wtorek, 12 czerwca 2018

Rozdział 10



Znajdując się w delikatnym uścisku Ericka, staram się opanować, coraz większy mętlik panujący w mojej głowie. Przytulam się mocniej do niego z nadzieją, że to pomoże, gdy myśli jedna za drugą, przelatują mi przez głowę bez większego sensu. Nie dając, ani chwili wytchnienia.
Byłam zła, zniechęcona i wykończona mijającym dniem. A co najgorsze, pod dosyć wyraźnym wpływem alkoholu, który skłaniał mnie wyłącznie do popełniania kolejnych głupot, których jutro na pewno będę żałować. Nie myślałam racjonalnie, zupełnie nie przejmując się konsekwencjami swoich poczynań. Zachowywałam się w sposób, jaki w życiu nie miałby miejsca, gdyby nie wypity wcześniej alkohol. 




Spoglądam na swojego towarzysza, który wyraźnie pogrążony we własnych myślach. Patrzy przed siebie, gładząc mnie delikatnie po plecach. Ciekawiło mnie, o czym tak rozmyśla. Ale nie miałam odwagi zapytać. Nadal nie można nas było nazwać, choćby przyjaciółmi. Dlatego też, nie chciałam wyjść na zbyt ciekawską. Co niewątpliwie było moją wadą. Od zawsze, chciałam wszystko wiedzieć. Tym razem, miałam zamiar się jednak powstrzymać. Moje relacje z Erickiem, szły w dobrym kierunku, dlatego nie chciałam niczego zepsuć. 




Od kilkunastu już minut, panowała między nami, niczym nie przerywana cisza. Właściwie od momentu, tego zupełnie niespodziewanego pocałunku, który sama zainicjowałam. Żadne z nas nie wiedziało, co ma powiedzieć, ani jak wytłumaczyć to wydarzenie. Woleliśmy więc milczeć. Nie wiedząc, czy znaczył on cokolwiek dla tej drugiej strony. Choć zrobiłam to pod wpływem impulsu, wcale tego teraz nie żałowałam. Nadszedł najwyższy czas, abym poszła naprzód i rozpoczęła na nowo poszukiwania, kogoś przy kim zapomnę nareszcie o samotności. 




Na jakiś sposób nasz pocałunek, był dla mnie przyjemny. Wywoływał pozytywne odczucia, a ja nie miałabym nic przeciwko, aby w przyszłości go powtórzyć.
Nie mogłam odmówić Erickowi zaangażowania, jakie wkładał w tą wymianę czułości między nami. W dodatku, musiałam przyznać sama przed sobą, że zdecydowanie potrafił całować. Sprawił, że choć na chwilę zapomniałam o wszystkim innym. Skupiając się wyłącznie na jego osobie. I choć miałam świadomość, że jutro mogę całkiem inaczej na to wszystko spojrzeć, mając zapewne ochotę zapaść się pod ziemię ze wstydu. Dziś się tym nie przejmowałam. Najważniejsze było dla mnie, że przestałam rozpamiętywać kłótnię z Melanie i swoje beznadziejne położenie w całej tej sytuacji, do której doprowadziła. 
To ona posiadała wszystkie asy, którymi mogła na wszelkie sposoby zagrywać. Ja nawet nie miałam, jak podjąć z nią walki. Na samym już starcie, nie mając praktycznie żadnych argumentów. 





- Odwiozę cię do domu. Powinnaś się położyć. Prawie tutaj zasypiasz. W dodatku jest dosyć późno - otwieram przymknięte oczy, słysząc głos Erica. Jeszcze chwila i pewnie, udałoby mi się na dobre zasnąć. Czując się bezpiecznie i komfortowo w jego objęciach. 
- Nie chcę wracać do domu. Przede wszystkim, nie chcę widzieć Mel. Dlatego, ja się stąd nie ruszam. Zostań tu ze mną - proszę go, choć ten pomysł, jest kompletnie absurdalny.
-Rose, nie ma mowy. Nie zostaniesz tutaj na noc, co to w ogóle za pomysł? Jakby nie wystarczał sam fakt, że okolica nie zachęca do spania. Na dodatek robi się, coraz chłodniej - próbuje przemówić mi do rozsądku.
- Nie jest mi wcale zimno. Właściwie to, nawet za gorąco. Ale jeśli już tak bardzo chcesz, to możemy pójść gdzieś indziej. Przyda się mi trochę rozrywki - ściągam swoją lekką kurtkę z wyraźnymi problemami. Zostając w cienkiej bluzce. Po czym, zaczynam się śmiać bez żadnego większego powodu. Nie mogąc się opanować. Zdecydowanie byłam pijana.
- Zapomnij o jakichkolwiek imprezach. Tobie wystarczy już na dziś wrażeń. Obiecuję, że będą do tego inne, dużo lepsze okazje. Zaufaj mi, jutro podziękujesz za moją odmowę. A teraz się ubierz, bo jeszcze się rozchorujesz - jest nieprzejednany. Podnosi się z zajmowanego przez nas miejsca i pomaga wstać, także mnie. Niemal od razu, czuję delikatny zawrót głowy. Chyba rzeczywiście, powinnam jak najszybciej się położyć. Jeśli nie chcę, jutro przeżywać prawdziwej męki.




Po dotarciu do samochodu, podczas czego kilkukrotnie się potykałam i tylko dzięki obecności Ericka. Nie zaliczyłam, spektakularnego spotkania z ziemią.
Droga do mojego domu, upływa nam na błahej rozmowie. Dotyczącej wspominania tych wspólnych, wyjątkowo rzadkich momentów z przeszłości, gdzie nie toczyliśmy ze sobą żadnych sporów.
Musiałam przyznać, że z każdym naszym spotkaniem, coraz lepiej i swobodniej czułam się w jego towarzystwie. Lubiłam go, coraz mocniej. Co kiedyś wydawało się, czymś nie do pomyślenia. Nie wiedziałam, czy to rozsądne, że zaczęłam mu ufać. Miałam tylko nadzieję, że tym razem tego nie pożałuję i kolejny raz się nie rozczaruję. 




- Dziękuję za wszystko. Gdyby nie ty, byłoby ze mną zdecydowanie gorzej. Będę musiała ci się kiedyś odwdzięczyć za dzisiejszy wieczór - zaczynam na pożegnanie, gdy zatrzymuje się przy moim domu.
- Nie masz, za co dziękować. Nie zrobiłem nic wyjątkowego. Od tego ma się znajomych. Ale skoro chcesz się zrewanżować, to z chęcią coś wymyślę. Porozmawiamy o tym jutro. Teraz marsz do domu i grzecznie spać. Dobranoc - całuje mnie przelotnie w policzek, uśmiechając się przyjaźnie. Ogromnie dużo zyskał w moich oczach, podczas minionych godzin. Nie próbował wykorzystać w żaden sposób sytuacji i kontynuować tego, co zaczęłam. Wręcz przeciwnie, starał się ostudzić moje emocje. Nie chcąc, abym czegoś potem żałowała. W jego starszej wersji, doskonale mi znanej. Nie miałby przed tym żadnych oporów i na pewno wylądowalibyśmy w łóżku w jakimś tanim hotelu. Czego potem, nie darowałabym sobie do końca życia. 
- Dobranoc - odpowiadam mu z uśmiechem. Po raz pierwszy dostrzegając, że ma zniewalające spojrzenie. Do tej pory, nie zwracałam uwagi na takie szczegóły. Całą uwagę, skupiając wyłącznie na przeszłości. Miałam zamiaru to zmienić i to w niedalekiej przyszłości.
- Poradzisz sobie sama? - pyta, gdy wysiadam z samochodu. Nabierając do płuc, świeżego powietrza.
- Tak, nie martw się. Już mi lepiej. Do zobaczenia - macham mu na pożegnanie.




Dopiero naciskając na klamkę furtki, która nie ustępuje. Przypominam sobie o istotnej kwestii. Wychodząc w pośpiechu po kłótni z siostrą, zapomniałam kluczy. A teraz wszystko, było zamknięte na trzy spusty. Nic w tym dziwnego, było krótko przed północą. Przeklinam swojego pecha, nie wiedząc, co mam teraz zrobić.
Nie chciałam, aby rodzice oglądali mnie w takim stanie. Dlatego nie mogłam ich obudzić, aby dodatkowo nie przysparzać im zmartwień, tym razem o moją osobę. Mieli ich, aż zanadto. Na Melanie, tym bardziej nie mogłam liczyć. 
Ze złością, szarpię się jeszcze przez chwilę z furtką, jakby miało mi to w czymś pomóc. A zamek w magiczny sposób ustąpił. Dla postronnych osób, wyglądałoby to przezabawnie.

Ale byłam tak zdesperowana, że było mi wszystko jedno. 




- Rose, co ty wyprawiasz? Chcesz obudzić całą okolicę? Hałasujesz od kilku już minut - odwracam głowę w bok. Dostrzegając idącego w moją stronę Stephana. Czy mogłam mieć większego pecha? Nie miałam pojęcia, skąd on się tutaj w ogóle wziął. Powinien być teraz już dawno w swoim domu, a nie stać przede mną i bacznie obserwując z delikatnym uśmiechem rozbawienia. Wyraźnie bawiła go moja dezorientacja na jego niespodziewane pojawienie. 
- A nawet jeśli chcę, to co? Nie wolno mi? Nie powinno cię interesować nic związanego ze mną. Dlaczego w ogóle mnie śledzisz? - pytam głupio, patrząc na niego ze złością. Zawsze pojawiał się w najmniej odpowiednich momentach.
- Nie moja wina, że słychać cię wszędzie. Chciałem sprawdzić, co się dzieje. Czy ty coś piłaś? Dlaczego tak nierozsądnie postępujesz? Alkohol nie jest rozwiązaniem w żadnym przypadku - przygląda mi się z wyraźnym zmartwieniem. Czym tylko, dodatkowo mnie irytuje. Zachowywał się tak, jakby nie wiedział, o całej skomplikowanej sytuacji, w której sam brał udział.
- Znowu zaczynasz? Ile razy mam ci powtarzać, żebyś nie wtrącał się do mojego życia? Będę robiła, co chcę i z kim chcę, a tobie nic do tego. Nie chce mi się z tobą rozmawiać, wracaj do siebie. Nie martw się, nie będę dłużej zakłócać twojego spokoju - mówię oburzonym tonem. Chciałam się go, jak najszybciej stąd pozbyć.




- Nie zostawię cię w takim stanie samej. Doskonale wiem, do czego jesteś zdolna, gdy przesadzisz z alkoholem. Całkowicie tracisz nad sobą kontrolę, nie zastanawiając się nad konsekwencjami. Jeszcze znowu wpadniesz na pomysł, przekonania się jak wygląda widok z belki na skoczni. Albo będziesz chciała iść do burmistrza z groźbą, że napiszesz artykuł o jego licznych nadużyciach władzy - rumieńce zawstydzenia wpływają na moje policzki, gdy przypomina o moich szalonych pomysłach z przeszłości. Przed realizacją których, zawsze mnie powstrzymywał.
- Skończyłeś? Może teraz ja przypomnę ci twoje genialne pomysły? A było ich znacznie więcej. Skoro już wytykamy sobie żenujące sytuacje z przeszłości, to niech działa to w dwie strony - atakuję go. Ale pozostaje niewzruszony. Zdecydowanie był bardziej opanowany ode mnie. 
- Nie musisz. Kiedy indziej sobie powspominamy. Teraz idziemy, przenocujesz u mnie. Ktoś cię musi przypilnować. Nieźle się urządziłaś - kręci z dezaprobatą głową, biorąc mnie za rękę, którą natychmiast wyrywam.
- Chyba sobie żartujesz. Nigdzie z tobą nie idę. Tamte czasy, gdy zawsze cię słuchałam. Dawno minęły i nigdy nie wrócą. Nie musisz czuć się zobowiązany do opieki nade mną. Innych obietnic nie potrafiłeś dotrzymać, więc tej też nie musisz. Daj mi po prostu spokój. Raz na zawsze - podnoszę głos, a złość na niego wprost ze mnie kipi.
- Jak zwykle uparta. Ale powinnaś wiedzieć, że ja jestem, jeszcze bardziej - podchodzi do mnie bliżej i nie zważając na moje protesty. Bierze na ręce. W pierwszej sekundzie, jestem tak zszokowana, że nie wiem, co mam powiedzieć.
Dopiero po chwili, odzyskuję rezon. Widząc, jak kieruje się ze mną w stronę swojego domu.
Na nic zdawały się moje prośby i groźby, aby mnie puścił. Trzymał mnie pewnie w swoim ramionach, zupełnie nie zwracając uwagi, chociażby na moje obelgi, które kierowałam w jego kierunku. Nic do niego nie docierało, co jeszcze mocniej wprowadzało mnie w buntowniczy nastrój. 





- Mówiłam ci już, jak bardzo cię nienawidzę? - pytam, gdy w końcu stawia mnie na ziemi. Po uprzednim zamknięciu drzwi od domu. 
- Jakieś tysiąc razy. Przyzwyczaiłem się już - mówi z uśmiechem pełnym zadowolenia. Stephan zachowywał się tak, jakby ostatnie lata nie miały miejsca i nadal bylibyśmy najlepszymi przyjaciółmi. 
- To wcale nie jest śmieszne. Znajdź sobie inną osobę do gnębienia i nieustannego nagabywania. Gdzie zgubiłeś swoich kolegów? Zajmij się lepiej nimi i ich problemami - wiedząc, że i tak z nim nie wygram. Posłusznie zaczynam wchodzić po schodach, prowadzących na górę.
- Mogą sobie trochę ode mnie odpocząć. Z nimi widzę się prawie na co dzień, a z tobą nie mam do tego okazji - odpowiada mi ze spokojem. Kompletnie niewzruszony, moim niegrzecznym zachowaniem.
- Na swoje własne życzenie. Zresztą nieważne, nie ma sensu do tego wracać. Ostatnio wszystko sobie wyjaśniliśmy - staję przed drzwiami, prowadzącymi do pokoju gościnnego. Doskonale orientując się w rozmieszczeniu pomieszczeń w jego domu. Miałam zamiar wejść do niego i położyć się do łóżka. Mój stan na nic innego mi nie pozwalał.

Jednak Stephan mnie zatrzymuje, ku mojemu ogromnemu niezadowoleniu. 





- Wcale, nie. Wyraziłaś tylko swoje zdanie, z którym się nie zgadzam. Wiesz, że jeszcze nie jest za późno, aby spróbować wszystko naprawić. Pozwól mi na to - zaczynam się głośno i ironicznie śmiać.
- Niczego się już nie da naprawić. Może gdyby Mel nie była w ciąży, byłaby na to jakaś szansa. Odwołanie ślubu, to nic w porównaniu ze wspólnym wychowaniem przez was dziecka. Stephan, ja po prostu nie jestem w stanie, nawet wyobrazić sobie naszego bycia ze sobą razem w takim układzie. Jakby to miało wyglądać? Jak miałbyś brać czynny udział w wychowaniu tego dziecka? Gwarantuję ci, że Melanie uprzykrzyłaby ci życie na wszelkie możliwe sposoby. Kto wie, czy nie utrudniała kontaktu z dzieckiem. Które najbardziej by w tym wszystkim cierpiało. I to przeze mnie. Zaczęłyby się pretensje, wzajemne oskarżenia, które doprowadziłby prędzej, czy później do naszego ponownego rozstania. Nie chcę, kolejny raz tego przeżywać. Nie wytrzymałabym tego. Skoro nie udało mi się nawet do końca pogodzić z pierwszą utratą ciebie. Poza tym, ja chyba nie potrafiłabym zaakceptować, że do końca życia, będzie cię łączyć z moją siostrą coś nierozerwalnego. To po prostu, nie dla mnie - po raz kolejny, nie pozostawiam mu złudzeń, odnośnie naszej wspólnej przyszłości.
- Wiem, że to wszystko jest dla ciebie trudne, bolesne i często nie do zaakceptowania. Ale to nie zmienia faktu, że cię kocham i nigdy nie przestanę. Skoro próbowałem i do tej pory, nic mi z tego nie wyszło. To właśnie ty, jesteś tą jedyną. Chyba od zawsze byłaś. Nie wiem, po co zmarnowałem tyle czasu na uganianie się za innymi. Skoro miałem cię obok. Gdybym zrozumiał to trochę wcześniej. Sytuacja z Melanie, pewnie w ogóle nie miałaby miejsca - jego kolejne wyznania, niczego mi nie ułatwiały. Wprowadzały jedynie, kolejne wątpliwości i zamieszanie. W dodatku patrząc na niego, czułam jak coraz trudniej idzie mi utrzymanie między nami dystansu. Nie myślałam w tej sytuacji trzeźwo, co mogło się bardzo źle skończyć.
- Stephan, musisz przestać żyć przeszłością, bo to do niczego dobrego cię nie doprowadzi. Skup się na teraźniejszości. Nie doradzę ci w kwestii zawarcia małżeństwa z Melanie. To od ciebie zależy, wasza dalsza przyszłość. Ale proszę cię, zrozum w końcu, że dla nas nie ma już szansy. Zbyt wiele złego się wydarzyło - choć staram się brzmieć pewnie, moje słowa nie zawierają w sobie przekonania.
- Zawsze można zacząć od nowa. Gdybyś tylko tego chciała - dotyka delikatnie mojego policzka. Niemal od razu, reaguję na jego dotyk. W sposób, w jaki od dawna nie powinnam.
- Chcieć czegoś, a móc. To dwie różne kwestie. Sam doskonale, powinieneś o tym wiedzieć - patrzę wprost w jego oczy, co okazuje się najgorszym z możliwych błędów. Tracę resztki, swojej silnej woli. Przybliżam się do niego, sekundę później mocno się do niego przytulając.





Gdy znika jego początkowe zaskoczenie moim zachowaniem, odwzajemnia uścisk. Przyciągając mnie, jeszcze bliżej do siebie.
- Potrzebuję cię, Stephan. Tak bardzo cię potrzebuję, mimo że to niemożliwe, abyś jeszcze kiedykolwiek był mój - szepczę, prawie płacząc. Będąc zupełnie rozchwiana emocjonalnie.
- Ja też cię potrzebuję, Rosie. Chyba nie wyobrażasz sobie nawet, jak bardzo - odpowiada mi, odsuwając delikatnie od siebie. Wyłącznie po to, aby zbliżyć swoją twarz do mojej i złączyć nasze usta w pocałunku.




Nie protestuję, ani się nie odsuwam, choć wiem że powinnam. To nie miało prawa się wydarzyć, ale nie potrafiłam tego przerwać. Nareszcie czując się, jak dawniej. Gdy wszystko było między nami proste i bezproblemowe.
Odwzajemniam każdy następny jego pocałunek z ogromnym zaangażowaniem. Nie myśląc nad tym, co będzie dalej. Żyłam wyłącznie tą jedną, krótką i wyjątkowo ulotną chwilą. Po której miał nastąpić, powrót do szarej rzeczywistości, w której nie było miejsca na naszą miłość. Ona była czymś niemożliwym i nie mającym szansy realizacji. 
Całujemy się do utraty tchu, zawierając w tym wszystkie swoje uczucia. Które nie miały racji bytu od bardzo dawna.




- Zostań dziś ze mną, proszę. Nie chcę być sama - mówię z przyśpieszonym oddechem. Opierając swoje czoło o jego. 
- Wiesz, że jutro będziesz tego żałować? - przytomnie mi przypomina.
- Pewnie będę, ale teraz jest dzisiaj. Dlatego się nie martw, dopiero jutro ci się oberwie za to, że się zgodziłeś - wchodzę do pokoju, w którym zdarzało się mi niekiedy nocować. Ciągnąc za sobą Stephana.





Bez większego zastanowienia, kładę się na łóżku. Będąc wykończona. Oczy, praktycznie same mi się zamykały. Chciałam wyłącznie zapaść w sen i zapomnieć o całym świecie. 
Dlatego układam się w wygodnej pozycji. Przytulając bez większego zawahania do Stephana. Któremu w żadnym wypadku to nie przeszkadzało. Zachowywał się tak, jakby czekał na coś podobnego od bardzo długiego czasu. 





- Dobranoc - mówię ledwo przytomnie, układając się wygodnie. Po czym, powoli zasypiam w jego ramionach. 
- Dobranoc - odpowiada, całując mnie delikatnie w czoło. Oddałabym wszystko, co mam.
Aby coś takiego, stało się naszą codzienną rutyną. Niestety, jak zawsze marzyłam o czymś niemożliwym. O czymś, co nie miało szansy się zrealizować. Byłam beznadziejnym przypadkiem. Sama dokładałam sobie cierpienia, brnąc w relację ze Stephanem, choć powinnam trzymać się od niego z daleka.




Silny ból głowy i suchość w gardle, wybudzają mnie ze snu, dość późnym rankiem. Czułam się okropnie i nie miałam nawet siły, aby otworzyć oczy. Gdy w końcu mi się to udaje, promienie świecącego słońca, rażą mnie na tyle mocno, że ponownie je zamykam.
Staram się, przypomnieć sobie wydarzenia wczorajszego wieczoru. Co wcale nie okazuje się najłatwiejszym zadaniem. Przypominam sobie rozmowę z Erickiem, nasz pocałunek. A potem jego odwiezienie mnie do domu. Reszta wydarzeń jest dla mnie, dość mglista.
Gdy cień wspomnienia, związanego ze Stephanem przelatuje mi przed oczami. Natychmiast je otwieram, orientując się, że jestem u niego w domu. Powoli pamięć do mnie wraca. Wtedy uświadamiam sobie, że wszystko co związane z jego osobą, nie było tylko zwykłym snem.





Przeklinam swoją głupotę w myślach, wstając w pośpiechu z zajmowanego łóżka. Dostrzegając na szafce nocnej. Tabletki przeciwbólowe i szklankę wody.
Byłam pewna, że to zasługa Stephana. Doskonale wiedział, że gdy tylko się obudzę będę w fatalnym stanie. Bez większego zastanowienia, biorę dwie tabletki. Popijając je dużą ilości wody, która przynajmniej na chwilę, ugasza moje pragnienie.




Przeglądam się swojemu odbiciu w łazienkowym lusterku. Zmęczona twarz, miała niezdrowy odcień, a cienie pod oczami, sugerowały że zdecydowanie potrzebowałam dużo większej ilości snu. W dodatku włosy sterczały mi na wszystkie strony. Wyglądały, jakby od tygodnia nie widziały szczotki. Zdecydowanie nie chciałam, aby ktokolwiek oglądał mnie w takim stanie.
Musiałam, jak najszybciej wrócić do swojego domu i doprowadzić się do porządku.





Schodzę najciszej, jak potrafię schodami prowadzącymi na dół. Starając się opuścić dom niezauważona. Nie chciałam natknąć się na Stephana, a już tym bardziej na jego rodziców. Wstydziłam się swojego wczorajszego zachowania. A zwłaszcza, że dopuściłam do tego pocałunku. Z narzeczonym własnej siostry.
Melanie mogła być podła, wredna i okrutna. Mogłam nie chcieć jej widzieć, a nawet nienawidzić. Ale to w żadnym stopniu mnie nie usprawiedliwiało. Chodziło tu o zasady i życie w zgodzie z własnym sumieniem, które już nie dawało mi spokoju. 




Będąc prawie przy drzwiach, słyszę za sobą głos Stephana. Który nakrył mnie na próbie wyjścia bez żadnego słowa. 
- Wybierasz się gdzieś? Tak bez pożegnania? Rose, gdzie twoje dobre maniery? - odwracam się w jego stronę. Dostrzegając szeroki uśmiech na jego twarzy. Był wyraźnie rozbawiony moim zawstydzeniem z powodu braku należytej kultury.
- Po prostu się śpieszę. Mam kilka spraw do załatwienia - tłumaczę się pokrętnie, będąc pewna, że mi nie uwierzył.
- Daj spokój. Obydwoje wiemy, że chciałaś uniknąć spotkania ze mną. Zapewne chodzi o wczorajsze wydarzenia, prawda ? - świetnie mnie odgaduje. Stephan zdecydowanie, zbyt dobrze mnie znał.
- To nie powinno było się w ogóle wydarzyć. Najlepiej o tym zapomnijmy. Zdecydowanie nas poniosło - unikam patrzenia na niego, mówiąc te słowa.
- Nie chcę o tym zapominać. Chciałem tego i jestem pewien, że ty także. Najchętniej powtórzyłbym to, nawet teraz - przybliża się do mnie, ale natychmiast się odsuwam. Nie mogłam dopuścić, abyśmy znowu dali się ponieść naszym uczuciom.
- Stephan, opanuj się. Dom dalej znajduje się twoja narzeczona, która jest z tobą w ciąży. Powinieneś mieć to na względzie. Nie jesteś wolny. Jakby tego było mało, to moja siostra - upominam go. Zanim to szaleństwo, zabrnie zdecydowanie za daleko.
- Właśnie o tym musimy porozmawiać. Dlatego chodź do kuchni. Zjemy śniadanie i na spokojnie przeprowadzimy tą ważną dla nas rozmowę. Odnośnie naszej dalszej przyszłości - prowadzi mnie za sobą. Na powrót w głąb domu. Gdy dobiega nas dźwięk dzwonka do drzwi.





Stephan podchodzi do drzwi wyjściowych, zostawiając mnie w połowie korytarza. Po chwili odwraca się z dziwną miną w moim kierunku.
- To Melanie - informuje mnie szeptem, a ja zastygam w jednym miejscu. Byłam przerażona.
- Co teraz? Ona nie może mnie tutaj zobaczyć. Inaczej rozpęta, prawdziwe piekło - zaczynam panikować. Bojąc się, że siostra odkryje, gdzie spędziłam ostatnią noc. I oskarży mnie o najgorsze rzeczy. 
- Uspokój się i poczekaj na mnie w kuchni. Za chwilę do ciebie przyjdę, sprawdzę tylko w jakim celu ona się tu pojawiła - stara się mnie uspokoić. Nie widząc innego wyjścia, spełniam jego prośbę. Udając się w stronę wyznaczonego pomieszczenia. Modląc, aby Melanie nie odkryła, mojej obecności w tym miejscu.
Ten dzień, chyba nie mógł zacząć się gorzej.

5 komentarzy:

  1. Eric jaki porządny gość! Czyli moje podejrzenia chyba były słuszne :))) Chociaż nie mogę zaprzeczyć, że nie pojawiły mi się wątpliwości jak pakował ją do auta, czy coś xd ja wszędzie widzę jakieś intrygi hahahah a tu Eric taki grzeczniusi i dobrze taki powinien być kandydat na chłopaka!
    Stephan tutaj z nim kontrastuje, ale nie pod względem bycia złym chłopcem, bo on też raczej jest grzeczny, tylko pod względem, ze Stephan jest zajęty. On za to twierdzi inaczej. Zaprzecza, że ma narzeczoną w dodatku będącą w ciąży! No to jest poważna sprawa, bo on zachowuję się tak jakby był w stanie rzucić to wszystko dla Rose. Wiadomo, że jest w niej zakochany, jeszcze jak wyszła ta cała intryga Mel, ale czy on na serio byłby w stanie zostawić to wszystko za sobą?
    W przeciwieństwie do niego Rosie myśli realistycznie. To wszystko byłoby nie realne, bo...no nawet nie mogę sobie tego wyobrazić. Rose wychowująca dziecko Melanie, która zniszczyła jej szczęście? Błagam, nie!!! Ogólnie to moment pocałunku <3 jak jakoś jestem przeciwna temu wszystkiemu to ten moment mnie przekupił :D Albo ta parka tak się nawzajem przyciąga, albo jesteś mistrzynią opisów i tworzenia nastroju. Było tak romantycznie, że aż czułam się jakbym ich podglądała hahah. Btw to jeszcze myślałam, ze dojdzie do czegoś więcej i potem czułam niedosyt, chociaż to było by chore XD Stephan zdradzający Melanie z Rose? XD z jednej strony jestem na tak, ale z drugiej na nie
    Cieszy mnie nieobecność Melanie, która pojawi się w następnym. Końcówka mocna i śmieszna. Czekam na ciąg dalszy,
    N

    OdpowiedzUsuń
  2. Eric miło mnie zaskoczył w tym rozdziale. Bo w poprzednim zaczynałam już w niego wątpić. Bałam się że wykorzysta sytuację. Co skomplikowałoby wszystko jeszcze bardziej.
    Tak po cichu liczyłam że Rose spotka Stephana. No i się doczekałam.
    I tak jak Natola podświadomie jestem trochę rozczarowana 😂😂bo liczyłam że dojdzie między nimi do czegoś więcej. Wiem że byłoby to dosyć dziwne. W końcu on spodziewa się dziecka z jej siostrą. No ale cóż. Kibicuję mocno jemu i Rose. W tym rozdziale nie wiem czemu Stephan mocno u mnie zyskał. On jest taki kochany i słodki. I już prawie zapomniałam że nie wyjaśnił wszystkiego z Rose tylko uwierzył tej jędzy.
    Końcówka ekstra. Chciałabym widzieć minę Mel jakby zobaczyła tam Rose. Z drugiej strony nie byłaby to komfortowa sytuacja dla Rose. Ale Melanie by się należało. Może w końcu przejrzalaby na oczy. Że Stephan nadal kocha Rose. Bo mam wrażenie że ona jest tak zapatrzona w siebie. Że tego nie dostrzega.
    Nie mogę się już doczekać kolejnego rozdziału. Pozdrawiam.😊

    OdpowiedzUsuń
  3. Ej, Eric jest zbyt idealny :D To po prostu niemożliwe! Nie ma ideałów ... a on i tak wzbudza we mnie mieszane uczucia. Bo niby wszystkie jest fajnie, chłopak zachowuje szacunek do Rose, jest opiekuńczy, typowy dżentelmen, a mimo wszystko mam wrażenie, że to ma drugie dno. Tylko się nie śmiej ze mnie jeśli w jego zachowaniu nie ma nic podejrzanego haha. Po prostu Twoja twórczość nauczyła mnie węszenia xD
    Tak, alkohol to nie jest rozwiązanie. Ale czasami człowiek potrzebuje tego "rozluźnienia". W miarę rozsądku oczywiście! A jak widać Rose pod wpływem procentów lekko gubi się w swoim życiu, i robi to, czego na pewno nie zrobiłaby na trzeźwo. Chociaż, pocałunek ze Stephanem to na pewno nie był dla niej błędem ... mimo że może się wypierać :P Lubię ich momenty. Można wyczuć to napięcie, te uczucia ... szkoda że nie mogą po prostu paść sobie w ramiona. Ale powoli, spokojnie. Grzeszki Melanie z czasem wyjdą na wierzch. Tego jestem pewna! I coś czuje, że jej "odwiedziny" mogą być ciekawe :) Czekam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak na razie bardzo lubię Erica. Okazał się być naprawdę spoko gościem. Nie wykorzystał Rose, chociaż przecież mógł to zrobić. W końcu była pijana, pozwoliłaby mu na wszystko. Jednak jemu chyba naprawdę na niej zależy. Wie, że jeśliby teraz skorzystał z okazji, to zawiódłby jej zaufanie. Stara się o nią dbać, pilnuje by nie zrobiła niczego głupiego, a to się naprawdę ceni. Idealny kandydat na chłopaka. Mam nadzieję, że potem nie okaże się skończonym dupkiem, bo tego bym nie przeżyła. Zresztą Rose podobnie.
    Trochę inaczej jest oczywiście w przypadku Stephana. Jego z jakiegoś powodu lubię mniej. Nie bardzo, ale jednak mniej. Po pierwsze, nie bardzo podoba mi się fakt, że próbuje być takim Romeem od siedmiu boleści i rzucić wszystko, by być z Rose. Okej, kocha ją nadal, ale hej, o takich rzeczach myśli się wcześniej! A nie kiedy planuje się ślub i jeszcze ma się zostać ojcem.
    Dobrze, że chociaż Rose stara się myśleć logicznie. Mimo tego, że cierpi wie, że na razie jej związek z Stephanem nie ma żadnego większego sensu.
    Scena pocałunku trochę mnie zaskoczyła. Chociaż w tym wypadku wszystko można zrzucić na alkohol. Dobrze, że nie doszło do niczego więcej, bo wtedy sytuacja mogłaby się naprawdę skomplikować.
    Strasznie mnie ciekawi, jak skończy się wizyta Melanie w domu Stephana. I czy dziewczyna zauważy Rose. Może być naprawdę ciekawie.
    Ode mnie to tyle. Dużo weny życzę i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam
    Violin

    OdpowiedzUsuń
  5. Po tym rozdziale jeszcze bardziej nie wiem, co mam sobie o tym wszystkim myśleć. Tak gmatwasz, że ja sama powoli zaczynam mieć wątpliwości, co jest u mnie rzadkością. Zazwyczaj już od samego początku wiem, kogo "szipuję". Ten przypadek jest wyjątkowo ciężki, choć jednak myślę, że będę się trzymać tego, co podpowiada serduszko.
    A serduszko podpowiada, że Rose i Stephan będą razem, a ja nie widzę tu innej opcji!
    Eric jest dla mnie mimo wszystko niezłą zagadką. Zaczyna u mnie wysoko punktować, co nawet zaczyna mnie przerażać. Mógł wykorzystać sytuację, ponieważ Rose była pijana, i ją wykorzystać do swoich celów, ale jednak tego nie zrobił. Dodatkowo jeszcze się nią zaopiekował i przestrzegał przed robieniem jakichś kolejnych głupot. Troszczył się o nią co było słodkie. Jednak jak dla mnie Stephan jest najsłodszy i to z nim ma być Rose! Dobrze wiesz, że jeśli nie to Cię oczywiście znajdę i inaczej pogadamy ;)
    Bardzo mnie to cieszy, że skoczek usłyszał hałasującą dziewczynę i przyszedł do niej. Ładnie się nią zaopiekował (rzecz jasna lepiej niż Eric) i zabrał ją do siebie do domu.
    Cały czas mam niedosyt i mam wrażenie, że ta dwójka jeszcze sobie wszystkiego nie wyjaśniła. Niby tyle rozmawiają o tym, ale nie ma żadnych konkretów i nigdy nic nie zdecydowali. Rose zawsze wszystko ucina i stawia na swoim, nawet nie przemyślając drugiej strony. A szkoda, bo mimo to, że widzę, iż sytuacja w jakiej się znaleźli jest beznadziejna, to im kibicuję i czekam aż odnajdą szczęście. Mam nadzieję, że wiesz, jak bardzo lubię szczęśliwe zakończenia. :D ;)
    Chociaż trzeba przyznać, że Stephan porządnie nawalił. Niedługo ma wziąć ślub, a co najgorsze - ma zostać ojcem. I z tym się pogodzić nie mogę. I to jest jedynym powodem, który zawadza miłości mojej ulubionej dwójki.
    I czegoż ta Melanie może chcieć? I czy zobaczy Rosie i jaka będzie na to jej reakcja? Strasznie mnie to ciekawi, dlatego wyczekuję już nowego rozdziału.
    Dużo weny! ;*

    OdpowiedzUsuń