsze, starałam się unikać tego środka transportu. Niestety wraz z przeprowadzką do Anglii, musiałam zacząć z niego, dużo częściej korzystać.
Wcześniej robiłam to wyłącznie, gdy było to absolutnie konieczne.
Wtedy, to właśnie Stephan, pomagał mi przetrwać te godziny, gdy znajdowałam się kilka tysięcy metrów nad ziemią. Towarzysząc mi w takich podróżach, najczęściej mających na celu, wspólne spędzenie ze sobą wakacji.
Zawsze z ogromnym wyczekiwaniem, oczekiwałam tych dni. Które spędzaliśmy tylko we dwójkę, ciesząc się wyłącznie swoim towarzystwem.





Po uprzednim sprawdzeniu, że wzięłam ze sobą wszystkie, potrzebne mi rzeczy. Zamykam drzwi z cichym trzaskiem. Nie chciałam, czegokolwiek zapomnieć.

Aby przypadkiem, nie musieć się po to wracać.
Odwracam się, wpatrując przez sekundę w drzwi od pokoju Melanie, której obecnie nie było w domu. Nie wysiliła się, choćby na krótkie pożegnanie ze mną.

Nasza siostrzana więź, została trwale zerwana. Prawdopodobnie na zawsze.





Pokonuję kolejne schody ze spokojem, starając się nie myśleć o siostrze.

Mając zamiar ostatnie minuty, poświęcić na pożegnanie z rodzicami. Którzy byli jedynym powodem, dla którego zgodziłam się zostać w Willingen dłużej. Po tym, jak niektóre sekrety związane z Melanie, wyszły na jaw.
Próba naprawienia relacji, pomiędzy mną a rodzicami. Zniszczonych przez lata niedomówień i życia z daleka od siebie. To jedyny pozytyw, jaki wynikł z mojego pobytu w tym miejscu.






Odstawiam swój bagaż w korytarzu. Zakładając na siebie czerwoną kurtkę.
Pogoda na zewnątrz, była dziś wyjątkowo nieprzychylna. Padający deszcz i niska temperatura, zupełnie nie pasowały do początku maja, który od kilku już dni, gościł na kartkach kalendarza.





Oddycham z ulgą, uśmiechając się delikatnie. Przyglądając się swojemu odbiciu w lustrze.
Czas mojego, przeciągniętego do maksimum urlopu dobiegł końca, a wraz z nim pobyt w rodzinnym mieście. Niosący za sobą wiele odnowionych ran, ale i nadzieję, że przyszłość będzie zdecydowanie lepsza.
Za kilka godzin, miałam się znaleźć z powrotem w Londynie. Gdzie moje życie, było zdecydowanie bardziej spokojne i pozbawione nieustannych rozterek między tym, co właściwe, a wewnętrznymi pragnieniami, niemożliwymi do spełnienia.





Przede wszystkim cieszyłam się, że nie będę musiała dłużej przebywać w otoczeniu Melanie i Stephana.
Od których w ciągu kilku minionych dni, trzymałam się z daleka.
Moja siostra, grała obrażoną i poszkodowaną w całej zaistniałej sytuacji. W końcu zrezygnowałam z przygotowań do jej ślubu, mimo zupełnie innej obietnicy. Przez co, rodzice byli zmuszeni pokryć, część kosztów profesjonalnej pomocy. Oczywiście według niej, była to wyłącznie moja wina.
Natomiast jej narzeczony, po tym jak zobaczył mnie w jednoznacznej sytuacji z Erickiem. Kilkukrotnie próbował się ze mną skontaktować. Czy to telefonicznie, czy osobiście.
Zignorowałam każdą jego próbę kontaktu ze mną.
Nie widziałam w naszych dalszych spotkaniach, ani rozmowach większego sensu.
Każde z nas obrało przecież własną drogę, którą szło przez życie i nie było mowy, aby mogły one kiedykolwiek się, jeszcze spotkać. To było zwyczajnie nie do pogodzenia.
Byłam przekonana, że Stephan postanowił naprawić swój związek z Melanie. Mimo wielokrotnych deklaracji, swojej miłości do mnie. Które były zupełnie niepotrzebne. Bez nich, łatwiej byłoby mi się pogodzić z zawarciem przez niego małżeństwa. Świadomość, że przestał mnie kochać. Byłaby łatwiejsza do zniesienia od tej, że nie możemy być razem ze względu na zaistniałe okoliczności. 
Nie winiłam go za to. W końcu to wychowanie i dobro dziecka, było w tym wszystkim priorytetem.
Poza tym, zostanie przy Mel było w jego przypadku najrozsądniejszym wyjściem. Kto wie, czy kiedyś naprawdę, nie będą ze sobą szczęśliwi. Dziecko zawsze wiele zmieniało w życiu jego rodziców.





Można powiedzieć, że na przestrzeni ostatnich dni, wszystko wróciło do normy.
Melanie traktowała mnie, jak powietrze. Całe dnie spędzając na uczelni, a wieczorami znikając w niewiadome mi miejsca. Zupełnie zapominając, że jest w ciąży i powinna zadbać, przede wszystkim o prawidłowy rozwój dziecka.
Nie interesowałam się tym, z kim spędza swój wolny czas. Czy ze Stephanem, przyjaciółmi, a może kimś zupełnie innym. To nie była już moja sprawa.
Nie miałam zamiaru, więcej mieszać się w ich życie.

Dzieląc swój czas, między rodziców a Ericka. Próbując przy tym, jak najmniej myśleć o całej farsie ostatnich tygodni.





- Chciałam się z wami pożegnać. Na mnie, najwyższy już czas. Za niecałe dwie godziny, mam swój lot - wchodzę do salonu, zastając w nim pogrążonych w rozmowie rodziców. Którzy nie reagują, zbyt entuzjastycznie na moje słowa. Zapewne do ostatniej chwili liczyli, że zmienię zdanie i zdecyduje się wrócić do domu na stałe.
- Rose, naprawdę musisz już wyjeżdżać? Nie możesz zostać, jeszcze choćby kilku dni dłużej - mama jest niepocieszona. Wygląda, jakby naprawdę nie chciała się ze mną rozstawać. Kiedyś było to jej zupełnie obojętne, gdzie przebywam.
- Niestety, ale muszę wrócić w końcu do pracy. Dłużej nie mogę tego odciągać. Inaczej się z nią pożegnam. Na moje miejsce, bardzo szybko znalazłoby się wielu chętnych. Nie martw się, przecież za niecały miesiąc, znowu się zobaczymy - staram się ją pocieszyć. Choć nie udaję, że cieszy mnie perspektywa uczestniczenia w ślubie Melanie. Obiecałam jednak, że się pojawię, aby nie wywoływać niepotrzebnego zamieszania i plotek. Dalsza rodzina, nie musiała wiedzieć o naszym konflikcie. Ten ostatni raz, zgodziłam się stworzyć pozory normalności.
- Rozumiem, że ta praca wiele dla ciebie znaczy i nie chcesz zaprzepaścić otrzymanej szansy. Mimo wszystko, naprawdę będę za tobą tęskniła. Przynajmniej dzwoń do nas, częściej niż dotychczas. Dobrze? - przytula mnie do siebie, nie wypuszczając przez dłuższy czas ze swoich objęć.
-Postaram się - odwzajemniam jej uścisk. Czując się przez chwilę, jakby czas cofnął się do moich najmłodszych lat, gdzie byłam oczkiem w głowie rodziców.




- Uważaj na siebie i zacznij lepiej o siebie dbać. Przestając nieustannie się zamartwiać - słyszę cichą prośbę taty, żegnając się z nim.
- Obiecuję, że nic mi nie będzie. Jednak, proszę was o to samo. Przede wszystkim, miej oko na mamę. Mam wrażenie, że ostatnio nie najlepiej się czuje. Choć udaje, że wszystko jest w porządku - uczulam go. Za niedługo, miała mieć ściągnięty gips i zapomnieć o niefortunnym złamaniu. Ale jej inne kłopoty zdrowotne, nie dawały mi spokoju.
- Na pewno nie chcesz, abym cię odwiózł na lotnisko? - pyta, gdy odprowadza mnie w stronę drzwi.
- Nie trzeba. Eric to zrobi. Za chwilę, pewnie tu będzie - wypowiadając jego imię, na moje usta mimowolnie wkrada się uśmiech. Ostatnio jego osoba, często gościła w moich myślach.
- Jak uważasz. Do zobaczenia, Rose - przytula mnie, tak jak mama, chwilę wcześniej. Po czym, wychodzę na zewnątrz. Machając mu na pożegnanie.




Czekając przed domem na Ericka, który ku mojemu dużemu zaskoczeniu. Zaczynał się delikatnie spóźniać. Dostrzegam parkujący przed domem obok samochód. Należący do Stephana. Przymykam na chwilę oczy i biorę głęboki wdech.
Wiedziałam, że nie uniknę spotkania z nim. Nie miałam żadnej drogi ucieczki.

Los, jak zawsze postanowił mi wszystko utrudnić.





Biorę się jednak szybko w garść. Z wysoko i dumnie uniesioną głową, patrzę przed siebie. Zupełnie nie zwracając uwagi na zbliżającą się w moją stronę osobę Stephana.
- Naprawdę już wyjeżdżasz? - pyta na przywitanie, wyraźnie niepocieszony. Bacznie przypatrując się mnie i mojemu bagażowi.
- Nie wiem, co w tym dziwnego. To był tylko urlop, nie wróciłam tu na stałe. Dlaczego nikt tego nie rozumie? - odpowiadam ze spokojem, nie patrząc na niego. Nie mogłam znowu, stracić nad sobą panowania.
- Rose, proszę cię. Spójrz na mnie - dotyka delikatnie mojego policzka. Odkręcając mnie w swoją stronę. Mimowolnie spoglądam na niego. Dostrzegając rysujący się na jego twarzy smutek - Dlaczego mnie unikasz? Dlaczego, nie poczekałaś na mnie tamtego ranka? Mieliśmy sobie wszystko wyjaśnić, przecież obiecałaś. Jednak zamiast tego, wolałaś umówić się z Erickiem. Dlaczego właśnie z nim? Zasługujesz na kogoś, dużo lepszego niż on. Nie uważasz, że powinniśmy o tym wszystkim porozmawiać, zamiast zachowywać się, jak dzieci? - zasypuje mnie pytaniami, dotykając delikatnie mojej dłoni. Wywołując w mojej głowie ponowny mętlik i nieoczekiwaną złość. Miałam dość słuchania od wszystkich znanych mi osób dobrych rad, o które nie prosiłam. Wszyscy świetnie wiedzieli, jak powinnam pokierować swoim życiem. Choć nikt nie wiedział, co czuję i jak to jest być na moim miejscu.
- W takim razie, niby na kogo zasługuję? Może na ciebie, zdradzającego mnie na prawo i lewo z moją siostrą? Stephan, dość tego. Przestań mieszać mi w głowie i pozwól ułożyć życie. Sam odbudowujesz swój związek z Mel, a mi robisz wyrzuty o spotkania z Erickiem? Na co mam czekać? Na coś, co nigdy się nie wydarzy? Do końca życia mam być sama, bo Melanie udało się nas skutecznie rozdzielić? Dajemy temu wszystkiemu spokój. Obydwoje mamy własne życia, które kompletnie się od siebie różnią. Nie mamy ze sobą, już nic wspólnego i to od bardzo dawna. Nas, ani nawet naszej przyjaźni, już nie ma. Dlatego, przestańmy oszukiwać samych siebie. Szczerze życzę ci powodzenia, zarówno w życiu prywatnym, jak i dalszej karierze. Ale będzie lepiej, jak nie będziemy utrzymywać kontaktów - wiedziałam, że zraniłam go tymi słowami. Nie miałam jednak innego wyjścia. To się musiało skończyć. Musieliśmy pozbyć się wzajemnej miłości, rozpoczynając na nowe relacje z innymi osobami. Poza tym, byłam już zmęczona tym, że mówił jedno, a robił drugie. Stephan od zawsze był niekonsekwentny w swoich czynach. Zaprzeczał sam sobie, nie chcąc kogokolwiek zranić. Myślał, że wszystko poukłada się samo. Stanowiło to jedną z największych jego wad. Czym często, doprowadzał mnie do szału. Pod tym względem, byliśmy do siebie łudząco podobni. Wielokrotnie zarzucając sobie nawzajem brak asertywności. Nic z tym jednak nie zrobiliśmy, aż w końcu się to na nas zemściło.
- Przykro mi, że tak stawiasz sprawę. Jednak w porządku, zrozumiałem. Postaram się, uszanować twoją decyzję. Powodzenia, Rosie. Na pewno dokonasz wielkich rzeczy - odgarnia mi z twarzy, kilka rozwianych przez wiatr kosmyków. Patrząc w moje oczy. Mam wrażenie, że chciał powiedzieć coś zupełnie innego niż usłyszane przeze mnie słowa. Ale uznał, że nie ma to najmniejszego sensu.
Byłam mu za to wdzięczna. Nie chciałam od niego żadnych wyznań, czy deklaracji nie mających prawa się ziścić.
Patrząc, jak odchodzi ode mnie bez słowa.
Starałam się z nim ostatecznie pożegnać, choć nie byłam przekonana, czy wystarczy mi życia, abym tego dokonała.





- Przepraszam za spóźnienie. Ale nieoczekiwanie, musiałem się na chwilę pojawić w pracy. Przyszedł ważny klient, którego nie mogłem zlekceważyć - w drodze na lotnisko. Eric tłumaczy mi powód swojego spóźnienia.
Był doradcą finansowym w jednym z lokalnych banków. Świetnie sprawdzał się na tym stanowisku, ku mojemu początkowemu zdziwieniu.
Niedawno zrozumiałam także, że dostał tę pracę ze względu na swoje umiejętności, a nie rodzinne koneksje. Musiałam sama przed sobą, przyznać się do błędy i złego oceniania jego osoby w przeszłości. Kiedy to myślałam, że o nic nie musi się starać, bo z góry to dostanie.
- Nic się nie stało. Spokojnie zdążymy. Możesz przestać się denerwować - posyłam w jego stronę, uspokajający uśmiech. Po czym on, łączy nasze dłonie. W oczekiwaniu na zmianę świateł.
Przyglądam się im w milczeniu, próbując wmówić sobie, że mam wszystko, co potrzebne mi do szczęścia.




To właśnie z Erickiem, spędzałam większość czasu. W ciągu ostatnich dni. Nie chcąc, przysłuchiwać się prowadzonym w domu, kilka razy dziennie rozmowom na temat kupna mieszkania przez Melanie i Stephana, czy tego jak będzie wyglądał pokój dla ich przyszłego dziecka.
Gdy byłam tego wszystkiego nieświadoma, zdecydowanie mniej cierpiałam.

Dlatego wolałam spotykać się z Erickiem, przy którym z każdym dniem czułam się lepiej.
Coraz bardziej się przed nim otwierałam. Potrafiąc powoli zacząć zwierzać ze swoich, najgłębiej skrywanych odczuć.

Zaczynał zastępować mi Stephana. Przejmując jego rolę, którą pełnił w moim życiu.




Wyglądając przez okno samochodu, nieoczekiwanie zauważam swoją siostrą, idącą po chodniku w towarzystwie, zupełnie nieznanego mi mężczyzny w średnim wieku, wyraźnie od niej starszego. Wyglądali na bardzo dobrych znajomych. Jednak ja, widziałam go po raz pierwszy w życiu.
Nie rozumiałam, skąd ona się tutaj w ogóle wzięła. Powinna w końcu być teraz na zajęciach. To wszystko, wydawało mi się dosyć podejrzane.




- Eric, popatrz uważnie. Znasz może tego mężczyznę? Idącego obok mojej siostry. Nie wygląda mi na znajomego ze studiów. Nic z tego nie rozumiem - pytam, wskazując na swoją siostrę i jej tajemniczego towarzysza. Mając nadzieję, że może on mi pomoże, odkryć tę tajemnicę. W końcu nadal mieszał tutaj i dużo lepiej orientował się w otoczeniu i mieszkających tu osobach niż ja.
- Widzę go pierwszy raz w życiu. Nie mam pojęcia, kto to jest. Wiesz, że nie mam z nią, tego samego kręgu znajomych. Zresztą twoja siostra, nie powinna być teraz, gdzieś indziej? Mówiłaś, że od rana ma jakieś wykłady - odpowiada mi. Mogłam się spodziewać, że to usłyszę. Ale coś nie pasuje mi w jego odpowiedzi. Mam wrażenie, że nie mówi mi prawdy. W końcu zdążyłam poznać go na tyle, że wiedziałam, kiedy próbuje coś ukryć.
Nie mam jednak stuprocentowej pewności, dlatego odpuszczam. Nie zaprzątając sobie tym dłużej głowy.
Obiecałam niedawno samej sobie, że nie będę ingerować w nic związanego z Melanie.





- Będę za tobą, strasznie tęsknił. Nie wiem, jak ja wytrzymam te kilka tygodni - Eric ku mojemu ogromnemu zdziwieniu, naprawdę zdecydował się przyjąć propozycję pracy w Anglii. Na dodatek, zamierzał przeprowadzić się do Londynu. Organizacja tego, wymagała jednak czasu. Dlatego siłą rzeczy, na razie musieliśmy się ze sobą rozstać. 
- Ja też będę tęskniła. Ostatnio za bardzo się do ciebie przyzwyczaiłam - mówię lekko zawstydzona. Przytulając się do niego. Nie zważam przy tym ma tłum ludzi na lotnisku, którzy mijają nas w pośpiechu.
- Więc polubiłaś mnie, choć troszeczkę? - pyta ze śmiechem. Przesuwając swoją twarz do mojej.
- Może nawet, trochę więcej niż troszeczkę - Eric niweluje ostatnie centymetry dzielące nasze usta, łącząc je ze sobą. Całujemy się ze sobą, jak para zakochanych. Mimo że w tej kwestii, nic nie zostało między nami ustalone. Nie zważam jednak na to w tym monecie, ponieważ każdy nasz następny pocałunek, niósł za sobą nowe, ekscytujące doznania.




- Zadzwoń, gdy będziesz już na miejscu. Chcę wiedzieć, że bezpiecznie dotarłaś – słyszę od niego na pożegnanie.
- Dobrze. Czekam na twoje obiecane odwiedziny. Mam nadzieję, że one niedługo nastąpią - całuję go ostatni raz przelotnie w usta. Po czym, zmierzam w stronę bramek, gdzie ma się odbyć odprawa.




Rozglądam się po londyńskim lotnisku Heathrow. W poszukiwaniu Lisy. Obiecała, że mnie odbierze, abym nie musiała tłuc się przez niemal całe miasto taksówką, która zrujnowałaby mój skromny budżet do reszty. Życie w stolicy Anglii, nie należało do najtańszych. Zwłaszcza z pensji, początkującej dziennikarki, pochodzącej z innego kraju, która chciała być samodzielna i samowystarczalna. 




- Rose, jesteś nareszcie. Myślałam już, że przepadłaś na dobre i nie wrócisz. Brakowało mi ciebie. Nie miałam z kim omawiać, najnowszych plotek z redakcji - słyszę radosny ton głosu Lisy. Jak zwykle szeroko uśmiechniętej, mającej niesamowicie optymistyczne podejście do życia. 
- Przynajmniej przyznałaś się do czego jestem ci potrzebna - odpowiadam jej ze śmiechem. Przyjaźnie się z nią witając. Następnie ruszając za nią w stronę wyjścia.
- Jak minął pobyt w domu? Obyło się bez szkód? Mam nadzieję, że wszyscy cali – mruga do mnie. Lubiłam w niej to, że zawsze podchodziła do wszystkiego z humorem. Poważne problemy traktując z dystansem i zbytnim nie przyjmowaniem się nimi.
- Obyło się bez wybuchu wojny, ale daleko do ideału relacjom w mojej rodzinie. Opowiem ci zresztą wszystko, jak dotrzemy do mojego mieszkania. To trochę dłuższa rozmowa. Wydarzyło się kilka, niespodziewanych rzeczy. Liczę, że masz trochę wolnego czasu? - chciałam móc się jej wygadać i poprosić o opinię, co powinnam zrobić z dalszą relacją z Erickiem.
- Dla ciebie zawsze go znajdę. W końcu jestśmy przyjaciółkami - posyłam jej pełne wdzięczności spojrzenie. Dobrze było mieć świadomość, że mam choć jedną osobę, na którą mogę liczyć.





Po niecałej godzinie, docieramy do mojego mieszkania. Z radością pokonuję kolejne piętra. Dzielące mnie od mojego celu.

Otwieram drzwi, rozglądając się po znajomych kątach, które urządzałam z dużym zaangażowaniem. Nareszcie czując się komfortowo. Naprawdę stęskniłam się za tym miejscem.





- Napijesz się czegoś? - pytam, odstawiając walizkę za drzwi sypialni. Miałam zamiar zająć się jej rozpakowaniem wieczorem, albo jutro.
- Kawy, jeśli ją masz - patrzy na mnie sugestywnie. Wiedząc, że najczęściej mam pustą lodówkę, a szafki w kuchni, pełnią rolę ozdobną. Będąc w większości pustymi. Nigdy nie było mi po drodze z zakupami.
- Powinna, jeszcze być - kieruję się do kuchni, w poszukiwaniu potrzebnej mi rzeczy.




Gdy nareszcie, siadamy z Lisą w moim niewielkim salonie. Wraz z dwoma kubkami kawy. Streszczam jej ostatnie wydarzenia, jakie miału miejsce na przestrzeni ponad dwóch tygodni, spędzonych w Niemczech. Najwięcej czasu, poświęcając swojej relacji z Erickiem. Nadal nie byłam pewna, czy zmierza ona we właściwym kierunku i czy na pewno, tego właśnie chcę.
Byłam w tym wszystkim pogubiona i potrzebowałam kogoś, kto spojrzy na to trzeźwym okiem.




- Akurat czegoś takiego, bym się w życiu nie spodziewała. Rose, nie wiem, co mam ci w tej kwestii doradzić. Sama powinnaś zdecydować i pójść za głosem serca. Ono będzie tutaj najlepszym doradcą. Wybierz mądrze i nie pakuj się w coś, jeśli nie będzie miało to przyszłości. Dość się już wycierpiałaś. Przede wszystkim, zastanów się nad tym, czy rozdział ze Stephanem, jest rzeczywiście skończy - Lisa przerywa chwilowe milczenie, jakie między nami zapanowało. Starając się rzeczowo ocenić sytuację.
- Oczywiście, że to skończone. On żeni się z Mel i nic tego nie powstrzyma - nie wiem kogo próbuję bardziej do tego przekonać. Moją rozmówczynię, czy siebie.





- Nadal jednak nie wierzę, że nie poszliście z Erickiem na całość. Może taka wspólna noc, trochę by ci wszystko rozjaśniła, a przynajmniej byś się trochę odstresowała. Przydałoby cię to - z ledwością przełykam pitą przez siebie kawę. Była, jak zwykle bezpośrednia. Gromię ją wzrokiem, słysząc ostatnie słowa. Lisa w tej kwestii od zawsze miała, zbyt mocno liberalne, jak dla mnie podejście. Nie widziała nic złego w chodzeniu do łóżka po pierwszym spotkaniu z nowo poznanym mężczyzną. Bez względu na to, czy wiązała z nim swoją przyszłość, czy nie. Ja kierowałam się wyznaczonymi sobie zasadami. Starając się ich, prawie zawsze przestrzegać.
- Doskonale wiesz, że nie śpię z kim popadnie. Taka relacja bez zobowiązań, nie jest dla mnie. Muszę najpierw, czuć jakąś emocjonalną więź z tą osobą, aby być w stanie, zdecydować się na taki rodzaj bliskości. To kwestia, przede wszystkim zaufania - tłumaczę jej po raz kolejny. Wcale nie przejmując się swoim odmiennym i nie spotykanym często w dzisiejszych czasach podejściem.
- Wiem, wiem. Tak cię tylko podpuszczam. Ale chyba, sama udzieliłaś sobie odpowiedzi na targające tobą wątpliwości. Nadal nie ufasz do końca Ericowi, ani nie zaangażowałaś się uczuciowo w waszą znajomość. Nie wyglądasz na zakochaną, ani nawet zauroczoną dziewczynę. Ktoś inny, wciąż gości w twoim sercu, nieprawdaż? Więc chyba będzie lepiej, aż na razie wstrzymasz się z jakimiś poważniejszymi deklaracjami. Skoro Eric powiedział, że zaczeka to daj wam ten czas - radzi mi przyjaciółka, z którą musiałam się niestety zgodzić.




Po odrzuceniu wszelkich uprzedzeń i przeciwności związanych z moją siostrą na bok. To nadal Stephanowi, ufałabym bardziej i to nadal do niego, żywiłam dużo głębsze uczucia. Choć Eric był naprawdę w porządku i posiadał wiele zalet. Wciąż czegoś mi w nim brakowało. Szukałam w nim, sama nie do końca wiedząc czego, co pozwoliłoby mi obdarzyć go uczuciem.
Z drugiej strony, chciałam nareszcie pójść naprzód i znowu poczuć się dla kogoś najważniejsza i kochana. Móc dzielić z kimś swoje radości i troski.
Wiedziałam, że wraz z odwiedzinami Ericka, będę musiała nareszcie się na coś zdecydować. Nie mogąc wymagać, że będzie na mnie czekał w nieskończoność. Jednakże im dłużej o tym myślałam, tym coraz bardziej obawiałam się nadejścia tego momentu.


________
Powolutku zbliżamy się do kulminacyjnych wydarzeń w tym opowiadaniu.
Dlatego z rozdziału na rodział, powinno robić się ciekawiej. 

5 komentarzy:

  1. Przestraszyłam się bo jakoś zamiast kulminacyjnych zobaczyłam że zbliżamy się do końca 😵 Ale szybko mi się rozjasnilo i odetchnelam z ulgą
    Muszę chyba zacząć od bezpośredniej Lisy, bo ja polubiłam i tak samo jak ona zastanawiam się dlaczego Rose nie poszła z Erickiem na całość XD
    Co do Ericka to nie wiem czy to zamierzone ale z rozdziału na rozdział lubię go coraz bardziej i jest to dosyć duża tendencja wzrostowa. On niedługo pobije Stephana, który jest głównym bohaterem. Gość jest po prostu spoko i pojawił się w odpowiednim momencie zdobywając moja sympatie. Już nie mogę doczekać się jego przeprowadzki do Angli 😊🇬🇧
    A Stephan to by się wstydził, bo przy Ericku to jest zwykłym kołkiem, który nic nie umie zrobic. Ani nie wyjaśnił nic z Rosie, ani nie rozstał się z Mel. Więc pytanie brzmi co on w ogóle zrobił oprócz przeżywania nieszczęśliwej miłości do Rosie? A wszystko przez niego, że jest taki łatwo wierny i dał się oszukać. No i co gorsze? Nadal żyje w tym zaklamamym związku. Dziecko ja na bank nie jest jego, a on się w to wladowal i jak nadal będzie zwlekać to zostanie w tym bagnie.
    Mel się pojawiła pobocznie i dobrze! Ulga. Nadal uważam że jest zdradziecka pinda i płaciła się z kimś i wrabia Stephana. Pewnie z tym fagasem co szła! Niech tylko prawda wyjdzie na jaw!!!
    Rose hmmm ta to ma dalej ciężko, ale przynajmniej na coś się już zdecydowała czyli powrót. I dobrze bo jej urlop trwał i trwał XD już się bałam że ja zwolnią hahah ale i tak jestem w szoku że wróci na wesele. Oby do tego czasu albo Erick coś podziałał albo Stephan się ogarnął. Któryś z nich musi coś zrobić. Liczę na nich 😇
    Życzę dużo weny. Przesyłam uściski,
    N

    OdpowiedzUsuń
  2. Na początku bardzo Cię przepraszam Kochana, że nie skomentowałam dwóch poprzednich rozdziałów :* Tak jeszcze się do nich odnosząc... Pocałunek Rosie i Stephana był raczej nieunikniony, oboje tego chcieli, zresztą wcale im się nie dziwię. Mimo wszystkiego, co się wydarzyło dalej się kochają i dali upust swoim emocjom. Później bałam się, że Mel nakryje Rosie w domu Stephana i rozpocznie awanturę ponownie obwiniając o wszystko siostrę, ale na szczęście nie doszło do konfrontacji. Rosie usłyszała ich rozmowę no i masz... Temu też się nie dziwię, bo ten widok i ta rozmowa musiała ogromnie zaboleć. To wszystko jest takie trudne :(
    Przechodząc do tego rozdziału... Urlop Rosie dobiegł końca. Na szczęście. Już nie będzie musiała znosić obecności Mel i odetchnie, o ile to w ogóle możliwe. Jedynym pozytywnym aspektem tej wizyty było wyjaśnienie sprawy z rodzicami. Oby chociaż w tych relacjach wszystko było dobrze.
    Ech, Stephan... Nie ma prawa robić Rosie żadnych, absolutnie żadnych wyrzutów z powodu tego, że widział jej pocałunek z Erickiem. No na Boga, on sam za niedługo zostanie mężem jej siostry i tatą, więc... No nie ma prawa. Mógłby się ogarnąć i zachować, jak na prawdziwego faceta przystało. Czyli walczyć o swoją jedyną i prawdziwą miłość. Zdaję sobie sprawę z tego, że łatwo powiedzieć, ale... Powinien! :D Mel coś knuje... Jej zachowanie jest podejrzane i to bardzo i naprawdę coraz bardziej mam wątpliwości, co do tego, że ojcem jej dziecka będzie Stephan. Mam nadzieję, że niedługo jej grzeszki wyjdą na wierzch.
    Rosie postanowiła zacząć wszystko od nowa, bez Stephana, bez przeszłości, tylko u boku Ericka, który zdecydował się na przeprowadzkę do Londynu. Poważny krok. I tak jak radziła jej Lisa, niech się nad tym poważnie zastanowi. Skoro Erick powiedział, że da jej tyle czasu, ile będzie potrzebowała, niech to wykorzysta. Nadal kocha Stephana... Nie jest łatwo, o ile w ogóle zapomnieć o tym wszystkim. A przede wszystkim o tej miłości. Wydaje się, że Erick ma czyste intencje i obym się nie pomyliła. Z niecierpliwością czekam na dalszy rozwój wydarzeń! :)
    Pozdrawiam i życzę dużo weny ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak jak Natola przestraszyłam się że Ty chcesz napisać o końcu. Już chciałam zacząć swój protest 😂
    Z jednej strony cieszę się że Rose wyjeżdża. Odpocznie od całej tej sytuacji która jest dla niej cholernie trudna. Z drugiej strony zostawia Mel że Stephanem. Co już mi się nie podoba.
    Dziwię się jej że chce wrócić na ślub. Ja na jej miejscu nie byłabym w stanie tego zrobić.
    No to ja chyba jestem inna😂 . Bo z rozdziału na rozdział coraz mniej lubię Erica.I coraz częściej chłopak wydaje mi się nieszczery. Czasem przez myśl mi przechodzi że on coś kombinuje z Mel. Chyba zaczynam snuć teorie spiskowe😂😂😂.
    Mam nadzieje że Rose w Londynie .Z dala od domu spojrzy na wszystko z dystansem. Bo mimo wszystko ciągle kocha Stephana . A jego ślub z Mel tylko z powodu dziecka nie jest dobrym pomysłem. Bo ja rozumiem że dziecko musi mieć oboje rodziców itp itd ale bycie z sobą z przymusu to najgorsze rozwiązanie. I może Rose powinna też w ten sposób na to spojrzeć.
    Pozdrawiam cieplutko. I z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten rozdział podobał mi się głównie dlatego, że był zdecydowanie spokojniejszy niż poprzednie. Nie było żadnych nieprzewidzianych zdarzeń, żadnych bezsensownych kłótni. To też mi się podoba, bo wydaje mi się, że Rose mniej więcej ogarnęła swoje życie.
    Zacznę może od końca. Przede wszystkim cieszę się, że wróciła do Londynu. Dzięki temu chociaż na chwile oderwie się od tego wszystkiego, co stało się przez ostatnie tygodnie. Teraz ma czas, by wszystko na spokojnie przemyśleć, spojrzeć na swoją sytuacje z daleka, nabrać dystansu.
    A to bardzo ważne, bo nadal nie jest pewna swoich uczuć, co do Erica. Wie, że to porządny chłopak, ktoś, z kim warto się związać, ktoś, kto się o nią martwi. Z logicznego punktu widzenia, jest prawie idealnym kandydatem na partnera. Nic tylko dalej rozwijać tę znajomość.
    Jednocześnie jednak Emily czuje, że to nie to, że to nie jest bezgraniczna, obezwładniająca miłość, którą powinna odczuwać. Nadal gdzieś tam w sercu ma Stephana i podświadomie wie, że to właśnie on jest miłością jej życia. Pytanie tylko, co z tym zrobi? Na szczęście ma trochę czasu, by się nad tym zastanowić.
    Dobrze, że ma obok siebie Lisę, z którą w razie czego zawsze może porozmawiać. Dobra przyjaciółka to podstawa.
    Troszkę martwi mnie stan zdrowia mamy Emily. Miejmy nadzieję, że nie dzieje się nic poważnego, bo dziewczyna nie potrzebuje teraz dodatkowych zmartwień.
    Oczywiście Stephane w tym rozdziale po raz kolejny wykazał się inteligencją na poziomie chomika. Okej, rozumiem, że nadal ją kocha, ale za dużo błędów popełnił, by dziewczyna mogła mu tak po prostu wybaczyć. Jeszcze minie sporo czasu zanim odzyska jej zaufanie.
    Strasznie ciekawi mnie, co takiego dla nas szykujesz. Dużo weny życzę i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam
    Violin

    OdpowiedzUsuń
  5. Powinno robić się ciekawiej? Dziewczyno! Dla mnie każdy Twój rozdział jest niezmiernie ciekawy i za każdym razem zaskakuje się, że to już koniec haha.
    Ha! Wiedziałam! Wiedziałam, że moje podejrzenia i mieszane uczucia wobec Erica nie są bezpodstawne. Po prostu to czułam, a dzisiaj się przekonałam, że choć troszkę mam rację. Po pierwsze, skąd on wiedział że Melanie powinna być na wykładach? Skoro jak sam twierdzi, nie są znajomymi? Ok, może Rose mu coś wspomniała, ale ta jego odpowiedź ... jakby od Melanie wiedział co robi, albo co powinna robić w danym momencie. I ta podejrzliwość Rose co do jego słów o "znajomym" siostry. Coś mi tu zaczyna śmierdzieć. Wiedziałam, że Eric nie pojawił się od tak przypadkowo. Ugh, ja tu nie wytrzymam z ciekawości teraz xD Jak się okaże, że Melanie ma starszego faceta to padnę ... !
    Rose wyjechała. Powiem Ci szczerze, że ja i tak podziwiam ją za to, że w ogóle ma zamiar pojawić się na ślubie. Ja osobiście bym to olała. Rodzice powinni to zrozumieć, a siostra ... miałabym gdzieś to co sobie pomyśli. Szczególnie po tym co jej zrobiła.
    Stephan robi wszystko, aby odbudować relacje z Rose, ale miota się sam w tym wszystkim. Jest bezradny. Chce czegoś, ale wie, że nie może. Przez to jedno ma pretensje do drugiego o coś, o co nie powinni. Nie ciekawa sytuacja. Dlatego nie mogę się doczekać, kiedy wszystko się wyjaśni :)Chociaż mam podejrzenia, wiem że nas czymś bardzo zaskoczysz!
    Cieszę się że Rose ma w Londynie Lisę, która ją wysłucha i doskonale rozumie co się dzieje w jej głowie. To oczywiste że dziewczyna nic do Erica nie czuje. Przyjaciółka, mimo że dopiero usłyszała o całej tej sytuacji, bez problemu wszystko zrozumiała.
    Rose chce zrobić krok do przodu w swoim życiu, ale jest to niemożliwe ... przynajmniej do chwili, aż wyjaśnią się wszystkie tajemnice.
    Pozdrawiam i zapraszam na nowość u mnie ;*

    OdpowiedzUsuń