Dość
późnym wieczorem, opuszczam redakcję w towarzystwie niezwykle
radosnej, podczas tego dnia Lisy.
Od
samego rana, nie mogła się wprost doczekać, aż znajdę dla niej
chwilę, aby mogła podzielić się ze mną, najnowszymi zmianami,
jakie zaszły w jej życiu uczuciowym. Podchodziłam do tego z dużym
dystansem. Dla mnie nie było to nic nowego, gdyż statystycznie raz
w tygodniu, przysłuchiwałam się podobnym historiom.
Które
kończyły się szybciej niż zaczynały.
Jej
dość bujne życie towarzyskie, było znane chyba w całej siedzibie
naszej gazety. Ale ona nic
sobie z tego nie robiła,
zupełnie nie przejmując się opinią innych. Większość osób i
tak darzyło
ją dużą sympatią, a reszta zwyczajnie starała się nie wchodzić
jej w drogę, bojąc się jej narazić. Lisa
była jedną z najlepszych dziennikarek w całym Londynie, codziennie
otrzymywała duże lepsze propozycje pracy od innych, konkurencyjnych
gazet, czy nawet stacji telewizyjnych. Jednak za każdym razem,
wszystkie odrzucała, tłumacząc że tutaj ma wszystko, czego jej
potrzeba.
Często
zastanawiałam
się, dlaczego to właśnie ja zostałam
obdarzona przez nią największym zaufaniem. Niemal od razu, gdy
tylko się poznałyśmy. Wpadając przez przypadek na siebie, na
jednym z redakcyjnych korytarzy. Zostając
jej przyjaciółką i powiernicą największych sekretów.
Od
kilki już
minut, opowiada z niesamowitą ekspresją i ekscytacją o jej
wczorajszej randce z niedawno poznanym mężczyzną.
Świetnie
prosperującym
biznesmenem, którego poznała przez przypadek na jakimś
dobroczynnym balu.
Ze
względu na jej współpracę z wieloma politykami i wpływowymi
osobami z niemal całej Wielkiej
Brytanii, którzy niezwykle cenili jej dziennikarski kunszt, pełen
obiektywizmu i profesjonalizmu. Posiadała rozległe znajomości w
wyższych sferach, dzięki czemu bez problemu, brała udział w
takich niczym niezobowiązujących spotkaniach elit. Doskonale
odnajdując się w towarzystwie, pełnym elegancji i szyku.
Z
coraz mniejszą uwagą słucham
o tym, jak spędzili wieczór w jednej z najdroższych londyńskich
restauracji, gdzie na stolik czekało się miesiącami. Zapewne jej
nowy wybranek, był nie
lada
szychą, dla którego zdobycie tam rezerwacji, było czymś niezwykle
błahym.
Przestałam
już liczyć, który to z kolei w ciągu minionych tygodni, nie
potrafiący się oprzeć urokowi Lisy. Według niej, jak zawsze miał
się okazać tym właściwym, z którym się ustatkuje. Ja jednak,
nie brałam jej zapewnień na
poważnie.
Będąc
przekonana, że prędzej czy później znajdzie się coś, co
zdyskredytuje tego kandydata w jej oczach.
Lisa
była ogromnie wymagająca. Wymagała zarówno od siebie, jak i
innych. Przez co, tak trudno było jej utrzymać, jakikolwiek związek
przez dłuższy czas. Próbowała już wielokrotnie, czy to z kimś z
naszej branży, czy też kimś zupełnie
różniącym się od niej. Za każdym razem, odnosiła mimo wszystko
porażkę. Nie potrafiąc, zaznać szczęścia u boku kogoś, kto
nareszcie szczerze by ją pokochał.
Choć
była atrakcyjną kobietą i nie mogła narzekać na powodzenie u
płci przeciwnej, co z premedytacją wykorzystywała. Wciąż czekała
na doznanie prawdziwej miłości, o której skrycie marzyła.
Choć
może to i lepiej? W
pełni korzystała z życia i przynajmniej
nie cierpiała w podobny sposób do mnie, zaznając raz po raz
bolesnych doświadczeń.
-
Potem odwiózł mnie do domu i odprowadził pod same drzwi. Całując
w tak oszałamiający sposób na pożegnanie, że nogi praktycznie
same się pode mną ugięły. Rose, czy ty mnie w ogóle słuchasz? -
wesoła paplanina Lisy, zostaje zastąpiona jej ostrzejszym tonem.
Wyrywając mnie z rozmyślań. Moja przyjaciółka najbardziej nie
znosiła ignorancji jej osoby. Czego właśnie się mimowolnie
dopuściłam, odpływając w połowie jej opowieści myślami, bardzo
daleko stąd.
-
Oczywiście, że cię słucham. Naprawdę cieszę się, że wieczór
się wam udał. Theodore wydaje się w porządku, przynajmniej na
podstawie twoich słów. Musisz go tylko lepiej poznać, bo
jak na razie nie wiesz za wiele. Kto wie, czy nie ciągnie się za
nim, jakaś nieciekawa przeszłość
- staram się wybrnąć jakoś z sytuacji.
-
Z tym akurat
masz
rację. Na razie nie wiele o sobie mówił, jest strasznie skryty.
Ale skończmy jego temat, dosyć już cię nim zanudziłam.
Powiedz lepiej, jak tam twoje sprawy z Erickiem? - patrzy na mnie
uważnie, czekając aż zdradzę jej jakieś szczegóły.
-
Chyba
w porządku.
Rozmawiamy ze sobą, niemal codziennie przez długie godziny.
Świetnie
się rozumiemy.
On naprawdę, bardzo mi pomaga. Wspiera, pociesza po trudnym dniu w
pracy, czy poprawia humor. Robi wszystko, aby tylko polepszyć
mi samopoczucie. Za niecały tydzień ma mnie odwiedzić, więc
wszystko raczej
zmierza
w dobrym kierunku - odpowiadam po dłuższym zastanowieniu. Nadal nie
wiedząc, czego tak naprawdę chcę. Mimo że na jakiś sposób,
tęskniłam za jego osobą i czasami łapałam się na tym, że
odliczam dni do jego przyjazdu. To nadal nasza relacja, nie
wywoływała u mnie jakiś spektakularnych uczuć. Byłam po prostu
beznadziejnym przypadkiem. Szukałam
sama nie wiedziałam czego, zamiast wykorzystać otrzymaną szansę
od losu.
-
Oj, Rose. Zaczynasz uderzać w niebezpieczne tony. Błagam cię,
niech ci nie przyjdzie tylko do głowy, żeby ze względu na
wdzięczność, próbować się zmuszać do związku z nim - Lisa
zdecydowanie, zbyt dobrze mnie znała. W ostatnim czasie, kilka razy
rozważałam tę kwestię. Choć wiedziałam, że jest ona kompletnie
pozbawiona sensu. Z
drugiej strony, może mój związek z Erickiem, wcale nie układałby
się najgorzej, a z czasem pojawiłyby się głębsze uczucia.
-
Do niczego nie będę się zmuszać. Zobaczę, jak to będzie gdy się
ponownie spotkamy - ucinam temat, gdy dochodzimy do skrzyżowania.
Przy którym, zawsze się żegnałyśmy.
-
Niech będzie, że ci wierzę. Z chęcią bym z tobą dłużej
porozmawiała, ale mam jeszcze do skończenia poprawianie
jednego
z wywiadów. Mówię ci, to będzie prawdziwa bomba. Idealna na
pierwszą stronę. Widzimy się jutro
- macha mi na pożegnanie, udając się w przeciwnym kierunku niż
mój.
Powolnym
krokiem, spaceruję w stronę stacji metra. Marząc wyłącznie o
tym, aby znaleźć się w swoim mieszkaniu.
Za
mną kolejny, wymagający dzień pracy. Przecieram zmęczone i
nadwyrężone oczy od kilkugodzinnej pracy nad jednym
z artykułów do jutrzejszego wydania.
Napisanym
na
podstawie materiałów, zebranych wczesnym rankiem. Byłam zmęczona,
ale równocześnie zadowolona z dobrze wykonanych przez siebie
obowiązków. Cieszyłam się, że dostaję dużo poważniejsze
zlecenia niż choćby,
jeszcze kilka miesięcy wcześniej. Oznaczało to, że moja pozycja
zawodowa, zaczyna się wznosić do góry. Przynajmniej na tym
gruncie, mogłam liczyć na sukces.
Moje
życie powoli, zaczynało wracać do równowagi. Znowu toczyło się
w świetnie mi znanym tempie, gdzie nie miałam, zbyt wiele czasu na
myślenie o tym, co się wydarzyło.
Odległość
jaka dzieliła mnie od Melanie i Stephana, była zbawienna. Dzięki
niej, udawało
mi się stłumić swoje uczucia do niego, których od dawna nie
powinnam odczuwać, a także złość na moją siostrę. Skupiałam
się na teraźniejszości i próbie zbudowania swojego szczęścia na
nowo. Choć była to mozolna i trudna droga, wierzyłam że za jakiś
czas, przyniesie ona odpowiednie rezultaty.
Przekręcając
klucz w zamku od swojego mieszkania, słyszę głośny dzwonek
swojego telefonu, rozbrzmiewający w mojej torebce. Uśmiech sam
wkrada mi się na usta, ponieważ doskonale wiedziałam kim była
osoba, która chciała ze mną porozmawiać.
-
Cześć. Jak zawsze punktualny. Za to ja, dosłownie wróciłam w tym
momencie. Co u ciebie? - zaczynam na przywitanie. Odkładając w
korytarzu torebkę, wraz z kluczami.
-
U mnie wszystko w porządku i właściwie
bez
zmian. Pracuję i myślę o tobie. Strasznie tęsknię za tobą. Nie
mogę się już doczekać, aż cię zobaczę. Za to ty Rose,
zdecydowanie za dużo pracujesz. Słyszę, że jesteś wykończona,
kolejny
dzień z rzędu.
Powinnaś trochę zwolnić - delikatne upomnienie Ericka, zbywam
westchnieniem niezadowolenia. Siadam na kanapie w salonie, zamykając
oczy.
-
Gdyby to było takie proste. Wiesz, że osiągnięcie czegoś w moim
zawodzie, wymaga dużego zaangażowania i poświęcenia. Muszę się
przemęczyć, jeśli chcę coś naprawdę
osiągnąć - tłumaczę mu po raz kolejny. Eric często
nie
potrafił, zrozumieć mojego punktu widzenia. Przez co, niekiedy
powstały między nami drobne zgrzyty. Na
szczęście, potrafiliśmy sobie z nimi poradzić.
-
Dobrze, nie będę dłużej ciągnął tego tematu. Porozmawiajmy o
czymś przyjemniejszym - na szczęście odpuszcza. Zaczynając
mi opowiadać, jak minął mu dzień w pracy.
Przez
następne minuty, rozmawiamy na dosyć błahe tematy. Planujemy, jak
spędzimy wspólnie czas w nadchodzący weekend.
Z
dużą uwagą słucham
o krokach, jakie poczynił w kwestii przeprowadzenia się na stałe
do Anglii. Po raz kolejny, próbując się upewnić, czy rzeczywiście
tego właśnie chce.
Wiedziałam,
że głównie
ze względu na mnie. Zdecydował się objąć zaproponowane mu
stanowisko w nowo otwartej filii banku, w którym aktualnie pracuje.
Choć oferta była kusząca, to jednak przeprowadzka do innego kraju
z daleka od rodziny i przyjaciół, wymaga od niego dużej
odwagi i
poświęcenia.
Tym bardziej, że nadal trzymałam go w niepewności. Odnośnie
naszej wspólnej przyszłości. Niczego
nie będąc pewna. Kiedy decydowałam się już na coś, następnego
dnia znowu nabierałam wątpliwości i wracałam do punktu wyjścia.
-
Będę kończył. Doskonale słyszę, że prawie zasypiasz. Musisz
odpocząć. Dobranoc, śpij dobrze. Do usłyszenia jutro - Eric żegna
się ze mną. Kiedy znajduję
się na granicy jawy i snu. Ostatnio potrafiłam spać nawet
na siedząco.
-
Dobranoc - odpowiadam mu ledwo przytomnie. Będąc naprawdę
wykończona.
Ostatnio
nasze rozmowy, często kończyły się w taki właśnie sposób. Na
szczęście, jemu to nie przeszkadzało.
W
czwartkowy ranek, kiedy w pośpiechu szykuję się do pracy.
Dziękując wszystkim bóstwom, że zaczynałam dziś zdecydowanie
później niż w poprzednich dniach. Mogąc
się nareszcie wyspać.
Słyszę
głośny dzwonek do drzwi. Zdziwiona
niezapowiedzianym gościem, podążam w ich kierunku. Nikogo
się przecież nie spodziewałam.
-
Dzień dobry, przesyłka dla pani - patrzę na kuriera, stojącego z
bukietem kwiatów i eleganckim pudełeczkiem, które
trzyma w
ręku.
Nie mając pojęcia, co to ma znaczyć.
-
To chyba jakaś pomyłka - tłumaczę nieznanemu
mi mężczyźnie. Będąc pewna, że pomylił mieszkania.
-
Nazywa się pani, Rose Wincler? - pyta niewzruszony, moim
zdezorientowaniem.
-
Tak - odpowiadam niemrawo, zupełnie
nic
z tego nie rozumiejąc.
-
W takim razie, nie ma mowy o żadnej pomyłce. Ktoś zrobił pani po
prostu niespodziankę. Proszę tutaj podpisać - składam podpis w
wyznaczonym miejscu. Słysząc na do widzenia, życzenia odnośnie
dobrego
dnia.
Wchodzę
z powrotem do mieszkania z pokaźnym bukietem białych róż, które
od niepamiętnych czasów były moimi ulubionymi kwiatami.
Oraz jakimś tajemniczym prezentem.
Po
włożeniu kwiatów do wazonu, niemal
od razu czuję,
jak ich cudowny zapach, rozprzestrzenia się po całym pomieszczeniu.
Przypominając
mi o rodzinnym domu, gdzie mama z ogromną starannością
pielęgnowała rosnące w ogrodzie, niemal identyczne róże.
Zaciekawiona, otwieram
wyściełane aksamitem pudełeczko, dostrzegając
w nim prześliczną bransoletkę z dwoma zawieszkami. Jedną w
kształcie serca, a drugą wyglądającą na doskonałą imitację
kwiatu róży. Oniemiała przyglądam się jej, przez dłuższy czas.
Zachwycając
jej pięknym wyglądem.
Była
łudząco podobna do tej, którą miałam
zawieszoną na lewym nadgarstku. Tej samej,
z którą praktycznie nigdy się nie rozstawałam. Pokrytą niemal w
całości różnorakimi zawieszkami. Przypominającymi mi o ważnych
wydarzeniach w moim życiu. Każda z nich, miała jakąś własną,
niepowtarzalną
historię, bądź stanowiła prezent od bliskich mi osób. Najwięcej
z nich pochodziło, oczywiście od Stephana, ale o tym wolałam nie
pamiętać.
Czasami
zastanawiałam się, czy kiedykolwiek uda mi się o nim zapomnieć.
Skoro miał swoje miejsce, niemal w każdym moim wspomnieniu z
różnorakich lat życia. Stanowił nieodłączny element mojej
przeszłości, którego za nic nie można było z niej usunąć,
ponieważ równałoby się to z całkowitą
utratą wspomnień.
Nie
zaprzątając sobie tym jednak dłużej głowy, bez wahania zakładam
swój prezent, obok starej bransoletki.
Ku
mojej radości, idealnie się ze sobą komponują.
Przy
okazji,
zauważam
mała ozdobną karteczkę, leżąca na
dnie pudełeczka.
Przekręcam
ją na drugą stronę. Widząc kilka nadrukowanych na niej słów.
Wywołujących u mnie, bardzo
ciepłe uczucia.
"
Żałuję, że nie mogę być razem z Tobą, w tym wyjątkowym dla
Ciebie dniu.
Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin.
Pamiętaj, że
jesteś dla mnie najważniejsza".
Czytam kilka razy, te trzy zdania. Dopiero
wtedy uświadamiając sobie, że dziś kończę dwadzieścia
pięć lat. Przez ostatnie zapracowanie, zapomniałam nawet o
własnych urodzinach.
Będąc
pewna, że prezent pochodzi od Ericka. Sięgam po swój telefon.
Dostrzegając, także na nim, życzenia urodzinowe pochodzące od
niego. Bez większego zastanowienia, dzwonię do niego. Ale ku mojemu
niezadowoleniu,
połączenie pozostaje bez odpowiedzi. Domyślam
się, że jest już w pracy i nie może odebrać. Decyduję
się więc, na wysłanie wiadomości ze szczerymi
podziękowaniami.
Ogromnie
zapunktował
u mnie tym gestem, wywołującym ogrom radości. Trafił idealnie
w mój gust, bez żadnej podpowiedzi., odnośnie wymarzonego przeze
mnie prezentu.
Nie
dość, że był kochany, to w dodatku romantyczny. Nieustannie
o mnie myślał i pamiętał o wszystkim, co ze mną związane.
Kolejny
raz udowodnił mi, że warto dać mu szansę. Byłam już przekonana,
że zrobi wszystko, aby mnie uszczęśliwić.
-
Rose, rozluźnij się trochę. W końcu dziś są twoje urodziny.
Musimy to uczcić. Chodź potańczyć. Mam w sobie tyle energii, że
nie wiem, co z nią zrobić. Trochę
więcej entuzjazmu -
słyszę stłumiony głos Lisy, gdy
próbuje przekrzyczeć głośną muzykę. Nie udało mi się wykręcić
od pójścia z nią do jednego z londyńskich klubów. Dlatego teraz,
zniechęcona mieszam słomką w swoim drinku, który zamówiłam
ponad dwie godziny temu. Zamierzałam na nim poprzestać. Mając w
pamięci, moje ostatnie spotkanie z większą ilością alkoholu.
Zdecydowanie inaczej, wyobrażałam sobie ten wieczór. Miałam
spędzić go na kanapie z jakimś filmem, chcąc zwyczajnie trochę
odpocząć. Nie
doceniłam jednak upartości, swojej szalonej przyjaciółki. Która
za wszelką cenę, próbowała zapobiec spędzenia przeze mnie
urodzin w samotności.
-
Przed chwilą wróciłyśmy z parkietu. Na
dziś mam dość, rozwrzeszczanego tłumu, który próbuje mnie stratować. Tobie
zresztą
też, zdecydowanie
na dziś wystarczy zabawy - stan Lisy z minuty na minutę się
pogarszał. Szczególnie po jej ostatniej kolejce tequili, którą
wypiła z przypadkowo
poznanymi osobami. Zdecydowanie była dziś w imprezowym nastroju.
-
Jesteś straszną sztywniarą, Wincler. Zachowujesz się, jakbyś
miała z osiemdziesiąt lat. Korzystaj z młodości, póki możesz.
Powinnaś słuchać się mnie, jestem od ciebie starsza i wiem, jak
życie szybko mija – protestuje mojej
odmowie w
dalszym uczestniczeniu w imprezie,
choć plącze się jej język. Była kompletnie pijana. W dodatku,
wpadała w filozoficzny nastrój. Co
nie mogło, skończyć się dobrze.
-
Mam tego pełną świadomość, ale dziękuję za dobre rady. Czas do
domu, Liso. Chodź, zamówię nam taksówkę - chciałam,
jak najszybciej opuścić to miejsce. Ale nie mogłam zostawić jej
tutaj samej pod żadnym pozorem. Namawiam ją, jeszcze przez kilka
minut, aż w końcu ulega. Oddycham z ulgą, gdy kierujemy się w
stronę
wyjścia. Ciesząc, że ten wieczór nareszcie dobiega końca.
Po
odwiezieniu Lisy i
zapewnieniu jej,
że
naprawdę dobrze się z nią bawiłam.
Wracam
do siebie. Wchodząc powoli po niekończących się schodach.
Dostrzegam na nich osobę, której za nic bym się tutaj nie
spodziewała. Miałam wrażenie, że zwyczajnie śnię.
-
Eric? Jakim cudem się tutaj znalazłeś? Przecież
miałeś
przylecieć, dopiero w sobotę? - pytam zupełnie zaszokowana. Nadal
nie wierząc, że stoi przede mną.
-
Chciałem ci zrobić niespodziankę i osobiście złożyć życzenia.
Na szczęście zdążyłem - spogląda na swój zegarek. Następnie
przyciągając mnie do siebie – Wszystkiego
najlepszego, Rose – szepcze cicho.
-
Świetnie ci się to udało. Ogromnie się cieszę, że jesteś.
Długo na mnie czekałeś? - zastanawiam się. Mając nadzieję, że
nie trwało to, zbyt dużo czasu.
-
Jakąś godzinę. Dzwoniłem, ale nie odbierałaś - przypominam
sobie, że przed wyjściem z Lisą. Wyciszyłam telefon.
-
Nie słyszałam. Przyjaciółka
chciała
uczcić moje urodziny i nie miałam, jak jej odmówić - tłumaczę.
Chwilę potem zapominając o wszystkim, co jeszcze chciałam
powiedzieć. Gdy
Eric,
gwałtownie wpija się w moje usta. Nie potrafiąc dłużej się
powstrzymywać. Całował mnie z dużą zachłannością i
namiętnością, której w życiu bym się po nim nie
spodziewała. Do tej pory, każdy nasz pocałunek był dużo bardziej
delikatny. Ale to nowe doświadczenie, wcale nie było złe.
Z
każdą kolejną sekundą, rozbudzał we mnie nagłe i kompletnie
niespodziewane pożądanie jego osoby. Po raz pierwszy, poczułam się
gotowa na przekroczenie między nami tej granicy i nie miałam
zamiaru dłużej czekać.
Wchodzimy
do środka, nie przestając się całować. Nie potrzebne nam były
słowa. Obydwoje doskonale wiedzieliśmy, czego chcemy. Zamierzaliśmy
spędzić ze sobą tę noc, nie zastanawiając się nad tym, co
będzie potem.
Dlatego
nie protestuję, gdy Eric pewnym i zdecydowanym ruchem, sięga do
zapięcia mojej sukienki. Nie
wahając się z jego rozpięciem. Sama
także
zaczynam,
odpinać guziki od jego nieskazitelnie białej koszuli. Podobała
mi się jego elegancja z jaką się nosił, dodawała mu uroku.
-
Nie masz pojęcia, ile na to czekałem - szepcze mi do ucha,
następnie schodząc ustami na moją szyję. Przymykam swoje oczy,
delektując się przyjemnością, jaka płynęła z jego, coraz
odważniejszych pieszczot. Starając się przy tym, pozbyć resztek
niepewności, czy na pewno dobrze robię.
Kiedy
znajdujemy się w końcu w mojej sypialni, wyrzucam ze swojej głowy,
wszystkie niepotrzebne myśli. Skupiając się wyłącznie na
Ericku.
Jego
ustach i dłoniach, po raz pierwszy odkrywających, poszczególne
fragmenty mojego ciała. Oraz delikatnych, ale stanowczych
poczynaniach mających na celu, pozbawienia mnie resztek mojej
garderoby. Odrzucam na bok wszystkie wątpliwości, gdy nasze
spojrzenia na chwilę się spotykają, w próbie unormowania swoich
oddechów w
oczekiwaniu na to, co
dopiero miało nadejść. Dostrzegając
po raz pierwszy w jego oczach uczucie, jakim mnie darzył.
-
Kocham cię, Rose - w ferworze emocji. Wypowiada słowa, których
najbardziej się obawiałam od niego usłyszeć. Wiedząc,
że choć bardzo bym chciała,
nie mogę odpowiedzieć mu tym samym. Było na to, zdecydowanie za
wcześnie. A
nie miałam zamiaru go okłamywać.
Dlatego jedynie go całuję, mając nadzieję, że to mu na razie
wystarczy.
Tamtej
nocy, oddałam mu się w pełni. Obnażając przed
nim,
wszystkie swoje niedoskonałości i najgłębiej skrywane
pragnienia.
Wiedząc,
że mogę sobie na to pozwolić. Eric był w końcu jedną z osób,
którym zaczynałam
ufać bezgranicznie.
Na
co starannie sobie zapracował przez ostatnie tygodnie.
Wspólnie
podążaliśmy
ze sobą na sam szczyt spełnienia w akompaniamencie czułości, jaką
staraliśmy się sobie ofiarować.
Było
mi z nim dobrze, nawet lepiej niż mogłam
przypuszczać.
Zasypiając
wtulona w jego ramiona, z jednej strony byłam szczęśliwa, ale z
drugiej nadal mi czegoś brakowało. Czegoś, co odczuwałam podczas
podobnej nocy, kilka lat wcześniej.
Słonecznym
porankiem, budzi
mnie delikatny, ledwie wyczuwalny pocałunek. Otwieram
oczy z uśmiechem. Wpatrując się w szczęśliwego Ericka.
Już
na
pierwszy rzut oka, można było dostrzec,
że był w wyśmienitym humorze.
-
Dzień dobry. Jak samopoczucie? - pyta, po raz kolejny mnie
całując.
-
Bardzo dobre. Szczególnie z powodu twojej obecności. Naprawdę
cieszę się, że jesteś tutaj ze mną. Zrobiłeś mi wspaniałą
niespodziankę - przytulam się do niego. Od dawna już, nie miałam
lepszego poranka. Miło było budzić się przy kimś, dla kogo było
się ważnym.
-
Dobrze
to
słyszeć. Rose, to co się wczoraj wydarzyło między nami. Mam
nadzieję, że nie żałujesz. Ja naprawdę mówiłem szczerze,
odnośnie moich uczuć do ciebie - przypatruje mi się z uwagą.
Czekając na moją reakcję.
-
Oczywiście, że nie żałuję.
Chciałam tego - zapewniam go. Łącząc
ze sobą nasze dłonie. Nie
żałowałam niczego z minionej nocy, która była bardzo
przyjemna.
-
Więc, czy to znaczy, że dasz mi szansę? - patrzy na mnie z
wyczekiwaniem. Zastanawiam się nad odpowiedzią, tylko przez
chwilę.
-
Na to wygląda. Wczoraj skutecznie mnie do tego przekonałeś. Dzięki
tobie, miałam najlepsze urodziny od dawna. Najpierw ten cudowny
prezent, potem twoja niespodziewana wizyta. Jeszcze raz dziękuję ci
za niego. Naprawdę nie musiałeś, aż tak się fatygować. Mogłeś
mi go w końcu, wręczyć osobiście wieczorem - całuję go w
policzek. Będąc
pod dużym wrażeniem, wszystkiego co dla mnie zrobił.
-
O czym ty mówisz? - pyta zdezorientowany. Jakby kompletnie
nie wiedział, czego dotyczyły moje słowa.
-
Jak to o czym? O tej bransoletce.
Dostałam ją od ciebie, prawda? - pokazuję mu ją, zaczynając mieć
lekkie wątpliwości. Czyżbym się pomyliła i błędnie
zinterpretowała jej darczyńcę? Ale
nikt inny, nie mógł mi jej podarować.
-
Tak, oczywiście że
ode mnie.
Zupełnie wypadło mi to z głowy. Cieszę się, że trafiłem w twój
gust. Mamy jakieś plany na dziś? - ucina temat, zmieniając go na
inny.
-
Ja idę do pracy, a ty grzecznie na mnie tutaj poczekasz. Potem,
gdzieś się wybierzemy. Na szczęście przed nami, kilka wspólnych
dni. Idę zrobić nam śniadanie, jeszcze zdążymy go wspólnie
zjeść - wstaję z łóżka, okrywając się szczelnie kołdrą.
Podchodząc do szafy w poszukiwaniu, jakichś ubrań do
założenia.
Przygotowując
śniadanie dla siebie i Ericka, zaczynałam dochodzić do wniosku, że
nasze wspólne poranki, mogłyby stać się codziennością i zwykłą
rutyną. Wyobrażenie
sobie, wspólnego życia z nim, nie wywoływało u mnie żadnych
oporów, czy niechęci.
Może naprawdę, zaczynałam się w nim zakochiwać. Perspektywa
tego, jeszcze nigdy nie była bliższa.