Znajdując
się w delikatnym uścisku Ericka, staram się opanować, coraz
większy mętlik panujący w mojej głowie. Przytulam się mocniej do
niego z nadzieją, że to pomoże, gdy myśli jedna za drugą,
przelatują mi przez głowę bez większego sensu. Nie dając, ani
chwili wytchnienia.
Byłam
zła, zniechęcona i wykończona mijającym
dniem.
A co najgorsze, pod dosyć wyraźnym wpływem alkoholu, który
skłaniał mnie wyłącznie do popełniania kolejnych głupot,
których jutro na pewno będę żałować. Nie myślałam
racjonalnie, zupełnie nie przejmując się konsekwencjami swoich
poczynań. Zachowywałam
się w sposób, jaki w życiu nie miałby miejsca, gdyby nie wypity
wcześniej alkohol.
Spoglądam
na swojego towarzysza, który wyraźnie pogrążony we własnych
myślach. Patrzy przed siebie, gładząc mnie delikatnie po plecach.
Ciekawiło mnie, o czym tak rozmyśla. Ale nie miałam odwagi
zapytać. Nadal nie można nas było nazwać, choćby przyjaciółmi.
Dlatego też, nie chciałam wyjść na zbyt ciekawską. Co
niewątpliwie było moją wadą. Od zawsze, chciałam wszystko
wiedzieć. Tym razem, miałam zamiar się jednak powstrzymać. Moje
relacje z Erickiem, szły w dobrym kierunku, dlatego nie chciałam
niczego zepsuć.
Od
kilkunastu już minut, panowała
między nami, niczym nie przerywana cisza. Właściwie od momentu,
tego zupełnie niespodziewanego pocałunku, który sama
zainicjowałam. Żadne z nas nie wiedziało, co ma powiedzieć, ani
jak wytłumaczyć to wydarzenie. Woleliśmy więc milczeć. Nie
wiedząc, czy znaczył on cokolwiek dla tej drugiej strony. Choć
zrobiłam to pod wpływem impulsu, wcale tego teraz nie żałowałam.
Nadszedł najwyższy czas, abym poszła naprzód i rozpoczęła na
nowo poszukiwania, kogoś przy kim zapomnę nareszcie o samotności.
Na
jakiś sposób nasz pocałunek, był dla mnie przyjemny. Wywoływał
pozytywne odczucia, a ja nie miałabym nic przeciwko, aby w
przyszłości go powtórzyć.
Nie
mogłam odmówić Erickowi
zaangażowania, jakie wkładał w tą wymianę czułości między
nami. W dodatku, musiałam przyznać sama
przed sobą,
że zdecydowanie potrafił całować. Sprawił, że choć na chwilę
zapomniałam o wszystkim innym. Skupiając się wyłącznie na jego
osobie. I choć miałam świadomość, że jutro mogę całkiem
inaczej na to wszystko spojrzeć, mając zapewne ochotę zapaść się
pod ziemię ze wstydu. Dziś się tym nie przejmowałam.
Najważniejsze było dla mnie, że przestałam rozpamiętywać
kłótnię z Melanie i swoje beznadziejne położenie w całej tej
sytuacji, do
której doprowadziła.
To
ona posiadała wszystkie asy, którymi mogła na wszelkie sposoby
zagrywać. Ja nawet nie miałam, jak podjąć z nią walki. Na samym
już starcie, nie mając praktycznie żadnych argumentów.
-
Odwiozę cię do domu. Powinnaś się położyć. Prawie tutaj
zasypiasz. W dodatku jest dosyć późno - otwieram przymknięte
oczy, słysząc głos Erica. Jeszcze chwila i pewnie, udałoby mi się
na dobre zasnąć. Czując
się bezpiecznie i komfortowo w jego objęciach.
-
Nie chcę wracać do
domu.
Przede wszystkim, nie chcę widzieć Mel. Dlatego, ja się stąd nie
ruszam. Zostań tu ze mną - proszę go, choć ten pomysł, jest
kompletnie absurdalny.
-Rose,
nie ma mowy. Nie zostaniesz tutaj na noc, co to w ogóle za pomysł?
Jakby nie wystarczał sam fakt, że okolica nie zachęca do spania. Na
dodatek robi
się, coraz chłodniej - próbuje przemówić mi do rozsądku.
-
Nie jest mi wcale zimno. Właściwie to, nawet za gorąco. Ale jeśli
już tak bardzo chcesz, to możemy pójść
gdzieś indziej. Przyda się mi trochę rozrywki - ściągam swoją
lekką kurtkę z wyraźnymi problemami. Zostając w cienkiej bluzce.
Po czym, zaczynam się śmiać bez żadnego większego powodu. Nie
mogąc się opanować. Zdecydowanie byłam pijana.
-
Zapomnij o
jakichkolwiek imprezach.
Tobie wystarczy już na dziś wrażeń. Obiecuję, że będą do tego
inne, dużo lepsze okazje. Zaufaj mi, jutro podziękujesz za moją
odmowę. A teraz się ubierz, bo jeszcze się rozchorujesz - jest
nieprzejednany. Podnosi się z zajmowanego przez nas miejsca i pomaga
wstać, także mnie. Niemal od razu, czuję delikatny zawrót głowy.
Chyba rzeczywiście, powinnam jak najszybciej się położyć. Jeśli
nie chcę, jutro przeżywać prawdziwej męki.
Po
dotarciu do samochodu, podczas czego kilkukrotnie się potykałam i
tylko dzięki obecności Ericka.
Nie zaliczyłam, spektakularnego spotkania z ziemią.
Droga
do mojego domu, upływa nam na błahej rozmowie. Dotyczącej
wspominania tych wspólnych, wyjątkowo rzadkich momentów z
przeszłości, gdzie nie toczyliśmy ze sobą żadnych
sporów.
Musiałam
przyznać, że z każdym naszym spotkaniem, coraz lepiej i swobodniej
czułam się w jego towarzystwie. Lubiłam go, coraz mocniej. Co
kiedyś wydawało się, czymś nie do pomyślenia. Nie
wiedziałam, czy to rozsądne, że zaczęłam mu ufać. Miałam tylko nadzieję, że tym razem tego nie pożałuję i kolejny raz się nie
rozczaruję.
-
Dziękuję za wszystko. Gdyby nie ty, byłoby ze mną zdecydowanie
gorzej. Będę musiała ci się kiedyś odwdzięczyć za dzisiejszy
wieczór - zaczynam na pożegnanie, gdy zatrzymuje się przy moim
domu.
-
Nie masz, za co dziękować. Nie zrobiłem nic wyjątkowego. Od tego
ma się znajomych. Ale skoro chcesz się zrewanżować, to z chęcią
coś wymyślę. Porozmawiamy o tym jutro. Teraz marsz do domu i
grzecznie spać. Dobranoc - całuje mnie przelotnie w policzek,
uśmiechając
się przyjaźnie.
Ogromnie dużo zyskał w moich oczach, podczas minionych godzin. Nie
próbował wykorzystać w żaden sposób sytuacji i kontynuować
tego, co zaczęłam. Wręcz przeciwnie, starał się ostudzić moje
emocje. Nie chcąc, abym czegoś potem żałowała. W jego starszej
wersji, doskonale mi znanej. Nie miałby przed tym żadnych oporów i
na pewno wylądowalibyśmy w łóżku w jakimś tanim hotelu. Czego
potem, nie darowałabym sobie do końca życia.
-
Dobranoc - odpowiadam mu z uśmiechem. Po raz pierwszy dostrzegając,
że ma zniewalające spojrzenie. Do tej pory, nie zwracałam uwagi na
takie szczegóły. Całą uwagę, skupiając wyłącznie na
przeszłości. Miałam zamiaru to zmienić i to w niedalekiej
przyszłości.
-
Poradzisz sobie sama? - pyta, gdy wysiadam z samochodu. Nabierając
do płuc, świeżego powietrza.
-
Tak, nie martw się. Już
mi lepiej. Do
zobaczenia - macham mu na pożegnanie.
Dopiero
naciskając na klamkę furtki, która nie ustępuje. Przypominam
sobie o istotnej kwestii. Wychodząc w pośpiechu po kłótni z
siostrą, zapomniałam kluczy. A teraz wszystko, było zamknięte na
trzy spusty. Nic w tym dziwnego, było krótko przed północą.
Przeklinam swojego pecha, nie wiedząc, co mam teraz zrobić.
Nie
chciałam, aby rodzice oglądali mnie w takim stanie. Dlatego nie
mogłam ich obudzić, aby dodatkowo nie przysparzać im zmartwień,
tym razem o moją osobę. Mieli ich, aż zanadto. Na Melanie, tym
bardziej nie mogłam liczyć.
Ze
złością, szarpię się jeszcze przez chwilę z furtką, jakby
miało mi to
w
czymś pomóc. A zamek w magiczny sposób ustąpił. Dla postronnych
osób, wyglądałoby to przezabawnie.
Ale
byłam tak zdesperowana, że było mi wszystko jedno.
-
Rose, co ty wyprawiasz? Chcesz obudzić całą okolicę? Hałasujesz
od kilku już minut - odwracam głowę w bok. Dostrzegając idącego
w moją stronę Stephana. Czy mogłam mieć większego pecha? Nie
miałam pojęcia, skąd on się tutaj w ogóle wziął. Powinien być
teraz już dawno w swoim domu, a nie stać przede mną i bacznie
obserwując z delikatnym uśmiechem rozbawienia. Wyraźnie
bawiła go moja dezorientacja na jego niespodziewane pojawienie.
-
A nawet jeśli chcę, to co? Nie wolno mi? Nie powinno cię
interesować nic związanego ze mną. Dlaczego w ogóle mnie
śledzisz? - pytam głupio, patrząc na niego ze złością. Zawsze
pojawiał się w najmniej odpowiednich momentach.
-
Nie moja wina, że słychać cię wszędzie. Chciałem
sprawdzić, co się dzieje. Czy ty coś piłaś? Dlaczego tak
nierozsądnie postępujesz? Alkohol nie jest rozwiązaniem w żadnym
przypadku - przygląda mi się z wyraźnym zmartwieniem. Czym tylko,
dodatkowo mnie irytuje. Zachowywał się tak, jakby nie wiedział, o
całej skomplikowanej sytuacji, w której sam brał udział.
-
Znowu zaczynasz? Ile razy mam ci powtarzać, żebyś nie wtrącał
się do mojego życia? Będę robiła, co chcę i z kim chcę, a
tobie nic do tego. Nie chce mi się z tobą rozmawiać, wracaj do
siebie. Nie martw się, nie będę dłużej zakłócać twojego
spokoju - mówię oburzonym tonem. Chciałam
się go, jak najszybciej stąd pozbyć.
-
Nie zostawię cię w takim stanie samej. Doskonale wiem, do czego
jesteś zdolna, gdy przesadzisz z alkoholem. Całkowicie tracisz nad
sobą kontrolę, nie zastanawiając się nad konsekwencjami. Jeszcze
znowu wpadniesz na pomysł, przekonania się jak wygląda widok z
belki na skoczni. Albo będziesz chciała iść do burmistrza z
groźbą, że napiszesz artykuł o jego licznych nadużyciach władzy
- rumieńce zawstydzenia wpływają na moje policzki, gdy przypomina
o moich szalonych pomysłach z przeszłości. Przed realizacją
których, zawsze mnie powstrzymywał.
-
Skończyłeś? Może teraz ja przypomnę ci twoje
genialne pomysły?
A było ich znacznie więcej. Skoro już wytykamy sobie żenujące
sytuacje z przeszłości, to niech działa to w dwie strony - atakuję
go. Ale pozostaje niewzruszony. Zdecydowanie
był bardziej opanowany ode mnie.
-
Nie musisz. Kiedy indziej sobie powspominamy. Teraz idziemy,
przenocujesz u mnie. Ktoś cię musi przypilnować. Nieźle się
urządziłaś - kręci z dezaprobatą głową, biorąc mnie za rękę,
którą natychmiast wyrywam.
-
Chyba sobie żartujesz. Nigdzie z tobą nie idę. Tamte czasy, gdy
zawsze cię słuchałam. Dawno minęły i nigdy nie wrócą. Nie
musisz czuć się zobowiązany do opieki nade mną. Innych obietnic
nie potrafiłeś dotrzymać, więc tej też nie musisz. Daj mi po
prostu spokój. Raz na zawsze - podnoszę głos, a złość na niego
wprost ze mnie kipi.
-
Jak zwykle uparta. Ale powinnaś wiedzieć, że ja jestem, jeszcze
bardziej - podchodzi do mnie bliżej i nie zważając na moje
protesty. Bierze na ręce. W pierwszej sekundzie,
jestem tak zszokowana, że nie wiem, co mam powiedzieć.
Dopiero
po chwili, odzyskuję rezon. Widząc, jak kieruje się ze mną w
stronę swojego domu.
Na
nic zdawały się moje prośby i groźby, aby mnie puścił. Trzymał
mnie pewnie w swoim ramionach, zupełnie nie zwracając uwagi,
chociażby na moje obelgi, które kierowałam w jego kierunku. Nic
do niego nie docierało, co jeszcze mocniej wprowadzało mnie w
buntowniczy nastrój.
-
Mówiłam ci już, jak bardzo cię
nienawidzę?
- pytam, gdy w końcu stawia mnie na ziemi. Po uprzednim zamknięciu
drzwi od domu.
-
Jakieś tysiąc razy. Przyzwyczaiłem się już - mówi z uśmiechem
pełnym zadowolenia. Stephan zachowywał się tak, jakby ostatnie
lata nie miały miejsca i nadal bylibyśmy najlepszymi przyjaciółmi.
-
To wcale nie jest śmieszne. Znajdź sobie inną osobę do gnębienia
i nieustannego nagabywania. Gdzie zgubiłeś swoich kolegów? Zajmij
się lepiej nimi i ich problemami - wiedząc, że i tak z nim nie
wygram. Posłusznie zaczynam wchodzić po schodach, prowadzących na
górę.
-
Mogą sobie trochę ode mnie odpocząć. Z nimi widzę się prawie na
co
dzień,
a z tobą nie mam do tego okazji - odpowiada mi ze spokojem.
Kompletnie niewzruszony, moim niegrzecznym zachowaniem.
-
Na swoje własne życzenie. Zresztą nieważne, nie ma sensu do tego
wracać. Ostatnio wszystko sobie wyjaśniliśmy - staję przed
drzwiami, prowadzącymi do pokoju gościnnego. Doskonale orientując
się w rozmieszczeniu pomieszczeń w jego domu. Miałam
zamiar wejść do niego i położyć się do łóżka. Mój stan na
nic innego mi nie pozwalał.
Jednak
Stephan mnie zatrzymuje, ku mojemu ogromnemu niezadowoleniu.
-
Wcale, nie. Wyraziłaś tylko swoje zdanie, z którym się nie
zgadzam. Wiesz, że jeszcze nie jest za późno, aby spróbować
wszystko naprawić. Pozwól mi na to - zaczynam się głośno
i ironicznie
śmiać.
-
Niczego się już nie da naprawić. Może gdyby Mel nie była w
ciąży, byłaby na to jakaś szansa. Odwołanie ślubu, to nic w
porównaniu ze wspólnym wychowaniem przez was dziecka. Stephan, ja
po prostu nie jestem w stanie, nawet wyobrazić sobie naszego bycia
ze sobą razem w takim układzie. Jakby to miało wyglądać? Jak
miałbyś brać czynny udział w wychowaniu tego dziecka? Gwarantuję
ci, że Melanie uprzykrzyłaby ci życie na wszelkie możliwe
sposoby. Kto wie, czy nie utrudniała kontaktu z dzieckiem. Które
najbardziej by w tym wszystkim cierpiało. I to przeze mnie.
Zaczęłyby się pretensje, wzajemne oskarżenia, które
doprowadziłby prędzej, czy później do naszego ponownego
rozstania. Nie chcę, kolejny raz tego przeżywać. Nie wytrzymałabym
tego. Skoro nie udało mi się nawet do końca pogodzić z pierwszą
utratą ciebie.
Poza tym, ja chyba nie potrafiłabym zaakceptować, że do końca
życia, będzie cię łączyć z moją
siostrą
coś nierozerwalnego. To po prostu, nie dla mnie - po raz kolejny,
nie pozostawiam mu złudzeń, odnośnie naszej wspólnej
przyszłości.
-
Wiem, że to wszystko jest dla ciebie trudne, bolesne i często nie
do zaakceptowania. Ale to nie zmienia faktu, że cię kocham i nigdy
nie przestanę. Skoro próbowałem i do tej pory, nic mi z tego nie
wyszło. To właśnie ty, jesteś tą jedyną. Chyba od zawsze byłaś.
Nie wiem, po co zmarnowałem tyle czasu na uganianie się za innymi.
Skoro miałem cię obok. Gdybym zrozumiał to trochę wcześniej.
Sytuacja z Melanie, pewnie w ogóle nie miałaby miejsca - jego
kolejne wyznania, niczego mi nie ułatwiały. Wprowadzały jedynie,
kolejne wątpliwości i zamieszanie. W dodatku patrząc na niego,
czułam jak coraz trudniej idzie mi utrzymanie między nami dystansu.
Nie myślałam w
tej sytuacji
trzeźwo, co mogło się bardzo źle skończyć.
-
Stephan, musisz przestać żyć przeszłością, bo to do niczego
dobrego cię nie doprowadzi. Skup się na teraźniejszości. Nie
doradzę ci w kwestii zawarcia małżeństwa z Melanie. To od ciebie
zależy, wasza dalsza przyszłość. Ale proszę cię, zrozum w
końcu, że dla nas nie ma już szansy. Zbyt wiele złego się
wydarzyło - choć staram się brzmieć pewnie, moje słowa nie
zawierają w sobie przekonania.
-
Zawsze można zacząć od nowa. Gdybyś tylko tego chciała - dotyka
delikatnie mojego policzka. Niemal od razu, reaguję na jego dotyk. W
sposób, w jaki od dawna nie powinnam.
-
Chcieć czegoś, a móc. To dwie różne
kwestie. Sam doskonale, powinieneś o tym wiedzieć - patrzę wprost
w jego oczy, co okazuje się najgorszym z możliwych błędów. Tracę
resztki, swojej silnej woli. Przybliżam
się do niego, sekundę później mocno się
do
niego przytulając.
Gdy
znika jego początkowe zaskoczenie moim zachowaniem, odwzajemnia
uścisk. Przyciągając mnie, jeszcze bliżej do siebie.
-
Potrzebuję cię, Stephan. Tak bardzo cię potrzebuję, mimo że to
niemożliwe, abyś jeszcze kiedykolwiek był mój - szepczę, prawie
płacząc. Będąc zupełnie
rozchwiana
emocjonalnie.
-
Ja też cię potrzebuję, Rosie. Chyba nie wyobrażasz sobie nawet,
jak bardzo - odpowiada mi, odsuwając delikatnie od siebie. Wyłącznie
po to, aby zbliżyć swoją twarz do mojej i złączyć nasze usta w
pocałunku.
Nie
protestuję, ani się nie odsuwam, choć wiem że powinnam. To nie
miało prawa się wydarzyć, ale nie potrafiłam tego przerwać.
Nareszcie czując się, jak dawniej. Gdy wszystko było między nami
proste i bezproblemowe.
Odwzajemniam
każdy następny jego pocałunek z ogromnym zaangażowaniem. Nie
myśląc nad tym, co będzie dalej. Żyłam wyłącznie tą jedną,
krótką i wyjątkowo ulotną chwilą. Po której miał nastąpić,
powrót do szarej rzeczywistości, w której nie było miejsca na
naszą miłość. Ona
była czymś niemożliwym i nie mającym szansy realizacji.
Całujemy
się do utraty tchu, zawierając w tym wszystkie swoje uczucia. Które
nie miały racji bytu od bardzo dawna.
-
Zostań dziś ze mną, proszę. Nie chcę być sama - mówię z
przyśpieszonym oddechem. Opierając swoje czoło o jego.
-
Wiesz, że jutro będziesz tego żałować? - przytomnie mi
przypomina.
-
Pewnie będę, ale teraz jest dzisiaj. Dlatego się nie martw,
dopiero jutro ci się oberwie za to, że się zgodziłeś - wchodzę
do pokoju, w którym zdarzało się mi niekiedy nocować. Ciągnąc
za sobą Stephana.
Bez
większego zastanowienia, kładę się na łóżku. Będąc
wykończona. Oczy, praktycznie same mi się zamykały. Chciałam
wyłącznie zapaść w sen i
zapomnieć o całym świecie.
Dlatego
układam się w wygodnej pozycji. Przytulając bez większego
zawahania do Stephana. Któremu w żadnym wypadku to nie
przeszkadzało.
Zachowywał się tak, jakby czekał na coś podobnego od bardzo
długiego czasu.
-
Dobranoc - mówię ledwo przytomnie, układając
się wygodnie. Po czym, powoli zasypiam w jego ramionach.
-
Dobranoc - odpowiada, całując mnie delikatnie w czoło. Oddałabym
wszystko, co mam.
Aby
coś takiego, stało się naszą codzienną rutyną. Niestety, jak
zawsze marzyłam o czymś niemożliwym. O czymś, co nie miało
szansy się zrealizować. Byłam beznadziejnym przypadkiem. Sama
dokładałam sobie cierpienia, brnąc w relację ze Stephanem, choć
powinnam trzymać się od niego z daleka.
Silny
ból głowy i suchość w gardle, wybudzają mnie ze snu, dość
późnym rankiem. Czułam się okropnie i nie miałam nawet siły,
aby otworzyć oczy. Gdy w końcu mi się to udaje, promienie
świecącego słońca, rażą mnie na tyle mocno, że ponownie je
zamykam.
Staram
się, przypomnieć sobie wydarzenia wczorajszego wieczoru. Co wcale
nie okazuje się najłatwiejszym zadaniem. Przypominam sobie rozmowę
z Erickiem, nasz pocałunek. A potem jego odwiezienie mnie do domu.
Reszta wydarzeń jest dla mnie, dość mglista.
Gdy
cień wspomnienia, związanego ze Stephanem przelatuje mi przed
oczami. Natychmiast je otwieram, orientując się, że jestem u niego
w domu. Powoli pamięć do mnie wraca. Wtedy uświadamiam sobie, że
wszystko co związane z jego osobą, nie było tylko zwykłym snem.
Przeklinam
swoją głupotę w myślach, wstając w pośpiechu z zajmowanego
łóżka. Dostrzegając na szafce nocnej. Tabletki przeciwbólowe i
szklankę wody.
Byłam
pewna, że to zasługa Stephana. Doskonale wiedział, że gdy tylko
się obudzę będę w fatalnym stanie. Bez większego zastanowienia,
biorę dwie tabletki. Popijając je dużą ilości wody, która
przynajmniej na chwilę, ugasza moje pragnienie.
Przeglądam
się swojemu odbiciu w łazienkowym lusterku. Zmęczona twarz, miała
niezdrowy odcień, a cienie pod oczami, sugerowały że zdecydowanie
potrzebowałam dużo większej ilości snu. W dodatku włosy
sterczały mi na wszystkie strony. Wyglądały, jakby od tygodnia
nie widziały szczotki. Zdecydowanie nie chciałam, aby ktokolwiek
oglądał mnie w takim stanie.
Musiałam,
jak najszybciej wrócić do swojego domu i doprowadzić się do
porządku.
Schodzę
najciszej, jak potrafię schodami prowadzącymi na dół. Starając
się opuścić dom niezauważona. Nie chciałam natknąć się na
Stephana, a już tym bardziej na jego rodziców. Wstydziłam się
swojego wczorajszego zachowania. A zwłaszcza, że dopuściłam do
tego pocałunku. Z narzeczonym własnej siostry.
Melanie
mogła być podła, wredna i okrutna. Mogłam nie chcieć jej
widzieć, a nawet nienawidzić. Ale to w żadnym stopniu mnie nie
usprawiedliwiało. Chodziło tu o zasady i życie w zgodzie z własnym
sumieniem, które już nie dawało mi spokoju.
Będąc
prawie przy drzwiach, słyszę za sobą głos Stephana. Który nakrył
mnie na próbie wyjścia bez żadnego słowa.
-
Wybierasz się gdzieś? Tak bez pożegnania? Rose, gdzie twoje dobre
maniery? - odwracam się w jego stronę. Dostrzegając szeroki
uśmiech na
jego twarzy.
Był wyraźnie rozbawiony moim zawstydzeniem z powodu braku należytej
kultury.
-
Po prostu się śpieszę. Mam kilka spraw do załatwienia - tłumaczę
się pokrętnie, będąc pewna, że mi nie uwierzył.
-
Daj spokój. Obydwoje wiemy, że chciałaś
uniknąć spotkania ze mną. Zapewne chodzi o wczorajsze wydarzenia,
prawda ? - świetnie mnie odgaduje. Stephan zdecydowanie, zbyt dobrze
mnie znał.
-
To nie powinno było się w ogóle wydarzyć. Najlepiej o tym
zapomnijmy. Zdecydowanie nas poniosło - unikam patrzenia na niego,
mówiąc te słowa.
-
Nie chcę o tym zapominać. Chciałem tego i jestem pewien,
że ty także. Najchętniej powtórzyłbym to, nawet teraz -
przybliża się do mnie, ale natychmiast się odsuwam. Nie mogłam
dopuścić, abyśmy znowu dali się ponieść naszym uczuciom.
-
Stephan, opanuj się. Dom dalej znajduje się twoja narzeczona, która
jest z tobą w ciąży.
Powinieneś mieć to na względzie. Nie jesteś wolny. Jakby
tego było mało, to moja siostra
- upominam go. Zanim to szaleństwo, zabrnie zdecydowanie za
daleko.
-
Właśnie o tym musimy porozmawiać. Dlatego chodź do kuchni. Zjemy
śniadanie i na spokojnie przeprowadzimy tą ważną dla nas rozmowę.
Odnośnie
naszej dalszej przyszłości -
prowadzi mnie za sobą. Na powrót w głąb domu. Gdy dobiega nas
dźwięk dzwonka do drzwi.
Stephan
podchodzi do drzwi wyjściowych, zostawiając mnie w połowie
korytarza. Po chwili odwraca się z dziwną miną w moim kierunku.
-
To Melanie - informuje mnie szeptem, a ja zastygam w jednym miejscu.
Byłam przerażona.
-
Co teraz? Ona nie może mnie tutaj zobaczyć. Inaczej rozpęta,
prawdziwe piekło - zaczynam panikować. Bojąc się, że siostra
odkryje, gdzie spędziłam ostatnią noc. I oskarży mnie o najgorsze
rzeczy.
-
Uspokój się i poczekaj na mnie w kuchni.
Za chwilę do ciebie przyjdę, sprawdzę tylko w jakim celu ona się
tu pojawiła - stara się mnie uspokoić. Nie widząc innego wyjścia,
spełniam jego prośbę. Udając się w stronę wyznaczonego
pomieszczenia. Modląc, aby Melanie nie odkryła, mojej obecności w
tym miejscu.
Ten
dzień, chyba nie mógł zacząć się gorzej.
Eric jaki porządny gość! Czyli moje podejrzenia chyba były słuszne :))) Chociaż nie mogę zaprzeczyć, że nie pojawiły mi się wątpliwości jak pakował ją do auta, czy coś xd ja wszędzie widzę jakieś intrygi hahahah a tu Eric taki grzeczniusi i dobrze taki powinien być kandydat na chłopaka!
OdpowiedzUsuńStephan tutaj z nim kontrastuje, ale nie pod względem bycia złym chłopcem, bo on też raczej jest grzeczny, tylko pod względem, ze Stephan jest zajęty. On za to twierdzi inaczej. Zaprzecza, że ma narzeczoną w dodatku będącą w ciąży! No to jest poważna sprawa, bo on zachowuję się tak jakby był w stanie rzucić to wszystko dla Rose. Wiadomo, że jest w niej zakochany, jeszcze jak wyszła ta cała intryga Mel, ale czy on na serio byłby w stanie zostawić to wszystko za sobą?
W przeciwieństwie do niego Rosie myśli realistycznie. To wszystko byłoby nie realne, bo...no nawet nie mogę sobie tego wyobrazić. Rose wychowująca dziecko Melanie, która zniszczyła jej szczęście? Błagam, nie!!! Ogólnie to moment pocałunku <3 jak jakoś jestem przeciwna temu wszystkiemu to ten moment mnie przekupił :D Albo ta parka tak się nawzajem przyciąga, albo jesteś mistrzynią opisów i tworzenia nastroju. Było tak romantycznie, że aż czułam się jakbym ich podglądała hahah. Btw to jeszcze myślałam, ze dojdzie do czegoś więcej i potem czułam niedosyt, chociaż to było by chore XD Stephan zdradzający Melanie z Rose? XD z jednej strony jestem na tak, ale z drugiej na nie
Cieszy mnie nieobecność Melanie, która pojawi się w następnym. Końcówka mocna i śmieszna. Czekam na ciąg dalszy,
N
Eric miło mnie zaskoczył w tym rozdziale. Bo w poprzednim zaczynałam już w niego wątpić. Bałam się że wykorzysta sytuację. Co skomplikowałoby wszystko jeszcze bardziej.
OdpowiedzUsuńTak po cichu liczyłam że Rose spotka Stephana. No i się doczekałam.
I tak jak Natola podświadomie jestem trochę rozczarowana 😂😂bo liczyłam że dojdzie między nimi do czegoś więcej. Wiem że byłoby to dosyć dziwne. W końcu on spodziewa się dziecka z jej siostrą. No ale cóż. Kibicuję mocno jemu i Rose. W tym rozdziale nie wiem czemu Stephan mocno u mnie zyskał. On jest taki kochany i słodki. I już prawie zapomniałam że nie wyjaśnił wszystkiego z Rose tylko uwierzył tej jędzy.
Końcówka ekstra. Chciałabym widzieć minę Mel jakby zobaczyła tam Rose. Z drugiej strony nie byłaby to komfortowa sytuacja dla Rose. Ale Melanie by się należało. Może w końcu przejrzalaby na oczy. Że Stephan nadal kocha Rose. Bo mam wrażenie że ona jest tak zapatrzona w siebie. Że tego nie dostrzega.
Nie mogę się już doczekać kolejnego rozdziału. Pozdrawiam.😊
Ej, Eric jest zbyt idealny :D To po prostu niemożliwe! Nie ma ideałów ... a on i tak wzbudza we mnie mieszane uczucia. Bo niby wszystkie jest fajnie, chłopak zachowuje szacunek do Rose, jest opiekuńczy, typowy dżentelmen, a mimo wszystko mam wrażenie, że to ma drugie dno. Tylko się nie śmiej ze mnie jeśli w jego zachowaniu nie ma nic podejrzanego haha. Po prostu Twoja twórczość nauczyła mnie węszenia xD
OdpowiedzUsuńTak, alkohol to nie jest rozwiązanie. Ale czasami człowiek potrzebuje tego "rozluźnienia". W miarę rozsądku oczywiście! A jak widać Rose pod wpływem procentów lekko gubi się w swoim życiu, i robi to, czego na pewno nie zrobiłaby na trzeźwo. Chociaż, pocałunek ze Stephanem to na pewno nie był dla niej błędem ... mimo że może się wypierać :P Lubię ich momenty. Można wyczuć to napięcie, te uczucia ... szkoda że nie mogą po prostu paść sobie w ramiona. Ale powoli, spokojnie. Grzeszki Melanie z czasem wyjdą na wierzch. Tego jestem pewna! I coś czuje, że jej "odwiedziny" mogą być ciekawe :) Czekam!
Jak na razie bardzo lubię Erica. Okazał się być naprawdę spoko gościem. Nie wykorzystał Rose, chociaż przecież mógł to zrobić. W końcu była pijana, pozwoliłaby mu na wszystko. Jednak jemu chyba naprawdę na niej zależy. Wie, że jeśliby teraz skorzystał z okazji, to zawiódłby jej zaufanie. Stara się o nią dbać, pilnuje by nie zrobiła niczego głupiego, a to się naprawdę ceni. Idealny kandydat na chłopaka. Mam nadzieję, że potem nie okaże się skończonym dupkiem, bo tego bym nie przeżyła. Zresztą Rose podobnie.
OdpowiedzUsuńTrochę inaczej jest oczywiście w przypadku Stephana. Jego z jakiegoś powodu lubię mniej. Nie bardzo, ale jednak mniej. Po pierwsze, nie bardzo podoba mi się fakt, że próbuje być takim Romeem od siedmiu boleści i rzucić wszystko, by być z Rose. Okej, kocha ją nadal, ale hej, o takich rzeczach myśli się wcześniej! A nie kiedy planuje się ślub i jeszcze ma się zostać ojcem.
Dobrze, że chociaż Rose stara się myśleć logicznie. Mimo tego, że cierpi wie, że na razie jej związek z Stephanem nie ma żadnego większego sensu.
Scena pocałunku trochę mnie zaskoczyła. Chociaż w tym wypadku wszystko można zrzucić na alkohol. Dobrze, że nie doszło do niczego więcej, bo wtedy sytuacja mogłaby się naprawdę skomplikować.
Strasznie mnie ciekawi, jak skończy się wizyta Melanie w domu Stephana. I czy dziewczyna zauważy Rose. Może być naprawdę ciekawie.
Ode mnie to tyle. Dużo weny życzę i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam
Violin
Po tym rozdziale jeszcze bardziej nie wiem, co mam sobie o tym wszystkim myśleć. Tak gmatwasz, że ja sama powoli zaczynam mieć wątpliwości, co jest u mnie rzadkością. Zazwyczaj już od samego początku wiem, kogo "szipuję". Ten przypadek jest wyjątkowo ciężki, choć jednak myślę, że będę się trzymać tego, co podpowiada serduszko.
OdpowiedzUsuńA serduszko podpowiada, że Rose i Stephan będą razem, a ja nie widzę tu innej opcji!
Eric jest dla mnie mimo wszystko niezłą zagadką. Zaczyna u mnie wysoko punktować, co nawet zaczyna mnie przerażać. Mógł wykorzystać sytuację, ponieważ Rose była pijana, i ją wykorzystać do swoich celów, ale jednak tego nie zrobił. Dodatkowo jeszcze się nią zaopiekował i przestrzegał przed robieniem jakichś kolejnych głupot. Troszczył się o nią co było słodkie. Jednak jak dla mnie Stephan jest najsłodszy i to z nim ma być Rose! Dobrze wiesz, że jeśli nie to Cię oczywiście znajdę i inaczej pogadamy ;)
Bardzo mnie to cieszy, że skoczek usłyszał hałasującą dziewczynę i przyszedł do niej. Ładnie się nią zaopiekował (rzecz jasna lepiej niż Eric) i zabrał ją do siebie do domu.
Cały czas mam niedosyt i mam wrażenie, że ta dwójka jeszcze sobie wszystkiego nie wyjaśniła. Niby tyle rozmawiają o tym, ale nie ma żadnych konkretów i nigdy nic nie zdecydowali. Rose zawsze wszystko ucina i stawia na swoim, nawet nie przemyślając drugiej strony. A szkoda, bo mimo to, że widzę, iż sytuacja w jakiej się znaleźli jest beznadziejna, to im kibicuję i czekam aż odnajdą szczęście. Mam nadzieję, że wiesz, jak bardzo lubię szczęśliwe zakończenia. :D ;)
Chociaż trzeba przyznać, że Stephan porządnie nawalił. Niedługo ma wziąć ślub, a co najgorsze - ma zostać ojcem. I z tym się pogodzić nie mogę. I to jest jedynym powodem, który zawadza miłości mojej ulubionej dwójki.
I czegoż ta Melanie może chcieć? I czy zobaczy Rosie i jaka będzie na to jej reakcja? Strasznie mnie to ciekawi, dlatego wyczekuję już nowego rozdziału.
Dużo weny! ;*